Rozdział 27: Far away

Weekend w całości należał do Liama i Ethana. Dwójka spędziła go niemal i wyłącznie w swoim towarzystwie. Ethan starał się robić wszystko, byle tylko młodszy nie myślał o tym pechowym spotkaniu z myśliwymi. I po części nawet mu się to udawało.

Jednak po tych dwóch dniach sielanki trzeba było wrócić do rzeczywistości. W poniedziałek rano Liam musiał stawić się w pracy na gospodarstwie.

Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły, jak gdyby chciał zapowiedzieć cieplejsze dni. Brunet pomyślał, że musi zapytać o to starszego, bo ten zdawał się mieć jakiś zwierzęcy siódmy zmysł odnośnie pogody. Razem z Davidem byli niczym wilcze pogodynki.

– Odpocznij sobie chwilę chłopcze. – Powiedział gospodarz, kiedy skończyli sprzątać ostatnią oborę.

Liam wytarł ręce w robocze spodnie, które i tak były permanentnie brudne i usiadł w pobliżu swojego pracodawcy.

– Powariowali ludzie z tymi wilkami. – Zaczął rozmowę, sięgając po butelkę z wodą. – Powiem ci młody, że urodziłem się tutaj. Lasy dookoła pełne są wilków i innej dzikiej zwierzyny. Może nie najlepsze miejsce na hodowlę owiec, ale jakoś sobie wszyscy radzimy.

Tak, ałabaje i inne stróżujące psy są dobrymi obrońcami, a wilki, przynajmniej te po jednej stronie miasta, nie mają za bardzo potrzeby polować na wypasane na łąkach zwierzęta.

– Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby wilk bez powodu zaatakował człowieka. Sam wiele razy widziałem wilki na skrajach lasu, lecz powiem ci, że one boją się ludzi. – Mówił niczym wielki znawca. – Natomiast wiele razy słyszałem jak to myśliwy pomylił psa z wilkiem czy dzikiem, sarnę z dzikiem czy nawet innego myśliwego z dzikiem. Dla nich wszystko to jedno i to samo. Sądzę, że zapuścili się tam gdzie nie trzeba i tyle.

– Pewnie ma pan rację. – Odparł, nieco ciesząc się z podejścia mężczyzny.

Głosy w mieście na temat piątkowego zdarzenia były podzielone. Część uważa, że wilki stanowią dla ludzi zagrożenie, a pozostali, że to człowiek próbuje się wciskać tam, gdzie jest nie mile widziany, gdzie niepotrzebna jest jego ingerencja.

– Widział pan wilka? – Postanowił podchwycić temat.

– Tak. Po tej stronie miasta są większe niż te na północy. Potężne zwierzęta. Sądzę, że łapę to mają równie dużą co ja dłoń. – Powiedział patrząc na swoją rękę. – Ale tak blisko to nigdy nie byłem i chyba wolałbym nie być. Lepiej podziwiać je z daleka. I liczę, że one również wolą patrzeć na nas z daleka, szczególnie na moje owce i bydło. – Zaśmiał się. – Dobra, dosyć tego. Posiedź jeszcze trochę, na spokojnie. Mamy dzisiaj dobre tempo, jak tak dalej pójdzie to może uda nam się skończyć trochę wcześniej.

Gospodarz wstał i zaczął kierować się w stronę domu.

– A właśnie. – Obrócił się, coś sobie przypominając. – Kilka owiec będzie szło teraz pod nóż. Jakbyś też coś chciał to daj znać, zrobię dla ciebie dobrą cenę.

– Dziękuję.

Szczerze mówiąc to miał zamiar skorzystać z tej oferty. Sam miał ochotę na świeżą baraninę, ale pozostali członkowie watahy na pewno również nie pogardzili by takim obiadem.

Liam odpoczywał jeszcze przez chwilę, a później powrócił do przerwanej pracy. Wizja wcześniejszego zakończenia roboty była bardzo kusząca.


Dni mijały a burza związana z zamordowanym myśliwym powoli mijała. Ethan chodził trochę wściekły, ponieważ po lesie kręciło się więcej ludzi niż zazwyczaj. Jego niemal bezludne lasy teraz przemierzali śmiałkowie, którzy również chcieli się przekonać o istnieniu wielkich, groźnych wilków.

Nikt z watahy oczywiście nie był na tyle głupi, by się do nich zbliżać. Wilki o wiele wcześniej zauważały ich obecność i starały się trzymać dystans. Nawet Ethan, który przeważnie jakby robił przyjacielowi na złość, nie słuchając jego próśb, teraz trzymał się z dala od ludzi i przechadzał po lesie najczęściej wczesnym rankiem lub późnym wieczorem.

Liam kończył kolejny dzień pracy. Szedł lasem, gdy w oddalił ujrzał kroczącego w jego stronę srebrnego wilka. Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy.

Mężczyzna zanurzył dłoń w głębokim wilczym podszerstku. Ethan dawał się spokojnie głaskać, ciesząc się z obecności młodszego.

