Rozdział 10: Polowanie
Ethan ziewnął, chociaż wcale nie byłem zmęczony. Nie wiedział co mam ze sobą zrobić. Zwiedził już całe terytorium, niedawno skończył posiłek. Nie miał pojęcia dlaczego zwykły samotny spacer przestał mu sprawiać tyle przyjemności co wcześniej.
Nie mając lepszego pomysłu udał się w stronę domu. Z pewnej strony miał nadzieję nie zastać tam reszty, lecz zważając na porę dnia, na pewno tam będą. Zbliżając się ujrzał światło wydobywające się z okien. Tak jak podejrzewał.
Wszedł do środka i już po chwili poczuł lekkie ukłucie rozczarowania, do którego zdążył się już przyzwyczaić. Ruszył na swoje stałe miejsce. Cała reszta cisnęła się na kanapie i wokoło niej, grając w coś na telewizorze. Po chwili z tej grupy wyłamał się Nathan, zajmując fotel obok.
Starał się ignorować wzrok, który czuł na sobie.
– Liam jest cały i zdrowy, jakbyś chciał zapytać. – Odezwał się Nat nieco ściszonym głosem.
Cała wataha tak głośno ekscytowała się rozgrywaną grą, że nie było szans by ich usłyszeli. Po drugie w ogóle musieliby się nimi zainteresować.
– Co mnie to obchodzi? Po co mi to mówisz?
Widział jak na jego ustach pojawia się uśmiech.
– Zrozum, on teraz ma dużo spraw na głowie. W końcu przyjdzie.
– Powtarzam, wcale mnie to nie interesuje.
– Ale jednak się czymś zadręczasz.
– To inna sprawa. – Mruknął.
– Chcesz o tym porozmawiać?
– Nie, dzięki.
Cieszył się, kiedy odpuścił mu dalsze przesłuchanie. Niech nie wtyka nosa w nie swoje sprawy. Wilk odetchnął z ulgą, kładąc łeb na oparciu i spod przymrużonych powiek przyglądając się całej grupie.
– Coś ostatnio często z nami tu przesiadujesz. – Usłyszał szept.
Minęło jeszcze krócej niż się spodziewał. Sądziłem, że dłużej będę mógł się delektować spokojem. Zwlókł się z kanapy, kierując się do swojego pokoju. Przynajmniej, tam będzie miał spokój i w dodatku jeszcze ciszę.
Chwycił zębami poobgryzaną klamkę, po czym zamknął z trzaskiem drzwi. Miał nadzieję, że to wystarczająco jasny znak, że nie chcę by mu ktokolwiek przeszkadzał.
Usiadł przed łóżkiem, chcąc się nieco uspokoić. Brał głębokie wdechy, starając się skupić. Zacisnął zęby, nie chcąc wydać z siebie chociażby najcichszego dźwięku, co naprawdę nie było łatwe. Na koniec ciężko dysząc odchylił głowę do tyłu, opierając o łóżko.
Liam naprawdę cieszył się z nadchodzących dni wolnego. Jego okres próbny w restauracji dobiegł końca. Obie strony stwierdziły, że nie chcą tego przedłużać. Więc jedna praca zakończona. Dobrą wiadomością było to, że już miał ustawioną kolejną. Nie do końca wiedział czy to zajecie dla niego, lecz może przyszła praca nie będzie drażniła jego wilczych zmysłów. Okaże się za kilka dni.
Została jeszcze sprawa domu. Współlokatorzy już się wynieśli. Trzy osoby były oglądać dom, jednak nikt nie zdecydował się na wynajęcie pokoju. Za chwilę wraz z właścicielką mieli pojawić się kolejni chętni. Jeśli tym razem się nie uda, to Liam będzie musiał zmierzyć się z zwiększonymi opłatami za wynajem, przed którymi ostrzegała go właścicielka.
W domu panowała cisza, dlatego przekręcany klucz w zamku był dla Liama doskonale słyszalny. Wstał z łóżka i opuścił swój pokój by przywitać się z właścicielką oraz potencjalnymi mieszkańcami.
Do środka weszła starsza kobieta z włosami związanymi w dwa warkocze. Za nią podążała młoda dziewczyna wraz z prawdopodobnie swoim chłopakiem, sądząc po splecionych razem dłoniach.
– Dzień dobry. – Przywitał się mężczyzna.
