Rozdział 28: Wilk w owczej skórze
Wataha usłyszała wycie swojego przywódcy. Całość natychmiast ruszyła biegiem w jego stronę. Byli zaniepokojeni całą sytuacją oraz tym jak może się rozwinąć.
Docierając na miejsce Joel od razu podbiegł do Nathana obwąchując jego lewą łapę.
– Nic mi nie jest. – Powiedział chcąc go uspokoić, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę, że i on musiał poczuć ugryzienie.
– Gdzie Ethan i Liam?
– Do Ethana nie zbliżałbym się do momentu powrotu Liama. – Ostrzegł pozostałych.
– Czemu on się tak uparł, żeby go nie puścić?
– Bo to głupi gbur i tyle. – Burknął David.
Nathan nie podzielał tego zdania. Po części rozumiał, że Ethan po prostu za bardzo lubi mieć wszystko pod kontrolą, a Liam tak daleko od niego był poza jakimkolwiek nadzorem czy opieką. Był niemal pewien, że nie zobaczą go do powrotu młodszego. Będzie dusił swój gniew, smutek, strach i tęsknotę w samotności przemierzając las.
Podczas, gdy wataha powoli zmierzała w stronę domu Liam dotarł już do miasta. Nie przestawał wściele zaciskać szczęk, a bolący bark nie pozwalał zapomnieć o całej tej sytuacji.
Miał tylko nadzieję, że przez to całe zamieszanie nie spóźni się na ostatni autobus wyjeżdżający z miasta.
Poczuł ulgę, gdy zbliżając się do przystanku zobaczył na zajezdni stojący pojazd. Przynajmniej nie opuściło go całe szczęście. Wykupił bilet i opadł ciężko na jeden z wielu wolnych niewygodnych i twardych foteli.
Po kilku minutach oczekiwań jeszcze kilka miejsc zostało zajętych, a niemal pusty autobus mógł ruszyć w drogę. Nie minęła chwila, a opuszczali miasto.
W międzyczasie Liam postanowił napisać wiadomość do swojego szefa, przepraszając i informując, że potrzebuje tygodniowego wolnego. Spoglądając na godzinę, liczył, że jeszcze przed północą uda mu się dotrzeć do domu.
Powoli oddalając się coraz bardziej od miasta zaczynał odczuwać coś dziwnego. Nie była to już wcześniejsza złość. Zastanawiał się czy może nie są to emocje Ethana, jednak różniło się to od dotychczasowych emocji jakie wspólnie odczuwali.
Z każdą minutą uczucie się pogłębiało. Im dalej miasta tym dziwna pustka zaczynała stwarzać coraz większy dyskomfort. To nie bolało, lecz nie zaliczało się do przyjemnych odczuć.
Ostatecznie zaciskając dłonie w pięści na swojej torbie podszedł do kierowcy.
– Proszę się zatrzymać.
– Co?! – Zdziwiony obrzucił go krótkim spojrzeniem, zaraz powracając wzrokiem na drogę przed pojazdem.
– Muszę wysiąść. Proszę mnie wypuścić. – Powiedział bardziej ponaglającym tonem.
Gdy tym razem ich spojrzenia się spotkały, kierowca przełknął ciężko gulę w gardle i zaczął spowalniać autobus. W końcu zatrzymał się i wypuścił podejrzanego pasażera.
Liam podziękował i opuścił autobus oddalając się od niego i idąc w stronę miasta. Tempo było znacznie wolniejsze niż podczas jazdy, jednak powrót jakby nieco łagodził dziwny dyskomfort.
W duchu zaczynał wyklinać Ethana na wszystkie możliwe sposoby. Był ciekaw czy starszy wiedział, że gdy oddalą się od siebie na tak dużą odległość będzie temu towarzyszyło to dziwne uczucie. Zastanawiał się czy Nathan również o tym wiedział, jednak uważał, że w tym wypadku ostrzegłby go o tym.
Autobusem pokonali już całkiem spoty kawałek drogi. Przeklinając po nosem wszedł głębiej w lasu i zaczął się rozbierać pospiesznie chowając wszystko do torby. Przemienił się biorąc w pysk rączki bagażu i ruszając w dalszą drogę.
Tak będzie szybciej i będzie mógł skrócić sobie drogę w prostej linii przez las. Miał tylko nadzieję, że po drodze nie zbłądzi.
Im bliżej domu się znajdował tym czuł się lepiej, co tylko potwierdzało jego przypuszczenia, że to wszystko ma związek z odległością między nim a Ethanem.
Dyskomfort ostatecznie całkiem zniknął, lecz on jeszcze nie poznawał okolicy. Dopiero po kilku minutach dalszego kłusa wyczuł, że z powrotem znalazł się na ich terytorium.
Nie zamierzał zawyć i wołać starszego. Wątpił by mu odpowiedział. Mógł go szukać albo w jego leżu, w domu watahy lub gdziekolwiek w lesie.
Podejrzewał, że ostatnia opcja będzie prawidłowa, lecz wolał się upewnić sprawdzając dwa pierwsze miejsca.
W jego jaskini go nie zastał, chociaż jego zapach był stosunkowo świeży. Wchodząc do domu zostawił torbę w korytarzy.
– Gdzie on jest? – Spytał wściekle wchodząc do salonu.
Wszyscy obrzucili go zaskoczonym spojrzeniem.
– Nie powinieneś...
– Nie wiemy gdzie jest. – Odezwał się Nath. – Nie było go tu i za pewne szybko się nie pojawi.
Liam zamknął się w ich pokoju by na szybko do mniejszej torby spakować kilka rzecz. Wyszedł z nią bez słowa i chwytając tą pozostawioną na korytarzu opuścił dom kierując się w głąb lasu.
W końcu zatrzymał się pośrodku ciemności. Słuchać było jedynie delikatny szum drzew i co jakiś czas pohukiwanie sowy.
– Ethan! – Krzyknął w przestrzeń.
Stał rozglądając się przez chwilę. Pustka.
– Ethan! Kurwa. Ethan!
Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością Liam ujrzał w oddali jaśniejszą plamę. Ethan zjawił się utrzymując między nimi dystans.
Młodszy tracąc cierpliwość w końcu zmniejszył dzielącą ich odległość, nie przestając obrzucać go gniewnym spojrzeniem.
– Przemieniaj się. – Rozkazał mu.
Ze strony wilka nie było żadnej reakcji.
– Przemieniaj się i jedziesz ze mną. – Powtórzył.
– Co?!
– Jednak umiesz mówić. – Prychnął rozzłoszczony. – Doskonale wiem, że też to czułeś. Nie ma opcji, żebym pojechał tak daleko bez ciebie, więc chcesz tego czy nie, jedziesz ze mną. Nie ma opcji bym nie pojechał zobaczyć co z mamą.
Tak, Ethan doskonale czuł to rwące uczucie, jakby ktoś zabierał mu część siebie.
– Przemień się. – Ponaglił go.
Ethan płynnie przemienił się w człowieka stając przed młodszym nagi, nie przestając patrzeć mu prosto w oczy z lekko gniewnym wyrazem twarzy.
W końcu starszy przeniósł wzrok na torby leżące na ziemi. Podszedł do jednej z nich.
– Poczekaj. – Odezwał się niepewnie młodszy.
Ethan spojrzał na niego, dziwiąc się, gdy na jego twarzy zauważył pewne zawahanie.
– Jako wilki szybciej pokonamy część drogi i dotrzemy do drogi. – Odparł nieco zrezygnowany.
– To po co kazałeś mi się przemienić?! – Rzucił z dyskretnym zwycięskim uśmiechem.
– Zamknij się! Nadal jestem na ciebie wściekły! Po prostu ruszajmy już, dobrze?
Ethan na powrót stał się wilkiem, a po chwili dołączył do niego Liam. Razem ruszyli w kierunku, który wytyczał młodszy. Oboje w pyskach nieśli swoje torby, więc nie było mowy o rozmowach. Każdy z nich miał chwilę na zadręczanie się myślami i zadawanie pytań bez odpowiedzi.
Liam przez cały czas był w szoku, ponieważ nie spodziewał się, że tak łatwo pójdzie. Chociaż jego postawienie na swoim w kwestii wyjazdu na samym początku obu dużo kosztowało. Najwyraźniej starszy musiał zrozumieć, że on nie odpuści wizyty u rodziców, a tak daleka rozłąka nie wchodziła w grę, więc jakby innej opcji nie było.
W końcu Liam zatrzymał się zbliżając się do drogi. Przemienił się i zaczął z powrotem ubierać na siebie ciuchy. Spojrzał na starszego wymownie czekając, aż ten zacznie postępować tak samo.
Mając już chwytne dłonie sprawdził na telefonie w którym dokładnie miejscu są. Miał nadzieję, że dobrze ich poprowadził. Jednak szczęście zdawało się mu sprzyjać.
– Co teraz? Dlaczego właściwie nie udaliśmy się do miasta?
– Ostatni autobus już pojechał. Złapiemy stopa do jakiegoś większego miasta, a dalej przesiądziemy się w autobus.
– Co? O tej godzinie? – Nie ukrywał zdziwienia. – U ciebie dzisiaj z myśleniem nie po drodze, co?
– To wszystko twoja wina. – Oburzył się, zarzucając torbę na ramię i ruszając wzdłuż drogi. – Gdybyś od razu nie robił problemów to...
– To co? I tak przecież okazałoby się, że nie możesz tak daleko beze mnie pojechać.
Liam zacisnął wściekle szczeki, ponieważ wszystkie argumenty jakie miał w głowie zdawały się być w tej sytuacji gorzej niż kiepskie.
– Naprawdę sądzisz, że o tej godzinie będzie ktoś tędy jechał? A jeśli będzie to, że zabierze dwóch obcych ludzi? Raczej mało rozważne.
W momencie, gdy Ethan skończył mówić światła samochodu oświetliły ich od tyłu, Liam odruchu zaczął machać ręką chcąc zatrzymać samochód, lecz w rzeczywistości wierząc, że starszy ma rację i to, że ktoś się zatrzyma graniczyło z cudem.
I jakby świat chciał tym razem dać Ethanowi pstryczka w nos, duży osobowy samochód po minięciu uch zatrzymał się na poboczu.
Liam podbiegł do drzwi od strony pasażera. Za kierownicą siedział dość młody mężczyzna, lecz na pewno starszy od nich. A raczej od Liama.
– Dokąd zmierzacie?
– A gdzie pan jedzie? Wystarczy nam nawet krótka podwózka.
W końcu Liam dogadał się z kierowcą, który zmierzał w podobną stronę co oni. Chciał jedynie dojechać do jakiejś większej miejscowości, skąd mogliby złapać autobus, który dowiózłby ich do celu.
Wsiedli na tyle siedzenia rzucając swoje torby pod nogi. Ethan uważnie lustrował wzrokiem każdy centymetr samochodu szukając potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów.
– Zapnij się. – Młodszy szepnął do Ethana. Zapiął pas powoli tak, by starszy mógł wszystko widzieć i analogicznie powtórzyć te ruchy.
Ruszyli w drogę.
– Dość nietypowa pora i miejsce na łapanie podwózki.
– Mieliśmy niemiłą przygodę z autobusem i... eh, szkoda gadać. – Starał się jakoś porzucić ten temat.
– Niektórzy boją się łapać tak losowe samochody. – Odezwał się kierowca najwyraźniej chcąc podtrzymać rozmowę. – Że trafią na jakiegoś świrniętego kierowcę czy coś.
– A co, wywiezie nas pan do lasu? – Odezwał się Ethan z dziwnym uśmiechem. – Sam. Naszą dwójkę.
Kierowca pochwycił jego spojrzenie we wstecznym lusterku i natychmiast powrócił do skupiania się na drodze przed nim.
– Eth, zamknij się już. – Szepnął nerwowo Liam szturchając starszego.
Młodszy kątem oka widząc jak starszy zaczyna dyskretnie węszyć sam zaczął robić to samo, chcąc się dowiedzieć co zwróciło jego uwagę. Kortyzol.
