Rozdział 40: Senny Koszmar
DWA LATA PÓŹNIEJ
Srebrny wilk kroczył bez energii przed siebie. Z okruszkami ostatniej nadziei zmierzał w stronę domu. Nie zawył, będąc blisko. Nie miał na to siły. Po prostu szedł przed siebie.
Nieco postawił uszy widząc przed sobą parę wilków. Nathan i Joel. Gdy dwójka tylko go zauważyła zaczęła biec w jego stronę.
Nadzieja w ich oczach sprawiła, że ta będąca w Ethanie szybko uciekła. Nagle poczuł jak traci wszelkie siły.
Nie ma go tutaj.
Para nie zdążyła niczego powiedzieć. Jednak widząc gasnące światło w oczach przyjaciela również poczuła się okropnie. Każdy wiedział co to oznacza.
Długo milczeli jedynie patrząc na siebie. Ethan coraz bardziej dotkliwie zaczynał odczuwać pustkę wewnątrz siebie. Nikt nie jest niezniszczalny. Dwa lata bezowocnych poszukiwań zniszczyłyby chyba każdego.
– Zostaniesz z nami? – Spytał Nath nie wiedząc jakie plany ma teraz przyjaciel.
Ethan nieznacznie pokiwał głową. Zamierzał tutaj zostać. Tutaj mieszkali razem z Liamem. Nie wyobrażał siebie gdziekolwiek indziej. Nawet jeśli wiedział, że wspomnienia związane z młodszym będą go zadręczać gdziekolwiek by się nie ruszył.
Nathan po chwili zawył, przywołując do siebie pozostałych. Po kilku minutach pojawił się Levi i David.
Gdy opuszczona przez niego wataha zobaczyła go po raz pierwszy miała wrażenie, że widzi jedynie cień dawnego dumnego, wielkiego wilka, z którym miała do czynienia.
Ethan przez czas wyraźnie schudł i zmizerniał. Sierść była matowa, wyliniała, a oczy bez wyrazu. Zdawał się być obojętny na wszystko wokół.
Wszystkim w tym momencie serce pękało drugi raz. Nawet jeśli czwórka z nich już częściowo pogodziła się z brakiem przyjaciela, to wędrujący wilk dawał im jeszcze jakieś resztki nadziei. Jego samotny powrót sprawił, że stracili Liama po raz drugi i ostatni.
Powrócili z nim do domu, a kolejne dni zdawały się być takie same. Białoszary wilk większość dni spędzał w swojej norze, leżąc bezruchu. Unikał rozmów.
Z czasem doszło do tego, że Nathan wraz z pozostałymi zaczęli mu przynosić posiłki, ponieważ zdawało się, że polowanie nie za bardzo go interesuje. Nie chcieli by przyjaciel padł z głodu na ich oczach.
Walczyli o niego po troszku każdego dnia. Nathan obawiał się, że starszy może się z tego stanu już nie podnieść. To była ostatnia rzecz jakiej chciał po tym wszystkim co razem przeszli.
Zaglądał do niego każdego dnia, prowadząc monolog, który liczył, że jakoś dociera do starszego, który całkowicie zamknął się w sobie. Nie miał pojęcia co działo się w jego głowie i jak mu pomóc.
– Proszę cię. Przyjdź do nas. Posiedź z nami. Naprawdę niczego więcej nie oczekujemy. – Zapraszał go jak co wieczór do domu.
– Dobrze. – Odparł ledwie słyszalnie, a w tym samym momencie Nathan poczuł jak wielki ciężar spada mu z serca.
Chyba będzie żył. Jest nadzieja.
Czarny wilk spojrzał w górę. Widział ciemne chmury zbierające się nad drzewami. Mimo to nie zamierzał jeszcze się chować. Chodził wokół drzew widząc wydeptane przez siebie ścieżki.
W końcu pierwsze krople zaczęły spadać na ziemię. Początkowo w ogóle nie zamierzał się chować. Nie przeszkadzała mu mokra sierść. Podszerstek dobrze izolował go odwilgoci i wiatru.
Jednak z pozoru delikatny deszcz szybko zamienił się w istną ulewę, a wiatr zerwał się gwałtownie. To nie była przyjemna pogoda, nawet dla z pozoru obojętnego na wszystko Liama.
