Rozdział 36: Koniec
Ethan wytężył wszystkie zmysły rozglądając się dookoła. Sądząc po odgłosach, byli kilka kilometrów od nich. Mieli jeszcze chwile na przemyślenie strategii.
– Oddalmy się od budynku. To nam nie pomoże. – Odezwał się ruszając na północ.
W głowie starał się ułożyć jakikolwiek plan. On i czwórka starszych wilków miała jakiekolwiek doświadczenie jeśli chodzi o walkę z innymi wilkami. Ethan bronił już z nimi tych lasów. Jednak dla Leviego i Liama będzie to pierwsze tego typu spotkanie.
– Trzymajcie się razem i nie rozdzielajcie. – Polecił. – Nie możecie dopuścić, żebyście zostali sami. Nie wahajcie się. Gryźcie tak, żeby zabić. Słyszeliście, nasi goście nie mają dobrych zamiarów. Oni nie będą się wahać.
Rozglądał się dookoła pozostając przez cały czas czujnym.
– Jeśli będzie trzeba uciekajcie jak najdalej i byle gdzie. W ostateczności nawet do miasta. Róbcie wszystko by ratować siebie i innych. – Tłumaczył najważniejsze zasady.
Szli w ciasnej grupie trzymając Liama i Leviego w środku, jako najmłodszych i najmniej doświadczonych.
Na twarzach wszystkich wilków malowało się zacięcie, a w sercach rodził strach. Żaden jednak nie zamierzał dać za wygraną. Poddanie się oznaczało śmierć, a tego żaden z nich nie chciał.
– Ich jest piątka, nas siódemka, ale nie myślcie, że dzięki temu mamy jakąkolwiek przewagę. Nie lekceważcie swoich przeciwników bez względu na wszystko. Walczcie do końca i nie przestawajcie, dopóki nie będziecie mieli pewności, że wydał z siebie ostatnie tchnienie.
Ethan zatrzymał się obracając i spoglądając na swoją watahę, na swoich przyjaciół. Na Liama. Czarny wilk podszedł do niego wtulając swój pysk w jego szuję.
– Trzymaj się mnie i za wszelką cenę staraj się przeżyć. Nie wahaj się. – Powiedział usilnie starając się by jego głos nie zadrżał.
Liam nie miał pojęcia co się działo. Jakim cudem z najcudowniejszego dnia znalazł się nagle w najgorszym koszmarze, na który nie był ani trochę gotów. Nigdy się nie spodziewał, że będzie musiał walczyć z inną watahą, a obecni przeciwnicy wydawali się być niezwykle niebezpieczni.
– Kocham cię. – Powiedział Liam odsuwając się i patrząc partnerowi prosto w oczy.
– Ja ciebie też. – Odparł bez zawahania.
Zaczął intensywnie węszyć wraz z zmieniającym się wiatrem wyczuwając obcą woń.
– Zbliżają się.
Każdy obserwował uważnie las. Pora dnia i roku niczego nie ułatwiały. Było ciemno, a śnieg sprawiał, że gdziekolwiek by się nie udali i tak zostawią za sobą wyraźne ślady.
Przeciwnicy nie byli głupi wybierając na porę ataku właśnie wieczór po opadach śniegu. Naprawdę nie mogli sobie pozwolić na niedocenienie ich.
W duchu życzył wszystkim powodzenia.
Między drzewami zaczęły pojawiać się obce wilki. Otaczały ich ze wszystkich stron. Piątka prawdziwych wilków. Pomimo ciemności Ethan szybko i bezbłędnie zlokalizował alfę.
Warwick. Okazała się być stosunkowo niską i szczupłą wilczycą, lecz nie zamierzał z tego powodu uważać jej za słabszej niż ogromny wilk pokroju Riodana. Mniejszy wilk przeważnie jest bardziej zwinny, nie koniecznie wolniejszy, a i siły nie musi mu brakować.
Zlewała się z mrokiem nocy. Jej czujne żółte oczy błyszczały w świetle księżyca. Zauważył, że jej czarna długa sierść jest wyjątkowo bogata w podszerstek, który dobrze ją chroni przed ugryzieniami.