– Przemień się, nikogo nie ma. – Poprosił lekko merdając ogonem.

– Nie chce mi się później nieść ciuchów. – Jęknął umęczony.

– To zostaw je. Wrócimy się po nie później.

– To już wolę je od razu wziąć niż później specjalnie się po nie wracać.

– To przestań jęczeć i się przemieniaj. – Odparł Ethan.

Brunet ostatecznie przemienił się w wysokiego czarnego wilka. By ukrócić drogę do domu, przez cały czas biegli kłusem, nie rozmawiając ze sobą. Było by to zresztą trudne dla Liama, trzymając w pysku całe swoje wcześniejsze odzienie.

Po zostawieniu ubrań w ich jaskini, para wilków udała się na przechadzkę po lesie. Jak przeważnie w takich momentach, to Ethan prowadził, świetnie orientując się w terenie.

– Wiesz co, po części lubię te twoją pracę, a po części nie. – Zaczął starszy, po dłuższej chwili ciszy.

Liam uśmiechnął się delikatnie. A kiedyś to on musiał go ciągać za język, a teraz sam zaczyna rozmowy.

– Co? Dlaczego?

– Jak z niej wracasz to smakowicie pachniesz. – Stwierdził poważnym tonem. – I w sumie to jest ten dobry i zły aspekt.

Liam zaśmiał się pod nosem.

– Ale to w sumie do ciebie pasuje.

– Co? Dlaczego? – Powtórzył się.

– Charakterek masz jak typowy alfa, ale na polowaniu jesteś gorszy niż ostatnia omega. – Odparł Ethan.

Czarny wilk spojrzał na niego spode łba.

Oboje zbliżyli się do strumienia by móc napić się świeżej i zimnej wody i tym samym robiąc sobie krótką przerwę w marszu. Po ugaszeniu pragnienia Liam rozglądał się dookoła, a Ethan obwąchiwał różne elementy otaczającej ich przyrody, gdy jakiś zapach go zainteresował.

– Liam, będziesz spał dzisiaj u mnie? – Ponownie to starszy odezwał się jako pierwszy.

– Masz na myśli w jaskini?

– Tak. Chciałem się z tobą gdzieś przejść, ale musielibyśmy ruszyć dosyć wcześnie.

– Jasne. – Odparł, a jego ogon lekko zakołysał się na boki.

Młodszy był ciekaw, gdzie białoszary wilk chciał go zaprowadzić. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie wyciągnie z niego tej informacji.

Wieczorem para wilków znalazła się w ich norze. Wnętrze zdawało się być już przesiąknięte również zapachem młodszego, lecz raczej z tego powodu, że starszy zdawał się na stałe już nim pachnieć. Co należało do jednego, było również drugiego.

Zasnęli wtuleni w siebie w głębi nory.


Liam zamrugał nieco zdezorientowany. Spojrzał w stronę wejścia. Na zewnątrz nadal panowały ciemności. Nie za bardzo wiedział co go zbudziło. Po chwili dostrzegł stojącego za jego plecami Ethana.

– Co jest?

– Idziemy na wycieczkę. – Oznajmił, a jego ogon zakołysał się delikatnie na boki.

– Co? O tej porze? – Podniósł się na przednich łapach. – Ja mam dzisiaj pracę. Myślałem, że zabierzesz mnie gdzieś po niej.

– Po niej również mogę. Ale w te jedno miejsce musimy wyruszyć teraz jeśli chcemy zdążyć.

Liam miał wrażenie, że dopiero co zasnął, a starszy każe mu już wstawać. Wczoraj był podekscytowany myślą wspólnej wędrówki, lecz w tym momencie wolał wrócić do przerwanego snu.

– Zdążysz do pracy. – Zapewnił go. – Raczej. Jak się będziesz tak ociągał to nam dłużej zejdzie.

Młodszy wstał ociężale i otrzepał się z piachu. Wyszedł za srebrnym wilkiem z jaskini. Na zewnątrz przywitał go wiosenny wiatr.

– Prowadź. – Oznajmił Liam.

Para wilków ruszyła w drogę. Przemierzali las spokojnym kłusem. Ethan szedł jako pierwszy, a młodszy kroczył tuż za nim.

Początkowo biegł, pilnując jedynie by trzymać odpowiedni odstęp za starszym, nie zwracając nawet uwagi, w którą stronę zmierzają. Potrzebował jeszcze chwili na rozbudzenie się.

Po czasie zaczął rozglądać na otaczający ich las. Skąpany był nadal w czeluściach nocy. Dźwięki jakie słyszał, całkowicie różniły się od tych, które dało się usłyszeć za dnia. Nocą życie rozpoczynała całkiem inna grupa leśnych mieszkańców.

Przez długi czas oboje milczeli. Jednak im dłużej trwała ich wędrówka, tym młodszemu coraz ciężej było wytrzymać w ciszy.

– Tak właściwie to gdzie mnie prowadzisz?

– Zobaczysz jak tam dotrzemy. – Odparł nawet nie zwalniając.

– A skąd znasz to miejsce?

