Rozdział 34: ... przed ...
Levi wparował do domu niczym burza zwracając tym samym uwagę wszystkich obecnych.
– Kto idzie wieczorem na picie?! – Wykrzyczał z wielkim uśmiechem.
– Nie mówię, że to zły pomysł, ale czemu tak nagle?
– Jest piątek, więc jutro wszyscy mają wolne, a ja podsłuchałem rozmowę mega lasek, gdzie wybierają się dzisiaj zabawić.
– Idę! – Odezwał się Oliver.
– Ja również. – David nie zamierzał być gorszy.
– Ja też. Ale nie ze względu na te laski. – Liam wolał to zaznaczyć na samym początku by Levi nie wysnuł jakiś błędnych wniosków.
– Punkt szósta wszyscy gotów! – Zarządził, po czym ukrył się w swoim pokoju.
Wszyscy wrócili do przerwanych czynności. Mieli jeszcze sporo czasu nim będę musieli zacząć się przygotować, a konkretniej przebrać domowy dres na coś bardziej względnego. Szczególnie ci, co liczą na podryw.
Za pięć szósta Levi chodził już cały podekscytowany wspólnym wyjściem. Dawno nigdzie razem nie wychodzili, co tylko podsycało jego entuzjazm. Pozostali zachowywali względny spokój.
– Miłej zabawy. – Życzył im Nathan. – I grzecznie!
– Tak tato. – Odparł Levi żegnając się.
Liam ostatni raz rzucił spojrzenie w stronę kanapy Ethana zastanawiając się czy będzie tu, gdy oni wrócą.
Czwórka przyjaciół wyszła z domu i zaczęła kierować się w stronę miasta. Nie spieszyli się, wieczór był przyjemnie chłodny. Lato powoli ustępowało miejsca jesieni.
Levi kierował ich prosto do klubu, o którym podobno usłyszał od jakiś mega lasek. Weszli do środka, gdzie bawiła się już cała masa osób, czego można było się spodziewać, mając na uwadze, że dzisiaj piątek.
Usiedli przy wolnym stoliku. Cała czwórka zamierzała się dzisiaj dobrze bawić.
– Pójdę zrobić zamówienie. – Zaproponował Liam.
Wstał i udał się do baru. Nie pierwszy raz wychodził z przyjaciółmi i zdążył już poznać gusta alkoholowe każdego z nich.
Stojąc oparty o wysoki kontuar obserwował swoich przyjaciół. Widział, że Levi pomimo upływu dwóch miesięcy nadal nie może dojść do siebie po informacji, że Olivier spał kiedyś z Davidem. Widział jak spogląda to jednego, to na drugiego z wyrazem zastanowienia na twarzy.
On również zastanawiał się jak to możliwe, że takie dwa odmienne charaktery cokolwiek połączyło.
Do Olivera nie można było mieć zastrzeżeń. Był wspaniałym facetem, radosnym, z dobrym poczuciem humory, nie to co Levi. Był troskliwy i opiekuńczy, a do tego przystojny. Tak właściwie dziwne było, że nie znalazł sobie jakiejś dziewczyny.
Jednak David to całkiem inna kategoria. Niemal wiecznie poważny, gburowaty. Taka nieco łagodniejsza i nieco bardziej rozrywkowa wersja Ethana.
Rozmyślania przerwał barman przynoszący jego zamówienie. Zabrał wszystko i zaniósł do stolika.
– O, proszę. Nie spodziewałem się was spotkać. – Młodszy usłyszał znajomy głos.
Wszyscy spojrzeli na Finna. Pozostali pierwszy raz mieli okazję zobaczyć go jako człowieka. Nikt jednak nie okazywał zbytniego zdziwienia.
– Nie ma z wami Ethana?
– Nie. Nigdy nie wybiera się z nami na miasto. – Odparł Levi.
– Nigdy nie wiedział co to dobra zabawa. – Zaśmiał się mężczyzna, dosiadając się do stolika.
– Nikt cię nie zapraszał.