Wywrócił oczami, gdy na twarzy Ethana pojawił się delikatny uśmiech. Ewidentnie był z siebie zadowolony, że wzbudził w obcym strach.
Przynajmniej teraz mogą liczyć na podróż w ciszy i spokoju. Jechali otoczeni lasami, a następnie polami, mijając pomniejsze wioski i miasteczka.
Przez cały czas Ethan czujnie obserwował otoczenie ani przez chwilę się nie rozluźniając. Ewidentnie podróżowanie samochodem nie sprawiało mu przyjemności.
Liam natomiast zastanawiał się co z jego mamą. W międzyczasie postanowił załatwić kilka spraw na telefonie. Widział jak starszy przygląda się temu co robi na urządzeniu.
Pierwszą wiadomość postanowił wysłać do taty.
Liam: Powinienem zjawić się rano.
Tata: Jestem z mamą w szpitalu. Masz klucze do domu?
Liam: Tak. Do zobaczenia.
Nieco zdziwił się, że jeszcze nie śpi o tej godzinie, lecz najwyraźniej sytuacja nie pozwalała mu na spokojny sen.
Czekało go jeszcze poinformowanie o wszystkim jeszcze jednej osoby.
Liam: Nie będzie nas kilka dni. Sądzę, że ze trzy, może cztery.
Nathan: Nas... ok
Nathan: Uważaj na niego.
Ethan prychnął pod nosem, wcale nie ukrywając tego, że podglądał co robił młodszy.
Liam był pewien, że pozostali nie będą mogli w to uwierzyć, że Eth pojechał z nim, a Nathan zapewne będzie bardzo się martwił czy starszy nie będzie stanowił dla innych niebezpieczeństwa.
W końcu dotarli do większej miejscowości. Kierowca był na tyle miły, że podrzucił ich na dworzec autobusowy.
– Naprawdę dziękujemy za podwózkę.
– Jasne, nie ma za co. Bezpiecznej drogi.
– Dziękujemy, dla pana również.
Zostali sami. Liam podszedł do tablicy z rozkładem jazdy chcąc dowiedzieć się ile będą musieli czekać na kolejny środek transportu. Szczęście dalej się ich trzymało, ponieważ jeden autobus kursował również w godzinach nocnych.
– Pół godziny czekania. – Szepnął. – Chodź usiąść.
Zaprowadził ich pod niewielki przystanek. Nikogo oprócz nich nie było na miejscu.
Przez dłuższą chwilę milczeli, lecz zdawało się, że emocje u każdego z nich nieco opadły.
– Wiedziałeś, że gdy będę wyjeżdżał, będziemy czuć... Właściwie nie wiem jak to nazwać.
– Nie do końca. – Odparł patrząc przed siebie. – Gdy wilki się ze sobą wiązały to raczej spędzały już resztę życia jako tako razem. Kiedyś możliwość podróżowania była znacznie mniejsza. Więc nawet jeśli jedna osoba się oddalała to nie na tak duże odległości.
– No to masz wycieczkę krajoznawczą. – Starał się go nieco rozweselić.
– Wolałbym zwiedzać inne lasy, a nie jakieś betonowe śmietniska.
– Naprawdę chociaż trochę nie ciekawi cię co znajduję się dalej niż ten twój las?
– Ciekawi. – Odparł od razu. – Ale nie miasta. Nathan czasami oglądał filmy takie przyrodnicze o innych krajach chyba. Piękne widoki. Dzikie lasy, klify, rzeki, wodospady.
Liam wsłuchiwał się w milczeniu w jego głos. Nie wiedzieć czemu to wyznanie wydało mu się dosyć osobiste. Poczuł się nieco nieswojo słuchając tego, jakby zwierzał mu się z jakiejś tajemnicy.
Jednocześnie poczuł, że chciałby mu kiedyś pokazać jakiś dziki, daleki las, o którym mówił.
– Dużo lasów zwiedziłeś? – Spytał nie do końca wiedząc jak sformułować pytanie.
– Chcesz wiedzieć czy przez jakiś czas żyłem jak wędrowny trubadur podróżując po kraju i zwiedzając kolejny kawałek lasów? – Uśmiechnął się nieco rozbawiony.
Liam potwierdził odwzajemniając uśmiech.
– Kiedyś lasów było dużo więcej, łatwiej było gdzieś przejść bez mijania dużych siedlisk ludzi. Nie podróżowałem w takim sensie jaki sądzisz. Te południowe lasy to mój dom. Jak byłem młody to trochę wędrowałem co jakiś czas zmieniając swoje terytorium.
– Jak byłeś młody to też byłeś taki gburowaty, staruszku? – Spytał zaczepnie nawet nie powstrzymując uśmiechu.
Ethan zmierzył go spod lekko przymrużonych oczu. Ostatecznie tylko prychnął pod nosem, wracając do obserwowania otoczenia.
Tuż przed pojawieniem się autobusu, pojawiło się jeszcze kilka osób. W końcu niemal pusty pojazd ruszył w drogę.
– Tym dojedziemy już tam gdzie trzeba? – Starszy postanowił się upewnić.
– Tak. W sensie, że zawiezie nas do odpowiedniego miasta. Tam już taksówką pod sam dom i będziemy się mogli jeszcze chwilę zdrzemnąć nim rano pójdę odwiedzić mamę.
Ethan skinął głową. Mężczyźni spędzili drogę w ciszy. Liam próbował trochę odpocząć, a starszy starał się mieć na oku obce otoczenie.
Gdy dotarli do miasta była trzecia nad ranem. Taryfa podwiozła ich na miejsce niemal przed czwartą.
– Nie podoba mi się. – Powiedział Ethan spoglądając na wysoki wieżowiec. Dookoła nie widać było większych zielonych przestrzeni, tylko same budynki.
– Spodziewałem się tego. Musisz wytrzymać kilka dni. Jesteśmy bezpieczni, a przypuszczam, że największe zagrożenie w najbliższej okolicy stanowisz ty sam, więc możesz trochę wyluzować.
