Rozdział 38: Nowa rzeczywistość
Liam otworzył oczy. Czuł niewyobrażalny ból i otępienie. Jego głowa pękała, a ciało nie było zdolne do ruchu. Jednak to nie one były przyczyną tego obezwładniającego stanu.
Miał wrażenie jakby ktoś wyrwał jego serce z piersi.
– Obudziłeś się. – Usłyszał obcy głos.
Nie ruszając się spojrzał w stronę źródła dźwięku. Dopiero teraz zaczęło docierać do niego, że znajduje się w obcym miejscu.
W jakimś niewielkim kwadracie otoczony ze wszystkie stron deskami. Jakby w jakimś boksie, wpółotwartej klatce. Ponad drewnianymi ścianami nie widział za wiele poza tym, że zaglądała do niego młoda kobieta.
Jego dezorientacja i strach z chwili na chwili rosły. Mgła nadal przesłaniała umysł.
– Już myśleliśmy, że nie uda nam się ciebie odratować. – Uśmiechnęła się w jego stronę. – Niestety, twoja koleżanka nie miała tyle szczęścia.
Rozumiał słowa, które słyszał, lecz ich znaczenie do niego nie docierało. Gdzie on się znajdował? Co się stało? Jaka koleżanka? Jak to „odratować"? O czym ona do niego mówiła? Kim ona była?
– Jak się czujesz? – Mówiła dalej, jak gdyby mogła go zrozumieć.
– Rozumiesz mnie? – Zaryzykował pytaniem by rozeznać się w sytuacji.
– Chyba nie najgorzej. – Odparła.
Czyli nie. To była zwykła ludzka kobieta. Tylko bardzo rozgadana.
Przez chwilę postanowił skupić się na sobie. Leżał na słomie. Jego przednia jak i tylna lewa łapa były zabandażowane, usztywnione.
– To była twoja wybranka? – Mówiła dalej kobieta.
Liam postanowił, że na razie będzie się jej przysłuchiwał. Miał nadzieję, że powie mu co się stało. Dowie się gdzie jest i co się z nim dzieje. A przede wszystkim gdzie jest Ethan i jak ma do niego wrócić.
– Bardzo mi przykro z jej powodu. Ale nie cierpiała długo. – Mówiła jakby chcąc go pocieszyć.
Wilczyca. Warwick. Uciekał przed Warwick. To ją miała na myśli kobieta? Nie żyje? Jeśli tak, to byłoby to jak wygrana na loterii. Nie tylko dla niego. Dla wszystkich wilków.
– Mam nadzieję, że za bardzo cię nie boli. Dostałeś sporo leków przeciwbólowych. Zresztą, na takie cielsko, potrzebna była naprawdę spora dawka. Jesteś ogromny.
Liam przyglądał się kobiecie. Zdawała się być trochę starsza od niego. Włosy w kolorze ciemnego blondu związane były w koński ogon. Śniada cera i ciemne oczy, które wpatrywały się w niego z uwagą i ciepłem.
– Trochę zajmie zanim dojdziesz do siebie. Ale możesz się cieszyć, że nie masz niczego złamanego. Na prześwietleniu było widać stare pęknięcia na kościach. Już swoje przeżyłeś co? Poza tym masz trochę świeżych ran szarpanych. Pokłóciłeś się z kimś o kobietę czy co?
Nie przypominał sobie, żeby kiedyś zdarzyło się coś co mogłoby spowodować jakiekolwiek naruszenia w jego kościach. Poza tym przemieniając się, kości nie wróciłyby do pierwotnego stanu?
Chyba, że to co spowodowało ten nagły zanik pamięci było powodem, a jego ciało po prostu zdążyło się w pewnym sensie zregenerować nim najwyraźniej zrobili mu prześwietlenie.
– Później zmienimy ci opatrunki i jeszcze zbadamy. Ale chyba ponownie będziemy musieli cię uśpić, bo jednak wolałabym mieć obie ręce i twarz. – Zaśmiała się.
Liam patrzał na nią licząc na więcej informacji.
