Rozdział 24: Prezent


Mężczyzna wyprostował się kończąc przerzucać obornik. To chyba ostatnie co miał na dziś do zrobienia.

– Liam! Możesz na chwilę podejść?!

Brunet odłożył widły i udał się w stronę gospodarza

– Skończyłeś już na dzisiaj wszystko?

– Tak. – Odparł po krótkim zastanowieniu.

– Masz. Twoja tygodniówka plus premia w gratisie. – Zaskoczył go gospodarz. – Moje zwierzęta nadal się ciebie boją. – Zaśmiał się. – Ale pracownik jesteś dobry. Za dwa tygodnie syn przyjeżdża do mnie na trochę. Jak chcesz będziesz mógł wziąć trochę wolnego. Jak widzisz nadal trwa lekki przestój, więc do wiosny tak to jest tutaj z robotą. – Westchnął ciężko. – Za to wiosną szykuj się na nadgodziny.

– Dziękuję bardzo. – Był naprawdę wdzięczny za tą dodatkową kwotę. – Do widzenia!

Koniec pracy na dzisiaj. Ucieszył się również z możliwości kilku dni wolnego. Co prawda jak nie pracował nie zarabiał, jednak oszczędności miał wystarczająco by pozwolić sobie na trochę odpoczynku.

Po przebraniu się z ciuchów roboczych skierował się w stronę lasu. Na brzegu przemienił się w wilka i z ciuchami w pysku gnał do domku.

Na miejscu nikogo jednak nie zastał. Zostawił ubrania w szafce i zajął się poszukiwaniami sfory. Po zapachu nie mógł za bardzo dojść do tego, gdzie mogli się udać. Ethana również tu nie wyczuwał. Nie widząc innej możliwości zawył, nawołując pozostałych. Po chwili odpowiedziało mu pięć głosów.

Dotarcie do sfory zajęło mu kilka minut. Wszyscy przywitali go radośnie. Nie widzieli się od zeszłego weekendu.

– W końcu! Wprowadziłbyś się wreszcie do nas, bo za rzadko cie widujemy. – Wypalił Levi, a Liam nie chciał się przyznawać, że taki miał zamiar.

– To co, może jakaś wyżerka z okazji powrotu naszego najmłodszego? – Zaproponował radośnie Levi, musząc podkreślić, że teraz to nie on jest tym najmłodszym.

Chociaż pomysł może i nie był najgorszy, bo jednak w brzuchu już od dawna go skręcało, a zwykłe jedzenie nie wystarczało, to nadal Liam miał pewne opory.

Był tylko na jednym wspólnym polowaniu. Pozostałe razy były tylko z Ethanem, a i one nie należały do zbyt udanych, na pewno nie z punktu widzenia starszego.

– Nie jestem głodny. – Próbował się wymigać. – Może innym razem.

Na szczęście zrezygnowali z tego pomysłu. Udali się na spacer, który pełen był wspólnych zabaw. Ten beztroski czas był niesamowitą ulgą po tygodniu w mieście.

Czasami Liam był w szoku, pomimo tego, że większość z watahy miała już sporo lat na karku, to jako wilki nadal wydawali się mieć tą młodzieńczą ikrę. W ludzkich ciałach oczywiście nadal również byli młodzi, jednak ta energia w wilczych ciałach – jakby patrzał na nieco wyrośnięte szczenięta.

– Śpisz może dzisiaj u nas? – Odezwał się Levi, radośnie merdając ogonem.

– Raczej tak. – Przytaknął z uśmiechem.

– Super! Zagramy w coś? Ostatnio cały czas Joel z Nathanem zajmują telewizor. – Powiedział z wyrzutem. – Teraz nasza kolej.

– Wracamy do domu? – Spytał Oliver.

– Możemy. – Przyznał Nathan, zmieniając kierunek.

– Niedługo do was dołączę. – Stanął w miejscu. – Chciałem się jeszcze zobaczyć z Ethanem.

Poczuł się nieswojo, kiedy wzrok wszystkich skupił się na nim, a na ich pyskach nie było widać zbytniego entuzjazmu wobec tego pomysłu.

– Pogodziliście się? – Zapytał nieśmiało przyjaciel.

– Można tak powiedzieć.

– Kiedy? – Dopytał Levi.

W zeszły weekend, gdy ich odwiedził nic nie mówił o wydarzeniach z piątku, ani nie widział się tego dnia wcześniej z Ethanem, by mogli wyczuć jego zapach na nim, chociaż on już częściowo stawał się częścią niego.

Dopiero wracając widział się z nim i to tylko na tyle by wymienić kilka zdań, co miał wrażenie ponownie sprawiło, że tym razem to starszy był na niego zły.

