Rozdział 33: Cisza ...
Ostatnio nie mieli okazji wyruszyć gdzieś całą watahą. Wcześniej to Liam i Ethan mieli do siebie nie po drodze, więc wspólne wypady do lasu liczyły jedynie sześć wilków.
Cóż, teraz Nathan i Joel mieli do siebie nie po drodze, lecz nie unikali się tak jak wcześniejsza para. Joel szedł z tyłu grupy, a alfa na przedzie.
– Ej, Ethan. – Levi już od dłuższego czasu nie mógł przestać gadać. – To takie prawdziwe wilczyce mają okres czy ruję.
– Levi! – Wydarła się na niego połowa watahy. – Tylko ty mogłeś zadać tak bezsensowne pytanie!
– Nie mówcie, że was też to nie ciekawi!
Wokół było słychać pełno głosów dezaprobaty.
– Więc jak?
Wszyscy zamilkli, bo chociaż nie chcieli tego przyznać, to wyczekiwali odpowiedzi na to pytanie.
– Ruję. – Odparł w końcu. – Raz do roku lub rzadziej.
– Wow, dziwne.
– Ja bym lepiej uważał. Bo jeżeli Rio i reszta postanowią zostać tu na dłużej, to jest duża szansa, że dokładnie będziecie wiedzieć, kiedy wilczyca będzie miała ruję. A wtedy byle bylibyście na tyle silni i mądrzy by nie zbliżać się chociażby do zasięgu wzroku Rio.
Liama nieco zaintrygowała ta informacja. Kojarzył, że psy są w stanie uciekać z posesji, gdy wyczują sukę w cieczce, a są w stanie wyczuć to z bardzo daleka. Jak ta sytuacja przekładała się na wilcze życie i standardy?
– Poza tym jak zadasz jeszcze jakieś debilne pytanie, to obiecuję, że cię ugryzę. – Dopowiedział Ethan.
I w ten sposób wszyscy zyskali chwilę ciszy.
– Czekaj. – Levi ponownie się uruchomił, a część westchnęła bezradnie lub wywróciła oczami. – Myślałem, że jesteśmy bezpłodni. – Powiedział z lekką obawą, jakby bojąc się, że jednak jego jednorazowe przygody mogły zakończyć się niechcianą niespodzianką.
– Wy tak, my nie. – Rozwiał wątpliwości.
Levi wyraźnie się odprężył, oddalając od siebie obawy o zostaniu ojcem.
Coraz bardziej zbliżali się do nowej granicy ich terytorium. Stracili pięćset metrów szerokości w kilku kilometrowym pasie lasu.
Całą wataha zbliżała się do punktu granicznego, chcąc poznać nowych sąsiadów. Jeszcze nigdy nie byli z inną watahą tak blisko. Przeważnie obce terytoria dzieli chociaż kilka kilometrów. W tym wypadku kawałek niemal się pokrywał.
Większość była zaniepokojona. Ethan i Liam byli spokojni, nie spodziewając się kłopotów i tolerując takich sąsiadów. Natomiast Levi wydawał się być niesamowicie podekscytowany.
Gdy dotarli na miejsce szyk sfor nieco się zmienił. Ethan i Nathan stali na przecie. Za nim ustawiona była pozostała część. Liam stał z Levim nieco z boku. Młodszy wolał mieć przyjaciela na oku, patrząc na jego podekscytowanie. Miał nadzieję, że nie wymyśli niczego głupiego.
Po chwili z przeciwnej strony lasu ujrzeli kroczącą razem watahę sześciu wilków. Rio szedł jako pierwszy. Szczenięta szły blisko matki, a Finn miał oko na całą czwórkę.
Zatrzymali się w sporej odległości, by nie prowokować drugiej strony.
Liam obserwował swoją watahę. Ethan wyglądał na wyluzowanego, Nathan na ostrożnego. David podzielał zdanie przywódcy z większą dozą nieufności. Pozostali zdawali się być zaciekawieni.