– Ale ty się we mnie wpatrujesz. Polubiłeś mnie? – Jej uśmiech się poszerzył. – Mam nadzieję, bo ja ciebie tak. Chyba trochę czasu spędzimy razem. Odpoczywaj. Zajrzę do ciebie później.
Kobieta odeszła zostawiając go samego. Przymknął oczy będąc równie zdezorientowany co na początku, jednak tajemnicza mgła przesłaniająca jego umysł jakby powoli opadał.
Spróbował się poruszyć, lecz szybko z tego zrezygnował. Obawiał się, że próba przemiany nie będzie wcale mniej bolesna niż pozostawanie w tym ciele.
Jeszcze jedna rzecz sprawiła, że przestał myśleć o przemianie w człowiek. W rogu budynku zauważył kamerę monitoringu. Nie był pewny czy działa, jednak istniało duże prawdopodobieństwo, że jest przez cały czas obserwowany.
Świetnie. Musi pozostać w ciele wilka, ponieważ to jak zmienia się w człowieka będzie raczej ciężkie do wytłumaczenia. Nie miał ochoty znaleźć się w laboratorium jakiegoś szalonego naukowca, który sprawdza jakim cudem jest w stanie zmienić postać z ludzkiej na wilczą i odwrotnie.
– Jestem w dupie. – Mruknął pod nosem.
Pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. W tym czasie próbował sobie przypomnieć cokolwiek przed utraceniem przytomności.
Po krótkiej, niekontrolowanej drzemce wilk odzyskał nieco sił, chociaż nie na tyle, by próbować wstać. Ból i pustka, którą odczuwał stawały się coraz bardziej niepokojące.
Uniósł pysk do góry i zaczął wyć. Nie miał pojęcia gdzie był, jak daleko znajdował się las, lecz liczył na to, że Ethan będzie stanie go usłyszeć. Tylko tego pragnął. Usłyszeć go. Zobaczyć. Znów mieć go przy sobie.
Z przedłużającą się ciszą coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że czuje się jak wydmuszka. Odarty z części siebie.
– Nie czuję go. – Szepnął przerażony.
Jego ciało zaczęło się delikatnie trząść. Liam czuł rosnący strach spowodowany niewiedzą. Był tak daleko, że stracili więź? Moja utrata przytomności miała z tym coś wspólnego?
Miał taką nadzieję. Nie wyobrażał sobie tego, że mógłby stracić Ethana. Nie w ten sposób. Przecież on był najstarszym i najsilniejszym wilkiem jakiego znał. Musiał sobie dać radę.
Kiedy się rozdzielili był z Davidem. Razem tworzyli silny zespół. Na pewno nie mogli ich pokonać. Warwick była z nim. Reszt wilków nie mogła być aż tak silna, wmawiał sobie.
Przez krótki moment zaczął się również martwić o pozostałą część watahy. Nie wiedział w jakim stanie byli pozostali i czy żyją. Przecież nie mógł zostać jedynym ocalałym wilkiem z ich rodziny.
Jednak troska o przyjaciół nie trwała długo, ponieważ strach o Ethana przezwyciężał wszystko.
Ponownie uniósł łeb do góry próbując poinformować kogokolwiek z watahy, gdzie się znajduje.
– Niech mi ktoś pomoże!
Niestety jego wycie sprowadziło do niego tylko tę obca kobietę.
– Co jest malutki? Coś cię boli?
Ja ci dam malutki, pomyślał gniewnie. Wypuść mnie i daj wrócić do Ethana! Muszę sprawdzić czy nic mu nie jest!
Czarny wilk ponownie uniósł łeb do góry i zaczął nawoływać swojego partnera.
Ratuj mnie, Ethan. Proszę.
Sfrustrowany i przerażony wilk zaczął się powoli unosić, jednak łapy z trudem utrzymywały jego ciężar. Chwiał się na boki stojąc, a o chodzeniu mógł na razie zapomnieć. Jego ciało całe się trzęsło.
Nie był pewny czy obecny stan był spowodowany wypadkiem, bólem czy strachem o partnera i watahę.
– Oj, nie dobrze. – Mruknęła nerwowo kobieta. – Carl! Pomóż! – Po chwili obok niej pojawił się mężczyzna ubrany w robocze ciuchy. – Muszę podać mu leki. Jak się z powrotem nie położy lub zacznie szaleć zrobi sobie większą krzywdę.