Nie ukrywał zbytnio tego, że nadal nie podoba mu się przesiadywanie młodszego przez większości czasu w mieście. Na szczęście dla niego te proporcje miały niedługo ulec zmianie.

Liam przełknął ciężej ślinę, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z tym Nathana. Wiedział. Albo domyślał się większości. Jakby nie patrząc to jego kurtkę pożyczył sobie Ethan. Chociaż nieprawdopodobne to jednak nieco oczywiste było w jakim celu mógł to zrobić.

– To dobrze. – Powiedział alfa, ucinającym tym samym rozmowę. – Nie spiesz się, Joel dobrze wykorzysta czas, kiedy nie będziecie mieli jednego członka do gry. – Oznajmił pozostałym.

– No weź! – Levi zaprotestował natychmiast.

– Dacie mu półtorej godziny do dwóch, a wy w tym czasie się pokąpiecie i zjecie coś, jeśli będziecie mieli ochotę. – Postanowił. – Leć już. – Uśmiechnął się do najmłodszego.

Opuścił watahę. Problem polegał jednak w tym, że nie miał pojęcia, gdzie może być starszy. Mógłby poszukać go, zaczynając od jego leża i spróbować znaleźć go po zapachu, lecz nie wiedział kiedy był tam po raz ostatni i jak mocny będzie trop.

Po oddaleniu się nieco od reszty zawył, mając nadzieję, że mu odpowie. Miał nadzieję, że nie będzie zły za to, że najpierw poszedł do sfory.

Ucieszył się, kiedy usłyszał jego wycie. Ruszył biegiem w jego stronę. Dotarcie do niego zajęło mu dłuższą chwilę. Był na drugiej połowie terytorium.

– Eth! – Zaszczekał wesoło, gdy go ujrzałem.

Stał i czekał na niego. Obniżył zad i polizał go kilka razy po pysku, chcąc się nieco podlizać, przez swoją nieobecność. Nie mógł jednak powstrzymać swojego ogona przez zadowolonym merdaniem.

– Chodź. Mam coś dla ciebie.

Liam postawił uszy, zainteresowany jego słowami.

– Z jakiej to okazji? – Spytał, zaczynając być podejrzliwy.

– Związałem cię ze sobą. Uznaj to za prezent z tej okazji. – Widać było, że wypowiedzenie tego nie było dla niego najłatwiejsze.

– Dziękuję. – Odparł szczerze.

– Tak, chodźmy, ale wcześniej zamknij oczy.

– Co?

– Nie patrz. To ma być niespodzianka. – W jego postawie wdział lekkie podekscytowanie wymieszane jakby z niepewnością. Młodszy nie był pewien, ponieważ ciężko cokolwiek wyczytać z Ethana.

– Jak mam iść z zamkniętymi oczami?

– Tak samo jak z otwartymi. Jednak łapa za drugą. – Powiedział z sarkazmem, na co wywrócił oczami. – Tylko podnoś wyżej łapy, żebyś się nie zabił o gałęzie.

Postąpił jak poprosił. Zamknął oczy i ruszył za nim. Kierował się słuchem i węchem. Nie było to takie trudne, lecz nie czuł się pewnie nie widząc po czym stąpa. Nie był to równy chodnik tylko poszycie leśne pełne nierówności, kamieni, dziur i gałęzi.

Młodszy był niezwykle ciekaw, co takiego mógł dla niego mieć. W jego głowie była pustka, nie mogąc wymyśleć czym może być prezent. A może to nie jakaś rzecz, tylko chce go zabrać w jakieś szczególne miejsce?

– Wiesz, że nie musiałeś. – Odezwał się w czasie drogi, by przerwać ciszę.

– Skup się na tym gdzie i jak idziesz, a nie kłapiesz pyskiem.

Zaśmiał się krótko i tak jak powiedział, Liam skupił się na swoim zadaniu. Podczas drogi niemal jedynym dźwiękiem był odgłos kroków Ethana idącego przed nim.

Może tylko mu się wydawało, ponieważ nie mógł tego sprawdzić za pomocą wzroku, ale młodszy miał wrażenie jakby starszy lekko utykał na którąś z łap. Odgłos pomiędzy kolejnymi jego krokami nie był tak równy jak zawsze.

– Długo jeszcze? – Spytał znudzony, po kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach marszu.

– Praktycznie jesteśmy. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.

Wiatr zmienił kierunek, a zapach, który od niedawna był jedynie słabą nutą, stał się silną wonią. Ethan zatrzymał się, a Liam tuż za nim.

– Możesz otworzyć oczy.

Jego wzrok w pierwszej kolejności powędrował na ciało leżące przed nimi, a następnie na starszego. Widział niepewność malującą się na jego pysku wraz z przedłużającym się milczeniem.

– Dziękuję. – Odparł w końcu, merdając ogonem.