– Miło mi was poznać. Jestem Rio. – Przedstawił się białoczarny wilk. – Finna możliwe, że kojarzycie, a przynajmniej jego zapach. To moja partnerka Sevi i dzieci. Liczę, że będziemy żyć obok siebie bez żadnych konfliktów.
– Też mam taką nadzieję. – Odezwał się Nath poważnym tonem. – Na długo zostajecie?
– Mamy nadzieję, że tak. Liczymy jedynie na spokój, nie chcemy kłopotów. Nie wchodźcie na nasz teren, nie zbliżajcie się do mojej rodziny, a nie zauważycie naszej obecności.
Przywódcy obu watah urządzili którą rozmowę, a Liam zaczął uważniej przyglądać się Leviemu, któremu ogon chodził na boki i jakby trudno było mu ustać w miejscu.
– Ej, ładna ta wilczyca. – Szepnął cicho przyjaciel.
– To żona brata Ethana. – Liam pozwolił sobie mu o tym przypomnieć.
– Nie ona. Ta młoda.
W tym momencie Liam rzeczywiście zauważył, że Levi intensywnie wpatruję się w młodą wilczycę. Ona również zdawała się mieć na niego oko. Brązowo czarna wilczyca położyła, się a gdy przyjaciel zrobił krok w ich stronę, ona położyła głowę na ziemi. Nie chciała, żeby się zbliżał.
– Levi, pedofilu. – Mówił cicho by ich rozmowa nie dobiegła uszu innych. – To jest dopiero roczne szczenię. Poza tym, sytuacja nie jest lepsza, bo to córka najstarszego brata Ethana. Raczej nie sądzę by zbyt szybko chciał ją oddać jakiemukolwiek wilkowi.
– Mam czas.
Liam westchnął ciężko, mając nadzieję, że szybko wybije sobie to z głowy.
– Trzymaj się od nich z daleka, bo inaczej wszyscy będziemy mieć kłopoty. – Poprosił go.
– Wiem.
Ale czy jego rozsądna strona będzie wystarczająco silna, by wstrzymać tą szaloną i nierozważną? Miał taką nadzieję.
– ET, przejdziesz się z nami chwilę? – Młodszy usłyszał nagle głos Finna.
Ethan ruszył w stronę rodziny. Wataha pozostała na miejscu.
– Chodźmy, zjemy coś. – Oznajmił Nathan.
Wszyscy zawrócili. Liam zawahał się na moment, popatrzał na oddalającego się partnera, po czym dołączył do reszty.
Sześć wilków zaczęło wypatrywać zwierzyny. Przemierzali las rozglądając się za świeżym tropem. W końcu natrafili na ślad niewielkiej grupy łani.
Znalezienie ich i zapolowanie na jedną zajęło im chwilę. Lecz takie czynności były przyjemnością, przy której nie zwracali uwagi na opływający czas. Przez chwilę mogli dać upust swoim instynktom.
Jednak zarówno podczas polowania jak i posiłku, dało się zauważyć dystans i rezerwę pomiędzy główną wilczą parą.
– Ej, długo mogą pozostać tak skłóceni? – Dopytał cicho Liam.
– Najdłuższe ich ciche dni trwały rok z tego co wiem. – Odparł Oliver. – Tak poza tym zdarzały się miesięczne ochłodzenia.
Czarny wilk miał nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo. Źle się czuł w środku, kiedy widział jak zgrana i zgodna ze sobą para oddaliła się od siebie.
– Chodźmy do domu. Zagrałbym w coś. – Zaproponował Levi.
– Idźcie, ja przejdę się jeszcze oznaczyć granice. – Odpowiedział Nathan odłączając się od grupy.
Liam spojrzał na oddalającego się alfę. Nie wiedział czy jego wypowiedź była spowodowana niechęcią do wspólnego przebywania w domu wraz z Joelem, a raczej chęcią dania mu nieco przestrzeni, bo to Nath bardziej cierpiał z powodu tej rozłąki. Czy może rzeczywiście chciał dodatkowo oznaczyć granice, z powodu nowych sąsiadów.