– Dzień dobry. To Liam, on wynajmuje pokój na dole. – Przedstawiła go staruszka. – Twój byłby jeden z pokoi na górze. Pozwól, że w pierwszej kolejności cię oprowadzę i powiem o opłatach.
Kobieta zabrała dwójkę na górę. Liam pozostał na dole zajmując miejsce przy kanapie. Był ciekaw jak przebiegnie wizyta. Nie uśmiechało mu się płacić więcej. W końcu finansowo zaczął wychodzić na prostą, a podwyżka czynszu i nie dzielenie się z nikim opłatami za wodę i prąd nie był czymś czego obecnie potrzebował.
Po kilku minutach całe towarzystwo zeszło na dół. Zdążyli obejrzeć parter, gdy telefon staruszki zadzwonił.
– Porozmawiajcie, ja muszę odebrać. Będę czekała na dworze. – Wyciągnęła komórkę i skierowała się w stronę drzwi.
– Monica. – Przedstawiła się dziewczyna.
– Cześć. Pytajcie śmiało o co tylko chcecie. – Wstał i uśmiechnął się do nich.
– O opłatach już wszystko wiem, a powiedz jak z jedzeniem? – Dziewczyna miała bardzo delikatny głos.
– Chemię i produkty, które używamy wspólnie kupuje jedno z nas i później się rozliczamy. Płacimy po połowie. Przynajmniej tak było z dotychczasowymi współlokatorami. Poza tym w lodówce każdy miał własną półkę z jedzeniem, które jest tylko jego. Nikt nikomu niczego nie zabierał.
Ten system dotychczasowo się sprawdzał.
– Wydaje się w porządku. Okolica jest chyba cicha i spokojna. Mnie się podoba. – Odezwała się do swojego chłopaka.
Wyglądało na to, że chociaż na jeden pokój znalazła się chętna osoba. Kieszeń Liama najprawdopodobniej została uratowana.
– No nie wiem. – Mówił nieprzekonany przenosząc wzrok na Liama. – Tylko ty tu mieszkasz? Trochę nie podoba mi się, że będziesz tu sama z jakimś obcym mężczyzną. – Wyznał szczerze.
Brunet przez chwilę ich obserwował, po czym szerzej otworzył oczy. Z pewnej strony mógłby się poczuć nieco urażony oskarżany o jakieś nieczyste zamiary wobec dziewczyny.
– Nie, nie. Spokojnie. – Uniósł dłonie do góry. – Jestem gejem, poza tym dużo jestem poza domem. Nie ma się o co martwić z mojej strony.
Jej chłopak nie wydawał się być przekonany, lecz ona uznała to za dobry argument.
– Widzisz. Nie musisz się o nic martwić. Opłaty wychodzą tu naprawdę nisko i zobacz jaka piękna okolica. Oglądaliśmy już tyle pokoi i kończą nam się opcje. Muszę się na coś zdecydować. – Naciskała na niego.
– No dobra. – Odparł niezbyt przekonany, lecz najwyraźniej nie mając siły dłużej jej odmawiać.
Dziewczyna ucałowała swojego chłopaka w policzek, po czym zaczęła go ciągnąć w stronę właścicielki domu będącej na dworze.
– W takim razem do zobaczenia Liam. – Pożegnała się z mężczyzna.
– Cześć!
Poczuł ulgę i radość. Czyli większość spraw załatwiona i w najbliższym czasie nie musiał się o nic martwić. Szybko wyciągnął komórkę.
Liam: Cześć. Jesteś może dzisiaj w pracy?
David: Jeszcze godzinę... Wpadasz?
Liam: Oczywiście.
Wyszedł z domu żegnając się z wszystkimi. Słońce przyjemnie grzało, kontrastując z zimnym wiatrem. Skierował się w stronę kawiarni na przedmieściach, w której pracował starszy. Czasami bywał tam po pracy, by chwilę z nim porozmawiać i przy okazji napić się czegoś po niższej cenie.
Innym razem wpadał do Joela, który pracował w jakimś sklepie odzieżowym w tutejszym niewielkim centrum handlowym. Tam nie mógł za długo przebywać, ponieważ ciężko było starszemu znaleźć chwilę wolnego.
Kilka razy był również u Nathana, który pracował w czymś podobnym do Ligi Ochrony Lasu. Tam jest dosyć nudno, lecz wiedział, że robi wszystko by ich część lasu pozostała jak najbardziej nietykalna.