Na resztę wilków nie zwrócił szczególnej uwagi. Nie zamierzał ich lekceważyć, lecz widział ten wzrok wilczycy kierowany w jego stronę. Obrała go sobie za cel i to na nią musi przede wszytki uważać.
– Ty jesteś od Ilvy i Vidara. – Odezwała się wilczyca, a Ethan zdziwił się na wspomnienie o jego rodzicach.
Jej głos przywodził na myśl samą śmierć. Przeszywał na wskroś. Był w szoku, że jedna osoba może uosabiać aż tyle cech, którym można byłoby przypisać największemu wrogowi. Ona samym swoim istnieniem zdawała się być czystym uosobieniem zła.
– Wspaniale będzie oglądać upadek kolejnej linii. Ostatnią dwójką zajmę się potem, skoro ty napatoczyłeś się wcześniej.
Ethan zawarczał. Nie chodziło jej o terytorium. Po prostu byli po drodze. Naprawdę nie rozumiał jak można czerpać jakąkolwiek przyjemność z nieuzasadnionej walki z własnym gatunkiem.
– Brać ich. – Powiedziała z uśmiechem i zadowoleniem.
Otaczające ich wilki ruszyły to ataku. Wataha zaczęła się bronić, starając się pozostać w grupie. Na początku nie okazało się być to takie trudne. Przeciwnikowi wyraźnie się nie spieszyło. Ich kolejne ruchy zdawały się być przemyślane i nie popędzane czasem.
Ethan pierwszy raz czuł się jak zwierzyna, ofiara. Poczucie bycia drapieżnikiem gdzieś zniknęło i czuł się jak sarna walcząca o życie swoje i swojego stada. Nie podobało mu się to.
W początkowym etapie to pomocnicy Warwick dopuszczali się ataków. Ona krążyła wokół nich i obserwowała wszystko w ciszy.
– Koniec zabawy. – Oznajmiła nagle wilczyca.
Wilki całkowicie zmieniły strategię ataku. Wataha szybko została podzielona na dwie części. Liam starał się trzymać Ethana, razem z nimi udało się uciec jeszcze Davidowi. Nath, Joel, Levi i Oliver zostali razem.
Ich trójkę goniły trzy wilki, jednak to nie sprawiało, że znajdowali się w lepszej sytuacji. Wawrick przez cały czas miała na nich oko.
Grupa naprzemiennie broniła się i uciekała. Nie była w stanie przeprowadzić skutecznego ataku. Przeciwnicy nie spieszyli się. Testowali ich wytrzymałość.
Ethan kątem oka obserwował Liama, jednocześnie starając się nie spuszczać oka z dowodzącej wilczycy. Gdy tylko przypuszczała atak on rewanżował się całym sobą. Ona jedynie zdawała się być coraz bardziej nakręcona. Jakby przedłużająca się walka i silny przeciwnik tylko podsycały ogień, który nią rządził.
Po czasie wszystkim udało się razem spotkać. Wataha znów stała się jednością. Ethan czuł ulgę widząc wszystkich żywych. Bronili się całą siódemką.
I kiedy już myślał, że może i są w kiepskiej sytuacji, ale dobrze sobie radzą i wszystko jest w porządku... Zaczęło się.
Warwick skupiła się tylko i wyłącznie na nim. Po jednym ataku następował kolejny. Nie odstępowała go na krok, nie zwiększała dystansu. To była walka w ciągłym kontakcie. Już nie był w stanie chociażby kątem oka kontrolować co dzieje się z pozostałymi. Musiał w pełni skupić się na swojej przeciwniczce, jeśli jeszcze kiedykolwiek chciał się z nimi zobaczyć.
Robił to niechętnie, ale musiał przyznać, że wilczyca świetnie walczyła i czytała jego sygnały. Dobrze przypuszczał, że niski wzrost i lekka postura jest tylko przykrywką. Ścisk jej szczęk wcale nie był gorszy od innych, a prędkość wykonywanych ataków była niesamowita. Długa gęsta sierść utrudniała dosięgniecie jej ciała. Jakby urodziła się by być wojownikiem.