W tym czasie Ethan miał podobne plany co pozostali. Wraz z rodzeństwem udał się na polowanie. Z wewnętrzną radością patrzał jak trójka młodych wilków uczy się polować. Nie szło im to jeszcze za dobrze, to między sobą byli bardzo zgrani. Chociaż występował mały pierwiastek rywalizacji. Jednak, między jakim rodzeństwem on nie występuje.
Posiłek nie był duży. Tyle by każdy coś przekąsił, a szczenięta miały cenną lekcję.
Ethan siedział z boku, patrząc jak trójka najmłodszych wilków obgryza kości zmęczona odbytym wysiłkiem. Po chwili dołączył do niego Rio, siadając obok i również przyglądając się dzieciom.
– Niesamowicie szybko rosną. Mam wrażenie jakby przed chwilą się urodziły. – Powiedział tęsknym tonem.
– Nim się obejrzysz odejdą szukać swoich watah.
– Mam nadzieję, że stanie się to jak najpóźniej. To złe czasy dla takich jak my. Jest nas coraz mniej, a mieszkańców coraz więcej. Oni nas nie chcą.
– Masz rację. – Przyznał Ethan.
– Ale tobie się udało.
– Dopiero niedawno dowiedzieli się prawdy. – Nie chciał wyznawać, że stało się to zaledwie kilka dni temu. – Poza tym i tak za mną nie przepadają.
– Sądzę, że lubią cię bardziej niż ci się wydaje. Ty po prostu zawsze byłeś ciężki do lubienia. – Uśmiechnął się Rio.
– Dzięki. – Burknął w odpowiedzi.
– Masz dobre wsparcie. Nathan jest rozważnym wilkiem. A w dodatku znalazłeś sobie stałego partnera.
Ethan nic nie odpowiedział. Bardzo doceniał fakt posiadania tej dwójki blisko siebie. Liam był może obecnie poza kategorią, ale Nath był również wilkiem, z którego nie chciał rezygnować.
– Ten czarno-brązowy z ciemną maską... Ma taki sam niepokojący błysk w oku, co Finn. – Stwierdził starszy.
– Tak. Wielkie dziecko, ale mniej niebezpieczne niż Finnie. Reszta jest normalna.
Rio zaśmiał się pod nosem.
– Wydaje się, że trafiłeś na dobrą watahę.
– Są ze mną już kilka dekad. Jeszcze nie podpadli na tyle bym ich wygonił, więc chyba masz rację.
– Im dłużej wataha jest razem tym jest silniejsza. Trzymaj się ich brachu. Świat staje się coraz gorszy, wilki również. Nie warto zmieniać przyjaciół z złudną nadzieję, że trafi się lepiej.
Rio jako najstarszy z rodzeństwa chodził po świecie o niemal sto lat dłużej od niego. Wierzył, że swoje przeżył i brał jego radę do serca.
– Rio... Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście, że tak.
– Tylko odpowiedz mi szczerze.
Starszy wilk patrzał na niego oczekując pytania. Nie miał pojęcia czego się spodziewać, jednak takie początki nigdy nie świadczą za dobrze.
– Dlaczego opuściliście terytorium? – Spytał twardo. Chciał poznać prawdę. – I nie wpieraj mi, że nagle stęskniłeś się za mną. Przecież nie przemierzalibyście lasów z trójką szczeniąt, gdyby to nie było naprawdę konieczne.
Dotychczas nie mieszkali w lasach w okolicy. Mógł się założyć, że do pokonania mieli kilkaset kilometrów by dotrzeć właśnie tutaj.
Riodan wstał i zaczął przechadzał się niespokojnie, czując się coraz bardziej przyciśnięty do muru.
– Co się...
– Uciekamy. – Odezwał się w końcu nieco ściszonym tonem.