Kilku minutowy spacer i był już na miejscu. Od razu skierował się w stronę miejsc, jak najbliższych pracowniczego zaplecza. David zauważając jego obecność podszedł do zaparzacza, by po chwili podać mu to co zawsze.
Niestety jego organizm przestał tolerować kawę, więc pozostawały mu ziołowe herbaty, które na szczęście smakowały mu bardziej niż kiedyś. Sam zapach kawy był dla niego na tyle mocny i intensywny, że dziwił się jak David mógł tu pracować. Może nie miał tak wrażliwego nosa jak on.
– Co tam słychać? – Spytał, stawiając filiżankę na stół.
– Chyba znalazł się ktoś chętny na pokój na piętrze, więc będę nie będę miał podwyższanego czynszu. – Uśmiechnął się. – Z pracą okaże się za kilka dni, ale jestem dobrej myśli.
Starszy odwzajemnił jego uśmiech, zaraz jednak znikł on z jego twarzy.
– Kiepsko wyglądasz. Spałeś? – Spytał troskliwie. – Jadłeś coś?
– Coś jadłem, ale nie za wiele. Ostatnio bolą mnie zęby. Muszę się w końcu wybrać do dentysty.
Jego badawcze spojrzenie wcale nie sprawiało, że czuł się bardziej komfortowo.
– Raczej nie w tym problem. Potrzebujesz zjeść coś porządnego, a nie jakieś przetworzone śmieci. – Mówił zaniepokojony. – Może napiszę do Leviego, żeby zabrał cię na... prawdziwy obiad. – Mówił, cały czas mając na względzie otaczających nas ludzi.
– Jeszcze nie byłem na... – Starannie przemilczał jedno słowo. – I jakoś mi się do tego nie spieszy. Nie widzę siebie jak... – Znowu zamilkł.
– Ta krowa, którą jadłeś wczoraj na obiad, to sama tam nie weszła i się nie przyrządziła, zdajesz sobie z tego sprawę?
Liam spojrzał na niego spode łba. To nie to samo. Nie widziałem siebie jakbym miał odebrać życie jakiejś niewinnej sarence, czy innemu leśnemu stworzonku. Nie był jednym z zielonych czy tym podobnych, jednak wizja własnoręcznie zabicia jakieś stworzenia... Odpychała go.
– Może zadzwonię do Leviego?
– Nie trzeba. – Powtórzył.
Chłopak dał młodszemu w spokoju wypić herbatę, wracając do pracy. Przez jakiś czas obserwował Davida. Jego postać nie pasował mu do tego miejsca. Niski i uroczy, lecz o ognistym temperamencie. Widział jak nie raz ciężko było mu zachować miły wyraz twarzy, nie wspominając o życzliwym tonie skierowanym do klientów. Miał on chyba najmniej cierpliwości do całego świata. Nie licząc Ethana.
Nie chcąc mu dłużej przeszkadzać, zapłacił za swoją herbatę, pożegnał się z nim i wyszedł z lokalu. Nie zamierzał skorzystać z jego propozycji, by powiadomił o wszystkim Leviego. Na razie sam chciał jakoś to rozwiązać. Przecież jeśli przyjaciel był w lesie, w każdej chwili mógł go zawołać.
Dotarł do celu w ciągu kilkudziesięciu minut. Pod koniec zaczął zastanawiać się, dlaczego właściwie nie pojechał autobusem pod granice miasta. Cóż, głupota nie boli. Wszedł między drzewa, zastanawiając się, jak się do tego wszystkiego zabrać.
Nie będąc zbyt wybrednym, po oddaleniu się wystarczająco od granicy drzew, przystanął za kilkoma krzakami. Zaczął się rozbierać. Szybko jego ciało owiał chłodny wiatr. Złożył swoje ubrania, zostawiając na ziemi, licząc jednocześnie, że znajdzie je tu później.
Dobra, teraz najtrudniejsze. Po kilku niemiłych chwilach, w końcu znalazł się w wilczym ciele. Szło mu to coraz lepiej.
Ruszył w stronę domu watahy, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że bez czyjejś pomocy sobie nie poradzi. Poza tym wilki chyba polowały w stadzie.
W czasie drogi zawył unosząc łeb, obawiając się nie zastania nikogo w domu. Nie pomylił się. Po usłyszeniu głosu alfy, Leviego oraz Olivera od razu ruszyłem w ich stronę. Dotarcie do nich było kwestią kilku minut.