Weszli do bloku, kierując się do windy. Ethan przez cały czas trzymał się blisko młodszego. Będąc na piątym piętrze stanęli przed ciemnymi drzwiami.
Liam po chwili mocowania się z zamkiem, wpuścił ich do środka, gdzie przywitała ich cisza. Pierwszym co zauważył młodszy było to, że zapach był bardziej intensywny niż zawsze. Miał wrażenie, że niektóre zapachy czuł pierwszy raz, lecz jakby jego umysł podświadomie skojarzył je z domem, sprawiając, że poczuł wewnątrz przyjemne ciepło.
Zapalił światło, a następnie skierował ich do jego starego pokoju, znajdującego się na końcu krótkiego korytarza.
– To jest mój pokój.
– Czuję. – Odparł, rozglądając się dookoła.
Liam z uśmiechem stwierdził, że od jego wyjazdu niemal nic tu się nie zmieniło. Na ścianach wisiały plakaty zespołów, których słuchał, na regale leżały równo poustawiane książki. Na półkach znajdowały się zdjęcia z przyjaciółmi, z którymi już nie miał kontaktu.
– Chodźmy spać, jestem wykończony. – Oznajmił młodszy, siadając na łóżku. – Będziemy musieli się tutaj pomieścić. Spakowałem ci kilka rzeczy. Zaraz pokażę ci, gdzie jest łazienka.
– A co z jedzeniem?
– Co?
– Jadłem wczoraj, ale w pobliżu nie ma żadnego lasu. Co z jedzeniem?
No tak. Przecież żadne z nich nie zje niemal niczego z tego co zapewne jest w lodówce.
– Poradzimy sobie. – Zapewnił go. – Rano się nad tym zastanowimy. Na świeżą dziczyznę nie licz, ale na pewno uda mi się załatwić coś co przełkniesz. – Teraz nie miał siły o tym myśleć.
Liam ściągnął z siebie spodnie, pozostając jedynie w bieliźnie i koszulce. Ethan postąpił podobnie. Zgasili światło i położyli się wspólnie w łóżku, które było zdecydowanie węższe niż te ich w leśnym domku.
– Spróbuj się chwilę zdrzemnąć. – Powiedział, czując, że sam nie będzie miał najmniejszego problemu z zaśnięciem. – Tutaj naprawdę nic ci nie grozi. Możesz odpocząć. Później będzie cię czekał ciężki dzień.
– Mogę leżeć od strony ściany? – Ethan podniósł się lekko na łokciu.
– Boisz się, że spadniesz?
– Nie chcę leżeć plecami do drzwi. – Odparł.
Mężczyźni zamienili się miejscami, po czym zamknęli oczy i spróbowali zasnąć. Dla starszego spanie w obcych miejscach nigdy nie było łatwe, jednak tym, który się wiercił i przekręcał z boku na bok był Liam.
– Ej. – Szepnął w końcu Ethan, chowając młodszego w swoich ramionach. – Nic jej na pewno nie jest. Prześpij się trochę i będziesz mógł ją zobaczyć.
Brunet wtulił się w ciało starszego i otoczony znajomymi ramionami, jak i zapachem spróbował zasnąć.
Obojgu udało się na chwilę odpłynąć do krainy Morfeusza, lecz nie był to bardzo regenerujący sen.
– Liam, wstawaj. Jest już ranek. – Szepnął starszy, przytulając mocniej ciało młodszego do siebie.
– Hm? Która godzina?
– Nie wiem.
– To skąd wiesz, że...
– Po słońcu. Nie wiem, która godzina, ale słońce wstało już jakiś czas temu. O takiej porze już dawno normalnie jesteś w pracy.
– Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że ty inaczej funkcjonujesz.
Liam przetarł mocno twarz, próbując zrzucić z siebie resztki snu. Podniósł się z łóżka, robiąc mniejsze starszemu. Ethan usiadł i przeciągnął się. Młodszy przez cały czas obserwował go, patrząc jak napinają się jego mięśnie. Następnie zwrócił uwagę jeden szczegół na jego szyi i barku. Bez ostrzeżenia ostrożnie dotknął gojącej się rany.
– Przepraszam. – Szepnął z poczuciem winy.
– Nie przepraszaj. Kilka dni i nie będzie śladu. – Wzruszył ramionami, wstając z łóżka i podchodząc do swojej torby. – Ty pewnie też skończyłeś z siniakiem.
– Właśnie, siniakiem. – I obolałem barkiem, ale nie raną.
– Daj spokój. Szybko się goimy, a ja jestem przyzwyczajony do takiego rozwiązywania spraw. – Zaczął szukać rzeczy do ubrania. – Trochę mi tym zaimponowałeś. – Dodał znacznie ciszej.
– Co? Serio?
– Wilki dzielą się głównie na dwa typy osobników. Alfy, jak ja, Nathan czy David. I uległe jak Joel, Oliver i Levi. Chociaż ta małpa potrafi mieć charakterek, to ogólnie nadal jest raczej uległy do innych wilków. – Wyjaśnił, wyciągając jakąś bluzkę i przebierając się w nią. – Nie lubię słabych osobników. – Powiedział, patrząc wprost na Liama.
Sytuacja była w pewien sposób absurdalna, ponieważ zaimponowanie komuś tym, że dostało się od niego wpierdol, nie brzmiało dobrze. Ale Liamowi zrobiło się miło na to dziwne i pokręcone wyznanie sympatii.
– Może być? – Spytał pokazując młodszemu swój dzisiejszy outfit.
– Tak. – Odparł z delikatnym uśmiechem i sam wziął się za przebieranie.
– Spakowałeś nam jakieś bluzy czy kurtki?
– Czemu pytasz?
– Później będzie padać. – Oznajmił jakby to była oczywistość.
– Skąd pan chodząca pogodynka to wie?
– Spójrz na tamte chmury panie ślepy ignorancie. – Wskazał na okno.
Ciemne chmury co prawda były dosyć daleko i Liam sam raczej przypuszczałby, że przejdą bokiem, to ufał osądowi starszego.
