Rozdział 6: Nowa skóra
Ethan nienawidził niemal wszystkiego i wszystkich. Lecz w tym wszystkim zdawało mu się, że istniał pewien wyjątek, jakim jest jego osoba. Jednak w tym momencie znienawidził on również samego siebie.
Stał, patrząc na zwijającego się z bólu chłopaka. Pierwszy raz tego typu widok był dla niego... denerwujący? Bolesny? Nawet nie umiał określić co dokładnie czuje. W jakiś sposób nie podobało mu się to co widział i pragnął by jak najszybciej się to skończyło. Pomijając fakt, że cierpiący mężczyzna zapewne również tego pragnął.
Skulił uszy słysząc bolesny jęk wydobywający się z jego ust.
– Ej. – Odezwał się, lecz chłopak nawet nie zwrócił na to uwagi. – Ej, ej... Ej!
Ethan poczuł małe oburzenie z powodu braku jakiejkolwiek reakcji. Nie ignoruj mnie jak ejuje do ciebie! Pchnął go tak, by z tej dziwnej pozycji przyczajonego żółwia wylądował na boku.
Mężczyzna w końcu jakby zauważył jego obecność. Wilk cofnął się o krok, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Już chyba dawno w żadnych nie widział tyle bólu.
Nawet on nie byłem na tyle okrutny by planując odebrać jakiemuś człowiekowi życie, przedłużać jego cierpienie. Co najwyżej by na samym początku czuł jak najwięcej strachu, lecz później wszystko toczyło się bardzo szybko. W tym momencie chłopak jakby sam się zadręczał. Nie rozumiał dlaczego on tak z tym walczy?!
– Jak masz na imię? – Spytał, obniżając łeb.
Zrobiłem kilka głębszych wdechów. Nie czuł od niego śmierci jak poprzednim razem. Czyli już naprawdę nie ma odwrotu.
– Młody, jak masz na imię? – Starał się, by nie warknąć.
– Liam. – Jęknął żałośnie.
– Uspokój się, bo będzie jeszcze bardziej boleć.
Chłopak początkowo jakby ignorował moje słowa.
– Powoli. Wdech, wydech, wdech, wydech.
Po chwili słychać było jego drżący oddech. Ethan nawet nie zdawał sobie sprawy, że przez pewien czas jego klatka piersiowa unosiła się w tym samym tempie co chłopaka. Czym ja się tak stresuję, zdziwił się.
– Właśnie tak. Teraz rozluźnij się. Nie walcz z tym. Chwila bólu i po strachu.
Widział jego próby posłuchania się tej rady, lecz nie umiał do końca się do tego dostosować. Wilk zbliżył się do niego, kładąc się nieopodal.
– Spokojnie. – Powtarzał. – To tylko chwilowe.
Niespodziewanie jego ręka znalazła się moim ciele, zaciskając na sierści. Ethan zacisnął szczęki, powstrzymując warknięcie.
– Niezły uścisk. – Stwierdziłem przez zaciśnięte zęby. – Spróbuj jeszcze raz. Rozluźnij się i chociaż przez chwilę nie walcz z bólem.
Jego dłoń jeszcze raz zacisnęła się na sierści, po chwili odpuszczając. Ethan zaczął się zastanawiać czy to tak czują się ojcowie przy porodzie swoich szczeniąt? Widział, że chłopak zaczął odpuszczać, lecz wyraz bólu nie opuszczał jego twarzy. To naprawdę aż tak bolało?
– Liam, rozbierz się. Będzie ci lepiej.
Widział jego pełne niezrozumienia spojrzenie. Wychodzę na jakiegoś zboczucha, prawda? Słusznie stwierdził, że mógł mu to poradzić wcześniej, a nie wtedy, gdy już prawie zaczął się rozluźniać, pozwalając by wszystko szybko się zakończyło.
– Liam, zaufaj mi.
– Kurwa, słucham się gadającego wilka. – Stęknął, z słabym uśmiechem.
Jak bardzo absurdalna była ta sytuacja z jego punktu widzenia? Bardzo. Wykraczająca poza skalę.
Chłopak z wyrazem cierpienia, ściągnął z siebie większość ubrania. Z powrotem położył się na boku, tym razem opierając się plecami o wilka.
– Spokojnie. Wdech, wydech. Dasz radę.