Cieszył się na ich radosne powitanie. Alfa jednak szybko zauważył, że coś jest nie tak. Aż tak to po mnie widać? Pokrótce przytoczył mu jego rozmowę z Davidem. Miał małą nadzieję, że może on sam wysnuje inne wnioski.
– W takim razie gotów na swoje pierwsze polowanie?
Niech to... Skinął łbem bez przekonania. Całość ruszyła, a on biegł za nimi. Czuł przyspieszone bicie serca, lecz podekscytowania jak nie było, tak nie ma. Levi starał się mnie mniej więcej poinstruować go, jak powinien się zachowywać.
Z każdą chwilą czuł się coraz mniej pewnie. Nigdy nie należał do agresywnych, a teraz miał być wspólnikiem mordu niewinnego zwierzęcia. Nie podobało mu się to.
W przeciwieństwie do podekscytowanych kolegów, on poczułem ukłucie stresu, na widok ich ofiary. Przez pewien czas gonili za nią, w końcu otaczając, pozostawiając bez drogi ucieczki. Starał się współpracować z innymi, lecz sam nie umiał zadać jakiejkolwiek rany zwierzęciu. Czuł się jako nieco bardziej aktywny obserwator.
Ostatecznie zwierzę padło, a Nathan dorwał się do niego jako pierwszy. Oliver po chwili dołączył, a na koniec Levi. Patrzał na to bez przekonania. Chociaż musiał przyznać, że ten zapach był całkiem apetyczny. Wahał się dłuższą chwilę, w końcu postanawiając się zbliżyć.
Zrobiłem kilka kroków w tył, kuląc ogon, gdy usłyszałem warczenie, skierowane do mnie.
– Przykro mi Liam. – Odezwał się Nathan. – Kto nie pomaga w polowaniu ten nie je. Naprawdę mi przykro, ale takie są reguły. Inaczej zresztą się nie nauczysz.
Nie miał mu tego za złe, chociaż zapach naprawdę był zachęcający. Nie chcąc się męczyć, odłączył się od pozostałych. Jednak pomimo zwiększającej się odległości, gdzieś w nozdrzach został ten smaczny zapach, powodujący ssanie żołądka i ból dziąseł.
Starał się wyrzucić to wszystko z głowy. Za bardzo się na tym skupiam. Na tyle bardzo, że o mało co nie pozwoliłem się zajść od tyłu. Z początku zaskoczony nową wonią, szybko uspokoił się, rozpoznając ją. Czarny wilk odwróciłem się w stronę białoszarego, stojącego w odległości nieco większej niż metr ode mnie.
– Znów chciałeś mnie wystraszyć.
– Ale nie udało się. – Stwierdził obojętnym tonem. – Długo cię nie było.
– Praca i trochę zawirowań z domem. – Mruknąłem.
– Byłeś z resztą?
– Ta. Właśnie zaliczyłem swoje pierwsze nieudane polowanie.
Widział jego pytające spojrzenie. Wzdychając cicho ponownie zaczął wszystko tłumaczyć. Powoli miał tego dosyć. Czuł się jakby każdy interesował się jego życiem. Chociaż wiedział, że nie powinien tak reagować, bo wszystko kierowane było troską o niego, lecz dla młodszego zaczynało to być denerwujące.
– Kto nie poluje ten nie je.
– Już to słyszałem. – Burknął.
Liam widział jak jego oczy bacznie go obserwują. Przyjrzał się im przez chwilę. Nadal uważał że są w połowie wilcze, w połowie ludzkie.
– Chodź. – Powiedział, odwracając się i ruszając. – I nie patrz mi się więcej w oczy. – Dodał po chwili.
Czarny wilk biegł jego śladem. Długo nie minęło, jak jego uszy postawiły się równo do przodu, wyraźnie na czymś skupiając. Co on tam wypatrzył? W jednej chwili wilk zerwał się do przodu i po krótkim biegu, przyszpilił niewielkie stworzenie do ziemi. Liam podszedł bliżej niego.
Na ziemi leżał ranny lis. Jeszcze żywy, lecz niezdolny do ucieczki. Jego przerażone oczy spoglądały na mnie agonalnie.
– Dobij go.
– Co?!
– Nie bądź taki i nie każ mu dłużej cierpieć. Zakończ to szybko i jedz.
Patrzenie na cierpiące zwierzę było naprawdę ciężkie. Jednak nadal nie potrafił zmusić się do wgryzienia się w nie, czy jakiegokolwiek innego czynu mającego ukrócić jego życie. Zaskomlał cicho, czując rozterkę, kiedy do moich nozdrzy dobiegł zapach wydobywający się z rannego lisa.