– Weźmiemy ze sobą parasol.
Oboje skorzystali z łazienki, gdzie Liam nakleił na ranę Ethana duży plaster, by zakryć ją przed innymi. Wolał uniknąć niechcianych spojrzeń i pytań.
Następnie skierowali się do kuchni. Ich celem była lodówka. Sytuacja nie była zbyt dobra. Liam z nadzieją zajrzał do zamrażalnika.
– Mrożone? – Ethan spytał tonem jakby ktoś zaproponował mu jedzenie ze śmietnika.
Młodszy westchnął bezradnie. Za dużo do jedzenia to tu nie mieli. Jego rodzice nie byli wegetarianami, ale mięso nie było obowiązkową częścią każdego posiłku.
– Jak myślisz... O której zgłodniejemy?
– Trochę się działo i będzie dziać. Ja jadłem wczoraj w południe, nie wiem jak ty. Może i nawet do jutra powinienem wytrzymać.
Liam nadal był pod wrażeniem niektórych wilczych cech. Wilk mógł o wiele dłużej wytrzymać bez jedzenia. Jakby nie patrzeć, jest mu o wiele trudniej je zdobyć. Jednak teraz byli oboje pod ludzką postacią i nie wiadomo jakie wyzwanie ich, a konkretnie Ethana, czekają. Lepiej żeby nie chodził głodny.
– Wychodząc ze szpitala skoczymy do jakiegoś mięsnego, ale nie licz na rarytasy. – Wolał go uprzedzić.
Chwycił dwa jabłka z kosza z owocami i jedno podał starszemu.
– Na razie będziemy musieli zadowolić się tym.
Wychodząc z domu Liam chwycił parasol. Zamknął drzwi i skierował ich na przystanek.
– Znowu autobus? – Skrzywił się Ethan.
– Taksówka jest bardziej do zaakceptowania?
Starszy skinął głową, więc nieco zmienili kurs kierując się w stronę najbliższego postoju taksówek. Stamtąd sedanem o znacznie wyższym standardzie niż dotychczas jechali dotarli pod szpital.
Liam spojrzał na kroczącego obok niego mężczyznę.
– Wyglądasz całkiem swobodnie.
– Czuję się już pewniej w tym ciele niż wtedy, gdy wcześniej zabierałeś mnie do miasta. – Odparł. – Poza tym jestem z tobą, a wierzę, że w tym świecie ty orientujesz się bardziej, a przynajmniej na tyle by wystarczająco wcześnie wykryć niebezpieczeństwo.
Analityczny i rzeczowy jak zawsze.
Będąc przed wejściem Liam szybko napisał do taty wiadomość z pytaniem, na jakim właściwie oddziale się znajdują. Dotychczas nie dopytywał o szczegóły.
Tata: Kardiologiczny
Westchnął jedynie pod nosem. Zaraz po przekroczeniu progu szpitala zmarszczył nos. Ethan postąpił tak samo.
– I wy tu przychodzicie zdrowieć?
– Oni tego nie czują. Co najwyżej jedynie lekki aromat środków czystości. – Wyjaśnił mu. – Sądzę, że gdybyś wiedział jak czuły jest ludzki nos byłbyś bardzo rozczarowany.
– Zapewne.
Liam poprzez labirynt korytarzy i schodów zaprowadził ich na odpowiedni oddział. Cel ich podróży znał aż za dobrze. Będąc na oddziale, niektóre pielęgniarki uśmiechały się do niego na powitanie, rozpoznając go. Odpowiadał im tym samym.
Ethan patrzał na niego lekko zdziwiony z niewypowiedzianym pytaniem.
– Swego czasu dosyć często tu bywałem. Widać, niektórzy jeszcze mnie pamiętają. – Wyjaśnił.
– Liam. – Chwycił go za ramię, zatrzymując. – Tutaj?
– Co?
– Tam coś pachnie jak w twoim domu. – Odparł Ethan.
Liam wiedziony ciekawością udał się w stronę, którą wskazał mu starszy. On w natłoku tych wszystkich szpitalnych woni nie umiał się skupić na zapachach.
Po chwili ujrzał tatę stojącego przy automacie, odbierającego kubek z gorącą kawą. Już stąd mógł zobaczyć, że przybyło mu siwych włosów.
– Tata. – Na jego ustach pojawił się uśmiech.
– Liam. – Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się wyraz ulgi.
Ojciec przytulił syna, uważając na trzymaną w ręku gorącą kawę. Liam cieszył się mogąc znów go zobaczyć i uściskać.
– Co u mamy?
– Już w porządku. Pewnie sama zaraz ci wszystko powie.
Liam zauważył jak wzrok jego ojca kieruje się na osobę za nim.
– To mój przyjaciel i współlokator, Ethan. Musiał ze mną przyjechać, to trochę długa i skomplikowana historia. – Liczył, że uda mu się wymigać od szczegółowej odpowiedzi.
– Miło mi cię poznać. – Starszy mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń.
– Dzień dobry. – Z wahaniem wyciągnął dłoń przed siebie, lecz sam uścisk dłoni był mocny i pewny.
– Chodźcie.
Zostali zaprowadzeni do sali, w której leżała matka Liama. Kobieta od razu uśmiechnęła się i rozpogodziła na widok swojego syna.
– Słońce. – Od razu wyciągnęła ręce w jego stronę.
– Mamo. – Przytulił ją czule na powitanie. – Musisz mnie tak martwić? Ciągle trujesz mi o badaniach i kontrolach, a sama co robisz? Jak się czujesz? Co się stało?
– Dobrze. To był tylko lekki stan przedzawałowy. Wypiszą mi leki, będę musiała kontrolować ciśnienie i tyle. Nic takiego.
Ponownie zobaczył jak uwaga skupia się na obecnym z nim Ethanie.
– Przyjaciel, musiał ze mną przyjechać. Daj mi chwilę.