Czuł jak oddech chłopaka się normuje. Widział jak naprawdę stara się jakoś z tym wszystkim poradzić. Z ust mężczyzny wydobył się przeciągły jęk, na sam koniec zamieniając się w skomlenie. Ethan mimowolnie się uśmiechnął.
– Wiedziałem, że sobie poradzisz. – Powiedział.
– Nadal trochę boli.
– Zaraz przestanie. Leż spokojnie i odpoczywaj.
Widziałem jak ciemne wilcze oczy się przymykają. Ethan miał chwilę na przyjrzenie się nowemu ciału mężczyzny. Było widocznie lepsze od tamtego, chociaż jak na człowieka również był niczego sobie. Czarne futro z nieco jaśniejszym podszerstkiem falowało lekko pod wpływem wiatru. Szczupłe, smukłe łapy. Wyglądasz lepiej niż połowa watahy, stwierdził Ethan.
Liam natomiast nigdy w życiu nie czuł się tam zmęczony, jak również nigdy nie przeszedł takiego bólu. W jego głowie zaczęła pojawiać się masa pytań i sprzeciw na rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Nie miał jednak teraz na to siły. Leżał, nie umiejąc na niczym skupić myśli. Trochę obawiał się chwili, gdy to wszystko do niego dotrze.
– Co tu się do cholery dzieje? – Odezwał się, gdy poczuł że ma na to wystarczająco siły. – Przecież to wszystko jest...
Nie dokończył nawet nie potrafiąc tego wszystkiego nazwać.
– Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach, średnich filmach i kiepskich anime.
– Witaj w nowej rzeczywistości. – Odparł Ethan.
– To muszą być jakieś żarty. – Mówił, dalej nie otwierając oczu. – Powiedz, że nie zostanę taki na zawsze. – W jego głosie słychać było nutę strachu.
– Nie. Chociaż tak naprawdę nie wiem, po co znów się przemieniać w człowieka.
To jest jedna z wielu rzeczy, których Ethan nadal nie potrafił pojąć i wątpił by kiedyś mu się to udało. Jednak Liama te słowa uspokoiły.
Wilka patrzał na chłopaka myśląc, że powinien być martwy. Powinien go zejść dwa dni temu. A swój błąd powinien naprawić kilkanaście minut temu. Nie rozumiał, dlaczego nie potrafiłem tego zrobić? Dlaczego widząc go cierpiącego, nie potrafiłem tego ukrócić? Pierwszy raz zrobił coś wbrew sobie.
– Dobra. Koniec leżenia. Wstawaj.
Srebrny wilk podniósł się, czekając aż to samo zrobi Liam. Chłopak przez chwilę leżał, w końcu dość niezgrabnie się podnosząc.
Dziwnie my było poruszać się w tym ciele, lecz robił to dość intuicyjne. Już po chwili stał na czterech łapach. To wszystko nadal do niego nie docierało. Jego umysł brał to za chory sen.
– Liam. – Mężczyzna spojrzał na wilka, który wypowiedział te słowa. – Lepiej?
Młodszy prychnął pod nosem. Próbował się lekko uśmiechnąć, chociaż nie miał pojęcia jak to w rzeczywistości wygląda. Otrząsnął się, jakby chcąc zrzucić z siebie brud czy resztki bólu. Spojrzał na swoje łapy, które pokrywała czarna sierść. Łapy.
Przez chwilę zastygł w bezruchu. Czuł jak jego serce przyspiesza swoje bicie, a oddech staje się niespokojny. Do jego głowy zaczęło docierać w tej chwili za dużo faktów. Za dużo niepasujących do rzeczywistości faktów.
– Wszystko w porządku? – Usłyszał ostrożne pytanie skierowane w jego stronę.
Zaskomlał, kręcąc energicznie głową. Zacząłem skakać, jakby próbując kogoś z siebie zrzucić. Nie! Co to ma wszystko być?! Przecież takie rzeczy się nie zdarzają! Słowa srebrnego wilka kierowane w jego stronę spotykały się z murem.
Ten wilk mówi, a ja to wszystko rozumiem! Sam jestem jakimś futrzakiem! Dalej skakał i wierzgał, chcąc z powrotem znaleźć się w swoim ciele. Swoim ludzkim ciele! Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca!
Liam nagle poczuł silne uderzenie. Zdezorientowany został powalony na plecy. Dyszał, szeroko otwartymi oczami spoglądając na stojącego nad nim wilka. Jego warczenie wywołało na moim ciele dreszcz. Niezły głos.