Liam patrzał na dwójkę na tyle uważnym spojrzeniem na jakie było go stać. Nie czuł się bezpieczny.
– Niby jak mam to zrobić? Przecież na chwytaku go nie utrzymam.
Mężczyzna ostatecznie sięgnął po długi kij zakończony pętlą. Liam prychnął w duchu z powodu ich lekceważącej postawy. Gdy tylko linka zbliżyła się do niego, chwycił ją w zęby i jednym pociągnięciem wyrwał z rąk Carla.
– Cholera.
– Dobra, nie mamy innego wyjścia.
Przez chwilę kobieta znajdowała się poza polem widzenia wilka. Gdy wróciła, trzymała w rękach coś co ciężko było mu z czymś skojarzyć. Coś jak długa aluminiowa rura z dziwnymi dodatkowymi elementami.
– Mam nadzieję, że przebije się przez sierść.
– Celuj w łapę. – Odezwał się mężczyzna. – Tam goliliśmy, a przez opatrunek przejdzie.
Starał się przyszykować na niespodziewane, lecz obecny stan nieco mu to utrudniał. Nie zdążył zareagować, gdy nagle w jego udzie znalazła się niewielka strzałka zakończona czerwonymi piórkami.
Szybko poczuł jak wszelkie siły zaczynają go opuszczać. Łapy w żaden sposób nie były unieść jego ciężaru, a ciało jakby go nie słuchało. Był przytomny, ale otępiały i niezdolny do żadnego ruchu.
Mężczyzna przez chwilę go obserwował, lecz odszedł jako pierwszy. Blondynka została dłużej patrząc na niego smutnym wzrokiem.
– Odpoczywaj. Gdy twój stan będzie nieco lepszy, pojedziesz ze mną do rezerwatu.
Jakiego rezerwatu?! Miał ochotę skakać i krzyczeć z wściekłości, lecz nie był w stanie. Ciężko było mu wykrzesać z siebie jakiekolwiek silniejsze emocje. Był irytująco spokojny i obojętny.
Liam leżał niezdolny do ruchu. Czując się pokonany i samotny jak nigdy. W pewien sposób upokorzony.
Leżał czując jak z kącików jego oczu wydostają się łzy. Nie był zdolny unieść głowy czy otworzyć pyska, ale i tak nie zaprzestał prób przywołania watahy, nieważne jak irracjonalne to było.
Po godzinie jego ciało poradziło sobie z lekiem, który podała mu kobieta. Liczył na jeszcze chwilę spokoju. Kobieta raczej nie podejrzewała o tak dobry metabolizm jaki posiadał.
Nadal czuł się obolały i słaby, jednak nie zamierzał się poddawać. Podniósł się i stanął na czterech łapach. Spojrzał w stronę kamery. Musi się pospieszyć, jeśli go obserwują.
Wstał na tylnych łapach, przednie przewieszając przez drewnianą ścianę boksu. Niewielki budynek, w którym stało kilka klatek, szafka z lekami oraz jakieś narzędzia. Kilka metrów dalej widział drzwi.
Oby były otwarte, pomyślał. Chwilę zajęło mu podskoczenie na tyle by pokonać ściankę. Gdyby był zdrów zrobiłby to bez najmniejszego problemu.
Ruszył w stronę drzwi. Chwycił zębami za klamkę próbując je otworzyć. Zamek ustąpił, a on naparł na drzwi. Zastygł chwilowo w bezruchu na widok mężczyzny przed drzwiami. Jednak szybkie zmierzenie wzrokiem jego osoby pozwoliło mu zauważyć, że nie miał przy sobie nic czym mógłby mu zrobić krzywdę.
Z warknięciem ruszył w jego stronę, co przyniosło zamierzony efekt. Mężczyzna się odsunął, a on zerwał się do niezgrabnego biegu.
Szybko rozglądał się dookoła szukając wyjścia. Serce waliło mu jak oszalałe. W końcu zobaczył otwartą bramę i drogę. Zaczął biec w stronę nowego celu.