Chyba wyraźnie mu ulżyło. Razem podeszliśmy do martwego, potężnego byka jelenia. Ciepłe mięso jeszcze parowało w chłodnym otoczeniu. Musiał upolować go niedawno.

Naprawdę doceniał ten gest. W jego świecie, to właśnie był naprawdę cenny prezent. Szczególnie, że wilki polują w grupach i nie dzielą się jedzeniem z tymi, co nie pomagali w jego zdobyciu.

Ethan jako jedyny robi dla Liama ten wyjątek, że mimo iż słaba z niego pomoc przy polowaniach, to pozwalał mu jeść. A teraz jeszcze daje mu to co samodzielnie upolował.

– Zjedz ze mną. – Poprosił czarny wilk. – To za dużo jak tylko dla mnie.

Skinął łbem, a jego ogon nie przestawał lekko kołysać się za jego ciałem. Podeszli do jelenia, a młodszy miałem okazję ujrzeć to co podejrzewałem podczas drogi.

– Wszystko w porządku? – Spytał, chociaż wiedział, że tak nie jest. – Coś cię boli?

– Nic mi nie jest. – Uśmiechnął się do niego.

Liam wywrócił oczami i zbliżył się do starszego.

– Później. – Zaprotestował. – Najpierw zjedzmy. Nie marnuj świeżego mięsa.

Przeszli do konsumowania posiłku. Po pierwszym kęsie dotarło do młodszego jak bardzo był głodny. Pożerał kolejne kawałki mięsa, zamierzając dobrze wykorzystać ten prezent. Chciał się porządnie najeść by na jak najpóźniej odłożyć moment kolejnego posiłku, który będzie musiał wiązać się z polowaniem.

Kątem oka widział jak starszy podczas jedzenia odciąża lewą przednią łapę. Trochę gorzej mu się zrobiło na duszy, bo zdawał sobie sprawę, że to podczas polowania na jelenia, ten musiał go jakoś uszkodzić.

Ethan wcale nie musiał się tak wysilać. Z jakiejś sarenki też przecież byłby zadowolony.

Po najedzeniu się, ruszyli w las, zostawiając pozostałą część zwierzyny padlinożercom. Oczywiście Ethan próbował nie dać po sobie znać, że cokolwiek go boli.

Brzuch Ethana był pełny, lecz to zapełniony żołądek Liama najbardziej go cieszył. Zdawał sobie sprawę, że chłopak polował tylko z nim, a już nie pamiętał kiedy ostatni raz razem polowali. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego szczeniak tak siebie męczy.

– Bardzo boli? – Spytał w czasie spaceru.

– Wcale. – Odparł luźno Ethan.

Już nie raz wylizywał się z większych obrażeń. Trochę poboli i przestanie. Dobrze, że się najedli, to tak szybko nie będzie musiał nadwyrężać bolącej łapy podczas polowań.

– Wiesz, że nie musisz udawać twardziela.

Zatrzymał się w miejscu, kładąc po sobie uszy.

– Liam, to normalne. Nie zawsze podczas polowania wszystko idzie po twojej myśli. Nic mi nie jest, żyję. Nie musisz się o mnie martwić.

Jego słowa nie uspokoiły chłopaka. Miał wręcz wrażenie, że uzyskał pośrednio odwrotny efekt, jedynie go złoszcząc. Jego ogon zatrzymał się bezruchu, a uszy odwróciły do tyłu. O co on ma znowu do mnie pretensje, co nie tak powiedziałem?!

– To źle, że się o ciebie martwię?

No i teraz starszy nie wiedział co odpowiedzieć. Cisza, która zapanowała wcale nie należała do tych przyjemnych.

– Po prostu nie mówmy już o tym, dobrze? – Poprosił Ethan, ruszając z miejsca.

Szli przez las w ciszy, a białoszary wilk częściowo obwiniał się za popsucie dobrej atmosfery. W głowie starał znaleźć jakiś temat, który mogliby bezpiecznie poruszyć.

– Jak w pracy? – Jako pierwszy przerwał ciszę.

– Ciężko, ale dobrze. Chociaż zastanawiał się nad jakimiś kursami czy studiami. Bez tego trochę znaleźć jakąś konkretniejszą robotę. – Zaczął wyjaśniać.

– Po co studia?

– Żeby zdobyć bardziej specjalistyczną, szczegółową wiedzę z danej dziedziny i móc pracować na wyższym stanowisku. – Tłumaczył nie do końca zrozumiale dla Ethana. – Na przykład jakby ktoś chciał zostać lekarzem i leczyć ludzi czy weterynarzem i leczyć zwierzęta to idzie na studia by dowiedzieć się jak są zbudowane, na jakie choroby chorują, jak się to objawia. Zdobywają dosyć szczegółową wiedzę na dany temat. Są prace, gdzie zatrudnia się ludzi tylko z wyższym wykształceniem.