Powolnym krokiem udał się w stronę swojej nory. W niewielkim wzniesieniu terenu znajdował się wykopany przez niego otwór, który prowadził do niewielkiej jaskini.
Nie korzystał z postawionej na wybiegu budy. Było to dla niego poniżające. W ciasnej, ciemnej norze czuł się znacznie lepiej.
Już rozumiał dlaczego Ethan tyle czasu w niej przesiadywał. Chociaż ta jego do tej małej klitki się nie umywała, to jednak spędzając czas tylko w wilczej skórze, dawała przyjemne poczucie bezpieczeństwa.
Miejsce, w którym powinno znajdować się jego serce, ponownie zabolało na wspomnienie o starszym. Położył uszy po sobie czując napływające do oczu łzy.
Nadal się nie poddawał. Codziennie, wył po kilka razy licząc, że gdy Ethan znajdzie się w pobliżu, usłyszy go. Nie wiedział co właściwie stało się z ich więzią, dlaczego jej nie czuł.
Nie przyjmował do wiadomości, że może to być spowodowane odejściem starszego. Przecież przeżył już ponad sto lat. Nie mógł odejść przed nim. Nie mógł go zostawić.
Dlatego codziennie wołał go licząc, że w końcu się odnajdą. Nie tracił nadziei, chociaż ona sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej, pozostawiony samemu sobie.
Ulewa trwała przez pół dnia. Sucha ziemia jednak szybko wchłonęła nadmiar wody, pozostawiając jedynie niewielkie kałuże.
Gdy z nieba przestała się lać woda Liam wyszedł ze swej nory i podszedł do jednej z kałuż napić się wody. Była o wiele lepsza od tej, przynoszonej mu przez ludzi.
Będąc przez tak długi czas wilkiem Liam przekonywał się o różnicach w życiu i sposobie myślenia, jakie musiały w nim zajść by dostosować się do nowego trybu życia.
Jeszcze bardziej rozumiał Ethana, dlaczego taki był skoro urodził się wilkiem i od początku jego funkcjonowanie wyglądało inaczej, nic dziwnego, że inaczej postrzegał ludzkie życie. To całkowicie inne tryby życia.
Inne potrzeby do zaspokojenia, inne napotykane problemy.
Czarny wilk ruszył na obchód po niewielkim terenie co jakiś czas się otrząsając. Nastała wiosna, a gruby, zimowy podszerstek zacząłem wymieniać na ten letni. To swędziało niesamowicie.
Zaczął ocierać się o drzewa licząc, że w ten sposób nieco przyspieszy ten proces, a przynajmniej nieco załagodzi to swędzenie.
Zaczął się zastanawiać jak sobie z tym radził Ethan. Podczas zmiany z człowieka w wilka i odwrotnie, nie miało się takiego problemu. Sierść nie miała potrzeby tworzenia dodatkowej grubszej warstwy na te krótkie chwile, gdy było się wilkiem.
On przez większość czasu chodząc jako wilk na pewno musiał zmagać się z tym problemem. Zapewne były na to jakieś wilcze lifehacki, ale chyba będzie sam musiał do nich dojść.
Nathan siedział opierając się plecami o ziemię. Ukradkiem spoglądał na leżącego obok srebrnego wilka. Nie wyglądał już tak źle, jak w chwili gdy do nich przyszedł, lecz to nadal nie był stary Ethan.
Nathanowi naprawdę brakowało dawnego przyjaciela. Mimo, że przez większość czasu był gburowaty i odpychający, to mógł na niego liczyć i zawsze czuć jego wsparcie. Porozmawiać w razie potrzeby.
Teraz zdawało się, że starszy jedynie egzystuje między nimi, ale nie do końca można było powiedzieć, że żyje. Już nie izolował się od nich tak jak przez pierwsze miesiące, ale nadal trzymał się z boku, będąc obojętny na większość rzeczy. W połowie wypełniona skorupa.
– David myśli o odejściu. – Rozpoczął jeden temat, który go męczył.
Nie miał pojęcia czy może liczyć na radę Ethana w tej sprawie. Nie wiedział nawet czy ten jakkolwiek zainteresuje się jego słowami.
Jednak poczuł dużą ulgę, kiedy wilcze ślepia skierowały się w jego stronę, przejawiając jakiekolwiek oznaki zainteresowania.
