Rozdział 39: Egzystencja
Biegł w stronę domu żywiąc nadzieję. Jednak będąc niemal na miejscu ponownie zaczął czuć rozczarowanie. Nie czuł go. Dobrze zdawał sobie sprawę, że gdyby tu był, raczej poczułby cokolwiek już kilka kilometrów wcześniej. Lecz on nadal głupio wierzył, że może on na niego tam czeka.
Zatrzymał się przed dobrze znanym sobie domem. Już miał zawracać i ponownie oddalić się na jakiś czas, kiedy drzwi otworzyły się, a ze środka wyszedł jego przyjaciel.
– Nadal żadnego śladu? – Spytał smutno. – Wejdź na chwilę. – Poprosił.
Miał zamiar odmówić, jednak uległ błagalnemu spojrzeniu Nathana. Wszedł do środka. W domu słychać było powolny stukot jego pazurów o panele.
Będąc w salonie nie wiedział co ze sobą zrobić. Położyć się na kanapie czy może zamknąć w swoim i Liama pokoju?
– Jesz coś w ogóle? – Spytał zmartwiony przyjaciel.
Patrzał na wilka, którego kiedyś dobrze znał. Teraz zdawał się być jedynie cieniem dawnego siebie. Przygnębiony, nieobecny myślami, znacznie szczuplejszy.
– Coś tam przekąsiłem. – Odparł zgodnie z prawdą.
Nie za bardzo przejmował się posiłkami. Czasami zapolował na coś mniejszego, jednak wszystkie swoje siły i czas skupiał na przeszukiwaniu kolejnych kilometrów lasu.
– Zrób sobie kilka dni odpoczynku. Jeśli gdzieś tam jest, to poczeka na ciebie.
– A jeśli potrzebuje pomocy?
Nathan nie chciał wdawać się w szczegóły. Minęło już kilka tygodni, a Ethan nadal nie miał żadnego nowego śladu. Nie miał serca nawet zasugerować przyjacielowi, że może jednak jego poszukiwania są bezcelowe. Gdzieś w środku jednak chciał żyć tą naiwną nadziej, że chłopak nadal żyje.
– Nie pomożesz mu jeśli się zagłodzisz. – Odparł jedynie. – Zrób sobie chociaż dzień przerwy. Później ruszysz dalej.
Białoszary wilk niechętnie przystał na tę propozycję. Odrzucał od siebie fakt, że był przemęczony i w nienajlepszej formie.
Joel, Levi i David patrzeli na niego smutnym wzrokiem. Chyba wszyscy zaczynali powoli oswajać się z myślą, że stracili również Liama. Przestawali wierzyć, że do nich wróci. Ciężko im było widzieć Ethana, który wciąż zdawał się mieć nadzieję. Obawiali się dnia, kiedy okrutna prawda dotrze i do niego.
Ethan położył się na swojej kanapie. Spróbował się zdrzemnąć, lecz nie potrafił. Wszystko zdawało mu się przypominać młodszego. Nawet widok Leviego i Davida przed telewizorem, z którymi brunet przesiadywał często grając w różne gry.
Czując napływające do oczu łzy zszedł z kanapy i zamknął się w swoim pokoju. Przez chwilę stał w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ostatecznie otworzył szafę, wyciągnął kilka ubrań młodszego i zaciągnął je na łóżko. Położył się, wtulając w nie psyk i wdychając coraz słabszy zapach Liama.
Zaskomlał cicho czując nasilający się ból w klatce piersiowej, który rozchodził się na całe jego ciało. Będąc tak blisko zapachu byłego kochanka czuł się jednocześnie gorzej i lepiej. Torturował się wspomnieniami ich wspólnych chwil, równocześnie czerpiąc z nich jedyne skrawki radości jakie obecnie znajdowały się w jego życiu.
Przy znajomym zapachu udało mu się zasnąć. Już dawno nie odpoczywał nieprzerwanie kilku godzin. To był najbardziej regenerujący sen ostatnich kilku tygodni.
Gdy się obudził był już ranek. Z bólem opuścił ich wspólny pokój i skierował się w stronę drzwi. Pozostała część watahy, która kręciła się po domu, widząc to wyszła razem z nim.