Po chwili ponownie poczuł ukłucie w okolicy uda. Odwrócił łeb i zębami wyszarpnął strzałkę. Miał nadzieję, że cała dawka nieznanego środka nie dostała się do jego organizmu od razu po wbiciu.
Brama znajdowała się coraz bliżej, lecz wraz z upływającymi sekundami jego ciało ponownie przestało być mu posłuszne. Walczył. Walczył z tym ze wszystkich sił, lecz był na przegranej pozycji.
Tym razem stracił przytomność.
Gdy ponownie otworzył oczy dookoła niego były metalowe kraty. Znajdował się w klatce. Czuł się nieco skołowany, lecz poza tym jego ciało zaczynało coraz bardziej wracać do zdrowia. Oczywiście poza duszącym uczuciem pustki.
Podniósł się na tyle ile mógł. Klatka była dla niego za mała. Raczej rzadko mają do czynienia z takich rozmiarów zwierzęciem. Dla normalnych rozmiarów zwykłego szarego wilka byłaby dobra.
Zaczął się rozglądać dookoła. Przenieśli go. Ponownie betonowe ściany dookoła, lecz było to już inne miejsce. Monitorowane jak poprzednicza niewielkim oknem panowały ciemności. Było popołudnie, wieczór, a może noc? Nie umiał tego określić.
Spojrzał na zasuwkę w drzwiczkach klatki. Spróbował do niej sięgnąć. Nie było łatwo, lecz z czasem udało mu się nieco podnieść rygiel, teraz wystarczyło przesunąć go w bok. Trochę językiem, trochę zębami. Ostatecznie udało mu się. Pchnął głową drzwiczki, lecz nie ustąpiły. Nie całkiem.
Spojrzał ponownie. W drzwiczkach znajdował się drugi zamek. Znacznie wyżej. Nie miał jak kombinować przy nim jak przy poprzednim. I nie zamierzał.
Zaczął całym sobą napierać na drzwiczki. Szarpał za druty klatki, pchał głową drzwiczki, później napierał zadem. Metal z czasem zaczął się wyginać.
Gdy w metalowych drzwiach zrobiła się szpara, lecz nie na tyle duża by mógł przez nie wyjść do pomieszczenia weszła blondynka.
– Zrobisz sobie krzywdę. Serce ci siądzie jak będę musiała cię co chwilę szprycować lekami.
Ja nie mam serca. Zostało daleko stąd i muszę sprawdzić co się z nim dzieje!
Czarny wilk ponownie zaczął napierać na drzwi klatki. Kobieta wyciągnęła strzykawkę.
– Naprawdę musisz mnie do tego zmuszać?
Nie zważając na nic próbował się wydostać. Gdy kobieta zbliżyła się do niego odsunął się na przeciwległy koniec, by nie mogła strzykawką dosięgnąć go przez kraty. I tak przesuwał się raz w jedną, raz w drugą stronę. Próbowała odwracać jego uwagę, lecz on nie był głupi i nie spuszczał z oczu strzykawki.
W końcu odpuściła, odsuwając się. Lecz Liam się nie poddawał. Ponownie próbował się wydostać. Drzwiczki uginały się coraz bardziej.
Kobieta ponownie sięgnęła po dziwnej konstrukcji pistolet na strzałki. Tym razem ciężej było mu uniknąć trafienia. Pierwsza strzałka została w jego sierści na zadzie, gdy nagle usiadł, próbując uniknąć ponownego dostania w udo. Jednak szybko kolejna dosięgła jego barku.
– Nie. – Szepnął zrozpaczony. – Nie znowu.
Łapy ponownie zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a powieki zaczęły stawać się coraz cięższe.
– Ethan! – Zawołał zrozpaczony nim stracił przytomność.
Gdy otworzył oczy ponownie był w klatce. Tym razem innej. Większej. Z grubymi pionowymi kratami. Jak dla bydła. Nie miał szans na sforsowanie metalowych ścian.
Warknął pod nosem.
Tym razem nie znajdował się w pomieszczeniu, a na świeżym powietrzu. Nadal było ciemno. Nie wiedział czy to nadal ten sam dzień czy może już kolejny. Obawiał się, że podczas tego maratonu usypiania mogły umknąć mu nawet trzy dni.
