Rozdział 2: Samotny wilk

Noc zatapiała las w przyjemnej ciemności, drzewa bujały się delikatnie kołysane przez wiatr. Nocne zwierzęta zaczynały budzić się do życia. Na niebie nie widać było księżyca czy chociażby jednej gwiazdy. Szykowało się ochłodzenie.

Ethan mlasnął nieco zmęczony. Cały dzień spędzony na nogach dawał o sobie znać. Jednak co innego mi zostaje, pomyślał.

Tym razem zamiast w stronę swojego leża, skierował się w stronę domu watahy. Wszyscy o tej porze powinni już tam być. Nie to, żeby zależało mu na ich towarzystwie.

Droga minęła mu w przyjemnej ciszy, przy jedynie delikatnym szumie lasu. W końcu trafił na polanę. Z okien parterowego domu wydostawało się żółte światło. Było dokładnie tak jak przypuszczał.

Przemierzył ten krótki odcinek spokojnym stępem, by na końcu podnieść się i łapą sięgnąć do klamki. Wszedł przez drzwi, zamykając je za sobą nogą. Otrzepał się nieco, po czym ruszył na swoje stałe miejsce.

Położył się na wysłużonej kanapie, a Nathan, który dotychczas ją zajmował przeniósł się na fotel obok. Ethan omiótł wzrokiem towarzystwo w środku. Zmarszczył brwi, nie mogąc się doliczyć wszystkich.

– Gdzie jest szczeniak? – Spytał, spoglądając w stronę przyjaciela na fotelu.

Mężczyzna o krótko ściętych czarnych włosach spoglądał z uwagą na pozostałych. Najwyższy, najstarszy zaraz po Ethanie, najbardziej rozgarnięty. Dlatego zajmuje najwyższe stanowisko, oczywiście nie licząc srebrnego wilka.

– On ma imię. – Nathan zwrócił mu uwagę, na co w odpowiedzi otrzymał jedynie krótkie warknięcie pod nosem. – Wróci później. Jest w mieście.

– Na za wiele im pozwalasz.

– Jest młody, niech się wyszaleje. Nie każdy jest takim samotnikiem jak ty.

– I taką sknerą. – Ethan usłyszałem jak któryś burknął pod nosem.

Nie był stu procentowo pewny, kto był autorem tej wuagi, więc jedynie warknąłem ostrzegawczo.

Wzdychając ciężko poprawił się na kanapie. Po kolei spojrzał na każdego przebywającego tu członka watahy. Każdy miał całkiem inny charakter.

Joel właśnie zajmował się Oliverem, grając z nim w coś na telewizorze. Blond czupryna z nieco przy długą grzywką i ciemne oczy spoglądające na wszystkich z troską. Można rzec było, że to pierwsza dama tej watahy. Najstarszy po Nathanie, partner alfy, a zarazem mama sfory, opiekujący się każdym i zwyczajnie im matkując. Wszyscy byli pod jego wpływem, oczywiście poza Ethanem. Często nawet David nie był w stanie mu uciec.

Ethan w szczególny sposób za nim nie przepadał. Niewysoki mężczyzna drzemał teraz w kącie. Wysoko postawiony w hierarchii, często pilnujący porządku. Taki czarny charakter umieszczony w małym i dość uroczym ciele. Poza tym największa maruda i to jego posądzałby w pierwszej kolejności o ten komentarz w jego stronę.

A Oliver... O nim nie mógł dużo powiedzieć. Wszystko zawierało się w jednym zdaniu – wielki wulkan pozytywnej energii. Myślał, że nikt nie będzie w stanie go przebić, ale najmłodszy i nieobecny wilk go przegonił, będąc w dodatku niezwykle irytujący i denerwujący.

Ethan leżał na kanapie pełnej białoszarej sierści, obserwując leniwie wszystkich pozostałych. Po czasie Nathan dołączył do grającej dwójki, a po kolejnych kilku minutach David zmienił miejsce swojego drzemania, na obleganą kanapę przed telewizorem.

Czas mijał, a on cały czas pozostawałem w tej samej pozycji. Odpoczywając i będąc jednocześnie czujnym.

Srebrny wilk podniósł łeb słysząc kroki przed domem. Dobrze wiedział, kogo to niesie. Nieco się podniósł, czekający tylko na jego wejście.

Najmłodszy zjawił się jak zwykle z uśmiechem na twarzy. Wilk szybko zmierzył go wzrokiem. Jak ta młodzież teraz wygląda, pomyślał z dezaprobatą. Chociaż patrząc na to, mógł stwierdzić, że moda w pewnym sensie znowu zaczyna się powtarzać.

Chłopakowi na widok Ethana od razu zrzedła mina.

– Przepraszam, że tak późno. – Powiedział, nieco się kuląc.

– Nie przepraszaj. – Wtrącił się Nathan. – Jak było?

– Super! Jutro idę na imprezę!

Ethan pokręcił łbem, powracając do wcześniejszej pozycji. Przez najbliższe kilkadziesiąt minut miał okazję słyszeć o wypadzie na miasto tego szczeniaka i jego nowego znajomego.