– Będę już szedł. – Oznajmił, patrząc na wszystkich. Po części zazdrościł im, że tak dobrze się trzymali. – Tym razem zapuszczę się dalej. Nie wrócę, dopóki go nie znajdę.
– A jeśli sam wcześniej tu wróci? – Spytał Nathan.
Tak naprawdę nie chciał dopuścić by przyjaciel zniknął bez wieści na tak długo. Bał się tego, że któregoś razu mógłby już nigdy nie wrócić. Gdy i w nim ulecą resztki nadziei.
– Będę wracał co jakiś czas. – Zdecydował. – Może co kilka miesięcy, jak nie uda mi się go wcześniej znaleźć. Jeśli tu wróci niech na mnie czeka. Niech mnie nie szuka, tylko czeka.
Ethan bał się, że mogliby się gdzieś minąć podczas wzajemnych poszukiwań. Wolał by młodszy na niego zaczekał. Chociaż miał nadzieję, że sam go odnajdzie i nie będzie takiej potrzeby.
– Powodzenia. Wracajcie szybko.
Nathan patrzał jak przyjaciel odchodzi. Białoszary wilk początkowo ruszył kłusem, w końcu przechodząc do galopu i po chwili znikając za drzewami.
– Dlaczego nie chce zaakceptować tego, że Liam nie żyje? – Spytał David półszeptem.
– Nie chcę nawet wiedzieć jak odczuwana jest zerwana więź. – Odparł Nath. – Ale nie znalazł ciała ani kości. Dlatego nie chce temu wierzyć temu. Usilnie wypiera to z siebie. Ale niewątpliwie to czuje.
– Jak długo to będzie trwało?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ale dla jego dobra, oby jak najdłużej.
Wszyscy jeszcze chwilę patrzeli w ślad za wilkiem, po czym wrócili do domu. Było tu strasznie pusto i cicho odkąd zabrakło dwóch członków watahy, którzy wnosili niezwykle dużo hałasu, ale i radości do codziennego życia.
Starali się zaakceptować nową rzeczywistość, jednak żaden z nich jeszcze do końca nie pozbierał się po stracie dwójki przyjaciół.
Liam chodził wzdłuż ogrodzenia. Nie miał zresztą zbyt wielu zajęć tutaj, na tak niewielkim ogrodzonym obszarze. Już z rana zdążył powarczeć na sąsiadów z wybiegu obok, którzy nie pałali do niego sympatią z wzajemnością.
Jedzenie jak zawsze leżało nieruszone nieopodal siatki. Jeszcze żaden z pracowników tego całego rezerwatu nie odważył się do niego wejść, a przegonić się nie dał. Sam odrzucał im to śmierdzące mięso pod wejście. Jeszcze tego brakowało by całkiem się zepsuło.
Jedną z jego nielicznych rozrywek było podsłuchiwanie pracowników. Dowiedział się też mniej więcej gdzie się znajduje. Znał nazwę rezerwatu, lecz nigdy osobiście o nim nie słyszał i nie wiedział w jakiej części kraju się znajduje.
Nie raz słyszał jak o nim mówią. Bali się go, a on czuł w tym jakąś satysfakcję. Nie rozumiał tylko, dlaczego pomimo upływającego czasu on nadal się tutaj znajdował. Przecież wyzdrowiał. Powinni go wypuścić.
Kątem oka zauważył kroczącą za ogrodzeniem blondynkę. Dowiedział się, że to niejaka Grace. Ona jako jedyna zdawała się go nie bać. Nie na tyle by zaryzykować wejściem. Ale zbliżała się do niego najbardziej. I bardzo dużo mówiła.
Zawrócił i zbliżył się w stronę wejścia. Kobieta weszła przez pierwsze wejście, lecz nie przechodziła przez kolejne. Stała w niewielkiej klatce, która w razie jakiejś wpadki miała uniemożliwić zwierzęciu ucieczkę. Działało.
– Dzisiaj również niczego nie zjadłeś? – Na twarzy blondynki widniał smutny wyraz. – Padniesz nam tu z głodu jak tak dalej pójdzie. Koledzy mówią mi, że znowu rano dawałeś koncert.
Liam pomimo beznadziejnej sytuacji nie zaprzestawał prób wołania swojej watahy. Może w końcu znajdzie się ktoś w pobliżu, kto mu odpowie, ktoś kto będzie w stanie mu pomóc. Nie tracił nadziei i kilka razy dziennie nawoływał kogokolwiek.