– Nie, ale ja zawsze umiem wyczuć, gdzie będzie najlepsza zabawa. – Oznajmił pewnie.
– Nie jesteś podobny do Ethana.
– Racja, jestem ten przystojniejszy. – Uśmiechnął się. – Macie numer do Ethana? Sądzicie, że jak zadzwonię i go zaproszę to przyjdzie?
– Nie ma szans. – Odparł chórem Levi, Oliver i David.
– Jedynym, który byłby w stanie to zrobić jest Liam. – Oznajmił Levi.
– Serio? – Wyglądał na zdziwionego.
– Tak. Jestem z nimi od piętnastu lat, a dopiero odkąd Liam jest z nami, Ethan zaczął przemieniać się w człowieka. Więc jeżeli ktoś jest w stanie sprawić, żeby zrobił coś co wydaje się niemożliwe, to on.
Brunet poczuł wzrok wszystkich na sobie i pewnego rodzaju presję. Oni naprawdę oczekują, że sprawdzi tutaj Ethana? Do miasta. Do klubu. Zdawał sobie sprawę, że miał duży wpływ na niego, ale nawet on nie wierzył, żeby mu się to udało.
– Żartujecie? Nie ma szans, żeby tu przyszedł. – Pokręcił głową.
– Spróbuj. – Finn się nie poddawał. – Założę się o stówę, że dasz radę.
– Dam dwie, że nie da. – Odezwał się David.
– Daje dwie, że się uda! – Levi aż podskoczył w miejscu.
– Ja się w to nie bawię. – Olivier uniósł do góry ręce, ale po chwili dodał. – Ale pięć dych, że nie da rady.
Jeśli wcześniej myślał, że odczuwa presję, to nie wiedział jak nazwać to co teraz czuł. Westchnął ciężko.
– Nie wiadomo czy w ogóle jest w domu i czy odbierze.
– Na pewno jest w domu. Będzie czekał, żeby mieć pewność, że wrócisz cały do domu, a później dobrać się do twojego pijanego tyłka.
Liam spojrzał wymownie na przyjaciela z mordem w oczach za powiedzenie tego wszystkiego na głos.
Jednak nie mógł już się wywinąć od próby. Wyciągnął telefon i wybrał numer.
– Hej Eth, jesteś w domu?
– Skoro odebrałem to najwyraźniej. Coś się stało? – Spytał nieco zaniepokojony.
Faktem było, że już dawno nie dzwonił do niego. Nie było takiej okazji i potrzeby.
– Nie. Wszystko w porządku, ale zastanawiamy się czy nie chciałbyś do nas dołączyć.
– Chyba się przesłyszałem. – Odparł tonem, który nie zwiastował niczego dobrego.
– No nie daj się prosić. – Nalegał dalej.
– Liam, postaraj się, bo nie chce stracić tych dwóch stów. – Szepnął desperacko Levi.
– Nie ma mowy. – Odparł twardo.
– Oj weź. Finn mówi, że jak nie przyjdziesz to będzie opowiadał twoje żenujące historie z dzieciństwa. Oszczędź nam tego.
– A wiesz, że jest co opowiadać! – Odezwał się Finn, tak by było go wyraźnie słychać.
– Cofam co powiedziałem. Nie przychodź! Muszę to usłyszeć. – Odparł Levi, któremu oczy zaczęły się świecić.
– Finn jest z wami? – Odezwał się zaniepokojonym tonem.
– Tak. Spotkaliśmy się w klubie.
– Wyślij mi adres. Za jakiś czas będę. – Rzucił po czym się rozłączył.
Liam siedział odsuwając telefon od ucha i wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami, jakby nie do końca rozumiejąc co się właśnie stało.
– I co? – Dopytywał przyjaciel.
Liam podniósł wzrok na pozostałych.
– Przyjdzie. – Powiedział sam w to nie wierząc.
W domu w lesie Ethan warknął pod nosem zakańczając połączenie. Czuł na sobie pytające spojrzenie Nathana.