– Poczekasz na mnie na... – Jednak zrezygnował z tego pytania, ponieważ wiedział, że to nie będzie dobry pomysł. Zamiast tego wyciągnął telefon, wpisał w wyszukiwarkę na YouTube'ie „Forest and moutains Austria" i puścił jeden z filmów. – Masz. Usiądź z boku i sobie chwilę pooglądaj. – Wyszeptał. – Miał nadzieję, że w ten sposób da mu jakieś zajęcie i łatwiej będzie mu na niego poczekać.
Ethan spoczął na krześle w rogu sali niedaleko łóżka mamy Liama i zaczął spoglądać w niewielki ekran ukazujący leśny i górski krajobraz.
– Nie mów, że to nic takiego. Musisz bardziej o siebie dbać. – Liam powrócił do matki nieco ją karcąc. – Przestań się o mnie martwić, a zacznij się troszczyć o siebie.
Rozpoczęła się standardowa mikro kłótnia w wykonaniu Liama i jego matki, tym razem jednak to zdrowie kobiety było tematem dyskusji.
– Musiałam dostać prawie zawału, żebyś przyjechał? – Powiedziała w końcu, w ten sposób kończąc wcześniejszy temat.
– Przepraszam, że nie przyjeżdżałem. Postaram się częściej do was wpadać.
Kątem oka widział jak Ethan podnosi głowę na te słowa i patrzy w jego stronę.
– Dbasz o siebie prawda? Nadal wolałabym, żebyś mieszkał z nami.
– Mamo, nie mam już dwunastu lat. Dorosłem i umiem o siebie zadbać. Musisz się oswoić z tą myślą. Przecież chyba nie myślałaś, że będę u was siedział całe życie.
– Wiem, skarbie, wiem, ale i tak ciężko mi się do tego przyzwyczaić.
– Dużo się tutaj pozmieniało, odkąd wyjechałem? Jeszcze nie miałem okazję pozwiedzać centrum? – Postanowił narzucić nieco bardziej neutralny temat.
– W końcu skończyli remontować rynek. – Oznajmiła z ulgą. – Dwa razy przedłużali termin. Centrum też już nie jest tak rozkopane. Ale teraz remontują ulicę za mostem.
Rozpoczęli rozmowy na bardzo przyziemne tematy. Liam wypytywał rodziców co słychać w mieście, u nich i u rodziny. Jego mama oczywiście była świetnym osiedlowym monitoringiem i zaczęła sprzedawać mu wszystkie miejscowe ploteczki, a Liam słuchał jej z przyjemnością.
Poza tym, że znajdowali się w szpitalu, to obecna chwila wydawała mu się taka normalna. Nierealnie normalna.
W końcu wzrok Liama napotkał wiszący wysoko zegar. Trochę czasu już tu spędzili. Nie zdawał sobie sprawy z upływającego czasu, ponieważ Ethan nie odzywał się ani słowem, nie pośpieszał go, ani nie dawał znać, że czuje się niekomfortowo w obecnej sytuacji.
– Przejdziemy się gdzieś na obiad. Później jeszcze do ciebie wpadnę. – Powiedział, wstając z niewygodnego stołka. – Wiadomo, kiedy cię wypisują?
– Jeśli dalsze wyniki będą w porządku to jutro będziemy mogli wyjść do domu. – Oświadczył mężczyzna.
– To świetnie. Do zobaczenia mamo. Odpoczywaj i przestań się o wszystko zamartwiać! Niedługo wrócę.
Spojrzał na Ethana, który wstał i pożegnał się z jego rodzicami. Młodszy odzyskał telefon, który od razu wsunął do kieszeni. Wyszli z oddziału, a następnie opuścili szpital.
Chociaż chciał powiedzieć, że w końcu mogli odetchnąć świeżym powietrzem, to jednak zapach miasta był bardziej dokuczliwy niż sobie to zapamiętał.
– Chodźmy zrobić jakieś zakupy na obiad.
Liam ruszył jako pierwszy wytyczając kierunek ich marszu.
– Mówiłeś serio? – Ethan postanowił przerwać trwającą ciszę.
– O czym? – Westchnął ciężko. – Nie rozmawialiśmy od kilkunastu minut, a z rodzicami poruszyłem całą masę tematów.
– Zamierzasz tu częściej przyjeżdżać?
– Chciałem trochę uspokoić mamę. Ale z pewnej strony chciałbym. Czasami tęsknię za nimi, a odkąd wyjechałem to widzimy się może dwa razy do roku.
– Zaproś ich do nas.
– Do domu pośrodku lasu? Słaby pomysł.
– Z Nathanem ogarnęlibyście temat. Jakieś mieszkanie w mieście na kilka dni. – Zaproponował.
– Albo biorę cię pod pachę, w autobus i przyjeżdżam tutaj. Mniej kombinowania.
– Ja ci pokażę, mniej kombino... – Zaczął burczeć.
– Jesteśmy pod mięsnym. – Brunet ukrócił rozmowę.
Liam otworzył drzwi sklepu i wpuścił ich do środka. Wewnątrz była już mała kolejka.
– Zastanów się na co masz ochotę. – Szepnął do niego.
– Nic nie wygląda zbyt dobrze. – Skrzywił się.
– Ale coś jeść musisz.
– Jak daleko jest stąd najbliższy las?
– Za daleko, patrząc jeszcze na sam czas zdobywania tam jedzenia. To nie plan na dzisiaj. Musisz się zadowolić czymś stąd.
– Jak mam się na coś zdecydować jak wszystkie zapachy są pomieszane? – Nerwowo szeptał. – Skąd mam wiedzieć czy wszystko jest świeże i dobre?
– Proszę cię. Warunki są takie a nie inne i niestety tym razem musisz się ugiąć. Jak chcesz to postaram się nas gdzieś zabrać by najeść się czegoś świeżego przed powrotem do domu. – Starał się mówić tak by za wiele z tego nie docierało do uszu innych.
Ethan westchnął ciężko i zaczął uważnie obserwować kawałki mięsa starając się wzrokowo wybrać najlepszy z nich. W końcu wskazał młodszemu to, co wydawało mu się najbardziej zjadliwe.
Liam, gdy przyszła ich kolej, wskazał na mięso, które wybrał starszy.