– Mam dla ciebie dzisiaj małą niespodziankę, mam nadzieję, że chociaż to trochę pomoże. – Kontynuowała. – Do zobaczenia później.
Patrzał jak blondynka odwraca się i wpisuje kod do zamka, po czym niewielka dioda zmienia kolor z czerwonej na zieloną, a po jej wyjściu z powrotem staje się czerwona.
Został ponownie sam. Ruszył ponownie na spacer po swoim małym więzieniu. W zasadzie większą część dnia spędzał na spacerowaniu i obserwowaniu. Nic innego mu nie zostało.
Zbliżało się południe, kiedy ponownie usłyszał głos kobiety. Skierował się w stronę wejścia.
– Ghost, mam tu coś dla ciebie! – Krzyknęła kobieta.
No tak. Było jeszcze to idiotyczne imię nadane mu przez nią. Czuł się jeszcze bardziej upokorzony, niemal zrównany z poziomem domowego psa.
Uważnie patrzał jak kobieta otwiera najpierw jedne drzwi, których zamek na koniec zaświecił się na czerwono. Następnie odstawiając niewielką klatkę, którą miała za sobą, zaczęła otwierać drugie drzwi.
Liam przeanalizował sytuację. Nawet jeśli przedostanie się do buforu, nie otworzy drugich drzwi. Nie znał kodu. Nie dał rady go jeszcze rozszyfrować. Poza tym wilczymi łapami czy pyskiem byłoby trudno go wybrać. Klawiatura numeryczna była dosyć mała, a zamiana w człowieka również nie wchodziła w grę z powodu kamer.
Nie zostało mu nic innego jak obserwacja kobiety.
Blondynka nie weszła do środka. Otworzyła jedynie drzwi na połowę ich szerokości. Następnie sięgnęła do niewielkiej klatki, którą przyniosła. Wiatr nie był w stanie przenieść zapachu w stronę Liama, by wcześniej mógł rozeznać się w sytuacji, wiejąc w przeciwnym kierunku.
Nagle jego ciało się spięło na widok odstawianego na ziemię zająca. Niewielkie zwierzę stało nieruchomo od razu widząc na swojej drodze zagrożenie.
– Przepraszam cię maluszku. – Powiedziała kobieta, po czym pogoniła gryzonia.
Zając zerwał się do ucieczki w głąb wybiegu, a czarny wilk instynktownie pognał za zwierzyną. W tej chwili nie myślał, instynkt brał nad nim górę.
Nie jadł od kilkudziesięciu dni. Nie miał tyle siły co zawsze, a zwierzę było niezwykle zwinne, gwałtownie zmieniając kierunek, kiedy jego zęby niemal go dosięgały. Ostatecznie gryzoń wpadł w róg ogrodzenia, a próbując zawrócić natknął się na wilcze szczęki.
Liam łapczywie pochłaniał swoją zdobycz dopiero teraz czując jak bardzo był głodny. Na końcu z gryzonia nie zostało niemal nic.
Gdy skończył jeść i chciał wrócić do wejścia na wybieg, jego oczy zlokalizowały kolejnego gryzonia. Jedną porcją nie można było się najeść. Nadal odczuwał głód, dlatego jego wilcza strona zdecydowała się na kolejny pościg.
Po tym niewielkim posiłku mógł powiedzieć, że czuł się nieco lepiej. Jeśli zignorować ciążące uczucie pustki, straty, tęsknoty i ból.
Gdy powrócił na początek wybiegu, kobieta nadal stała w przejściu między wejściami.
– Wiem, że takie świeżo upolowane jest lepsze, ale zlituj się i zacznij jeść po prostu surowe mięso, które ci przynosimy. – Mówiła patrząc na czarnego wilka. – Ciężko będzie cię wykarmić żywymi zwierzętami.
Wypuśćcie mnie, to nie będziecie mieli tego problemu, pomyślał patrząc jej prosto w oczy.
– Masz niesamowicie przeszywające i inteligentne spojrzenie. – Uśmiechnęła się.
– Chora wariatka. – Parsknął.
Blondynka odeszła zostawiając go samego. Powrócił do swojego spaceru po niewielkim ogrodzonym terenie, co jakiś czas unosząc do góry pysk i wyjąc.