Po około dwóch godzinach, wszyscy zaczęli po kolei odwiedzać łazienkę, a następnie przygotowywać do spania w swoich pokojach. Wilk przez ten cały czas pozostawał w tym samym miejscu.

– Idziesz?

– Za chwilę, słońce.

Zaraz po tym Nathan wrócił na wcześniej zajmowany fotel. Ethan nie poruszył się.

– Idź do swojej żony, bo stygnie. – Mruknął, na co on jedynie krótko się zaśmiał.

– Jak się czujesz?

– Co to w ogóle za pytanie? – Podniósł łeb, obrzucając go nieprzyjemnym spojrzeniem.

– Spokojnie, nie miałem nic złego na myśli. Po prostu ostatnio rzadziej przychodzisz.

– Po co mam przychodzić? Świetnie sobie z nimi radzisz, chociaż jak dla mnie jesteś dla nich za dobry.

Wilk wypuścił mocniej powietrze, opierając łeb o podłokietnik.

– Czasami trochę się o ciebie martwię. – Zaczął ostrożnie.

– A tym razem o co ci chodzi? – Naprawdę starał się na niego nie naskoczyć.

– Ethan, naprawdę dobre jest dla ciebie takie siedzenie w wilczej skórze? Wiem, że jesteś nieco inny, ale przecież... – Cicho szeptał, by inni dosłyszeli jak najmniej. – Boję się, że nam całkiem zdziczejesz. Ty może tego nie widzisz, ale czasami...

– Dobrze zauważyłeś. – Przerwał mu stanowczo. – Jestem inny i to nie działa jak u was. Gdybym miał zdziczeć od długiego przebywania jako wilk, już dawno by się to stało. Mi w przeciwieństwie do was, to nie grozi.

– Tak ci się tylko zdaje. Boję się tylko, że twoje człowieczeństwo w tym wszystkim może ci gdzieś uciec.

– A wam wilk może uciec? – Warknął zirytowany. – Po co ja tu w ogóle przychodziłem. – Mruknął wstając z kanapy.

– Ethan!

– Miłej nocy. – Zignorował go.

Wyszedł z budynku kierując się w stronę swojego leża. Warknął wściekle pod nosem, nadal roztrząsając słowa przyjaciela.

Nie będzie mi mówił, jak mam żyć! Nie jestem taki jak oni, nie potrzebuje zmieniać się w człowieka. Dlaczego w ogóle miałbym to zrobić? Zmienić się w słabszą, gorszą formę, skoro mogę być wilkiem? Idiotyzm.

Będąc już na wzgórzu, wilk wszedł do swojej jaskini. Położył się niedaleko wejścia, chcąc w końcu zasnąć i jednocześnie mieć widok na świat dookoła.

Należy mi się trochę odpoczynku, stwierdził przymykając powieki.



Miał wrażenie, że dopiero co zasnął, gdy ponownie otworzył oczy. Uczucie niepokoju nie pozwoliło mu ponownie zasnąć.

Wstał, wyszedł z leża i zaczął węszyć. Wiatr mu sprzyjał, ponieważ już po chwili wyczuł obcą nutę. Z warknięciem ruszył w stronę miejsca, nazywanego przez watahę domem.

Dotarł na miejsce przed nimi. Wilki początkowo nie zbliżały się, jedynie chodząc i obserwując. Ethan spoglądałem na mniejsze zwierzęta, jeżąc groźnie sierść. Nie chciał hałasować i niepotrzebnie budzić pozostałych.

Wyszczerzył kły, powoli podchodząc frontalnie do wilków. Kilka z nich spróbowało przybrać agresywną postawę, jednak szybko z tego zrezygnowało.

Nie miał pojęcia, dlaczego one nadal co jakiś czas próbowały ich straszyć, najczęściej przychodząc w nocy, gdy większość spała. Nie było wątpliwości, że zwykłe wilki nie lubią się z nimi. A szczególnie z nim...

Zajmowali większą powierzchnię. Jednak granice były jasno wytyczone. One miały las po jednej stronie miasta, a wataha Nathana po drugiej. Co prawda oni mieli tą nieco lepszą część. Z większą ilością zwierzyny i nieodwiedzaną tak mocno przez ludzi z miasta. Chociaż to tylko zwykłe wilki, powinny doskonale rozumieć panujący podział. I rozumiały, jednak lubiły ich sprawdzać. A Ethan ani razu nie odpuścił.

W końcu wataha zrezygnowała, tym razem nie decydując się na konfrontację, do której nie raz dochodziło. Wilk odprowadzał intruzów wzrokiem, chcąc mieć pewność, że tu nie wrócą. W końcu spojrzał w stronę budynku.

– Śpijcie sobie dalej.

Ethan powrócił do swojego leża.

__________________________

Dobra, teraz niejako poznaliśmy drugiego ważniejszego bohatera. Powoli zaczynamy zagłębiać się w ten świat.

Może mało dynamiczny początek, lecz niech to was nie zmyli. Będzie się działo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top