Będący z nim wilk szybko pochylił się nad zwierzęciem, zaciskając szczęki na jego szyi. Kilka drgnięć i lis leżał nieżywy. Ethan uniósł na niego zawiedziony wzrok.
– Nawet tego nie jesteś w stanie zrobić? – Skrytykował go, a on położyłem po sobie uszy, kuląc jednocześnie ogon.
Dlaczego krytyka z jego, jak i Nathana strony była taka odczuwalna? Uwagi innych mniej go dotykały niż tej dwójki. Czyżby tak działała władza u wilków? W Ethan i Nathan zajmowali najwyższe pozycje w sforze.
– Jedz już. – Warknął wilk, odsuwając się nieco od zwierzyny.
Spojrzał na niego niepewnie, a następnie przeniósł wzrok na truchło. To nie wyglądało zachęcająco, w przeciwieństwie do tego jak pachniało. Podszedł powoli do mojego posiłku, niepewnie zabierając się za konsumpcję. Nie za bardzo wiedziałem, jak powinienem się do tego zabrać. Po pierwszych kilku kęsach przekonał się, jak naprawdę był głodny.
Dlaczego to smakowało lepiej niż normalne jedzenie? Będzie musiał co jakiś czas wybierać się na polowania, by normalnie funkcjonować? Zjedzenie już nieżyjącego zwierzęcia to jedno, ale własnoręczne odebranie mu życia to drugie. Naprawdę musi nauczyć się zabijać? Życie jest aż tak okrutne, że nie pozwoli mu pominąć tej lekcji?
– W końcu coś porządnego? – Odezwał się starszy, gdy kończył jeść. – Chociaż tego porządnym posiłkiem bym nie nazwał. Poczekaj na jakiegoś jelenia czy dzika.
Skończył jeść, spoglądając na wilka.
– Tylko nie mów o tym innym.
– Jasne. – Uspokoił go. – Coś działo się ciekawego jak mnie nie było?
– Było być, to byś wszystko wiedział. – Burknął gburowato.
Czyli jednak czekał go foch. W sumie jakby nie patrząc to przez ten niemal miesiąc widywałem się z innymi, tylko nie z nim. Mieli nie najgorsze stosunki, a przez ten miesiąc najzwyczajniej w świecie o nim zapominał.
– Przepraszam. – Powiedział ze skruchą, co wyraźnie zdziwiło wilka.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, jakby nie wiedząc co powinni dalej ze sobą zrobić. Jednak w głowie młodszego pojawił się pewien pomysł.
Położyłem się na przednich łapach, wydając z siebie krótkie szczęknięcie, któremu towarzyszyło zamerdanie ogonem. Nie był pewien czy tak to się robi, lecz działał intuicyjnie. Trochę obserwował watahę podczas różnych interakcji i starał się co nieco z tego wynosić.
Srebrny wilk patrzał na mnie jak na idiotę. To utwierdziło go nieco w przekonaniu, że dobrze robi.
– Ethan, nooo. – Nie odpuszczał.
Ucieszył się, kiedy odpowiedział na jego zaproszenie. Wilki zaczęły ganiać się między drzewami. Gdyby nie słońce zmierzające ku zachodowi, nie byliby w stanie zauważyć mijającego czasu.
Liam zdziwił się, kiedy to on okazał się być tym słabszym kondycyjnie wilkiem. Skoro teraz już nic nie stoi mu na przeszkodzie, zastanawiał się czy może nie zacząć by biegać. Teraz nie musiał już na siebie uważać.
– Muszę już iść. – Powiedział zdyszany.
Już i tak za długo tu zabalował. Dawno temu powinien wrócić do domu.
– Liam...
Wiedział co chciał powiedzieć. Cieszył się, że ponownie nie nakłaniał go do zostania. Jednak jego wzrok, który początkowo wyrażał niemą prośbę, zamienił się w cichą złość. Ostatecznie wilk odwrócił się i odszedł.
Liam czuł się potraktowany niesprawiedliwe. Jemu wytyka, że mało przebywa w wilczej skórze, a sam nie przemienia się w człowieka, nie mówiąc już o chociaż krótkiej wizycie poza lasem.
Czarny wilk westchnął, starając się uspokoić. Musiał już wrócić w miejsce, w którym się przemieniłem. Przecież nie będę wracał goły do domu.