Ethan kroczył przed siebie co jakiś czas wyjąc, oczekując odpowiedzi. Najczęściej nie słyszał niczego. Przemierzał i przeszukiwał kolejne kawałki lasu, sukcesywnie sprawdzając coraz to dalsze tereny.
Nie rozumiał czemu Liam miałby zapuścić się tak daleko. Może musiał uciekać. Jednak nie zamierzał się poddawać. Przecież musiał gdzieś tam być.
Mijane zwierzęta patrzyły na niego, lecz nie uciekały. Nie czuły z jego strony zagrożenia. Prawda była taka, że one go nie interesowały. Rzadko coś jadł. Przeważnie wtedy, kiedy naprawdę musiał. Średnio raz na tydzień. To mu wystarczało by zachować siły na dalsze poszukiwania.
Przeszukał już całe wschodnie lasy od jego domu do granicy kraju. Był właśnie w połowie przeszukiwania południowej części. Jeszcze trochę i będzie w połowie, lecz cały czas miał nadzieję, że może to kolejny dzień okaże się tym szczęśliwym i będzie mógł zakończyć poszukiwania.
Nie wiedział czego się spodziewać. Że Liam odpowie na jego wycie? Czy może najpierw poczuje coś w środku? Ich więź się zerwała i na nowo będą musieli ją odnowić?
Nie wiedział czego się spodziewać. Przez cały czas był w gotowości. Chodził, szukał, wąchał, nawoływał. I tak dzień za dniem. Każdy wyglądał podobnie i kończył się na rozczarowaniu.
Kłusował dalej węsząc za znajomym zapachem. Zamiast niego doszła do niego woń innych wilków. Hybrydy. Zawył, chcąc by właściciele terenu się pojawili.
Odpowiedziały mu dwa wilki. Odganiały go. On jednak nie ulegle czekał i wołał ich na granicy ich terytorium, nie przekraczając go.
W końcu pomiędzy drzewami zobaczył parę szarobrązowych wilków mniejszych od niego.
– Kim jesteś i czego tu szukasz? – Odezwał się wyższy i postawniejszy samiec.
Nie byli przyjaźnie nastawieni. Normalne zachowanie. Nikt nie chciał mieć nieproszonych gości.
– Jestem sam. Szukam jednego wilka. Czarny, większy ode mnie. Nazywa się Liam. Widzieliście go może? – Spytał z nadzieją.
– Zjeżdżaj stąd. To nasze terytorium.
– Widzieliście go czy nie? – Spytał bardziej stanowczo, prostując się.
– Nie. – Odparł drugi mniejszy wilk.
Przywódca zmierzył go nieprzyjemnym wzrokiem za odzywanie się nieproszonym.
– I tyle chciałem wiedzieć. – Odparł Ethan i ruszył dalej omijając ich terytorium.
Kroczył dalej co kilkanaście kilometrów wołając Liama. Nie poddawał się. Zamierzał przeszukać wszystkie lasy w kraju, by udowodnić, że on tam gdzieś na niego czeka.
Liam przechadzał się wzdłuż ogrodzenia, kiedy zauważył kroczącą w jego stronę kobietę. Ubrana jak zawsze w ciemnozielony roboczy strój. Zresztą, wszyscy tutaj wyglądali tak samo. Podszedł bliżej, zachowując jednak pewną odległość. Uważnie się jej przyglądał.
– Jak ty zawsze mnie pilnujesz, gdy wchodzę. – Zaśmiała się.
Nie ciebie, idiotko. Tylko zamka. Cały czas liczę, że może któregoś razu go nie zamkniesz.
Grace weszła na wybieg. Liam obserwował ją uważnie cały czas trzymając dystans.
– Mam coś dla ciebie.
To nie wróżyło niczego dobrego. Patrzał jak idzie dalej w głąb, przestając przy jednym z większych kamieni. Usiadła na nim i zaczęła grzebać w przyniesionej przez siebie torbie.
Spiął mięśnie będąc w każdej chwili gotowym do ucieczki. Nie miał pojęcia czy będzie próbowała go uśpić, chcąc zrobić jakieś badania czy znowu przemycić w jedzeniu tabletki cholera wie na co.