Ethan poza walką skupił się na tym by blokować swoje emocje. Nie chciał by jego ból docierał do Liama. Nie chciał go dekoncentrować. Pragnął by skupił się jedynie na sobie i swoim życiu.
– Silny jesteś. – Odezwała się wilczyca szczerząc kły. – Lubię takich co walczą do końca. – Okrążała go niczym myśliwy ranne zwierzę. – Żałuję, że nie mam na swoim koncie twoich rodziców. Byli wspaniałymi wojownikami jak twoi dziadkowie.
Ethan usilnie starał się nie dać sprowokować. Wiedział, że te słowa mają go zachęcić do nieprzemyślanego ataku, jednak on nie mógł sobie na to pozwolić. Nawet jeśli te słowa rozpalały w nim gniew jak żaden inny.
– Ciekawe czy twoi bracia będą równie wytrwali co ty. Czy twoja wataha wytrzyma równie długo. Mam nadzieję, że będziesz miał okazję widzieć ich upadek. – Mówiła, niemal napawając się tą wizją. – Że zginiesz na końcu. Po swoim młodym, niewinnym czarnym szczeniaku.
Ethan warknął i zaatakował. Oczywiście jego ruch nie przyniósł żadnych efektów, jednak nie pozwolił by swoim nieprzemyślanym posunięciem sprawdził na siebie gniew jej szczęk. Udało mu się uniknąć ugryzienia wycelowanego w jego łapę.
Intensywną walkę zastąpiła ucieczka Ethana. Naprawdę nie chciał tego robić, lecz nie widział teraz dla siebie okazji do ataku. Przez ten krótki moment miał nadzieję, że reszta radzi sobie chociaż w przybliżeniu dobrze jak on. On przynajmniej jest żywy i tego życzył pozostałym.
Poczuł ulgę w sercu, gdy jakimś sposobem cała wataha ponownie się spotkała. Widział po wszystkich zmęczenie. Uważnie przyjrzał się Liamowi. Jeśli był ranny, to nie dawał po sobie tego poznać. Zapewne również blokował przed nim cały ból. Jednak w oczach widział tę radość, na jego widok.
Tak, oboje żyjemy i tak musi pozostać do samego końca.
Po krótkiej chwili walki w całej grupie ponownie obcej sforze udało się ich rozdzielić. Naprawdę świetnie kierowali całą walką.
Tym razem Ethan został z Davidem i dwójką obcych wilków. I nawet pomimo, że było dwóch na dwóch, to nie był pewien czy mógł powiedzieć, że siły były wyrównane. Te wilki zdawały się żyć walką. Mógł się założyć, że mają większe doświadczenie niż im się wydaje. To nie wróżyło niczego dobrego.
Nathan wraz z Joelem również zostali oddzieleni od reszty przez jednego wilka. U nich sytuacja wyglądał podobnie. Pomiędzy ich dwójką i jednym przeciwnikiem widniał znak równości.
Jednak dwójka związanych ze sobą wilków świetnie współpracowała jakby będąc jednym umysłem i ciałem. Bez słów.
– Którego mam zabić najpierw. – Śmiał się atakujący ich wilk. – I tak wszyscy będziecie martwi. Najpierw ty? – Zwrócił się do beżowego wilka. – Który będzie bardziej cierpiał po śmierci drugiego?
Przeciwnik wykazywał się niebywałą arogancją i pewnością siebie. Para nie traciła czujności i nie lekceważyła go. Nie atakowała pod wpływem emocji. Oboje zdawali się w pełni panować nad sytuacją.
Nath i Joel żyli ze sobą od samego początku. Poznali się jako wilk i człowiek, a później przeżyli wszystkie te lata jako wilk i wilk. Znali siebie na wylot. Byli już w nie jednych opałach. Stoczyli wspólnie nie jedną walkę. Byli niczym jedno ciało. Mogłoby się zdawać, że nie ma ze sobą bardziej zgranych wilków.