– Nie ignoruj mnie. – Warknął.
Te wyszczerzone kły powinny powodować u niego strach. Nic takiego jednak nie czuł. Nie skrzywdziłby mnie, podpowiadał mu jakiś idiotyczny głos, który raczej powinien mu mówić, że zjadłby go na śniadanie i to bez popijania.
– Ethan! – Czarny wilk usłyszał przerażony krzyk.
Liam znał właściciela głosu. Gdy spojrzał w stronę, z której dochodził, wcale nie poczuł się lepiej. Zamiast Leviego widział tam wilka o brązowej sierści i czarnych łapach oraz masce na pysku. Świetnie, ktoś jeszcze kogo znam, pomyślał z ironią.
Widział jego przestraszony wzrok, skierowany na ich dwójkę. Jednak Liam ich obecną pozycję uznałby bardziej za niestosowną i dwuznaczną, niż za straszną.
Po chwili w polu widzenia zaczęły pojawiać się kolejne wilki. Razem z Levim stała ich tam razem piątka. Młody wilk wcale nie poczuł się lepiej. Zagrożenia bardziej wypatrywał z ich strony niż z strony warczącego nad jego uchem wilka. Zresztą, warczał on na niego tylko przez chwilę i ponownie zaczął, gdy pojawiło się całe to towarzystwo.
– Zostaw go. – Usłyszałem głos Leviego, jednak nie było w nim ani krzty pewności czy rozkazu.
– Ethan. – Dopiero w tym, pochodzącym od jasnobrązowego wilka z ciemnym grzbietem, usłyszałem obie nuty. – Odejdź od niego.
Srebrny wilk odsunął się ode Liama, nie spuszczając wzroku z całej piątki. Czarny wilk odniósł wrażenie, że grupa nie przepadają za nim. Przynajmniej to można było przypuszczać po atmosferze jaka tu zapanowała.
Wolny, przekręcił się i podniósł, lekko otrzepując z ziemi. Stał, nie mając pojęcia co tak właściwie powinienem zrobić. Spojrzał na białoszarego wilka, który również przeniósł na niego swój wzrok brązowo–bursztynowych ślepi. Nie było w nim tego chłodu, co przy spoglądaniu na tamtą piątkę. W końcu wilk prychnął pod nosem, odwracając się i odchodząc.
Levi natychmiast do mnie podbiegł.
– Liam, nic ci nie jest? Nic ci nie zrobił?
Pomimo tego, że tak właściwie kilka dni temu został zaatakowany przez białoszarego wilka nie czuł od niego żadnego zagrożenia. Przecież gdyby chciał skończyć to co zaczął, do tej pory już by to zrobił. A zamiast tego pomógł mu przejść przez ten koszmar. To jakby w większości zmazało zło, którego próbował dokonać. Dzisiaj ani przez chwilę nie czuł by groziło mu niebezpieczeństwo z jego strony.
Liam był nieco zdezorientowany.
– Levi, musimy sobie chyba coś wyjaśnić. – Ponownie usłyszałem ten pewny siebie głos.
Stojący przy mnie wilk, skulił się lekko.
– Może najpierw zabierzmy go do domu?
– A później wszystko nam ładnie opowiesz. – To było czyste stwierdzenie. – Cześć, jak masz na imię? – Pytanie skierowane do młodego wilka było pełne łagodności.
– Liam. – Odparłem nieufnie.
– Chodź z nami. Nic ci nie grozi.
Liam czuł, że nie miał za bardzo innego wyjścia jak pójść za nimi. Białoszary wilk już zniknął i zostali tylko oni. Jakoś nie uśmiechało mu się zostawać samemu. Wilki ruszyły, a on szedł za nimi trzymając się z tyłu.
Gdy wataha była w drodze do domu, Ethan szedł warcząc pod nosem i nie ukrywając swojego niezadowolenia. Nienawidził tego, że ktoś zawsze musiał się w trącać w to co robi. Nie mógł uwierzyć w to, że pomyśleli, że zagryzie go na ich oczach. Może i na samym początku planował ukrócić jego życie, ale przecież ostatecznie tego nie zrobił.
Przypuszczał, że teraz zabierają świeżego wilka do siebie i tyle go widział. No, może minie się z nim jeszcze kiedyś, gdy wpadnie z krótką wizytą do watahy.