– Dostanę smsa z adresem. Ustawi mi na telefonie tak, żeby mnie prowadziło do tego miejsca. Można tak, mam rację? – Powiedział podając przyjacielowi telefon. – Ja idę się przebrać.
Nath trzymał telefon nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi. Zaraz komórka zadrżała, a gdy spojrzał na nią ujrzał adres jednego z klubów.
– Gdzie ty się wybierasz?! – Wstał z fotela jak oparzony i ruszył do sąsiedniego pokoju jak ten należący do niego.
– Finn jest z nimi. Jak David jest w stanie zapanować nad pijanym Oliverem i Levim oraz ewentualnie Liamem, jeśli i jego by poniosło, to na pewno nie ogarnie sytuacji jeśli jest tam Finn. – Mówił zmieniając koszulkę. – Ty w tym czasie pogódź się ze swoją wilczycą, bo wszyscy już nie możemy patrzeć jak się na ciebie złości. Nie musicie być cicho, trochę minie za nim wrócimy, a w środku lasu i tak was nikt nie usłyszy.
– Jesteś pewien, że dasz sobie radę? – Zapytał z wahaniem przyjaciel.
– Tak. Ale obiecaj mi, że ty również sprostasz wyzwaniu.
– Ubierz, te czarne. – Odezwał się Nath unikając odpowiedzi.
– Co?
– Ubierz czarne spodnie. Będziesz lepiej wyglądał, a to w tym wypadku ważne.
Przez chwilę patrzał to na swoją szafę to na Natha, ale ostatecznie go posłuchał.
– Może być? – Spytał, gdy skończył się przebierać.
– Jest super.
– Ustawiłeś mi to coś w telefonie? Na szybko wytłumacz jak to ma działać.
– Teraz w lesie może nie być zasięgu, więc raczej zacznie poprawie działać dopiero jak będziesz w mieście. Tu masz pokazane jak masz iść. – Zaczął mu tłumaczyć. – Będzie się obracało razem z tobą i pokazywało gdzie masz skręcać. Będzie też mówiło na głos o zbliżającym się zakręcie. Jak już dojdziesz na miejsce samo się wyłączy, a jak się tak nie stanie to naciśnij tutaj. Jak będziesz na miejscu zadzwoń do Liama. Nie wchodź sam. – Poprosił go.
– Dobra, dzięki. – Odparł, chowając urządzenie do kieszeni.
– W mieście nie zwracaj uwagi na innych ludzi, uważaj na ulicę i światła na przejściach dla pieszych.
– Spędziłem z Liamem trochę czasu w obcym mieście. Poradzę sobie. – A przynajmniej miał taką nadzieję. – A z tym godzeniem się z wilczycą mówiłem na poważnie. Nie spierdol tego.
Ethan wyminął przyjaciela i ruszył w stronę wyjścia. Z nieukrywaną niechęcią spojrzał na buty. Nienawidził tego dziadostwa. Ubrał je na stopy i wyszedł na zewnątrz kierując się w stronę miasta.
Tak jak mówił Nathan, nawigacja zaczęła działać dopiero, gdy znalazł się bliżej zabudowań. Starał się iść według wskazówek, które pokazywał mu telefon. To było ciężkie, ponieważ jednocześnie musiał uważać co się dookoła niego dzieje.
Wyklinał w myślach wąskie chodniki, tłumy ludzi, ulice pełne samochodów i głupie sygnalizacje świetlne, na których niemal cały czas paliło się czerwone światło.
Towarzystwo w klubie nadal nie do końca wierzyło w przyjście Ethana. Sam Liam w to nie wierzył i sądził, że ostatecznie starszy w ogóle się nie pojawi. Oliver, Levi i Finn by nie marnować czasu czekaniem po opróżnieniu alkoholu w ich kuflach udali się na poszukiwanie potencjalnych pań, chętnych na ich towarzystwo.
Liam i David zostali przy stole. Młodszy w ogóle nie zamierzał ruszać się z miejsca, zamierzając jedynie delektować się alkoholem. A starszy natomiast wyczekiwał na odpowiedni moment by podejść do kobiety, którą sobie upatrzył.