Rozejrzał się dookoła. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował. Same budynki i ogrodzenia, żadnego samochodu, którego rejestracja mogłaby mu podpowiedzieć, gdzie właściwie jest.
Liam ponownie zaczął wyć. Liczył, że w końcu uda mu się zawołać sforę. Jeśli przeżyli, to na pewno go szukają. Musi im dać znać, gdzie jest. Nie miał pojęcia jak się tu znalazł, ale może im uda się jakoś dotrzeć na tyle blisko by go usłyszeli.
– Pomocy!
Jak na razie żaden moment nie był dobry by ponownie zamienić się w człowieka. Teraz też, chociaż w pobliżu zdawało się, że nie ma żadnej kamery, to drzwi klatki były zamknięte na kłódkę. Nawet jeśli się przemieni, to nie będzie w stanie stąd wyjść.
Zaczął chodzić w kółko zastanawiając się co powinien zrobić. Uspokój się. Ethan na pewno znalazł by jakieś wyjście z tej sytuacji.
Tak, najpewniej zagryzłby wszystkich na swojej drodze, byle się stąd wydostać. I Liam zaczął brać taką możliwość pod uwagę, jeśli nadarzy mu się do tego okazja.
Ponownie jego wycie sprowadziło do niego jedynie ludzi. Ta kobieta nadal tu była i patrzała na niego z delikatnym uśmiechem.
– Obudziłeś się awanturniku. – Zagadnęła. – Z tego raczej już nam nie uciekniesz i nie zrobisz sobie krzywdy. Powinieneś odpoczywać. Rano czeka cię wycieczka do twojego nowego domu.
Liam pobladłby gdyby było to możliwe. Jak to nowego domu?! Gdzie ona zamierza mnie wywieźć i dlaczego? Co się dzieje? Co to za chory sen?!
– Przyniosłam ci coś. – Powiedziała podchodząc bliżej.
Długo nie musiał się zastanawiać. Wilczy nos po chwili wyczuł, co trzymała w rękach za plecami. Gdy znajdowała się bliżej klatki, Liam uważnie ją obserwował. Naiwnie liczył, że może otworzy drzwi, lecz ona tylko położyła miskę w pobliżu klatki i podsunęła ją długim kijem by za bardzo się do niego nie zbliżać.
– Na pewno jesteś głodny. Nie jadłeś od kilku dni.
Czarny wilk spojrzał na miskę z surowym mięsem. Może i był głody, lecz nie miał zamiary tego jeść. Jedyne czego pragnął to wydostać się z tego więzienia. Dalej już sobie poradzi.
Nie czekając po prostu wypchnął miskę nosem z klatki. Kobieta popatrzała na niego zdziwiona.
– Naprawdę jesteś dziwny. – Pokręciła głową. – Odpoczywaj. Mam nadzieję, że uda nam się przetransportować cię bez ponownego usypiania. Naprawdę nie wiem ile będziesz w stanie jeszcze tego znieść.
Sam nie wiedział ile będzie w stanie znieść... Bez Ethana. Z lekami sobie poradzi. Z ranami doznanymi podczas walki sobie poradzi. Ale nie z brutalnie wyrwanym sercem, które nie wiadomo czy bije gdzieś z dala od niego czy... Nawet nie chciał brać pod uwagę drugiej możliwości.
Kobieta odeszła, a Liam zaczął niespokojnie kręcić się po niewielkiej przestrzeni klatki. Nie umiał usiedzieć w miejscu. Cały czas zastanawiał się nad sposobem ucieczki, lecz coraz bardziej zdawał sobie sprawę z beznadziejności swojej sytuacji.
Wszystko było nie tak jak być powinno. Utknął w ciele wilka, zamknięty w klatce dla bydła. Nie wiedział gdzie się znajduje i gdzie zamierzają go wywieźć. Nie wiedział co z jego watahą oraz co z Ethanem.