– Kto by się tym przejmował? – Powiedział, jakby próbując przekonać samego siebie. – Nikogo nie potrzebuje.
Zaczął wrzucać Liama do jednego worka z resztą. To tylko jeden z kolejnych wilków, oni wszyscy są tacy sami. Nigdy mnie nie zrozumieją, nawet się o to nie postarają. Po co zwracać uwagę na starego, zdziwaczałego wilka?
W tym czasie wataha zdołała już dotrzeć do celu. Liam poczuł się jak w horrorze. Dom w środku lasu. Chociaż musiał przyznać, że ten wyglądał całkiem przyjaźnie i przytulnie.
Nie miał czasu dobrze mu się przyjrzeć, ponieważ jego wzrok skupił się na ciałach wilków wchodzących do środka oraz ludzkich pośladków, które później miał okazję widzieć.
– Levi, pomóż mu. Tylko wcześniej przynieś mu coś do ubrania. – Poprosił jeden z wilków, po chwili również znikając w głębi domu.
Wilk, który był jego przyjacielem znikł, po chwili wracając już jako człowiek i w dodatku ubrany. W rękach trzymał jakiś koc.
– Co ci będę kłamał, to też nie będzie najprzyjemniejsze. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale szybko przestanie takie być. – Starał się go pocieszyć.
Czarny wilk położył uszy po sobie. Sam nie wiedział jak to robił, lecz było to dla niego intuicyjne i jak wykrzywienie twarzy w grymasie. Nie miał pojęcia jak teraz miał się przemienić w człowieka. Bardzo chętnie by to zrobił, ale jak?
– Nie wiem jak mam ci to wyjaśnić. – Levi odezwał się, widząc zakłopotanie w jego postawie. – Po prostu pomyśl o tym. Jak zaczniesz czuć takie dziwne uczucie, staraj się za nim podążać. Mówię, na początku może trochę boleć, ale musisz to wytrzymać. Trochę tak jak przemieniałeś się w wilka, ale odwrotnie.
Trochę tak, ale odwrotnie. Liam był mu wdzięczny za takie rady. Oczywiście nie naprawdę.
Westchnął ciężko. Rozpoczął próby przemiany w człowieka, ponieważ nie miał ochoty do końca życia zostać ogromną kupą futra. Zamknął oczy, starając się poczuć to uczucie. Przez długi czas nic się nie działo, lecz nie poddawał się. Mamy czas, powtarzał sobie.
W końcu poczuł pierwsze dziwne mrowienie, a zaraz potem towarzyszący temu ból. Starał się nie spinać i nie blokować tego. Levi miał rację. Chwila bólu i po sprawie.
Liam klęczał nagi na ziemi, czując chłodny wiatr, który wywołał na jego ciele gęsią skórkę. Pod postacią wilka było mu dużo cieplej.
Zaraz został okryty kocem, trzymany przez przyjaciela. Mężczyzna chwycił jego brzegi okrywając się nim szczelnie.
Levi zaprowadził go do środka. Będąc w środku poczuł na sobie wzrok wszystkich obecnych. Poczuł się nieco lepiej znikając za drzwiami jakiegoś pokoju. Został posadzony na dole piętrowego łóżka, a następnie w jego rękach znalazły się ubrania.
– Powinny być dobre. Jesteśmy podobnego wzrostu.
Mężczyzna odszedł ode niego, odwracając się tyłem. Liam uznał to za zachęcenie go do tego by się przebrał. Dziwnie było mu znów poruszać się w ludzkim ciele.
Ubrany, z powrotem usiadł na brzegu łóżka i schował twarz w dłoniach. Oddychał głęboko starając się jakoś trzymać. Próbując znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji.
– Przepraszam cię, że do tego wszystkiego doszło. – Zaczął Levi. – Przepraszam, że mnie nie było. Bałem się, że Ethan coś ci zrobi. Ale nic nie zrobił, prawda?
Liam poznał imię białoszarego wilka, który był z nim na początku. Ethan.
Jego uszu doszło ciche skrzypnięcie drzwi, a następnie kroki zbliżające się w jego stronę. W pokoju znajdowały się dwie osoby więcej
– Liam, tak? – Znów miał okazję usłyszeć ten pewny siebie głos. Spojrzałem na rozmówcę, chcąc wiedzieć jak wygląda jako człowiek. – Nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Nathan Lionel. – Uśmiechnął się ciepło.