Skierował się w stronę miasta. Po chwili poszukiwań odnalazł kupkę swoich ubrań. Po przemienieniu w człowieka zaczął się ubierać. Wszystko było chłodne i jakby nieco wilgotne. Niezbyt dobrze czuł się w tych ciuchach. Chciał jak najszybciej wrócić do domu i przebrać się w coś czystego.
Ethan zjadł oraz zaliczył dzienną porcję ruchu. Tak właściwie to mógłby iść już spać, lecz było za wcześnie. Ciemności spowijały las o coraz to młodszej godzinie.
Wilk zdecydował się wybrać na kolejne sprawdzenie granic ich terytorium. Jednak to tylko zajęcie tymczasowe.
W tym czasie Liam pakował wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka, zastanawiając się czy niczego mu nie brakuje. Coraz więcej jego rzeczy znajdowało się w leśnej chatce.
Czuł pewnego rodzaju podekscytowanie na myśl, że znowu będzie mógł tam być. Nowa praca początkowo pochłaniała więcej jego energii niż się spodziewał, często też nie kończąc się po ośmiu godzinach.
Pomaganie na gospodarstwie może nie należało do najlżejszych prac, jednak niemal cały czas spędzał na świeżym powietrzu, nie musząc przebywać w przytłaczających zapachach, co najwyżej tych należących do zwierząt gospodarskich, lecz ona były dla niego o wiele bardziej znośne.
Starszy mężczyzna, który zatrudnił go do pomocy początkowo nie wiedział za bardzo co z nim zrobić.
– Szczerze mówiąc jesteś bardziej rozgarnięty niż myślałem. Różnie to teraz była z młodymi. Tylko nie wiem dlaczego moje zwierzęta się ciebie boją. – Zaśmiał się.
Tak. Psy go oszczekiwały, a owce, kury i krowy starały się trzymać od niego jak najdalej. Początkowo ostrzegał Liama przed tym, że owce mogą go podskubywać, a inne zwierzęta po prostu zaczepiać. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Zauważył, że zwierzęta musiały wyczuwać kim jest.
Pachniał wilkiem. On sam również zauważył, że pozostali członkowie watahy jako ludzie posiadali nieco inny zapach niż inni. Zwierzęta, które polegały na swoich zmysłach i instynkcie czuły, że nie mogą być przy nim bezpieczne.
– Jednak jesteś silny, pracowity i wydajesz się uczciwy, a dla mnie to się liczy.
Tak więc Liam pracował pomagając na gospodarstwie. Jego ciało musiało przyzwyczaić się do ciężkiej fizycznej pracy. Po dwóch tygodniach zaczynało być mu znacznie lżej niż na początku.
W końcu umiał tak poukładać sobie dzień by móc odwiedzić watahę. Brakowało mu biegania w wilczej skórze po lesie.
Liam ruszył w drogę. Spojrzał w ciemne niebo. Dzień zaczynał być coraz krótszą cząstką doby. Był ciekaw jak interesujący może okazać się las nocną porą. Na pewno niedługo będzie miał okazję się o tym przekonać.
Znudzony Ethan w końcu trafił pod dom. Nim wszedł spojrzał na klamkę. Niepogryziona, błyszcząca złotym blaskiem. Nowa. Bez wahania chwyciłem ją zębami, dostając się do środka. Od wejścia dało się słyszeć... właściwie to panowała względna cisza.
Zamknął za sobą drzwi wchodząc do środka. Wszyscy zajmowali kanapę przed telewizorem lub znajdowali się w jej pobliży. Wpatrywali się w jakiś film. Fakt, że jego wejście zostało niezauważone lub zignorowane wywołał w nim lekką złość. Jakby był nikim, jakby go tu nie było.
Położył się na swojej kanapie, spoglądając gniewnym wzrokiem w stronę telewizora. Z jednej wkurzającej go rzeczy, mój umysł przeszedł do drugiej, której obecne tu nie było. Wcale nie lepszy od pozostałych, a wręcz jeszcze gorszy.
Myślał, że będzie z niego porządny wilk, jednak polowanie z przed tygodnia wyprowadziło go z tego błędu. Pierwszy raz widział, żeby ktoś w ten sposób zawalił taką sprawę. Rozczarował go.