Przekręcił łeb zdziwiony, patrząc na dłoń kobiety, w którym widniała małych rozmiarów pomarańczowa piłka.
– Ty chyba śmieszna jesteś. – Parsknął.
– Podoba ci się?
Patrzał jak blondynka przez chwilę bawiła się przedmiot, później bliżej ziemi gwałtownie przesuwała piłkę z jednej strony na drugą, aż w końcu wypuszczając przedmiot z rąk.
Nie spuszczał z niej wzroku. Ona naprawdę myślała, że za tym pobiegnę jak jakiś burek? Nie jestem psem.
– Nie? To może coś innego.
Znowu zaczęła grzebać w tej swojej torbie. Tym razem wyciągnięty przedmiot był dużo większy. Kojarzył to, lecz nigdy nie miał z tym do czynienia, ponieważ nie miał powodu. Zabawka logiczna dla psów. Ponownie poczuł się urażony.
Jednak zapach mięsa wyciąganego z pojemnika był całkiem kuszący. Czuł, że było naprawdę świeże. Zajeżdżała do rzeźnika przed pracą czy po drodze rozjechała coś i postanowiła mnie tym poczęstować?
Patrzał jak wkłada kawałki mięsa do różnych szufladek. Następnie zaczęła podchodzić w jego stronę. Cofnął się kilka kroków, nie przestając jej obserwować. Położyła pudełko na ziemi, po czym wróciła na kamień.
Nie mógł zaprzeczyć, że był głodny. Powtarzał sobie, że tylko dlatego to robi. Nawet nie obwąchując przedmiotu po prostu pociągnął za odpowiednie sznurki by albo wysunąć niewielką szufladkę, albo podnieść klakę czy przesunąć jakiś obrotowy element.
Było to dla niego bajecznie proste. Nawet nie musiał się zastanawiać jak zdobyć jedzenie.
– Wow. – Usłyszał szczerze zaskoczony głos Grace. – Skąd ty się wziąłeś w lesie co? Ktoś cię prywatnie trzymał czy co? Jesteś całkiem udomowiony.
On by tego tak nie nazwał.
– A jakbym powiedziała obrót to byś to zrobił?
Nie był psem. Nie chciał zniżać się do tego poziomu. Jednak jej mina, gdy czarny wilk obrócił się wokół własnej osi po jej słowach była bezsenna. Liam zaśmiał się w duchu.
– Chłopaki mi nie uwierzą jak im powiem. – Pokręciła głową z szeroko otwartymi oczami.
Ta, nie uwierzą. Ale zobaczą na nagraniu. Nadal nie mógł zapomnieć, że cały teren jest monitorowany. Wiedzieli zawsze gdzie był, co robił i nawet ile razy w ciągu dnia srał. Zero prywatności. To było okropne uczucie.
– Muszę pomyśleć co ci jeszcze przynieść. Z piłką to był pomysł córki i szczerze mówiąc myślałam, że przejdzie.
Liam westchnął ciężko. Zaczęło się. Już przyzwyczaił się do tej paplaniny, która przeważnie wychodził z ust kobiety. Zauważył, że nawet gdy była poza ogrodzeniem, z innymi współpracownikami, niemal zawsze coś mówiła. Żałował tylko, że opowiadała o mało przydatnych rzeczach.
Nadal do końca nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje. Natomiast mógł się już sporo nasłyszeć na temat jej męża, córki, jak i współpracowników. Cała masa niepotrzebnych mu informacji.
– Uważa, że tak wyjesz, bo tęsknisz za swoją wilczycą. – Wyłapał pośród całej tej paplaniny.
Nastroszył sierść. Nie mógł znieść tego, że uważała Warwick, ten pomiot szatana, za jego partnerkę, podczas gdy jego prawdziwy partner był gdzieś daleko od niego razem z jego sercem.
Cieszył się, że samochód, który ją potrącił zrobił to na tyle skutecznie, że zdechła na miejscu. Wyświadczyli światu przysługę. Szkoda tylko, że podobny los spotkał go, tyle że z pozornie lepszym zakończeniem.
Nie rozumiał dlaczego go nie wypuszczają. Zabrali go, ponieważ był ranny. Jednak po tych wszystkich tygodniach powinni widzieć, że już czuje się dobrze. Powinni zwrócić mu wolność. Dlaczego wciąż go przetrzymują wbrew jego woli!?