Liam uważnie skanował wzrokiem mężczyznę. Wysoki, chyba nawet wyższy od niego oraz dość szczupły. Krótkie czarne włosy miał zaczesane do tyłu. Zapamiętaj imię i wygląd, powiedział do siebie w myślach. Zawsze miał problem z nowymi twarzami, szczególnie, że miał do zapamiętania jeszcze trzy inne.
– Joel Ford. – Przedstawił się drugi mężczyzna z troskliwym i lekko zmartwionym uśmiechem.
Blond włosy były starannie ułożone z przedziałkiem na środku. Może to nie była najlepsza chwila, lecz Liam zastanowił się kiedy on je układał, czy one zawsze wyglądają jak u modela fryzur? Poza tym był nawet przystojny jak na mężczyznę, podsumował.
Oboje wyglądali jakby byli koło trzydziestki lub lekko po niej.
Brunet milczał, nie wiedząc co odpowiedzieć. To wszystko trochę za bardzo go przytłaczało.
– Liam Reeds. – Odważył się przedstawić.
– Dobrze się czujesz? Nie jesteś nigdzie ranny? – Pytał Nathan.
Liam widział jak wzrok mężczyzny ląduje na jego ręce, gdzie nadal widniały ślady po ugryzieniu sprzed kilku dni. Wyglądały zaskakująco dobrze jak na swój wiek. Nadal były zaróżowione, lecz daleko było im do miana otwartej rany.
Zastanawiał się czy to jest przyczyna tego wszystkiego. W filmach zaczyna się od takich rzeczy. Gdyby wiedział, że ugryzienie może być takie groźne, uważałbym bardziej biorąc chomiki na ręce, wysilił się w myślach na dowcip.
– Tak. To już nie boli. – Odparłem, a po krótkim zastanowieniu dodał: – Głowa mi trochę dokucza.
– To normalnie, twoje ciało musi się przyzwyczaić. Wiesz co się stało?
– Właśnie chciałbym wiedzieć. – Liam zaśmiał się nerwowo.
Widział jak trójka zgromadzonych spogląda po sobie. Jakby nie wiedzieli, jak mają mu to wszystko przekazać. Cierpliwie czekał, czując jednocześnie, że jego ciało coraz bardziej się uspokaja.
– Levi, może najpierw wyjaśnisz jak do tego wszystkie doszło. Będziemy wiedzieć na czym stoimy i jak to dalej wyjaśnić.
Przyjaciel zaczął opowieść od wizyty na jego urodzinach. Później szybko przebrnął przez część szpitalną, aż do powrotu do domu. Czyli jak zrozumiał brunet, do tego budynku. Gdy wieczorem poszedł się przejść, wyczuł jego zapach, co już dla Liama wydawało się być dziwne i absurdalne. Ten zaprowadził go do leża Ethana, gdzie widział nieprzytomnego przyjaciela nie wiedząc, że jest ranny.
Odciągnął wilka ode niego, powstrzymując go przed skonsumowaniem go. Liamowi trudno było przyjąć do wiadomości, że białoszary wilk mógł chcieć naprawdę go zjeść. Jego umysł usilnie to wypierał.
Levi wrócił, gdy Liam zaczął odzyskiwać przytomność i dopiero wtedy cała sytuacja stała się dla niego jasna. Dalej już była tylko część o odprowadzeniu go do domu i zostawieniu kolejnego dnia.
– Levi, pójdź po jego rzeczy. – Poprosił Joel.
Liam nie czuł się dobrze, gdy został sam z dwójką obcych. To że znałem ich imiona, wcale nie sprawiało nagle, że jakkolwiek im ufał.
– Wiesz co się stało?
– Jakimś cudem zamieniłem się w postać z filmu. – Prychnął nadal niedowierzając.
– Tylko rzeczywistość filmowa nie zawsze ma dużo wspólnego z tą prawdziwą. – Zwrócił mu uwagę. – W tym wypadku nie jest tak źle jak początkowo może się wydawać. Określenie wilkołak bardziej kojarzy się z tymi ekranowymi karykaturami. Teraz jesteś jednym z nas, wilkiem.
Jestem wilkiem, powtórzył w myślach.