Ethan patrzył na niego próbując zrozumieć. Nie rozumiał co zmusiło trójkę wilków do ucieczki. Fakt, że matka ze szczeniakami stanowiła pewne utrudnienie, ale i tak z większością przeciwności powinni sobie prowadzić.
Zaczął w końcu analizować wszystko i trzeźwo oceniać sytuację.
– Wasza wataha nie liczyła tylko trzech wilków. – Oznajmił.
– Pięć. – Odparł smutno Riodan. – Było jeszcze jedno rodzeństwo wilków, które wzięliśmy do siebie.
Więc to była naprawdę silna wataha. Piątka dorosłych wilków. Nie hybryd. Wilków.
– Więc co się...
– Warwick. – Odparł tak chłodno, że niemal czuł jak powietrze wokół gęstnieje.
Ethan, gdyby mógł, stałby się jeszcze bardziej biały niż był. Pomimo iż słyszał to imię bardzo dawno temu, to nie mógł go zapomnieć i wątpił by chodziło im o inną wilczycę.
Kojarzył to imię jeszcze z szczenięcych lat, gdy wspominali o przenosinach przed jego urodzeniem.
– Słyszeliśmy, że się zbliża, lecz sądziliśmy... Sam nie wiem co sobie myśleliśmy. Za późno rozpoczęliśmy ucieczkę. Myśleliśmy, że w razie czego mamy jakieś szanse. To był błąd. – Pokręcił smutno łbem. – Gdy o niej usłyszysz może być już za późno na ucieczkę. Nie wolno się zastanawiać tylko ruszać przed siebie, licząc, że będzie się wystarczająco szybkim by usunąć się jej z drogi.
– Chciała wasze terytorium? – Pytał nie do końca rozumiejąc.
– Nie. – Powiedział beznamiętnie. – ET, ona jest jak buldożer, jak trąba powietrzna. Po prostu idzie przed siebie niszcząc wszystko i wszystkich na swojej drodze.
Zapadła chwila ciszy. Wilczyca funkcjonowała w ich świecie jak straszak na niegrzeczne szczenięta. Była częściowo mitem. Częściowo, bo jednak co jakiś czas były wilki, które o niej wspominały i nigdy nie miały nic dobrego na myśli.
Nikt nie wie skąd się wzięła, ani gdzie się podziewała między kolejnymi niszczycielskimi spotkaniami z watahami w różnych częściach kraju. Trochę jak duch, jak śmiercionośna legenda.
– Teraz chcemy po prostu zacząć od nowa w spokoju.
– Z naszej strony nie macie się czego obawiać. – Zapewnił go srebrny wilk.
– Cieszę się.
Miło spędzało się czas z dawno nie widzianą rodziną, jednak nieswojo zaczynał się czuć tak długo będąc oddalonym od Liama. Szczególnie po tak pesymistycznych wieściach. Nagle zaczął odczuwać potrzebę sprawdzenia czy wszystko z nim w porządku, pomimo tego, że wyczułby, gdyby coś było nie tak.
– Będę się już zbierał.
– Jasne. – Skinął łbem.
Pożegnał się ze wszystkimi i ruszył w stronę swojego terytorium. Wracając przez chwilę rozmyślał o tym czego dowiedział się od brata. Postanowił zachować tę wiedzę dla siebie. Nie widział powodów by dzielić się nią z pozostałymi.
Gdy dotarł na miejsce zastał wszystkich w domu. Liam siedział na kanapie razem z Joelem i Oliverem, grając w jakąś grę. David i Levi siedzieli wpatrzeni w telefony na narożniku, a Nathan zajmował swój fotel z książką w dłoni. Dzień jak każdy inny.
Ethan jako wilk położył się na swoim stałym miejscu, w połowie drzemiąc w połowie obserwując to co działo się w salonie.
– Mam nadzieję, że w tym roku będzie więcej śniegu. – Odezwał się Liam, wpatrując się w zaspy śniegu wyświetlane na telewizorze podczas rozgrywanej gry.