Dni zaczynały mu się mieszać. Nie wiedział ile czasu upłynęło. Początkowo odliczał upływające tygodnie, a później pory roku.
Ethan zawył, nasłuchując jakiś odpowiedzi. Zdziwił się, gdy odpowiedział mu znajomy głos. Zaczął kłusować w stronę, z której dochodziło nawoływanie. Po kilku minutach biegu ujrzał na horyzoncie znajome wilki.
– Ethan. – Odezwał się z wyraźną ulgą najstarszy brat. – Jak dobrze cię widzieć.
– Przez cały ten czas zastanawialiśmy się co z tobą. – Finn wydawał się podzielać radość brata. – Co tutaj robisz?
Oboje obserwowali młodszego uważnym wzrokiem. Nie mieli okazji widzieć go od ponad roku, odkąd uciekli. Chociaż cieszył ich widok brata, to nie mogli zaprzeczyć, że wyglądał on znacznie gorzej niż zapamiętali. Schudł, a sierść znacznie wypłowiała, tracąc swój blask.
– Nic mi nie jest. – Odparł, lecz nie umiał wysilić się na uśmiech. – Szukam Liama.
Dwójka wilków spojrzała po sobie. Byli zaskoczeni.
– Jak to szukasz?
– Podczas walki z Warwick na chwilę się rozdzieliliśmy. Później zniknęli ona i Liam. Nigdzie nie mogliśmy ich znaleźć. Ich lub ich ciał. Jakby się rozpłynęli.
Bracia ucieszyli się na wieść, że ich brat przeżył spotkanie z wilczycą. Jednak wieść o zniknięciu jego partnera, oboje wiedzieli jak musiało się to skończyć.
– ET, tak mi przykro.
– Nie! – Warknął kręcąc łbem. – On gdzieś jest. Nie było jego. Nie było ciała.
– Czujesz to przecież. – Rio przemawiał do niego spokojnym tonem. – Nie męcz się jeszcze bardziej. Pociesz się tym, że odszedł jako pierwszy. Że nie musi tego czuć.
Najstarszy z braci nie widział sensu okłamywania ich najmłodszego członka rodziny. Po czasie, który upłynął musi się w końcu zmierzyć z rzeczywistością. Zdawał sobie sprawę, że bardzo cierpi, dlatego sam nigdy nie chciałby odejść wcześniej niż jego partnerka.
– Nie uwierzę dopóki nie zobacz jego ciała.
– Przyjmij to do wiadomości i pozwól sobie na żałobę. Zobacz jak daleko zaszedłeś próbując go odleźć. Znalazłeś jakikolwiek ślad? Proszę, przestań się okłamywać.
Ethan patrzał na braci nieprzyjemnym wzrokiem. Nie zamierzał ich słuchać. Została mu jeszcze jedna część. On tam może być. Nie zamierza odpuścić.
– Zatrzymaj się na trochę u nas. Zjedzmy coś. Odpocznij.
– Nie mogę. – Pokręcił łbem.
– Jeden dzień cię nie zbawi. – Odezwał się Finn. – Posłuchaj się starszych i odpocznij. Nie wyglądasz najlepiej.
Oboje martwili się o swoje młodsze rodzeństwo, które wyglądało po prostu źle.
– Nie mogę. – Powtarzał.
– Ethan! Jeden dzień. O nic więcej nie proszę. – Rio był coraz bardziej stanowczy. Nie przyjmował odpowiedzi odmownej. – Tylko jeden dzień. Chodź.
A gdy białoszary wilk ruszył za nim poczuł ulgę.
– Finn, idź z Sevi i młodymi zapolować. – Wolał mieć oko na Ethana. – Zawołajcie nas na posiłek.
Finn odbiegł w las, a Ethan został z najstarszym z braci. Szedł obok niego z wyraźnie niezadowoloną miną.
– Cieszę się, że żyjesz. Że przeżyłeś spotkanie z Warwick. Nie mogliśmy przestać się o ciebie martwić.
– To było nie uciekać jak ostatni tchórze tylko nam pomóc. – Wypomniał mu młodszy.
– My już raz podjęliśmy próbę. Drugi raz nie zamierzaliśmy i nie zamierzamy. Gdybyś teraz ponownie miał wybór, co byś zrobił?