– A ty co chcesz robić, gdzie pracować?

– Tak właściwie to do końca nie wiem. Ostatnio zastanawiałem się nad kierunkami studiów, które przydałby się mi jako wilkowi.

– A musisz na nie w ogóle iść?

Ethan zaczął się nad tym zastanawiać, ponieważ tutaj chyba nie mają żadnych uczelni. Chyba. Jeśli nie, to by zdobyć to wyższe wykształcenie Liam musiałby wyjechać do innego miasta.

– Jak długo w ogóle zdobywa się do wykształcenie? – Dopytałem.

– Cztery do pięciu lat.

Pięć lat miałby być z dala od niego? Od watahy. Od niego! Nie podobało mu się to. A jak trafi do miasta, gdzie będzie już jakaś wataha i go nie przyjmą? Nie będzie mógł wchodzić do lasu by coś zjeść. Przecież on sam nawet sobie nic nie upoluje. Ethan widział bardzo wiele wad w tym pomyśle.

– Wydaje mi się to głupie i niepotrzebne. – Prychnął. – Ja nie mam żadnego wykształcenia i jakoś sobie radzę.

– Nikt nie jest lepszym wilkiem od ciebie. – Pochwalił go, co trochę połechtało ego starszego. – Jednak z wyższym wykształceniem mógłbym znaleźć lepiej płatną pracę i może taką, dzięki której mógłby trochę pomóc sforze, tak jak Nathan.

Dlaczego ludzie zawsze martwią się o pieniądze? Naprawdę bez nich nie da się żyć? Ja nie mógłby jedynie żyć bez jedzenia i wody. A oni muszą mieć jeszcze pieniądze.

– A uczą takie coś tutaj w mieście? – Spojrzał na niego kątem oka.

– Sądzę, że nie.

W takim razie nie, nie będziesz się tego uczył, postanowił w myślach.

– Ja cię mogę uczyć. Kto ci powie o lasach więcej niż wilk, który spędził w nim całe swoje życie.

– Już mnie bardzo dużo nauczyłeś.

Nie mógł się nie uśmiechnąć. Zdziwił się, zauważając, że są już niemal pod jaskinią starszego. Szybko im poszło. Chociaż patrząc na zachodzące słońce, to ich spacer tutaj w cale nie był taki krótki.

Zatrzymali się, gdy dotarli do celu.

– Idziesz ze mną do chłopaków?

– Nie za bardzo mam ochotę. – Powiedział szczerze.

– Obiecałem im, że z nimi zagram. Poza tym będę tam spał. Jeśli zmienisz zdanie to zapraszamy.

Idąc, otarł się o białoszarego wilka i pobiegł w stronę domu watahy. Westchnął ciężko, czując się źle samemu. Wszedł do swojej jaskini, kładąc się przy jednej z ścian. Zaczął wylizywać sobie lewą łapę, jakby to mogło chociaż częściowo uśmierzyć ból.

Ethan leżał w samotności, bijąc się z myślami, że wolałby ten czas spędzać z jego Liamem. Byłem w szoku z jaką łatwością przyszło mu myślenie o tym, że Liam jest jego, że mam kogoś kogo mogę nazwać „swoim".

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nadal nie umiał się wyzbyć uprzedzeń do kurdupla Davida. Od nikogo innego nie czuł takiego zagrożenia, jak właśnie od niego.

Nathan nie tknie nikogo poza swoją wilczycą, poza tym znał go od bardzo dawna i wiedział, że mi nie zagraża, nawet jeśli chodzi o pozycję w stadzie.

Natomiast David cały czas był na jego liście osób, na które trzeba mieć oko. Nath jako alfa mu nie przeszkadza, ale jego wysoka pozycja ewidentnie mu nie pasuje. Dodatkowo zbyt blisko trzyma się Liama i mógł się założyć, że z chęcią zająłby jego miejsce.

Młodszy głupi nie jest i nie da się kurduplowi posunąć za daleko. Ufam mu. Ale Davidowi ani trochę.

Ethan, nie bądź zazdrosny, nie zniżaj się do takiego poziomu. Tylko, że to jest jego Liam i nikt nie ma prawa się do niego zbliżyć.

Warknął wściekle pod nosem podnosząc się z miejsca. Powstrzymując się od biegu zaczął kierować się w stronę domu, utykając bez krępacji.

Liam wrócił do chłopaków, co spotkało się z dużą falą entuzjazmu.

– W końcu! – Odezwał się Oliver.

– Joel powiedział, że nie skończy oglądać dopóki nie przyjdziesz. – Pożalił sie Levi.

– Dobra, macie. – Blondyn pokręcił głową, oddając pilota młodszym. – Ja idę się kąpać.

Liam dołączył do pozostałych. Zaczęli wybierać grę oraz ustalać drużyny.