– Ile?
– Cały kawałek. – Poprosił.
Kobieta obrzuciła go krótkim zdziwionym spojrzeniem, lecz zaraz zapakowała jego zamówienie. Cena wyszła nie mała, lecz nie zamierzał narzekać. To miało ich wyżywić przez najbliższą dobę lub więcej.
Po zakupach mogli kontynuować drogę powrotną do domu. Ponownie zdecydowali się na taksówkę ze względu na Ethana.
Przekraczając próg mieszkania z jakiegoś powodu Liam poczuł ulgę. Gdy starszy zaliczał szybką wizytę w łazience, brunet zaczął przygotowywać ich posiłek.
– To jest bez sensu, że mój organizm domaga się surowego mięsa, ale zjedzenie go jest ciężkie. – Poskarżył się młodszy, gdy zyskał towarzystwo. – Nie mam wilczych zębów, które z łatwością poradzą sobie z takim jedzeniem.
– To nie jest bez sensu. Po prostu powinieneś pożywiać się jako wilk i tyle. To ty sprawiasz, że to jest bez sensu.
Brunet westchnął ciężko, bo jednak liczył na odrobinę wsparcia, również w samym przygotowywaniu jedzenia. Niestety był w tym sam.
– Ohyda. – Powiedział Ethan krzywiąc się po spróbowaniu mięsa. – Muszę bardziej docenić to co Nathan przynosi do domu. Jego mięso jest o wiele bardziej świeże.
Liam chciałby się obrazić i wytknąć mu, że wybrzydza, ale całkowicie się z nim zgadzał. Oboje niechętnie zjedli to co mieli na talerzach.
Młodszy w głowie postanowił, że naprawdę zabierze Ethana na jakieś polowanie przed ich powrotem do domu w ramach rekompensaty za to co musi tutaj znosić.
Po posiłku udali się do pokoju należącego kiedyś do Liama. Starszy od razu zajął miejsce na łóżku, spoglądając uważnym wzrokiem na młodszego.
Brunet odnosił wrażenie, że to on jest z ich dwójki bardziej zmęczony. A było dopiero południe.
– Może pojadę do mamy bez ciebie. – Zaproponował. – Nie ma sensu, żebyś tam siedział i się nudził. Jeśli tu na mnie zaczekasz będzie ci chyba lepiej, co?
Ethan zastanawiał się nad tym dłuższą chwilę.
– Nikt tu nie wejdzie?
– Nie. Do mieszkania klucze mam tylko ja i rodzice, więc nikt nie ma prawa się tu pojawić. Będziesz sam.
– Możemy spróbować. – Odparł wzruszając ramionami. – Za ile wrócisz?
– Trzy godziny na pewno. Będę po zachodzie, ale nie wiem dokładnie o której. Jakbyś z jakiś powodów chciał bym już wrócił to dzwoń lub pisz. W torbie jest twoja komórka. – Przypomniał mu. – Łazienka i kuchnia wiesz gdzie jest. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Raczej nie.
Liam skinął głową i po głębszym wdechu ruszył w stronę drzwi. Zostawił Ethana w mieszkaniu, samemu ruszając z powrotem do szpitala.
Wychodząc z bloku westchnął ciężko, kiedy z nieba zaczęły spadać grube krople deszczu. Rozłożył parasol i ruszył w stronę przystanku autobusowego.
Przez cały pobyt poza domem Liam w głównej mierze skupiał się na swojej mamie. Cieszył się z chwil spędzonych z rodzicami, chociaż wolałby by okoliczności były inne. Jednak rozłąka nieco naprawiła ich relacje, sprawiając, że każde stęskniło się za sobą i nie chcąc tracić czasu na niepotrzebne kłótnie.
– Tato, wracasz dzisiaj do domu? – Spytał Liam, gdy za oknami zrobiło się już ciemno.
– To ostatnia noc twojej mamy w szpitalu. Zostanę z nią.
Brunet uśmiechnął się pod nosem, bo było to z pewnej strony wspaniałe z strony jego ojca, że chce przez cały czas towarzyszyć swojej żonie.
– Ja się już będę zbierał. Jutro przyjdę i wszyscy razem wrócimy do domu. – Obiecał jej.
– Dobrej nocy, słońce.
– Dobranoc mamo. Pa tato.
Pożegnał się z rodzicami, po czym opuścił oddział kardiologiczny. Przy szpitalu znajdował się przystanek autobusowy, na który właśnie podjeżdżał autobus rozpoczynający kolejny kurs.
Liam wracając do domu miał pustkę w głowie. Starał się zachować jedynie tyle przytomności by wysiąść na odpowiednim przystanku. Drogę do bloku oraz do mieszkania przeszedł jak na autopilocie.
Ponownie z ulgą przeszedł przez próg mieszkania. Zrezygnował z wizyty w kuchni czy łazience i udał się prosto do swojego pokoju. Wszedł do środka od razu zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero teraz nieco się rozbudził.
– Pogięło cię do reszty?
– O co ci chodzi? – Spytał białoszary wilk, podnosząc łeb znad puchowej poduszki.
– A jakby ktoś tu wszedł?
– Kto?
– Ktokolwiek.
– Miałby pecha. – Powiedział następnie się oblizując. Liam westchnął zirytowany. – A poza tym sam mówiłeś, że do mieszkania nikt poza tobą i twoimi rodzicami nie ma klucza.
– Ale nawet jeśli, jak mogłeś zmienić się...
– Liam. – Przerwał mu, wstając i siadając przed nim. – Wszytko będzie dobrze. – Powiedział, przeczuwając w czym problem. – Niedługo wypuszczają ją do domu, prawda?
– Prawdopodobnie jutro. – Odparł zniżając się do poziomu starszego. Objął jego szyję, wtulając się w gęste futro i oddychając głęboko. – Ale i tak nie powinna w ogóle wylądować w szpitalu.
– To normalne, że się martwisz. Wyglądała na silną kobitę. Na pewno tak szybko nie da się żadnej chorobie.