– Nie będę rzucał się na ludzi by zaspokoić swój głód? – Zaczął paplać to co mu pierwsze przychodziło do głowy.
– Nie będziesz się rzucał na ludzi, ale nie fundowałbym sobie głodówek na twoim miejscu, bo różnie jednak mogłoby to się zakończyć. – Odpowiedział lekko rozbawiony.
Spojrzałem na niego lekko spode łba.
– Przepraszam, to nie było śmieszne. Ale w sumie nie żartowałem. Taka prawda, że ludzkim mięsem się nie pogardzi, a jest w szczególności smaczne. Nie ma jednak przymusu by go jeść, więc spokojnie. Ale chyba nie byłeś wegetarianinem?
Wegetarianinem nie, jednak moja dieta nie była jakoś specjalnie bogata w zwierzęce biało i tłuszcz. Zrozumiał przekaz, że chyba musi pokochać się z mięsem.
– Czymś powinienem się szczególnie martwić?
Poza tym, że może zamieniać się w jakiś dzikie zwierzę.
– Tak na pierwszy rzut oka to nie. Twoje życie nie musi się dużo zmienić. Z czasem każdy jednak zaczyna dostrzegać jakieś wady. Nigdy nie jest idealnie.
Jego mózg już parował od nadmiaru nowych i niedorzecznych informacji, a czuł, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Czy to na pewno nie jest sen? Powinienem się uszczypnąć by to sprawdzić?
– Może na pocieszenie jakieś pozytywy? – Poprosił z nietęgą miną.
– Nie umrzesz ze starości. – Tym razem głos zabrał Joel. – Ludzkie choroby też się za bardzo nas nie trzymają, więc możesz cieszyć się zdrowiem.
Te słowa były dla niego bardziej znaczące niż to co wcześniej mówił Nathan. Jest teraz zdrowy. Naprawdę zdrowy. Było to za piękne by mógł w to uwierzyć.
– Sam nie wiem co jeszcze, po takim czasie to już się zapomina jakie zmiany to ze sobą niesie. Levi jest najmłodszy, więc chyba na ten temat powiedziałby ci najwięcej. – Wyjaśnił blondyn. – No i życie w sforze jest naprawdę ciekawe. Nigdy nie zostaniesz sam, zawsze możesz liczyć na wsparcie.
– Oczywiście, jeśli chcesz do nas dołączyć. – Wtrącił się Nathan.
– Muszę? – Spytał się niepewnie.
Wiedział, że w tym wszystkim musi być jakiś haczyk. Ten wybór musi mieć jakieś znaczenie. Inaczej nie pytali by go tak oficjalnie.
– Nie musisz. Jednak te lasy to teren watahy. Tak jak zwykłe wilki, jesteśmy dość terytorialni. Nie będąc w naszej sforze, wchodząc do tego lasu byłbyś zwykłym intruzem. W tym wypadku nie możesz liczyć na zbyt dużą pomoc z naszej strony.
– Czyli tak jakby nie mam wyboru. – Podsumował.
– Jako świeży wilk, trochę tak. Jednak nadal decyzja należy do ciebie
Podziękował w myślach za to, że ma w ogóle jakąś aluzję tego, że panuję nad swoim życiem.
– Dołączę. – Odpowiedział spoglądając na Nathana.
– W takim razie witaj w rodzinie. – Uśmiechnął się do niego. – Jak chcesz możesz zostać z nami na noc.
– Dziękuję.
Zapadła długa cisza.
– Słyszałem, że w lasach są wilki, ale nie spodziewałem się, że takie. – Odezwał się po dłuższej ciszy.
– Spokojnie, normalne też są. – Powiedział z lekkim śmiechem, jakby to miało mnie pocieszyć. – Lasy po drugiej stronie miasta są ich. Ta strona jest nasza. Tak ogólnie można powiedzieć, że nie przepadamy za sobą, więc radziłbym czasami uważać.
– Nie jesteś stąd? – Dopytał Joel.
– Przeprowadziłem się tu pół roku temu.
Przerwał im odgłos głośno zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, a po chwili Levi zjawił się w pokoju z moimi rzeczami. Ubrania, telefon, klucze, portfel. Odłożył wszystko na komodę, po czym rozejrzał się po wszystkich obecnych.
– Liam z nami zostaje. – Oznajmił w końcu Nathan.