I przewaga, którą miał nad nimi obcy wilk zaczęła z czasem maleć. Wraz z upływem czasu para zgrywała się ze sobą coraz bardziej.
Kiedy przeciwnik zdecydował się zaatakować Joela, ten świadomie dał się ugryźć, wiedząc i czekając, aż Nathan się zrewanżuje. W momencie, kiedy brązowy wilk wgryzał się w kark przeciwnika, ten chwycił jedną z jego łap. Oboje ciągnęli w przeciwnych kierunkach. Szybko cała łapa wyskoczyła z barku.
Wilk z jedynie trzema sprawnymi łapami miał dużo mniejsze pole do obrony. Tym razem para zaatakowała jednocześnie. Wilk nie był w stanie się obronić. I chociaż zadawał obrażenia każdemu z nich, to on przegrywał.
Nathan na sam koniec wgryzł się w szyję wilka szarpiąc nią na wszystkie strony. Przez długi czas jej nie puszczał, nawet wtedy, gdy czuł, że ciało, które trzymał przestało już walczyć.
W końcu wypuścił martwe zwierzę i spojrzał na swojego partnera. I chociaż widział posklejaną od krwi sierść i czuł ból, zarówno swój jak i jego, to miał w oczach łzy szczęścia, że widział go żywego.
– Kocham cię. – Wyszeptał Nath, zbliżając się do swojego partnera.
– Ja ciebie również, ale to jeszcze nie koniec, skarbie. – Joel pozwolił sobie na chwilę opuścić gardę i wtulić się w ciało starszego. – Chodźmy pomóc innym i niech nie pójdzie nam gorzej niż tutaj.
Levi i Oliver zostali rozdzieleni razem przez jednego z wilków. I pomimo tego, że było dwóch na jednego, to siły były wyrównane. Dwójka niemal najmłodszych wilków miała przed sobą wyćwiczonego zabójcę.
Młodzi starali się ile sił byle by tylko utrzymać się przy życiu. Pilnowali siebie nawzajem i wyciągali z tarapatów. To jednak zdawało się nie być wystarczające.
Levi z całym impetem masywniejszego od siebie wilka został pchnięty na drzewo. Jego głowa uderzyła o pień, obraz przed oczami zaczął się zamazywać, a w uszach dzwonić. Z całych sił starał się utrzymać na powierzchni. Nie mdlej, powtarzał sobie. Dasz radę!
Jednak to nie siła jego autosugestii sprawiła, że był w stanie utrzymać zmysły w trzeźwości. Jego ciało na moment zesztywniało, a mózg nie był w stanie przetrawić widzianego obrazu.
– Nie! – Las rozdarł jego krzyk.
Pomimo lekkiego otępienia, które pod wpływem nowego napływu adrenaliny, zdawało się szybko ustępować, natychmiast rzucił się w stronę wilka, który przytrzymywał jego przyjaciela. Oderwał go od niego i sam wgryzł się w jego szyję, nie puszczając i szarpiąc głową na wszystkie strony. Czując lekki chrzęst pod zębami puścił ofiarę i natychmiast wrócił do przyjaciela.
Jasnobrązowy wilk leżał na ziemi z otwartym pyskiem, próbując zaczerpnąć powietrza.
– Nie, stary. Nie rób mi tego. – Głos Leviego drżał jak i cały on. Szybko uniósł głowę w górę wołając kogokolwiek. Potrzebował pomocy. – Trzymaj się. Dasz radę.
Levi przemienił się i położył sobie jego łeb na nogach, starając się rękami uciskać ranę na szyi, która cały czas mocno krwawiła. Ignorował zimno, które powodował otaczający go śnieg.
– Pamiętasz, mówiłeś że chciałeś poznać w końcu jakąś wilczycę dla siebie. Na pewno ci się uda. Mieliśmy znaleźć dla ciebie odpowiednią partię. – Mówił pociągając nosem. – Oli, proszę. Nie opuszczaj nas.
Serce bolało go niemiłosiernie. Nie mógł patrzeć na cierpienie przyjaciela. Nie umiał mu pomóc, a jednocześnie nie umiał sobie wyobrazić, że zaraz może... Widział jak ślepia przyjaciela wpatrują się prosto w niego.