Levi i Oliver powrócili na swoje miejsca z nowo zamówionym piwem. Najwyraźniej podryw jak na razie średnio im wychodził, ale noc była jeszcze młoda, a wszyscy za mało pijani.
Liam już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy poczuł wibracje swojego telefonu. Zmarszczył brwi widząc nazwę kontaktu. Dzwoni, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie?
Odebrał telefon, a wszyscy katem oka patrzeli na niego oczekując wieści. David i Olivier zaczęli uśmiechać się po cichu przeczuwając wygraną.
– Czekaj co!? Ale jak to w mieście?! – Wstał gwałtownie z miejsca. – Czekaj i nigdzie się nie ruszaj! Gdzie jesteś? – Zaczął wychodzić z klubu.
Liam opuścił całe osłupiałe towarzystwo. Levi uśmiechał się szeroko kiwając się na boki zadowolony.
– No, wyskakiwać z kasy leszcze!
Młodszy w tym czasie próbował dogadać się z Ethanem na temat miejsca jego pobytu.
– Zerknij na jakiś budynek, czy nie ma na niej nazwy ulicy. – Poprosił go.
W tym momencie dziękował sobie za przypomnienie mu jak się korzysta z alfabetu. Liam słysząc nazwę ulicy odetchnął z ulgą.
– Jesteś blisko. Za chwilę będę.
Nie rozłączał się na wszelki wypadek. Pokonał dwa zakręty i już mógł ujrzeć swojego partnera stojącego na chodniku z zmarszczonymi brwiami ewidentnie niezadowolonego. Zauważając idącego w jego stronę Liama wyraźnie się rozluźnił.
Młodszy podszedł do niego i krótko złączył ich usta razem nie zważając na ludzi wokół nich.
– Przyszedłeś. – Ucieszył się.
– Oczywiście. W razie problemów nie poradzicie sobie z Finnem, Levim i Oliverem jednocześnie. Już nie wspominając o tym, jakby ciebie też trzeba było wyciągać z kłopotów.
Liam poczuł lekkie rozczarowanie, jednak tego można było się spodziewać.
– Chodź. Przygotuj się na głośną muzykę i pełno spoconych ludzi. Ale na plus jest to, że będzie alkohol i ja. – Puścił go niego oczko.
Brunet zaprowadził ich do klubu, z którego przed chwilą wyszedł. Przy stoliku byli wszyscy z szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając w to co widzą. No, poza Finnem, który zdawał się znać Ethana z nieco innej strony. Wiedział, że to samotnik i stroni od ludzi, lecz miał w niego więcej wiary niż pozostali.
– Już myślałem, że ominie cię cała zabawa. – Odezwał się starszy brat.
– Przyszedłem tylko przypilnować żebyś nie wciągnął ich w żadne kłopoty. – Burknął zajmując miejsce w rogu.
– Ja i kłopoty? – Prychnął udając obrażonego. – Przyniosę ci coś do picia.
Odszedł po chwili wracając z dwoma kuflami piwa, jednym dla siebie, jednym dla Ethana.
– Ohyda. – Burknął Eth po spróbowaniu napoju.
– Nie pijesz dla smaku, a dla tego jak się później czujesz. – Uśmiechnął się. – Jeszcze dużo muszę cię nauczyć braciszku.
Cała szóstka siedziała razem przy stole rozmawiając i pijąc. Nie żałowali sobie alkoholu, wiedząc, że ich organizm radzi sobie z nim nieco lepiej niż ludzki.
– To jak z tymi żenującymi historiami? – Przypomniał Levi z szerokim uśmiechem, na który Finn od razu się ożywił.
– Tylko coś powiedz, a nie żyjesz. – Ostrzegł go Ethan.
Starszy z braci wyraźnie odebrał to jako wyzwanie.
– Pamiętasz swoje pierwsze polowanie na dzika.
– Finn. – Mierzył go groźnym spojrzeniem, po którym każdy inny by się wycofał. Ale nie on.