Uciekł. Natychmiast jak o tym usłyszał od Finna. Zabrałby Liama i uciekł jak najdalej. Może ciężko byłoby mu później spojrzeć sobie w oczy, ale nadal miałby chłopaka u swojego boku.
– Dużo z was poległo? – Spytał Rio smutnym tonem, chcąc wiedzieć jak skończyła się walka jego watahy z intruzem.
– Straciliśmy jednego przyjaciela i zgubiliśmy Liama. Warwick straciła wszystkie wilki.
– Co? – Spytał zaskoczony. – Jak? Naprawdę mieliście wiele szczęścia. Cztery do dwóch dobry wynik.
– Cztery do jednego. – Poprawił go natychmiast z groźnym warknięciem.
– Najważniejsze, że ty żyjesz.
Ethan miał na ten temat inne zdanie.
– A co się stało z nią? – Starszy spytał z lekką obawą.
– Nie wiemy. Wyparowała tak samo jak Liam. Na jej ślad również do tej pory nie natrafiłem. Oboje rozpłynęli się w powietrzu.
– Jak to rozpłynęli?
Srebrny wilk zaczął opowiadać jak wyglądało ich spotkanie z wilczycą z samego Piekła. Opowiedział mu o ich walce i o poszukiwaniach młodszego.
– Zarówno jego jak i jej ślady po prostu się urywają.
– Żadnych innych obcych śladów wokół nich?
Pokręcił łbem, chociaż w tej chwili nie był pewny tej odpowiedzi. Po takim czasie pamięć bywała zawodna. Szczególnie, jeśli wtedy podczas poszukiwań towarzyszyły wszystkim silne emocje.
Dookoła było czuć zapach rożnej zwierzyny czy ludzi. Były to lasy częściej odwiedzane przez ludzi niż ich. Jednak żaden zapach, który go specjalnie zaniepokoił.
Cały czas jednak wytykał sobie, że mógł coś przeoczyć. Nie przestawał się obwiniać o to, że pozwolił obcym wilkom im się rozdzielić i już więcej nie spotkał swojego partnera.
Rozmowę przerwały cztery wilcze głosy wołające ich do siebie. Ruszyli w ich stronę.
Na miejscu Ethan miał okazję zobaczyć swoich bratanków i bratanicę. Nie przejął się poległym jeleniem. Ucieszył się na widok szczeniąt, które dużo się nie zmieniły od ich ostatniego spotkania, chociaż zaczynały powoli nabierać doroślejszych kształtów.
Szóstka wilków zjadła razem posiłek. Do wieczora spędzili razem czas. Nie rozmawiali o tym co było. Cieszyli się chwilą. Ethan chociaż na chwilę był w stanie częściowo zapomnieć o problemach.
Wieczorem wszyscy razem ułożyli się do spania. Piątka wilków pogrążyła się w regenerującym śnie, a jeden jak zawsze z koszmaru na jawie wylądował do tego we śnie.
Wszyscy obudzili się niedługo po świcie. Szczenięta zaczęły dokazywać, bawić się między sobą, a dorośli szykowali się do pożegnania.
– Na mnie już pora. – Oznajmił Ethan. – Dziękuję za gościnę.
– Co zrobisz jak... go nie znajdziesz? – Rio nie chciał się kłócić na sam koniec, lecz chciał wiedzieć jaki jego brat ma plan.
Młodszy zawahał się. Nie znał dokładnie odpowiedzi na to pytanie. Nie zastanawiał się nad tym. Nie dopuszczał do siebie takiej możliwości.
– Wrócę do domu. – Odparł w końcu. Tylko tyle był w stanie powiedzieć.
– Trzymaj się młody. – Powiedział troskliwie najstarszy.
– Odwiedzimy cię kiedyś. – Dodał Finn. – Chyba, że ty szybciej odwiedzisz nas.
– Bądź ostrożny. – Dodał Riodan na pożegnanie.
Białoszary wilk opuścił rodzinę i wyruszył na dalsze poszukiwania.
__________________________________
Oboje żyją, ale oddzielnie. I co to za życie?
Spotkają się w końcu, czy wcześniej wydarzy się coś co im to udaremni? Jak wiele jeszcze będą musieli znieść?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top