Leżał, wpatrując się w film. Gdy dobiegł końca, chłopaki zaczęli się nieco rozdzielać. Dopiero w tej chwili jego obecność łaskawie została zauważona. Warknął w ich stronę. Gdybym wszedł w ludzkiej postaci to by się zainteresowali, a że wilk to nie wart jestem waszej uwagi, tak?!
Rozsiedli się, dalej zajmując się swoim towarzystwem. Ethan obserwował każdego z czystym niezadowoleniem. Jedynym, który odwzajemnił jego spojrzenie był David, który próbował dorównać mu wzajemną niechęcią.
Wzrok wilka padł w stronę wyjścia wyczuwając na zewnątrz czyjąś obecność. Po chwili drzwi otworzyły się. Oho, w końcu postanowiliśmy się pojawić?
Dla Liama przyjemnym okazał się gwar, który słyszał w środku. Od razu w oczy rzucił mu się Ethan leżący na swojej kanapie.
– Ethan, ty też tutaj? – Spytał z delikatnym uśmiechem na ustach, lecz on odwrócił głowę.
Znowu nie w humorze? Młodszy postanowił zostawić tę sprawę na później, dopóki nie przywita się z wszystkimi.
Wilkowi natomiast ton głosu młodszego w jego obecnym humorze wydał się nazbyt swobodny. Dlaczego osoba, którą chciał postawić poniżej całej tej bandy, jako jedyna i to w pierwszej kolejności okazała mu zainteresowanie? Warknął pod nosem, starając się usiedzieć w miejscu. Wszyscy od razu zaczęli się z nim witać, jakby od wieków się z nim nie widzieli. Odwrócił łeb, opierając na podłokietniku.
Pojawienie się Liama wywołało u wszystkich radość. Naprawdę miło było wiedzieć, że jest miejsce, gdzie czekają na niego przyjaciele.
– W końcu! – Odezwał się Oliver. – Nie można się tak zapracowywać.
– Ciężkie początki, teraz już jest lżej.
Usiadł na wolnym miejscu, starając się dołączyć do rozmów. W końcu jednak każdy zaczął się wypytywać jak minął mu miesiąc, a później on słuchał, co działo się tutaj przez ten czas. Oczywiście Levi marudził, że musiał spać sam w pokoju, a David narzekał na chrapiącego Olivera.
Liam kątem oka cały czas obserwowałem Ethana. Leżał, nie patrząc w ich stronę, z uszami do tyłu. Coś go wyraźnie męczyło, czego inni zdawali się jakby w ogóle nie zauważać.
– Ethan, a tobie jak minął ten miesiąc?
Wilk spojrzał na niego zdziwiony. Młodszy przyjrzał mu się uważnie. Zdawał się być... zakłopotany? Pierwszy raz widział go w takim stanie. Dziwił się, że inni tego nie zauważali. Coś w nim zdawało się być nieco inne, lecz nie umiał określić co to dokładnie było.
Ethan w końcu warknął pod nosem, co miał często w zwyczaju, po czym zamknął się w swoim pokoju. Spojrzałem na innych. Wyglądali, jakby to było jego normalne zachowanie.
– Liam. – Odezwał się Nathan. – Idź do niego.
Spojrzał na niego zdziwiony. Wyjście za Ethanem z domu, gdy ten miał na niego focha to jedno. Ale wchodzenie do jego pokoju, podczas gdy zachowuje się jakby go coś ugryzło to drugie. Miał tam ograniczone pole ucieczki w razie jakiegoś błędu.
Jednak mężczyzna zdawał się wiedzieć co mówi. Przecież nie naraziłby go na jakiekolwiek ryzyko.
– Nath. – Skarcił go Joel, co tylko potwierdziło początkowe obawy bruneta. – Dlaczego to robisz? Dobrze wiesz jaki jest Ethan.
– Dlatego wiem, że potrzebuje rozmowy.
– To sam idź, a nie wysyłasz najmłodszego. Jest najniżej w hierarchii, więc jemu najprędzej może coś zrobić! A on nie będzie miał przed tym skrupułów.
Liam spojrzał na pozostałych. Zdawali się podzielać zdanie Joela. I co on w tej sytuacji miał zrobić? Przecież Nathan jest alfą, więc z pewnej strony powinien się go słuchać. Z drugiej strony inni zachowywali się tak, jakby wejście do pokoju Ethana było równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku. Jednak z trzeciej strony naprawdę martwił się zachowaniem starszego. Wyglądał jakby naprawdę go coś męczyło.
Brunet wstał z kanapy.