– A ten wypad na ryby na twoje półwiecze? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – I tego łososia.
– Poczekaj tylko aż wrócimy do lasu, to tego pożałujesz!
– Zdradź szczegóły bo umrę z ciekawości! – Jęknął zrozpaczony Levi.
– Nie ma co, z rodziną jest zawsze wesoło. – Westchnął Liam.
Na szczęście rodzeństwo po krótkiej chwili odpuściło zostawiając kompletnie niezaspokojonego Leviego, który w głowie miał tylko domysły tego co idiotycznego i ośmieszającego mogło się wydarzyć. Liam w głębi duszy nie mógł ukryć, że również był bardzo ciekaw.
Po chwili rozmów wszyscy poza Liamem i Ethanem wybyli na parkiet, na kolejne próby podrywu. Para obserwowała to wygodnie zza stolika powoli rozprawiając się z alkoholem w kuflach.
– Ona nie przyszła tu z kimś? – Zagadnął Liam widząc jak brat starszego zaczyna podrywać jakąś laskę.
– On nie uznaje żadnych ludzkich związków. – Odezwał się nachylając w stronę Liama. – W sensie ślubów czy jak ktoś mówi, że jest zajęty, że jest z kimś parą. Tak samo u wilków. Szanuje tylko więź jaką my jesteśmy związani czy Nath lub Rio. To jest naprawdę nierozerwalna i wieczna więź, a nie jak te wasze małżeństwa, które po kilku latach się kończą, jeśli w ogóle do nich dochodzi. Dlatego nie zwraca uwagi na to, jeśli ktoś mówi, że jest już zajęty.
Starszy poruszył się niespokojnie, widząc jak do jego brata i kobiety podchodzi jakiś facet z niezbyt zadowoloną miną. Najwyraźniej ludzki partner dziewczyny, która dotychczas nie miała nic przeciwko zalotom Finna.
– Daj spokój. – Liam uścisnął go mocniej. – Jest duży. Poradzi sobie. Nie zaprosiłem cię tutaj, żebyś robił za jego przyzwoitkę. – Mówiąc to zarzucił sobie nogi na jego uda i zarzucił rękę na jego ramiona.
Siedzieli w kącie kanapy, więc każdy z nich mógł się wygodnie opierać o oparcie i jednocześnie być bliżej siebie niż to potrzebne.
– Chciałem z tobą spędzić czas, wypić coś, porozmawiać i dobrze się bawić. – Uśmiechnął się. – Oni niech robią co chcą.
Po tych słowach dało się słyszeć odgłosy awantury. Spojrzeli w tamtą stronę. W centrum zamieszania był Finn, Levi i Oliver. David przepychał się przez innych by odciągnąć przyjaciół od bójki.
– Jak ich wyrzucą z klubu po tym jak udało mi się tu ciebie zaciągnąć to ich zatłukę. – Westchnął ciężko. – Ty weź Finna, ja Leviego.
Wstali i podeszli do zbiorowiska. Davidowi już udało się chwycić Olivera i odciągnąć go od centrum całego zamieszania. Liamowi udało się chwycić przyjaciela najpierw za ramię, a następnie trzymając dłoń na jego karku zaczął ciągnąć go w stronę stolika.
Podobnie postąpił Ethan nieco bardziej świadomie i z większym przekazem kładąc dłoń na szyi swojego starszego brata.
– Uspokój się i nie rób problemów mojej sforze. – Warknął w jego stronę.
– Nie znasz się na dobrej zabawie.
– Może i nie, ale wciągnąłeś w to te dzieciaki, dlatego natychmiast przestań.
Wywrócił oczami, lecz dał się odciągnąć do swojego stolika. Liam i Ethan zajęli swoje wcześniejsze miejsce ponownie się do siebie przyklejając. Reszta rozgościła się na pozostałych wolnych miejscach.
Wszyscy stracili chęci na dalsze podboje. Skupili się jedynie na piciu. Finn z Levim na zmianę chodzili do baru po kolejne kufle piwa. Skoro nie zostało im nic innego niż picie, nie zamierzali się oszczędzać.