– Ja jestem z Liamem! – Zgłosił się David.

– Bo z nim masz jakiekolwiek szanse? – Zaśmiał się cicho Levi. – Liam, jesteś pewien, że chcesz być z nim w parze? Będziesz musiał grać za dwóch.

David zmierzył Leviego chłodnym spojrzeniem.

Drużyny zostały wybrane, podobnie jak gra. Siedzieliśmy w czwórkę na kanapie przed telewizorem. Nathan w tym czasie czytał książkę na swoim fotelu, co młodszy szczerze podziwiał, bo on przy ich krzykach się nie byłby w stanie na niczym się skupić.

– Oliver, szybciej!

– David, dawaj, dawaj!

– Nie pozwól mu wygrać!

– Tak!

– Nie!

– Chłopcy, naprawdę nie da się troszeczkę ciszej? – Nathan próbował coś powiedzieć miedzy nami.

– Tak! Nie! – Wykrzyknęli wygrani i przegrani.

– Eh...

– Żądam dogrywki! – Oburzył się Levi.

Liam spojrzał na niego rozbawiony. Myśleliście, że jeśli będę z Davidem to przegram? Wasze niedoczekanie! Ja zawsze wygrywam!

– Chcecie jeszcze raz przegrać? – Zaśmiał się.

– Nath, jak ty wytrzymujesz ten hałas? – Burknął dobrze znany młodszemu głos.

Z uśmiechem odwrócił się za siebie, obserwując Ethana kroczącego w stronę swojej owłosionej kanapy. Kąciki jego ust opadły, gdy usiadł i jego oczy dostrzegły jak fiolet i zieleń wylewają się na jego ręce spod rękawka.

– Eth. – Szepnął przejęty Liam.

Wstał z kanapy i podszedł do niego. Usiadł obok chcąc pomóc, jednocześnie nie mając pojęcia co zrobić.

– Pod sierścią nie widać takich rzeczy. – Burknął starszy, wyraźnie niezadowolony z zainteresowania jego osobą.

– A spróbuj mi dalej wmawiać, że nic ci nie jest.

– Gdzieś ty sobie to zrobił? – Spytał Nathan opanowanym tonem.

– Podczas załatwiania obiadu.

– Idź do pokoju, pójdę po maść.

Nathan wstał z fotela z cichym stęknięciem godnym starego, zmęczonego dziadka. Ethan podniósł się i zamknął się w swoim pokoju.

– Niezły sioniol. – Skomentował cicho Levi, gdy zostali sami.

Nathan wyszedł z łazienki od Joela z maścią w ręki, by po chwili zniknąć z pokoju. Liam nerwowo poruszał nogą nie wiedząc czy siedzieć tu z pozostałymi czy iść do nich. Ostatecznie wstał z miejsca.

– Daj spokój, poradzi sobie. – Burknął David. – Chociaż jak żarcia nie umie sobie zorganizować...

Skrzywił się, nie zgadzając się z starszym. Nie wie w jakich okolicznościach powstało obrażenie, jak duże było zwierzę. Przypuszczał, że cała wataha miałaby pewien problem z upolowaniem tak dorodnego jelenia.

– David, przestań. To przecież urocze. – Uśmiechnął się Levi.

Dobra, Leviego nie rozumiał, ale jego podejście jest lepsze od tego Davida. Liam ostatecznie udał się do ich wspólnego pokoju. Gdy wszedł Ethan siedział bez koszulki, a Nath odkręcał tubkę z maścią.

Brunet podszedł bliżej by dokładnie obejrzeć obrażenia starszego. Skrzywił się, widząc jak siniak i opuchlizna zajmują również część lewego barku.

– Nie musiałeś. – Powiedział, nawiązując do jego prezentu.

– Nie podobał się... – Zaczął, spoglądając na mnie.

– Podobał i bardzo dziękuję. Ale nie podoba mi się to, że jesteś teraz ranny.

– Wyliżę się. – Uśmiechnął się cwanie.

– Dobra, jak to się naprawdę stało?

Nath wstał i spojrzał na nich z założonymi rękami na piersi.

– Podczas polowania, nie kłamał. – Potwierdził. – Dasz maść?

Alfa o nic więcej nie pytał. Liam chwycił od starszego tubkę leku i wylał jej część na dłoń. Zaraz zostawił jej część na kolorowej skórze starszego. Ten odsunął się z cichym warknięciem, gdy dłoń młodszego spotkała się z jego ramieniem.

– Uwaga, zimne. – Zaśmiał się krótko.

– Jakaś maść dla ludzi ma mi niby pomóc? – Spojrzał się krzywo. – Ten glut?

– Tak właściwie to jest maść na stłuczenia dla zwierząt.

– Co? – Ethan i Liam odezwali się jednocześnie.