– Powinieneś być zadowolony. – Odezwał się David nie podnosząc wzroku znad komórki.
Liam patrzał na swojego partnera szukając w nim potwierdzenia. On jedynie lekko skinął łbem. Naprawdę był w szoku, jak oni są w stanie przewidzieć pogodę.
Przez pewien czas zastanawiał się czy to z racji wieku, jednak Nathan był starszy od Davida, a Joel też dosyć stary, a nie przejawiali takich umiejętności. Więc ta teoria upadła. Na razie postanowił uważać to za ich super moc.
– Jesteście w stanie przewidzieć coś jeszcze?
– Co masz na myśli? – David spojrzał na chłopaka. – Poza tym nie przewidzieć, tylko jest to wynik obserwacji.
Tak sobie wmawiajcie. Jakoś nikt inny nie jest w stanie tego zaobserwować poza waszą dwójką.
– No nie wiem. Czy będzie deszczowo, czy latem będzie susza.
– Zwracam uwagę jedynie na przydatne rzeczy. – Odparł Ethan typowym dla siebie tonem, trochę znudzonym, trochę aroganckim. – To czy zima będzie mroźna czy nie wpływa na to czy będę miał co jeść. Czy lepiej najeść się jesienią i przygotować na dłuższe głodowanie zimną.
– Ile najdłużej nie jadłeś?
Wiedział, że wilki są w stanie dłużej wytrzymać bez jedzenia. Jego apetyt jako człowiek też uległ zmianie. Ale jak sprawy miały się z prawdziwymi wilkami – tymi wilkoludźmi.
– W najgorszych czasach, przy srogiej zimie i będąc samemu... Dwa tygodnie nic nie udało mi się upolować.
– To jak po takim czasie udało ci się coś złapać, skoro na pewno byłeś bardziej osłabiony niż na początku?
– Znalazłem coś co biega wolniej niż większość zwierzyny. – Nie odpowiedział wprost, wiedząc, że odpowiedź nie spodoba się młodszemu.
– Jednak nie chciałem tego wiedzieć. – Liam skrzywił się natychmiast.
– I tak by nie przeżył. – Odparł luźno. – Zgubił się w lesie. W tym śniegu nie udałoby mu się wydostać z lasu na czas.
– Nie musiałeś tego doświadczać i nie pozwolę byś kiedykolwiek musiał, ale w życiu są sytuację, w których jedyną zasadą jest zabij lub zostań zabitym. – Otworzył na chwilę oczy spoglądając na Liama, po czym ponownie je przymknął układając się do snu.
– Każdy z was ma jakiegoś człowieka na sumieniu? – Spytał rozglądając się po wszystkich.
Odpowiedziała mu wymowna cisza.
– W tym akurat Ethan ma rację. Są sytuację w których o przetrwaniu gwarantuje tylko jedno.
– A inne wilki? W sensie hybrydy. – Bo wątpił, by któremuś udało się zabić wilkoludzia jak Ethan i miał nadzieję, że on nie ma nikogo ze swoich na sumieniu.
– Ja nie. – Odparł Joel.
– I ja. – Dołączył do niego Oliver.
Po plecach Liama przebiegł zimny dreszcz. Pozostali musieli kiedyś zabić kogoś takiego jak oni. Nie tylko mieli na swoim koncie ludzi, ale i hybrydy.
Nie umiał sobie wyobrazić sytuacji, w których musiałby kogoś zabić. Kogokolwiek.
Dobra. Może była jedna taka sytuacja. Gdyby widział,że ktoś zagraża Ethanowi, a on sam nie jest w stanie sobie poradzić. Niepozwoliłby zrobić mu krzywdy.
_____________________________
Sytuacja zdawał się być względnie spokojna. Co prawda główna para w sforze jest ze sobą skłócona, a wieści od Rio zdawały się być nieco niepokojące, lecz wszystko powinno w końcu wrócić do normy. Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top