– Ale macie słabą głowę. – Zaśmiał się Finn patrząc na Leviego i Olivera po swoich obu stronach.
Jednak on sam też już był wyraźnie wstawiony. Najlepiej trzymał się Ethan, który przyszedł jako ostatni i pił najmniej. David i Liam również nie mogli powiedzieć, że należeli do najtrzeźwiejszych, czując to przyjemne rozluźnienie towarzyszące temu stanowi.
Trójka najbardziej żywiołowych członków zabawy dyskutowała o tym, kto jest bardziej pijany. Liam co prawda siedział na kanapie, jednak większa część jego ciała znajdowała się na starszym. Dłonią bawił się włosami szatyna, które przez to, że coraz dłużej przebywał pod ludzką postacią zaczynały potrzebować lekkiego skrócenia.
Ethan jedną ręką obejmował plecy młodszego, trzymając go blisko siebie. Dłonią drugiej ręki gładził udo młodszego myślami będąc już w ich sypialni.
– Pedałów tu nie zapraszamy. – Oburzył się jakiś facet, podchodząc do ich stolika i rzucając nieprzyjemne spojrzenie w stronę siedzącej razem pary, która nie specjalnie przejęła się uwagą.
– Idiotów też, a jednak ktoś was tu wpuścił. – Bąknął David od niechcenia, do grupki, która się przy nich pojawiła.
– Wypierdalać stąd! – Mężczyzna dalej nie odpuszczał.
Jednak jego uwagi przynosiły odwrotny efekt od zamierzonego. Liam zszedł z Ethana, jednak nie ze względu na grupę homofobów. Już widział tę psotną iskierkę w oczach Finna i Leviego. To nie wróżyło nic dobrego, szczególnie, że oboje wydawali się zbyt nietrzeźwi na bójki.
Finn na chwilę zamknął oczy, a gdy jego otworzył jego wzrok był całkowicie trzeźwy, lecz nadal żarzył się w nich ogień.
– No dalej. – Starszy brat wyszczerzył się nieco psychopatycznie. – Spróbujcie nas stąd wygonić.
Liam był w szoku. On naprawdę wyglądał jakby w ciągu tych kilku sekund całkowicie wytrzeźwiał. Musiał później o to dopytać Ethana, który w tym czasie uważnie obserwował brata. Liam postanowił skupić się na Levim.
Awanturnik spróbował chwycić i wyciągnąć będącego z brzegu Leviego, lecz ten pomimo tego iż niewątpliwie był pijany, to jednak siły mu nie ubyło. Bez problemu wyswobodził się z uścisku i jednym szybkim skinieniem głowy oddalił od siebie napastnika.
Wszyscy podnieśli się, będąc gotowym do obrony przyjaciół. Po tej szybkiej akcji do Leviego doskoczył kolejny mężczyzna. Oliver będąc z brzegu rzucił się do obrony przyjaciela. Dalej poszedł David, a za nim Finn, wynajdując świetną okazję do małego wyładowania się na kimś.
Ostatnimi, którzy wstali i wydostali się zza stołu był Ethan i Liam. Dwójka starała się odciągnąć przyjaciół od bójki, lecz napastnicy byli na tyle zaślepieni złością, że nawet nie patrzeli kogo próbują uderzać.
Wszyscy dawali sobie radę, unikając ciosów i przypuszczając skuteczne ataki. Jedynym, który wyłamał się był Ethan, który dosyć szybko został dosięgnięty przez pięść jednego z mężczyzn. Na jego nieszczęście.
Po tym niespodziewanym ciosie wśród głosów awantur zagłuszony został niski warkot. Wszyscy nagle zauważyli szatyna rzucającego się na napastnika i okładającego go pięściami nie dając nawet chwili na obronę.
Liam i Fin rzucili się na niego, by odciągnąć go od leżącego na ziemi chłopaka.