– Zauważyłem, że niektóre leki z apteczki weterynaryjnej działają na nas lepiej. Chociaż dla ciebie to przydałoby się coś z końską dawką.

– Jestem wilkiem, nie koniem. – Warknął.

– To znaczy, że z dużo większą dawką niż dla przeciętnej osoby. – Wyjaśnił mu młodszy.

– Ta maść ma działanie przeciwbólowe. Pomoże ci. Siniak i tak sam musi się rozejść, ale opuchlizna i ból będą mniejsze.

– Szybko się goję. I bez tego dałbym sobie radę. – Nadal się bronił.

– Tak, ale to nie zaszkodzi, ale na pewno pomoże.

Ethan z skrzywioną miną, ale dał mi nasmarować obolałe miejsca. Oczywiście przez cały czas musieli wysłuchiwać jego narzekać, że to śmierdzi, że jest zimne, że sam równie szybko by się wygoił, że nie potrzebuje maści dla jakiś tchórzliwych kundli, które ludzie sobie hodują i wiele innych.

– I już po kłopocie. Możemy wrócić do pozostałych.

Ethan nałożył na siebie koszulkę i we trójkę wyszli z pokoju. Pozostałe trio siedziało na kanapie i właśnie wybierało film. To już nie gry?

– Gdzie Joel?

– W pokoju. – Rzucił Levi . – Oglądacie z nami?

Liam chwycił starszego za nadgarstek i pociągnął w stronę kanapy, żeby nie w głowie było mu wycofywać się. Jako, że na niej nie było już miejsca, usiadł na podłodze. Ethan zajął miejsce za nim, zamykając go w swoich ramionach. Młodszy nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu.

– A co oglądacie? – Spytał Nathan, opierając się o tył kanapy.

– Myśleliśmy nad jakimś filmem akcji, ale Oliver wygrał w kamień–papier–nożyce, a jemu zachciało się jakieś dramy.

Liam cały się wzdrygnął, słysząc huk otwieranych za nimi drzwi. Ethan wzmocnił swój uścisk. Obejrzeli się za siebie, chociaż mebel zasłaniał niemal cały widok.

– Czy ja usłyszałem „drama"? – Spytał Joel poważnym tonem.

– Chcesz skarbie z nami obejrzeć?

Mężczyzna usiadł na drugiej kanapie, ciągnąć za sobą swojego partnera. Wszyscy wybuchli krótkim śmiechem. Oliver dzierżący w dłoni pilot włączył film.

Po półtorej godzinie każdy rozszedł się do swoich pokoi. Nathan z Joelem, Oliver z Davidem, Liam z Ethanem, a Levi sam. Głosy w całym domu szybko ucichły. Niemal wszyscy pogrążeni byli we śnie. Niemal.

Liam leżał obok Ethana, kręcąc się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Starszy już dawno zdawał się spać, leżąc na boku zwrócony do niego tyłem i oddychając miarowo. Przez okno wpadało wystarczająco księżycowego światła, by mógł wpatrywać się w kolorowe ramię starszego.

– Zaśniesz ty w końcu? – Dobiegł go głośniejszy szept mężczyzny.

Znieruchomiał zaskoczony, jakby właśnie został przyłapany na gorącym uczynku.

– Co jest? – Spytał łagodniej.

– Po prostu nie mogę zasnąć.

Ze zdziwieniem patrzał jak starszy wstaje, zastanawiając się, gdzie zamierza pójść. On jednak tylko obszedł łóżko, przysiadając się obok niego.

– Suń dupsko. – Burknął. – Połóż się z tamtej strony.

Przesunął się na miejsce, które przed chwilą zajmował starszy, wygrzane jego ciałem. On położył się na jego miejscu, znowu kładąc się na boku.

– Zawsze śpisz na boku. Rzadko kiedy zasypiasz na plecach, czasami na brzuchu.

– Widziałeś wilka, który by sobie spał smacznie na plecach? – Spytał nieco ironicznie.

– Nie, racja. Ale widziałem ludzi, którzy tak spali. – Uśmiechnął się. – Sam nawet kiedyś próbowałem kilka razy.

– Śpij, nie gadaj. – Mruknął zamykając oczy,

Zamilkł i spróbował zasnąć. Oczy jednak w żadnym wypadku nie chciały pozostać zamknięte na dłużej niż chociażby kilka sekund. Ostatecznie skończyło się na tym, że leżał wpatrzony w twarz Ethana.

Jakoś dziwnie szybko pogodził się z myślą, że są razem związani. Albo jeszcze nie docierało do niego to w takim stopniu jak powinno. Już zawsze będzie tylko z nim. Zawsze dla człowieka oznaczało by sześćdziesiąt lat razem i to przy dobrych wiatrach. Oni teoretycznie mieli mieć co najmniej kilka razy więcej.