– Przepraszam cię Olivier. Tak bardzo cię przepraszam. – Nie umiał mu pomóc i tego nie mógł sobie wybaczyć. Mógł zareagować wcześniej, mógł... Zrobić cokolwiek więcej by obronić przyjaciela, ocalić go.
Z łzami w czach patrzał jak światło w ślepiach jego przyjaciela gaśnie, aż w końcu pozostają one puste bez wyrazu. Levi przestał kontrolować wylewające się z niego łzy, pochylając się nad ciałem Oliviera.
Nathan wraz z Joelem dotarli na miejsce w tej samej chwili co Ethan i David.
– Nie. – Szepnął kremowy wilk, podchodząc bliżej o kilka kroków.
Nikt nie chciał uwierzyć temu co widzi. Serce każdego z watahy zakłuło boleśnie.
Joel wraz z Nathanem podeszli bliżej. Beżowy wilk położył się przy Olivierze i Levim. W wewnętrznych kącikach jego ślepi zbierały się łzy.
Ethan i David stali w miejscu nie potrafiąc się ruszyć. Nie mogli uwierzyć, że ich wataha zmniejszyła się o jednego wilka.
Jednak to nie był koniec kłopotów. Nie dane było im długo skupić się na śmierci przyjaciela.
– Gdzie Liam? – Spytał przerażony Ethan, rozglądając się dookoła. Tylko jego brakowało.
Dotarło do niego, że od dłuższego czasu nie widział się z młodszym. Nie czuł go przez długi czas, ponieważ blokował wszelkie uczucia, nie chcąc by czuł jego ból. Jednak w ten sposób on sam również nie czuł tego młodszego.
– Liam była z wami?! – Spytał pozostałych.
Nath i Joel pokręcili głowami. Levi nie słuchał ich, jednak brak odpowiedzi uznał za zaprzeczenie. Liama nie walczył wspólnie z żadnym członkiem watahy.
– Czy której widziało Warwick?! – Spytał jeszcze bardziej roztrzęsiony.
Skulił się nagle, czując rwące uczucie wewnątrz siebie.
– Liam. – Szepnął z niepokojem. – Oddala się.
– Zostań z... nimi. – Nath zwrócił się do swojego partnera. On wraz z Davidem ruszył za biegnącym przed siebie srebrnym wilkiem.
Ethan nie był pewien, gdzie dokładnie znajduje się młodszy. Jednak rwący ból wewnątrz oznaczał jedynie, że znajdował się znacznie dalej niż powinien. Coraz bardziej zaczynał napływać do niego strach i ból młodszego. Był sam, ale żywy. Jeszcze.
W głowie starał sobie przypomnieć ile wrogich wilków mogło jeszcze zostać i go ścigać.
Ethanowi i Davidowi udało się pokonać walczące z nimi wilki, chociaż oczywiście nie ubyło się bez uszczerbku na zdrowiu ich obydwu. Nath i Joel również pozbyli się jednego z przeciwników. U Leviego i Olivera bilans wypadał jedne do jednego.
Najgorszym pytaniem bez odpowiedzi było to, gdzie znajdowała się Warwick. Wszyscy przeciwnicy byli pokonani poza nią, a jedynym nieobecnym był Liam. Ethan zatrząsł się w środku ze strachu.
Starszy biegł przed siebie najszybciej jak mógł, starając się poczuć, że odległość miedzy nimi się zmniejsza. Że jest coraz bliżej. I to uczucie, zmniejszającej się między nimi odległości, dawało mu nadzieję i siłę by gnać jeszcze szybciej.
Nathan starał się nadążyć za przyjacielem. Miał nadzieję, że zdążą dobiec na miejsce w odpowiedniej chwili. Że nie spóźnią się i nie stracą kolejnego członka watahy. Z przerażeniem przyglądał się jak biegnący przed nim przyjaciel nagle upada na ziemie.
Gdy podszedł do niego, on zastygł w bezruchu przy podnoszeniu się do siadu.