W tym czasie zjawiła się również ochrona, starająca się wygonić całe towarzystwo z lokalu. Grupa wilków nie sprzeciwiała się. Chociaż bez problemu mogła i temu się postawić, nie zamierzali na siebie ściągać więcej problemów. Wyszli z lokalu niezadowoleni z grymasami na twarzy.
Pierwszym, który się uśmiechnął był członek obcej watahy.
– Wiedziałem, że będzie dobra zabawa. – Odezwał się Finn. – Jak będziecie jeszcze kiedyś szli pić to możecie śmiało mnie zapraszać.
– Ostatni raz z wami gdzieś wychodzę. – Ethan miał na ten temat inne zdanie.
– No, jak na pierwsze bicie się z kimś to nawet nieźle ci poszło. – Pochwalił go starszy brat.
– Wolę używać zębów i chyba przy tym pozostanę.
Cała grupa kierowała się w stronę lasu. Dość mieli jak na jedno wyjście. A zapowiadało się tak dobrze. Przecież wyszli podrywać laski, a nie bić się z nic niewartym elementem.
– A ty gdzie? – Ethan odezwał się ostrzegawczo do brata, gdy byli już na granicy lasu.
– No weź. Tędy będę miał szybciej.
– Chyba śnisz. Macie swój kawałek, to do domu wracasz tamtędy.
– ET.
– A spróbuj tylko wejść do naszego lasu. – Ostrzegł go szatyn.
Pozostali również patrzeli na niego uważnym wzrokiem, popierając słowa Ethana. Finn zdawał się nie za bardzo przejmować nieprzyjemnym spojrzeniem kierowanym w jego stronę. Wzruszył ramionami i zmienił kierunek marszu.
– Jak będziecie szli pić, zaproście mnie! Koniecznie! – Pożegnał się z nimi.
Piątka ruszyła przez las w stronę domu. Żaden z nich się nie przemieniał. Wszyscy przemierzali las skąpany w mroku na ludzkich nogach.
W końcu dotarli na miejsce. Zdawało się, ze alkohol niemal w całości wyparował z każdego z nich.
– No i się pogodzili. – Oznajmił Ethan przekraczając próg domu. – Całe szczęście bo miałem tego dosyć.
– Skąd wiesz, że się pogodzili. – Spytał Liam spoglądając na starszego spod zmarszczonych brwi.
– Nie czujesz tego? – Spytał, dając mu znać by bardziej zwrócił uwagę na zapach.
Rzeczywiście woń Nathana i Joela była nieco bardziej intensywniejsza niż zawsze oraz oprócz tego unosiła się jakaś taka specyficzna nuta.
– Czekaj, powiedz chociaż, że godzili się u siebie w pokoju. – Poprosił, lecz zaraz spojrzał na salon, który wyglądał niemal jak zawsze, jednak koc narzucony na kanapę będący w nieco większym nieładzie niż zawsze mógł sugerować co innego. – Dobra, ja idę do siebie. – Powiedział lekko zniesmaczony.
Ethan udał się za nim. Pozostali również pochowali się w swoich pokojach.
– Mimo wszystko uważam, że wieczór był całkiem udany. – Stwierdził Liam, siadając na brzegu łóżka. – Już się przyzwyczaiłem, że wyjścia z Levim kończą się jakąś dramą.
– Tym razem to nie on był winny.
Nie w całości.
– Może. – Wzruszył ramionami. – Jednak to co powiedziałem nadal jest prawdą. A teraz... może my też byśmy się pogodzili.
– A jesteśmy pokłóceni? – Uniósł brew.
– A potrzebujesz się wcześniej pokłócić? – Spytał młodszy z zadziornym uśmiechem.
_____________________________________
Wygląda na to, że obie watahy żyją w względnej zgodzie, nikt nikomu nie przeszkadza. W sforze Liama i Ethana też już raczej wszystko wróciło do normy.
Poprzedni, ten oraz kolejny rozdział wrzucał w formie małego maratonu, dzień po dniu, przed świąteczną lekką przerwą. Rozdziały nadal będą publikowane, lecz nie trzy razy w tygodniu. Ale nie bójcie się, nie zostawię was z niczym ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top