– Chcesz go zatrzymać? – Usłyszał pytanie, co wywołało w młodszym okruchy radości.
Ethan nie miał ochoty na udzielanie się w życie sfory. Właściwie to nie miał na nic ochoty. Codziennie walczył z sobą by się podnieść i wyjść z swojej jaskini, by żyć.
Teraz też widział, że przyjaciel go potrzebuje. Nie potrafił wykrzesać tyle zainteresowania ile powinien, lecz nie chciał też zostawiać go z tym samego. Zdawał sobie sprawę ile dla niego obecnie robi i jak o niego walczy, nawet jeśli on sam nie ma na to siły.
– Dlaczego chce odejść? – Dopytywał.
– Sam widzisz, że atmosfera w sforze od tamtego wieczora jest dosyć... ciężka. Nikt z nas się do końca nie pozbierał po tych wydarzeniach. – Tłumaczył Nath. – Chyba chce spróbować iść dalej, ale nie umie tego zrobić tutaj. Powinienem dać mu odejść?
– Znasz odpowiedź na to pytanie. – Odparł Ethan spoglądając na przyjaciela. – I dobrze o tym wiesz.
Znał. Ale nie chciał by ich już i tak mała rodzina pomniejszyła się o kolejnego członka.
– Wiem, że podejmiesz słuszną decyzję. – Powiedział starszy.
Czuł się zmęczony. Już dawno nie rozmawiał z nikim tak dużo. To w pewien sposób kosztowało go bardzo dużo sił. Jednak czuł się dobrze z tym, że pomógł przyjacielowi.
Nathan jednak wyglądał jakby dręczyło coś jeszcze. Siedział z podkurczonymi kolanami pod brodą, patrząc w czubki swoich butów.
– Ethan... – Zaczął niepewnie, lecz chciał wykorzystać moment, że starszy jest wyjątkowo rozmowny. – ET, naprawdę wybacz, że o to pytam, ale... Jak czujesz się z zerwaną więzią. – Spytał, czując jednocześnie wyrzuty sumienia. Jednak od jakiegoś czasu bardzo go to dręczyło.
Odkąd stracili Liama, zaczął o wiele bardziej obawiać się o swojego partnera. Bał się, że i on również może go stracić. Chciał poznać odpowiedź.
– Nath. – Powiedział unosząc łeb i patrząc w stronę przyjaciela, a ten poczuł się źle pod wpływem, tego spojrzenia. W tym momencie młodszemu ten wzrok wydawał się niezwykle pusty. – Moje serce nie bije od ponad dwóch lat. Go tam po prostu nie ma. A z każdym dniem wcale nie jest lepiej. Czuje się jakbym się dusił i nie miał siły by walczyć o oddech. – Nie przestawał na niego patrzeć. – Pamiętasz jak się czułeś, jak Joel się od ciebie odciął? To jest nic w porównaniu z tym. Jesteś po prostu wydmuszką, skorupą bez przyszłości i nadziei.
Nathan opuścił wzrok czując napływające do oczu łzy. Bolał go fakt jak bardzo musiał cierpieć jego przyjaciel i niezmiernie się bał, że sam może kiedyś tego doświadczyć. Nagle ich życie wydało się być zbyt kruche.
– Proszę cię, tylko ty nas nie zostawiaj. – Powiedział drżącym głosem. – Nie poddawaj się. On by tego nie chciał.
Ethan nic nie odpowiedział. Jednak wiedział, że młodszy miał rację. Tylko dlatego jeszcze tu z nimi był. Ponieważ Liam nie chciałby aby spotkała go jakaś krzywda. Aby sam ukrócił swoje bezsensowne i samotne życie pełne bólu.
Trochę zajęło młodszemu dojście do siebie. Gdy już udało mu się pozbierać, patrzał na Ethana z smutkiem w sercu. Naprawdę bolał go taki widok.
– Zmień się w człowieka. – Poprosił go cicho.
Wilk nic nie odpowiedział. Nie zamierzał tego zrobić. Nie chciał wiedzieć. Bał się, że znaku, który świadczył o jego związaniu z Liamem już tam nie ma. A tego by nie zniósł. Wolał żyć złudną nadzieją, że on nadal tam jest. Nawet jako pamiątka tego co ich łączyło. Chociaż obecność znaku bez obecności Liama była całkowicie bez znaczenia.