– Eth, co się stało?
Pobladł widząc zagubione spojrzenie szeroko otwartych oczu, z których jak gdyby niekontrolowanie zaczęły wydostawać się łzy.
– Nie czuję go. – Białoszary wilk spojrzał na przyjaciela szukając w nim pomocy. – Nath, ja go nie czuję.
– Niemożliwe.
Widział jak ciało Ethana zaczyna się trząść. Nie mógł sobie wyobrazić tego, że mógł mieć rację.
– Wstawaj. – Odparł twardo. – W którą stronę mamy iść?
Nie dopuszczał do wiadomości, że również Liamowi mogło się coś stać. Znajdziemy go, całego. Za wszelką cenę chciał by Ethan również w to uwierzył, ponieważ jeśli on się podda, reszta nie da rady tego dźwignąć.
Nathan pchnął przyjaciela zmuszając do ruchu. Szli przed siebie, lecz białoszary wilk nadal był cały otępiały, jego łapy stąpały jak po kruchym lodzie.
Po kilkunastu minutach marszu Nath zwolnił.
– Tu był jak poczułeś, że się oddala. – Odezwał się z pewnym grymasem. – Jesteśmy coraz bliżej.
Trójka wilków szła dalej licząc, że natrafią na trop młodszego. Brązowy wilk w końcu jednak się zatrzymał.
– Ja dalej nie pójdę. Wrócę do nich. Wy znajdźcie Liama.
David skinął głową i ruszył jako pierwszy przodem. Ethan stąpał za nim niczym żywy trup. Nagle uniósł łeb w górę rozglądając się dookoła. Poszedł za wonią. W końcu dotarł do silniejszego tropu młodszego. A gdy David również to poczuł oboje z nową energią ruszyli do przodu.
Ślad zaprowadził ich do rwącego potoku. Chodzili wzdłuż niego, próbując znaleźć dalszą część tropu, lecz nic z tego.
– Musiał wpaść do niego. – Stwierdził w końcu David.
Ethan patrzał na rwącą wodę. Jeśli do niej wszedł próbując przedostać się na druga stronę, prąd bez problemu mógł go porwać. Skoro próbował to musiał nie mieć innego wyjścia. Białoszary wilk patrzył w kierunku, jakim prowadził potok. Wiedział, że kilka kilometrów dalej znajduje się kilkunastometrowy wodospad.
– Dalej, musimy go znaleźć. – Postanowił młodszy wilk.
Ethan coraz bardziej tracił nadzieję na znalezienie młodszego całego. To co czuł powinno być wystarczającym potwierdzeniem rzeczywistości, jednak jakaś mała cząstka niego nie chciała dopuścić tego do wiadomości. Tylko czy była wystarczająco silna by walczyć?
– Ethan, rusz się! – David warknął na starszego wilka. – No dalej. Idziemy.
On patrzał na niego, jakby nie do końca rozumiał, co próbuje mu powiedzieć.
– Zamierzasz to tak zostawić?! – Mówił łamiącym się głosem. – Dalej! Znajdź go!
Dwójka ruszyła wzdłuż potoku. Szukali miejsca, w którym jedno z nich mogłoby przedostać się na drugi brzeg. Po niemal kilometrze Davidowi udało się dostać na drugą stronę.
Ethan szedł wzdłuż brzegu potoku intensywnie węsząc i szukając jakiegokolwiek zapachu młodszego. To samo robił David na drugim brzegu.
– Tu był. – Odezwał się nagle młodszy. – Ale ślad nigdzie nie prowadzi. Chciał wydostać się na brzeg, ale prąd musiał go ściągnąć dalej.
David wszedł do wody przednimi łapami. Woda była przeraźliwe lodowata. Nie chciał sobie wyobrażać co musiał czuć Liam będąc w niej niemal całkowicie zanurzony.
Wilki ruszyły dalej aż dotarły do wodospadu.
– Na dół i szukamy dalej. – Oznajmił młodszy nie dając Ethanowi chwili na wahanie.