Nie widział innego wyjścia jak wyć z nadzieją, że ktoś to usłyszy. Ktoś kto będzie mógł przyjść mu z pomocą. W końcu wilcze wycie rozchodziło się na wiele kilometrów. Może w końcu ktoś znajdzie się na tyle blisko by je usłyszeć.
Gdy słońce zaczęło wstawać on czuł się wykończony. Po podwórku zaczynało kręcić się coraz więcej osób, które patrzyły na niego z zafascynowaniem, jak i strachem, gdy stroszył sierść i pokazywał nie małej wielkości uzębienie.
Słońce rozświetlało niebo, a zimny wiatr wezbrał na sile, gdy grupa osób zaczęła przygotowywać wszystko do przewozu klatki. Podjechał wózek widłowy, który miał załadować ją na dostawczego busa.
Miał spędzić podróż zamknięty w ciemnej pace. Nie wiedząc jak długa będzie droga i co czeka na jej końcu. Chodził niespokojnie obserwując ludzi dookoła.
– Robiliście mu badania na wściekliznę? – Spytał jeden z mężczyzn patrząc na jego zęby i wsłuchując się w niski warkot.
– Tak. Czysty. Po prostu wściekły. – Odparł inny.
– To jakoś mnie nie pocieszyło. Wygląda jak sam diabeł. Przecież on jest nienaturalnie ogromny.
– Jest podobny do Atheny ode mnie. – Usłyszał dobrze mu znany głos kobiety. Tylko ona zdawała się być stałym elementem w tym całym szaleństwie. – Tylko ona jest drobniutka. – Zaśmiała się. – Ciekawe czy z czasem się dogadają.
– Nie zdziwię się jak ostatecznie wypuścicie go u siebie, albo uśpicie. Niepotrzebnie się męczymy.
– Wypuście mnie, do cholery jasne! – Krzyczał, lecz oni nie mogli go zrozumieć.
Nieduży paleciak podjechał bliżej i zaczął wsuwać widły pod zagłębienia pod klatką. Zaczął powoli unosić ją do góry.
Liam zaczął poruszać się niespokojnie, nie mając pojęcia jak to przetrwać. Ostatecznie zaczął rzucać się na ściany klatki, która zaczęła się niebezpiecznie kiwać.
– Mówiłem, że to wariactwo!
– Nie mogłeś odpuścić, co? – Westchnęła smutno blondynka.
Liam skupił się na niej, lecz miał oko na pozostałych. Nie wykluczał możliwości, że również ktoś inny będzie próbował ponownie strzelać do niego z tych badziewnych strzałek.
Pierwszej strzałki udało mu się uniknąć. Drugą niemal natychmiast wyrwał z ciała. Nie wbiła się dobrze, zatrzymując się w sierści.
– Ja wam mówię, że on jest jakiś opętany. Widzieliście, żeby któryś tak wyciągał te zasrane strzałki?!
Tak jak sądził. Nie ona jedyna dzierżyła broń. W jego prawe udo wbiła się strzałka z lekiem, a po zaledwie sekundzie to samo stało się po przeciwnej stronie w jego ramieniu.
Szybko zaczęły go opuszczać siły.
– Zasrańcy! Wypuście mnie! Pomocy! Ethan!
Walczył. Jednak środek szybko rozchodził się wewnątrz jego organizmu odbierając mu władzę w cielę, a następnie pozbawiając przytomności.
Liam otworzył oczy. Czuł się jak w kiepskim filmie. Niemal jak w jakimś ciągu alkoholowym. Ponownie w ciągu niedługiego czasu stracił przytomność i znalazł się oszołomiony w całkiem nowym otoczeniu. Tym razem do wszystkiego doszły mdłości.
Nie zastanawiając się długo wilk wstał, czując ucisk w żołądku, a chwilę później zwymiotował żółtą pianą na ziemię.
– Ohyda.
Ale przynajmniej poczuł się nieco lepiej. Otrzepał się i rozejrzał się dookoła. Las. A przynajmniej tak mogło się wydawać. Dookoła jednak dodatkowo rozciągało się wysokie na około trzy metry ogrodzenie. Nie wiedział jak duży pokrywało ono obszar. Jednak poza nim widać było kilka budynków i dalsze, dużo niższe ogrodzenie.