– Liam. Daj spokój. Jeszcze coś ci zrobi. – Odezwał się zmartwiony Joel.
– Albo przynajmniej poczekaj aż sam stamtąd wyjdzie. – Dołączył Levi. – Przecież to prawie jak wchodzenie do jego jaskini. Słowo klucz: jego!
Tyle że naprawdę martwił się o Ethana. Ufał, że nic mu nie zrobi. Przełknął ciężko ślinę, ruszając z miejsca. Przez ich zachowanie zaczął się stresować, a przecież nie miał czym. Starał się zachowywać spokój.
Zbliżył się do drzwi. Zapukał niepewnie. Czuł, że nie powinienem tam wchodzić bez żadnego ostrzeżenia. Zastanawiał się czy da mu jakoś dając znać, że może wejść, lecz odpowiadała mu cisza. Nacisnął klamkę, zaglądając do środka. Ethan siedział przed łóżkiem, łeb mając zwrócony w stronę okna. Liam wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
– Czego się boisz? – Zapytał starszy, gdy już zostali sami. Jego głos był spokojny, lecz nieco smutny.
– Co? Nie boję się.
– Mogę niemal usłyszeć, jak wali ci serce. – Odparł.
Nie bał się go. Pewnie ruszył w głąb pokoju. Ukucnął przed wilkiem, chcąc się z nim zrównać. Łeb i tak nadal miał skierowany w bok
– Nie boję się, a już na pewno nie ciebie. – Powiedział, delikatnie się uśmiechając.
Wilcze oczy spojrzały na niego. Naprawdę uważał, że się go boję?
– Teraz pewnie wszyscy siedzą cicho, nasłuchując czy zaraz nie będziesz wzywał pomocy spomiędzy moich zębów.
– Zrobiłbyś mi krzywdę? Zjadłbyś taki smakowity kąsek?
Widział jego drobny uśmiech.
– Jeśli miałbym taki zamiar, już dawno bym to zrobił.
Dobrze. Atmosfera nieco zelżała. Przez ułamek sekundy widział jak wilk kieruję jedno ucho w stronę drzwi. Sam zaczął nasłuchiwać. Dźwięk telewizora stał się o wiele bardziej słyszalny. Zgadywał, że Nathan chciał dać im więcej prywatności ufając, że nie będę musiał wzywać pomocy.
– Powiesz mi o co chodzi? Po prostu się o ciebie martwię.
– Nie masz powodu.
– Przecież widzimy, że coś cię gryzie.
– Chyba tylko ty. – Burknął.
– Daj spokój, inni też. – Zastanowił się chwilę. – Dobra, ale Nathan również się martwi.
– Naprawdę niepotrzebnie.
Nie wiedział jak mam go nakłonić do powiedzenia czegokolwiek. Tak to nigdzie nie zajdą, a on nadal będzie chodził naburmuszony.
Zaczął się zastanawiać czy zrobił coś nie tak, lecz nie było go niemal miesiąc. Jeśli nie chodziło o sam fakt jego dłuższej nieobecności to musiało się stać coś tutaj . Jeśli to wina kogoś z watahy, to czuł, że do tej rozmowy lepiej nadawał się Nathan.
– Chłopaki coś zrobili?
– Nie, nie o to chodzi. – Powiedział kręcąc łbem.
Kończyły mu się opcję. Podniósł się, poprawiając włosy wpadające mu do oczu. Odwrócił się na chwilę chcąc zebrać myśli. Potarł nerwowo twarz.
– Nie ruszaj się. – Usłyszał nagle.
– Co? – Znieruchomiał.
– Nie ruszaj się! – Warknął.
Zastygł w bezruchu, nie mając pojęcia co się dzieje. Dlaczego zabronił mu się poruszać. Przysłuchiwał się odgłosom za nim, starając się to z czymś połączyć. Brzmiało jakoś znajomo, a zarazem obco.
– Liam. – Usłyszał głos Ethana, który po raz pierwszy zdawał się brzmieć niepewnie. – Mo... możesz się odwrócić.
Poruszył się powoli i niepewnie. Naprawdę nie miałpojęcia czego się spodziewać. Po chwili ponownie znieruchomiał bezwiednierozchylając usta. Nie wierzył własnym oczom.
___________________________
Ktoś przeczuwa co się wydarzyło? Co takiego zrobił Ethan, by jakoś na dłużej zatrzymać Liama, czując, że ten coraz bardziej mu ucieka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top