Liam miał taką nadzieję. Trzymał wilka blisko przy sobie, wdychając uspokajający zapach, który mu towarzyszył. Przywodził na myśl dziki las po deszczu.
Młodszy nieco poluźnił chwyt, kiedy trzymane wilcze ciało zamieniło się w ludzkie. Ethan obejmował go nadal będąc wsparciem i pocieszeniem.
W końcu oboje nieco oddalili się od siebie, spoglądając sobie głęboko w oczy. Liam uwielbiał patrzeć w te nieco dzikie oczy, o kolorze płynnego brązu, nieco za bardzo bursztynowego jak na zwykłe ludzkie oczy, ale też nie do końca zwierzęce.
Jego ciało nieco się rozluźniło czując na swoich wargach pełne usta starszego. Ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy pieszczota trwała nieco za długo, jak na zwykły pocałunek na pocieszenie.
Skupił się na cieple dłoni, która pojawiła się na jego twarzy oraz ustach, które wraz z tymi jego spotykały się ze sobą coraz żarliwiej.
Przestał obejmować starszego przenosząc ręce na nagie, umięśnione ciało przed sobą. Oboje podnieśli się z kolan, by powoli przenieść się w stronę łóżka.
Po drodze ręce starszego wylądowały na torsie młodszego, który zaczął ściągać z siebie koszulkę. Ich języki tańczyły w wspólnym tańcu, zaczynają prowadzić walkę o dominację.
Oboje potrzebowali chwili oderwania się od dosyć ciężkiej rzeczywistości. Korzystając z pustego domu, skupili się tylko i wyłącznie na sobie.
Po wszystkim Liam leżał wtulony w nieco mniejsze ciało starszego, lecz na pewno nie mniej umięśnione. Jednak przebywanie jako wilk i bycie niemal cały czas w ruchu, jak i żywiąc się jedynie tym co upolujesz nie daje dużych szans na stanie się toczącą się kulą futra.
– Słuchaj, któregoś dnia się zastanawiałem się nad tym, jak to jest, że nasza wataha składa się jedynie z mężczyzn? – Spytał wsłuchując się w mocne bicie serca. – Faceci częściej zostają przemienieni w wilki czy jak?
– Pod tym względem jesteśmy dość wyjątkowi, ponieważ przeważnie przewaga liczebna należy do kobiet. Watahą z większą ilością samic łatwiej się przewodzi niż samcami. – Wyjaśniał. – Nathan zbiera jakby wyrzutków których nikt nie chciał. Joel jest z nim, bo się kochają. Levi jest charakterny i często sprawia kłopoty. Oliver jest łatwym celem do męczenia przez inne silniejsze męskie osobniki. A z Davidem ciężko wytrzymać i nikt nigdzie go nie chciał.
– Na pewno mówisz o Davidzie, a nie o sobie? – Zauważył Liam, czym zasłużył sobie na niezadowolone spojrzenie starszego.
– W jak wielu watahach już byłeś?
– Niewielu. Wilki przeważnie tworzą grupy rodzinne i jak już zmieniają watahę to po to by stworzyć własną. To was, półwilki bardziej nosi po świecie. – Tłumaczył, gładząc młodszego po plecach. – Przeważnie spędzacie czas jako ludzie, a to też sprawia, że co jakiś czas musicie zmieniać miejsce zamieszkania, gdy lata mijają. Mało kto zwraca uwagę czy dany wilk mieszka w tym lesie od pięciu czy pięćdziesięciu lat, co innego z ludźmi.
– To którego z chłopaków poznałeś najpierw? Nathana? Poznaliście się w naszych lasach czy gdzieś indziej?
– Dwa razy wpadłem na niego w różnych miejscach, aż w końcu oboje na dłużej spotkaliśmy się w lesie, w którym obecnie mieszkamy. On mi nie przeszkadzał, więc nie wyganiałem go ze swojego terenu. Coraz lepiej spędzało mi się z nim czas. Brakowało mi też jakiego towarzystwa. Później znikał na jakiś czas i pojawiał się z nowym wilkiem. Podczas swoich podróży wracał z tymi, których nie chciały inne watahy. Zgadzałem się na ich obecność, bo Nath nie dawał mi spokoju o to bym i ja ich nigdzie nie przeganiał.
– To tak właściwie kto jest przywódcą w naszej sforze?
– Oczywiście, że ja. – Odezwał się jakby nieco oburzony tym, że ktoś wątpił w jego autorytet. – Można powiedzieć, że Nath podlega mi, a oni jemu. Co i tak sprawia, że ja mam ostateczne zdanie.
– Ale liczysz się z tym co mówi i sądzi Nath.
Ethan patrzał na młodszego przez dłuższą chwilę badawczym spojrzeniem.
– Nie jest głupi. Niemal zawsze jego osąd jest obiektywny i trzeźwy. Głupotą byłoby ignorowanie zdania kogoś takiego jak on. – Powiedział pełnym szacunku tonem. – I bardziej orientuje się w ludzkich sprawach. Nasza wataha nie składa się tylko z wilków, a głównie z takich jak ty, więc niestety te sprawy też mają znaczenie.
– Taka wataha samych wilków mocno się różni od takiej jak nasza? – Dopytywał ciekaw. – Dużo jest takich?
– Niewiele. Jest nas raczej coraz mniej niż więcej. Jest różnica, ale nie umiem ci jej dokładnie wyjaśnić. Komunikacja i hierarchia w sforze... to wszystko jest całkiem na innym poziomie.
Ethan z miłą chęcią odpowiadał na wszelkie pytania młodszego. Cieszył się, że interesują go takie sprawy, jak również wiedział, że próbuje zająć myśli, by nie zamartwiać się o swoją mamę.
– Idziemy już spać? – Spytał starszy, gdy Liam zamilkł na dłuższą chwilę.
– Możemy.
Dla obojga był to ciężki dzień.
___________________
No to mamy wilka w wielkim mieście. Chociaż raczej nie robi wycieczek krajoznawczych to jakby nie patrząc, jest to wielki wyczyn dla naszego wilka. Czy cały wyjazd przebiegnie spokojnie i bez problemów?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top