Starszy szedł i usilnie starał się natrafić na jakikolwiek ślad młodszego. Nie chciał uwierzyć, że to co czuje jest prawdą. A właściwie ta pustka, jakby ktoś brutalnie wyrwał jego serce z piersi. To powalające z nóg uczucie, które nie chciało go opuścić.
Pomimo kilometrów, które pokonywali szli dalej. Nie poddawali się.
– Nie. – David zatrzymał się w miejscu. – Coś za daleko to idzie. Czas w jakim poczułeś... się gorzej był aż tak długi by od momentu, w którym wpadł do wody dopłynąć aż tutaj. Cofnijmy się. Musieliśmy coś przeoczyć.
Zaczęli ponownie węszyć zawracając w stronę wodospadu. Tym razem wraz z upływającym czasem to David był tym, który zaczynał tracić nadzieję. Ethan natomiast jakby coraz bardziej odrzucał ze swojej świadomości myśl, że może już nigdy nie zobaczyć młodszego.
Nie. Zobaczy! Nawet jeśli... jeśli to nie skończyło się dla niego dobrze to musi to zobaczyć na własne oczy. Musi zobaczyć jego... ciało. Jak inaczej może mieć pewność?
Cofając się Ethan w pewnym momencie na dłużej zatrzymał się przy zwężeniu potoku.
– Masz coś?! – Spytał z nadzieją David.
– Warwick. Była tu. – Jej zapach znajdował się przy samym brzegu. Jakby i ona próbowała się wydostać z potoku.
– Jej zapach jest też tutaj. – Odezwał się młodszy wilk po dłuższej chwili uważnego węszenia.
Rozglądali się dookoła szukając w śniegu wilczych śladów. Jednak w tej części lasu pogoda była jakby zupełnie inna. Tutaj opady były znacznie mniejsze. Nie dało się zauważyć wilczych odcisków w pojedynczych plamach śniegu.
Oboje postanowili oddalić się nieco od wody i poszukać w pobliżu śladu młodszego. Czas mijał nieubłaganie, a las zaczynały zalewać promienie porannego słońca.
– Mam! – Wykrzyknął w końcu David.
Ethan bez namysłu skoczył z brzegu w rwący potok. Nie udało mu się doskoczyć na drugą stronę, lecz dał radę dopłynąć do drugiego brzegu. Natychmiast zaczął węszyć znajdując trop młodszego.
Oboje szli za nim. Pomimo tego, że był zbyt słaby jak na czas, w którym został znaleziony, trzymali się tej jedynej nitki nadziei trzymającej ich na powierzchni.
Ethan szybko zauważył, że pojedyncze mocniejsze ślady zapachu młodszego były wsiąkniętą w ziemie krwią. Nie tylko jego. Krew Warwick również się tu znajdowała.
I czując coraz bardziej świeży zapach byli coraz bardziej pełni nadziei, nawet pomimo tego, że Ethan ani trochę nie czuł się lepiej, nie czuł jakiejkolwiek obecności młodszego. Jego serce nadal pozostawało poza jego ciałem.
Po wędrówce, która zdawała się być jednocześnie mrugnięciem, jak i całą wiecznością, jak cały okres odkąd stracili kontakt z młodszym, dotarli do drogi.
Rozejrzeli się dookoła. Było pusto. Żadnych samochodów. Korzystając z nieobecności aut zaczęli węszyć po obu stronach drogi.
Natrafili na intensywny zapach Liama zgromadzonym w jednym miejscu. Tak samo było z Warwick. Ale w obu przypadkach brakowało ciał wilków i dalszego tropu.
– Doszliśmy aż tutaj, to i dalej damy radę. – David starał przekonać samego siebie. – Przecież nie rozpłynęli się w powietrzu!
______________________________
Dobrnęliśmy do końca rozdziału. Kolejny pojawi się jeszcze w tym roku, ale nie potrafię powiedzieć kiedy.
Jak wrażenia? Co stało się z Liamem? Skąd ta pustka w sercu Ethana? Czy jego przeczucia są uzasadnione i ziścił się najczarniejszy scenariusz w jego życiu? Czy wataha Ethana i Natha straciła dwa wilki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top