Tak naprawdę nie znają się zbyt długo. Wyszło trochę jakby wpadł w jakieś aranżowane małżeństwo i musiał się pogodzić z tym, że Ethan jest jego partnerem. Chociaż raczej nie trafił najgorzej. Może i miał swoje humorki, ale nie jest totalnym dupkiem, jak ostrzegał go Levi. No może tylko troszeczkę i to czasami, pomyślał z uśmiechem.

Dłonią dotknął miejsca na karku, w którym powinien znajdować się ślad ich przynależności do siebie. Tak naprawdę nie miał okazji mu się jeszcze dobrze przyjrzeć. Będzie musiał zobaczyć tę u starszego, bo mu ciężko będzie poobserwować swój kark.

– Liam. Spać. – Odezwał się starszy, nadal wyglądając jakby był pogrążony we śnie. – Odwróć się.

– Co?

– Odwróć. – Powtórzył krótko.

Młodszy powoli przekręcił się na drugi bok, nie za bardzo wiedząc po co. Wziął gwałtowny wdech czując jak ręka starszego obejmuje go i przyciąga do siebie. Jego serce od razu przyspieszyło swoje bicie. Jak ja miałem teraz zasnąć?!

Przez chwilę miał wrażenie, że starszy obwąchuje jego kark. Jednak szybko jego oddech stał się spokojniejszy. Kiedy już myślał, że będzie mógł spróbować się uspokoić i zasnąć, poczuł delikatny dotyk jego ust na swoim karku.

Słowa uwięzły mu w gardle. Leżał nieruchomo, mając wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Ethan doskonale to czuł, dzięki przełożonej przez młodszego ręce, której dłoń znajdowała się na klatce piersiowej.

Liam już wiedział, że o zaśnięciu może pomarzyć. Przymknął oczy, delektując się tym delikatnym dotykiem.

Usta powoli z karku przenosiły się na szyję, drażniąc go jeszcze bardziej. Jego oddech stał się dużo cięższy, również za sprawą dłoni starszego, która wpierw zaczęła od mocnego zaciskania się na jego biodrze, a później wślizgnęła się pod koszulkę.

– Eth... – Szepnął, chwytając jego nadgarstek. Obrócił się i sprawnie przeniósł na biodra starszego. – Oszczędzaj rękę. – Uśmiechnął się łobuzersko.

Widział ten ostrożny wzrok, który pilnował czy aby nie próbuje zdominować wielkiego pana alfy. Nie miał się jednak czego obawiać.

Liam zniżył się i schował pod kołdrą. Jednym ruchem, zsunął z niego szorty.

– Nie masz na sobie bielizny?

– Jest na drugim miejscu po skarpetkach. – Wyznał. – Nie, na trzecim. Na drugim są buty.

Liam chwycił chłodną dłonią jego członek, na co starszy wciągnął gwałtownie powietrze.

– Cicho, żeby nas nikt nie usłyszał. – Szepnął, wychylając się spod kołdry.

– Jeśli któryś nie śpi, to prawdopodobnie i tak będzie słyszał. Nasz dobry słych, plus niezbyt grube ściany. Jakbyś tu mieszkał, zrozumiałbyś słysząc Natha i wilczycę.

– Nie dasz rady być cicho? – Powiedział niczym wyzwanie.

Liam uśmiechnął się, widząc jak Ethan połyka haczyk. Był ciekaw czy da radę być cicho, ponieważ on na pewno nie zamierzał ułatwić mu tego zadania.

Ponownie schował się pod cienkim materiałem. W pierwszej kolejności przejechał po całej długości członka językiem, by następnie zniknął on w ciepłym wnętrzu jego ust.

Ethan ponownie wziął gwałtowny wdech pod wpływem tej przyjemności, jednocześnie rozchylając lekko nogi, robiąc nieco więcej miejsca młodszemu. Starszy musiał przyznać, że to ciało miało nad wilczym przewagę, jeżeli chodzi o możliwości sprawiania i doznawania różnorakich przyjemności.

Zacisnął zęby by nie wydać z siebie żadnego głośniejszego dźwięku, gdy usta młodszego przeniosły się nieco niżej na jego jądra. Mocniej ścisnął w dłoni prześcieradło, po chwili zatapiając palce w miękkie włosy chłopaka. Czując coraz większą przyjemność przeniósł głowę młodszego na swoje pierwotne miejsce.

– O tak. – Sapnął cicho, gdy jego ciało zalała fala przyjemności.

Po chwili mógł ujrzeć czarną czuprynę wyłaniającą się spod kołdry i ciemnobrązowe oczy patrzące na niego z psotnymi iskierkami.

– Nawet nieźle. – Podsumował chłopak, kładąc się obok niego.

– Zobaczymy czy będziesz lepszy. – Rzucił wyzywająco.