Postanowił się rozejrzeć. Podszedł bliżej siatki. Niepewnie dotknął go pyskiem, lecz nie był pod prądem. Tyle dobrego. Szedł wzdłuż niego szukając jakiegoś słabego punktu.
Jednak nic takiego nie znalazł. Siatka rozciągała się na całkiem duży obszar. Jedynie zgadywał, że wybieg na którym się znajdował mógł mieć nawet dwa kilometry kwadratowe. Jak na przestrzeń zamkniętą to zdawało się być całkiem dużo. Jednak nie, jeśli biorąc pod uwagę, że ma tu spędzić... jakiś czas.
Przez jakieś pięćset metrów ogrodzenie łączyło się z innym. Znajdował się tu kolejny wybieg. Już po zapachu czuł na nim, że gdzieś na jego terenie znajdowała się piątka wilków. Zwykłych szarych wilków.
Nic się tu nie znajdowało. Trochę drzew, kilka niewielkich wzniesień, jakaś mała wiata. Zapach po poprzednich lokatorach był słaby, co znaczyło, że jakiś czas wybieg musiał być pusty.
Dodatkowo na całym terenie, wysoko na drzewach zamontowane były kamery. Cały wybieg był monitorowany, a jeśli posiadał jakieś martwe pola, to nie był w stanie stwierdzić, gdzie one się znajdują. Wilk przeklął w duchu czasy wszechobecnej technologii i kamer
Jedynym wejściem i wyjściem stąd, poza bramą zamkniętą kilkukrotnie grubym łańcuchem i kłódką, była furka z niewielkim buforem. Podwójne drzwi na jakiś dziwny zamek. Będzie musiał się temu uważniej przyjrzeć.
Jednak na razie nie zamierzał czekać. Liam zaczął kopać dziurę przy ogrodzeniu. Po kilku minutach zobaczył dziewczynę biegnącą w jego stronę i wymachującą rękami.
– Ej, przestań. Psik! Ksz ksz! – Machała rękami i tupała w jego stronę zza wysokiego metalowego ogrodzenia. – Dlaczego się nie płoszysz? – Sapnęła wściekle pod nosem. – Przestań, bo znowu będę musiał użyć strzałek usypiających. – Zagroziła.
Wilk przestał kopać, patrząc na kobietę wściekłym wzrokiem. Wiedział, że w tym momencie nie żartowała, a nie widział powodu by ponownie w ciągu tak krótkiego czasu pozbawiać się przytomności. Na nic mu się to nie zda.
– Wow, ty naprawdę jesteś niesamowity. – Powiedziała będąc pod wrażeniem. – Jakbyś mnie naprawdę rozumiał. – Uśmiechała się jak idiotka. – Nie możesz stąd wyjść. Jeszcze nie doszedłeś do siebie. Nie przetrwasz sam.
Jednak to Liama nie interesowało. Nie będzie sam. Musi tylko dotrzeć do Ethana, gdziekolwiek był. I wtedy wszystko będzie dobrze.
Poza tym nie czuł się na tyle słaby by nie przetrwać samemu. Rany po walce z wilczycą zaczynały się już goić. Nie dokuczały tak bardzo. To pustka i brak więzi bolał bardziej.
– Później do ciebie wpadnę. Nie rób nic głupiego, wszystko widzę. – Zagroziła mu. – Odpoczywaj. Później przyniosę ci coś do jedzenia.
Odeszła, a on warknął wściekle. Poziom jego frustracji i smutku stale rósł i nie znajdował ujścia. Ponownie zaczął wyć.
Tym razem odpowiedziała mu grupa wilków z wybiegu obok. To nie było przyjazne wycie. Chcieli zaznaczyć, że to ich terytorium i żeby się oddalił. Oj, jak bardzo by tego chciał. Jednak nie zważając na nieprzyjazne głosy sąsiadów ponownie zawył, licząc, że może tym razem znajdował się gdzieś bliżej domu. Może wataha go usłyszy.
____________________________________
Nie wiem czy można uznać to za optymistyczne zaczęcie roku. Ale przynajmniej wiecie że żyje, a to już coś, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top