Nic już nie miało znaczenia.
Po prostu nie chciał znać odpowiedzi na to jedno pytanie.
Liam leżał na skale. Niedaleko siedziała Grace wykorzystując chwilę luzu w pracy na przeglądanie telefonu.
Obserwował kobietę, aż w końcu podszedł bliżej i usiadł obok. Wpatrywał się w ekran telefonu obserwując jak szczupłe palce przesuwają się po ekranie, przeglądając portal społecznościowy. Już nie pamiętał kiedy miał do czynienia z tak ludzką rzeczą, ludzkim światem. Wpatrywał się w wszystko z zainteresowaniem.
– Ghost, chcesz ze mną oglądać? – Zaśmiała się. Przekręciła nieco telefon bym mógł więcej widzieć, a on naprawdę obserwował wszystko z dużym zainteresowaniem.
Już kilka lat nie miał styczności z światem ludzi. Z miastem. Z telewizją. Liczył upływające lata na podstawie mijających pór roku. To był jego jedyny kalendarz.
– Ty naprawdę jesteś cudak. – Pokręciła głową kobieta widząc, że wilk naprawdę śledzi to co przegląda w telefonie. – Może chciałbyś coś ze mną obejrzeć? – Zaproponowała, a on przekręcił łeb szczerze zainteresowany.
Nawet nie marzył o tym, że mógłby cokolwiek obejrzeć. Film, serial czy chociażby reklamę. Jego jedyną rozrywką było chodzenie wokół ogrodzenia, obserwowanie ludzi, wypatrywanie Ethana, nawoływanie go i obserwowanie wilków na drugim wybiegu czy ptaków i innych stworzeń które w jakiś sposób trafią na jego teren.
– To innym razem jak będę miała więcej wolnego. – Oznajmiła wyłączając telefon i głaszcząc wilka po głowie.
Liam warknął pod nosem niezadowolony. Narobiła mu nadziei i zostawia by znowu się nudził. Gdy kobieta wstała kierując się do wyjścia on udał się za nią. Stał tuż obok obserwując jak Grace wbija kod w niewielki panel. Był inny niż poprzednio. Co jakiś czas go zmieniali.
– No, już. Przesuń się. – Powiedziała nim otworzyła drzwi.
Przez dłuższą chwilę stał jak kamień, czekając aż ujrzy uchyloną bramkę. Ona jednak cierpliwie czekała.
W końcu odsunął się kilka kroków, a ona przemknęła szybko na drugą za sobą zamykając za sobą drzwi. Zawsze była ostrożna.
Liam tylko ją wpuszczał na swój wybieg. Żaden inny pracownik nie miał okazji i pozwolenia czarnego wilka na przebywanie na jego przymusowym terenie.
Będąc ponownie sam zaczął przechadzkę między drzewami i wzdłuż ogrodzenia. Wypatrywał za siatką białoszarego wilka, który pędzi mu na ratunek.
Jednak tym razem brakowało mu siły. Po kilku minutach zatrzymał się na niewielkim wzniesieniu w pobliżu swojej nory.
Był wściekły na starszego. Nie rozumiał jak mógł go nie szukać. Dlaczego jeszcze go nie znalazł? Dzisiejszego dnia go nienawidził, mając nadzieję, że w ten sposób to wszystko będzie mniej bolało. Chciał odpocząć od tego bólu i tęsknoty.
Jutro zapewne znowu wszystko się zmieni i będzie tęsknił, wspominał wszystkie szczęśliwe chwile. A za kilka dni lub tygodni znowu zabraknie mu sił i ponownie go znienawidzi na krótki okres czasu.
Ethan siedział na wzniesieniu przy jego norze. Spędził wystarczająco dużo czasu z watahą w jego mniemaniu. Cieszył się, że Nathan zmusza go do przesiadywania z nimi. Sam nie miałby na to siły.
Wilk rozglądał się po pustym lesie. Oczekiwał, że między drzewami ujrzy czarnego wilka kierującego się w jego stronę. Lecz to był kolejny dzień, w którym jego nadzieje zostaną brutalnie rozwiane.