Liam spojrzał na niego zaskoczony. Jednak pomimo małego doświadczeniach w tych sprawach, a przynajmniej w ludzkim ciele, starszy był wyjątkowo pewny siebie i chętny do próbowania różnych rzeczy. To tylko bardziej podniecało Liama.

Zdziwił się czując na ustach krótki dotyk pełnych warg starszego, a następnie zniknął on pod materiałem kołdry. Już podczas samego rozbierania go przez Ethana czuł jak wszystkie jego emocje kumulują się w jednym miejscu.

I chociaż może i Liam nie miał zbytnio porównania, jeśli chodzi o stosunki z innymi mężczyznami, to musiał stwierdzić, że usta starszego są całkowicie wystarczająco sprawne.

Młodszy wypychał biodra w stronę starszego. Najchętniej zatopiłby dłoń w jego włosach, by jego członek wszedł nieco głębiej, jednak obawiał się jak może to zostać odebrane przez starszego. Wolał nie ryzykować, a przynajmniej nie dzisiaj.

Zamiast tego chwycił poduszkę leżącą obok i przyłożył ją sobie do twarzy by nieco stłumić jęk przyjemności, który wypuścił jego usta, gdy doztawał spełnienia.

Zaraz odłożył ją na bok, ciężko dysząc. Liam uśmiechnął się rozbawiony cichym niezadowolonym mruknięciem starszego.

– No na pewno daleko temu do smaku świeżej dziczyzny. – Zaśmiał się Liam.

Ethan wydostał się spod kołdry. Uśmiechnął się patrząc na młodszego. Musiał stwierdzić, że widząc go w takiej rozsypce po doznanej przyjemności był niezwykle satysfakcjonujący i podniecający.

– Następnym razem robimy to poza kołdrą. Ciężko się tam oddycha. – Stwierdził.

Liam zaśmiał się pod nosem, czując wewnętrzne ciepło.

– Nie ma problemu.

Mężczyźni położyli się obok siebie. Liam miał wrażenie, że ich zapach w pokoju był o wiele bardziej intensywny niż zawsze. Oprócz tego unosiła się dosyć specyficzna nuta, którą mógł identyfikować z podnieceniem ich obojga. Możliwości wilczego nosa nadal go zadziwiały.

Liam wtulił się w ciało starszego, uważając na jego obolały bark. Serce obojga nadal biło w szalonym tempie.

– Śpij już. – Ethan ucałował go w czoło.


Ethan przebudził się, słysząc jak młodszy wstaje z łóżka i po ubraniu czegoś na siebie, wychodzi z pokoju. On postanowił jeszcze trochę skorzystać z faktu, że znalazł dla siebie wygodną pozycję. Żadna potrzeba nie zmuszała go do wstania, dlatego dalej leżał z zamkniętymi oczami odpoczywając.

– Dzień dobry. – Odezwał się Liam.

– Dobry. – Przywitał się Nath.

Na długi czas zapanowała cisza. Odgłosy krzątaniny dochodziły z dwóch różnych stron. W końcu jednak Liam i Nath ponownie się zeszli. Prawdopodobnie oboje spoczęli w salonie.

– Nath, tak właściwie chciałem cię o coś zapytać. – Zaczął nieśmiało młodszy.

– Tak?

– Myślałem czy by z wami nie zamieszkać.

Ethan otworzył oczy i spojrzał w stronę drzwi, nadstawiając uszu.

– Nie ma problemu. – Odparł wesoło starszy z nich. – Kiedy tylko będziesz chciał możesz przenieść tu swoje rzeczy. Ethan pewnie się ucieszy. Założę się, że częściej będziemy mogli go tu widywać.

Prychnąłem pod nosem. To tylko zależy jak często będzie tu Liam. Poza tym to naprawdę aż takie oczywiste?

– Mówiłeś mu już?

– Jeszcze nie. Najpierw chciałem spytać ciebie.

– Z pewnej strony wygodniej tu mieszkać, chociaż do miast jest nieco dalej. – Mówił dalej. – Chłopaki na pewno się ucieszą, gdy o tym usłyszą. Wiem, że nie zdecydowałeś jeszcze w sprawie studiów, ale gdybyś chciał się dalej uczyć tu lub gdzie indziej, to również coś wymyślimy.

Nigdzie indziej nie będzie się uczył! Przekręcił się na drugi bok od razu się krzywiąc. Położył się z powrotem na plecach zerkając na lewę ramię. Kilka dni i będzie po problemie.

___________________________

Ja nie wiem jak to się stało, albo mam nadzieję, że to tylko jakiś błąd systemu i ten rozdział był opublikowany w odpowiednim momencie, tylko mi się wyświetlał jako projekt i nie publikuje tego po raz pierwszy 🙈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top