– Naprawdę?! Super! – Za chwilę Liam poczuł jak ręce przyjaciela obejmują jego ciało i przewracają na łóżko. Silny był. – Ale super! W końcu będę miał z kim normalnie pogadać! I nie będę już najmłodszy!
– Levi, daj mu spokój. – Joel zaczął go nieco hamować. – I lepiej na spokojnie z nim porozmawiaj. Jak będziecie gotowi, to dołączcie do reszty.
Dwójka mężczyzn odpuściła pokój, zostawiając ich samych.
– Zostajesz na noc?! – Spytał nadal podekscytowany.
– Dzisiaj? Tak.
Jakoś nie wyobrażałem sobie w tej chwili powrotu do domu. Nawet jeśli czekali w nim bądź też nie, tylko współlokatorzy.
– Super. Ale ja śpię na górze! – Zaznaczył od razu. – Co chciałbyś wiedzieć? Zresztą, mamy całą noc do rozmów.
Zapowiadała się długa noc. Ale nie tylko dla obecnej w pokoju dwójki. Na skraju lasu stał srebrny wilk wpatrując się w budynek.
Wiedział, że z tej odległości nikt nie zobaczy go z żadnego okna, a wiatr nie przywieje w tamtą stronę jego zapachu. Po prostu stał i obserwował wszystko z daleka.
Poruszył się, gdy zauważył otwierające się drzwi. Uspokoił się, gdy zobaczył wychodzącego Liama. W dłoni trzymał komórkę, którą później przyłożył przy uchu. Z tej odległości Ethan nie był w stanie niczego usłyszeć, dlatego podszedł bliżej, nadal ukrywając się w lesie.
– Tak... Ale... Dasz mi cokolwiek powiedzieć?! – Widział jak chłopak bierze nerwowy wdech. – Pójdę jak będę miał chwilę. Jeden dzień w tą czy w tą nie zrobi różnicy. Dajcie mi się z tym wszystkim uporać. Przestańcie się tak o mnie martwić!
Liam westchnął ciężko, na koniec wpychając nerwowo urządzenie do tylnej kieszeni. Ethan stałem w miejscu, przypatrując się mu uważnym spojrzeniem. Chłopak potarł dłońmi twarz. Przez chwilę kręcił się na podwórku, aż w końcu jego spojrzenie zatrzymało się na białoszarym wilku.
– Ethan, tak? – Spytał, po zrobieniu kilku kroków w stronę zwierzęcia. – Daliście równo dupy z Levim, jeśli chodzi o moją osobę, co?
Fuknąłem niezadowolony pod nosem. Starszy poczuł, że te słowa godzą w jego dumę. Co? Wolałeś bym cię zażarł?! To się da jeszcze naprawić! Co za niewdzięczny szczeniak z niewyparzonym językiem!
– Dzięki, że byłeś ze mną... wtedy. – Liam odezwał się ponownie, tym razem trochę nieśmiało, zmniejszając dystans dzielący go z wilkiem. – Dlaczego nie jesteś z resztą w środku?
Ethan mimowolnie powąchałem chłopaka. Skrzywił się czując ten zapach. Śmierdział Levim. Ten zapach zdecydowanie nie należał do jego ulubionych.
– To nie miejsce dla mnie. – Zdecydował się odpowiedzieć. – Poza tym nie mam ochoty siedzieć zamknięty w tej małej klitce.
Kto miałby ochotę siedzieć w tym betonowym klocku, skoro do dyspozycji był cały las.
– Do zobaczenia, Ethan. – Pożegnał się z delikatnym uśmiechem.
Wilk obserwował jak mężczyzna odchodzi, by w końcu zniknąć za drzwiami. Zostaje z nami? Jeśli tak to może rzeczywiście się jeszcze zobaczymy. Chociaż jeśli ta brązowa małpa z długim jęzorem powiedziała im co planowałem, będą trzymać nowego z dala ode mnie.
Nie mając zamiaru spędzić wieczoru czatując pod ich domem ruszył w las, gdzie czuł się najlepiej.
_____________________________
Można powiedzieć, że Liam dostał nowe życie. Teraz pytanie, czy się w nim odnajdzie? Zmiana jaka w nim zaszła może nie być łatwa do zaakceptowania, a i życie w sforze też ma swoje zasady, których będzie musiał przestrzegać. Nie mając za dużego wyboru wstąpił w wąskie środowisko pełne różnych charakterów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top