Wilk zacisnął wściekle szczęki. Nie rozumiał, dlaczego on do niego nie wraca. Nie wierzył w to, że nie żyje. Po prostu nie umiał przyjąć tego do wiadomości. A skoro nie odszedł, to dlaczego do niego nie wraca? Jak może go tak krzywdzić?
Ethan wyklinał i wyzywał młodszego w myślach, łudząc się, że w ten sposób złagodzi odczuwane cierpienie spowodowany pustką po nim. Że ta nienawiść wypełni to miejsce i przestanie odczuwać nieustanny ból.
– To tak bardzo boli. – Załkał opuszczając pysk i wstając by schować się w swojej jaskini.
Wolał siebie ranić w ten sposób niż w ogóle pomyśleć o możliwości, że jego partner od dawna leży martwy, a on nie mógł go ocalić.
Przyglądający się z daleka Nathan schował ogon między nogi. Naprawdę żal było mu patrzeć na przyjaciela w takim stanie.
Wrócił do domu. Czekał tam na niego Joel i Levi. Gdy wszedł do salonu poczuł na sobie ich pytające spojrzenie.
– Nie miał dzisiaj ochoty. – Odparł.
Nie zamierzał im mówić, że nawet nie pytał Ethana czy dołączy do nich dziś wieczorem. Wolał dać przyjacielowi trochę czasu na pozbieranie się. Na pewno nie chciał by ktokolwiek oglądał go w tym stanie.
– Czyli wieczór filmowy robimy sobie we trójkę. – Podsumował Levi.
– Na to wygląda. – Odparł najstarszy.
– Pójdę przygotować jakieś przekąski. – Joel pocałował przelotnie partnera po czym udał się do kuchni.
Wszyscy zaczęli przygotowania do maratonu filmowego, który planowali już od dłuższego czasu. Gdy wszystko było gotowe, rozsiedli się na kanapie przed telewizorem.
Wpatrywali się w ekran telewizora co jakiś czas sięgając w stronę surowego mięsa. Już dawno nie spędzali wieczoru wspólnie. Zdawało się jakby wszystko wróciło do normy.
Nathan spojrzał w stronę okna słysząc trzask łamanego drzewa. Zapowiadali na dzisiaj silne wiatry, ale nie spodziewał się aż tak silnych.
Takiej wichury nie było w tych lasach przez kilkadziesiąt lat. W domu byli bezpieczni. Drzewa znajdowały się na tyle daleko, by nawet jeśli, któreś z nich nie wytrzyma porywów wiatru, nie powinno uszkodzić budynku.
Z niepokojem rozejrzał się po zebranych. Wszyscy tu byli. Wszyscy poza Ethanem. Miał nadzieję, że z uwagi na silny wiatr niedługo się zjawi.
Minuty mijały, a wichura stawała się coraz gorsza. Zaczynał się niepokoić o przyjaciela. W końcu nie mógł znieść odczuwanego niepokoju. Wstał z kanapy kierując się w stronę wyjścia.
– A ty gdzie się wybierasz? – Odezwał się Joel.
– Nie ma Ethana.
– Chyba nie zamierzasz wyjść w taką pogodę? – Wskazał sugestywnie na okno, za którym widać było kołyszące się drzewa oraz silny deszcz.
– Może potrzebuje pomocy.
– Jeśli wyjdziesz to ty również może będziesz potrzebował pomocy. Nie narażaj siebie. – Mówił stanowczo nie zamierzając pozwolić mu wyjść. – Jeśli wyjdziesz, pójdę za tobą.
Nath westchnął. Nie mógł pozwolić wychodzić partnerowi w taką pogodę. Nie chciał go narażać na niebezpieczeństwo. Jednocześnie bardzo martwił się o przyjaciela.
Zrezygnowany wrócił na kanapę i wyczekiwał momentu aż wichura nieco ustąpi by wyruszyć na poszukiwania białoszarego wilka.
Gdy tylko wiatr zelżał Nathan zerwał się z miejsca i ruszył do drzwi.
– Czekaj!
Zaraz za nim wybiegł Joel, a do dwójki dołączył Levi. Cała trójka wyruszyła na poszukiwania Ethana. Przemierzali las pełen powalonych drzew. Wichura zebrała ogromne żniwa. Nathan próbował wołać przyjaciela, lecz ten nie odpowiadał. Nie przejmował się tym, ponieważ ostatnio w ogóle im nie odpowiadał.
W pierwszej kolejności postanowili sprawdzić jego norę. Zauważając jakich zniszczeń dokonała burza mieli nadzieję, że wcale go tu nie było. Z jednej strony chcieliby już zakończyć poszukiwania, z drugiej woleli by niebyło go w jego jaskini, do której wejście było całkowicie zablokowane.
– Ethan, jesteś tam?! – Wołał Nathan.
Ponownie zero odpowiedzi. To również mogło nic nie znaczyć.
Jednak postanowił zaryzykować stwierdzenie, że przyjaciel tam jest. Jeśli jaskinia okaże się być pusta, to znaczy, że skrył się gdzie indziej lub mogło przygnieść go jakieś drzewo gdzieś w lesie.
Gdy Nathan zaczął kopać próbując zrobić wejście do wnętrza nory, pozostali do niego dołączyli. W końcu udało im się zrobić na tyle duży otwór by móc wsadzić w niego łeb. W środku jednak panowały ciemności. Ziemia była świeżo naruszona i wnętrze wypełniała mieszania zapachów utrudniając wilkowi znalezienie tego właściwego.
Ostatecznie stwierdził, że zapach przyjaciela jest wystarczająco mocny by założyć, że najprawdopodobniej tu jest. Wiele było wątpliwości, jednak musieli się czegoś chwycić. Kopali dalej powiększając otwór.
Gdy otwór stał się wystarczająco duży Nathan wczołgał się do środka zaraz szukając przyjaciela. Znalazł go leżącego płasko na boku.
– Idioto! Baliśmy się o ciebie! – Naskoczył na niego. – Przecież byś się tu udusił, gdybyśmy nie zrobili otworu!
Ethan spojrzał na niego nie poruszając się. W tym momencie w Nathanie, który zrozumiał, że przyjaciel częściowo na to liczył, wezbrała wściekłość.
– Wstawaj. – Powiedział, a gdy to nie podziałało, zawarczał jeżąc sierść. – Wstawaj!
Białoszary wilk podniósł się ociężale, lecz nie wyglądało jakby groźna mina przyjaciela zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
– Wychodź.
Ethan nieśpiesznie zaczął się przeciskać przez niewielki otwór. Zmrużył oczy, bo chociaż niebo nadal było przesłonięte chmurami, to w porównaniu z ciemnościami jakie panowały w częściowo zawalonej jaskini, było naprawdę jasno.
Levi po krótkim smutnym spojrzeniu skierowanym w stronę białoszarego wilka jako pierwszy ruszył w drogę powrotną do domu. Ethan szedł za nim, Nathan wraz z Joelem obstawiali tył.
Nath był wściekły na przyjaciela. Nie chciał go stracić i nie mógł uwierzyć, że byłby w stanie leżeć w częściowo zawalonej jaskini nawet nie próbując się uwolnić.
Następnie pomyślał o tym, co by się stało, gdyby to on stracił Joela. I jak za każdym razem w takich momentach, nie dziwił go jego brak chęci do dalszego życia. Jedynym co by go trzymało to, fakt, że Joel nie chciałby by sobie coś zrobił, że chciałby by dalej żył. I podejrzewał, że tylko i wyłącznie to trzymało Ethana przy życiu.
Tylko nie wiedział jak długo będzie to jeszcze wystarczało. Obawiał się, że Ethan może któregoś dnia zniknąć. I jeżeli nie odnalazłby go na ich terenie byłby niemal pewien, że nigdy więcej by go nie zobaczył. Nie chciał stracić przyjaciela, jednocześnie nie mogąc patrzeć na to jak w tej chwili żyje, a raczej egzystuje.
– Nath. – Szepnął zmartwiony Joel, patrząc na swojego partnera. Wyczuwał jego nastrój.
– Nie mam pojęcia jak mam mu pomóc. – Odparł, czując się przegranym. – I czas w tym wypadku nic tu nie pomoże.
Już myślał, że powoli zaczyna być coraz lepiej. Teraz obawia się czy podoła, jak zrobi się jeszcze gorzej.
__________________________________
Kogo boli serduszko czytając co tam u naszej pary wilczków? Czy w końcu dane im się będzie spotkać czy żywot któregoś zakończy się nim ponownie się spotkają?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top