– Trochę się miejsc pozwiedzało i znalazło kilka fajnych punktów. Jakby nie patrząc może i całego życia w jednym lesie nie spędziłem, dużą jego część bytowałem w tych okolicach. Bliższych i dalszych.

W czasie drogi Liam starał się wciągać starszego w rozmowę. I nawet udało mu się do tej pory go nie zdenerwować. Młodszy stwierdził, że Ethan musiał wstać w naprawdę dobrym humorze.

– Prawie jesteśmy. – Oznajmił, zwalniając krok do spokojnego stępa.

– To dobrze. Bo już mnie łapy zaczynają boleć.

– Pamiętaj, że czeka nas jeszcze droga powrotna. – Zaśmiał się starszy.

– Ale to po małej przerwie. Poza tym od jakiegoś czasu idziemy ciągle pod górkę. – Zauważył. – Bardziej niż drogą powrotną martwię się dniem w pracy.

Srebrny wilk zamilkł dalej prowadząc młodszego w tylko sobie znane miejsce.

W końcu dotarli na szczyt wzniesienia. Ethan ominął krzaki i wszedł na nieco wystającą skalną półkę.

– W samą porę. – Oznajmił zadowolony. – Chodź, siadaj.

Liam przedarł się przez krzaki i stanął tuż przy wilku. Z lekko otwartym pyskiem i szeroko otwartymi oczami spoglądał na rozpościerający się przed nimi widok.

Znajdowali się ponad większością wzniesień i niższych pasm górskich. Pod sobą mieli czubki drzew, a całość skąpana była w pomarańczowych promieniach wschodzącego słońca. W niektórych dolinach było widać unoszącą się nisko mgłę.

– Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego. – Powiedział nie mogąc wyjść z podziwu.

– Wszyscy zachwycają się zachodami słońca. Ale moim zdaniem to wschód wygląda bardziej magicznie.

Liam nie podejrzewał Ethana o taki romantyzm i wrażliwą duszę. Usiadł bliżej niego, częściowo opierając na nim swój łeb.

Siedzieli w milczeniu oglądając spektakl jaki stworzyła dla nich budząca się do życia natura.

– Pięknie. Dzięki, że mnie tu zabrałeś.

Trwali tak razem, póki słońce całkowicie nie wzeszło.

– Wracajmy. – Oznajmił starszy. – Jak chcesz jeszcze zdążyć do pracy to musimy się streszczać.

Liam wstał i ponownie pozwolił starszemu prowadzić. Podczas drogi ogon nie przestawał kołysać mu się lekko na boki. Ciepło w sercu przyjemnie grzało go przez ten cały czas.

– Podobało się? – Tym razem to Ethan odezwał się jako pierwszy.

– Było przepięknie. Znasz jeszcze takie miejsca? – Spytał Liam szczerze ciekaw.

– To było jedno z szczytu listy. Ale mam w zanadrzu jeszcze kilka wyjątkowych widoków.

I Liam nie mógł się doczekać, aż Ethan mu ich nie pokarze.

Droga do domu mijała im bez przeszkód. Młodszy mógł obserwować budzącą się do życia przyrodę. Dzisiejszy pobyt w lesie obejmował pory, w których rzadko miał okazję bywać.

W końcu dotarli pod leżę starszego.

– Lecę do pracy. – Powiedział kończąc się przebierać. – Spotkamy się po niej.

– Przyjdę po siebie lub spotkamy się w domu.

Oboje skinęli głową, jednak srebrny wilk postanowił odprowadzić go jeszcze do granic lasu. Następnie każdy rozszedł się w swoją stronę.

Dzień w pracy Liamowi mijał lepiej niż przypuszczał. Obawiał się, że po tak małej ilości snu i dalekiej wędrówce z rana, ciężko będzie mu wytrzymać. Jednak zmęczenie poczuł już pod sam koniec swojej pracy.

– Wracam do domu i robię sobie drzemkę. – Powiedział cicho do siebie, opuszczając gospodarstwo.

Przekraczając linię lasu rozglądał się dookoła w poszukiwaniu znajomego wilka. Nigdzie jednak nie mógł go dojrzeć. Nie pozostało mu nic innego jak pójście do domu.

Uśmiechnął się przekraczając próg. Ethan leżał na swojej kanapie pod postacią wilka. W środku znajdował się jeszcze Ethan, Levi i Olivier.

– Jak w pracy? – Spytał Nath, niczym rodzic pytający dziecko jak mu minął dzień w szkole.

– Lepiej niż przypuszczałem. – Stwierdził zgodnie z prawdą. – Ale potrzebuje drzemki.

Liam usiadł na kanapie starszego, zaraz kładąc się i opierając głowę na jego biodrach. Sierść początkowo nieco drapała go w nos, lecz szybko przestał zwracać na to uwagę. Oboje leżeli cisnąc się na niewielkiej sofie.

– Chcesz koc? – Spytał Nathan.

– Nie, tak tylko chwilę poleżę. – Odparł.

Jednak chwila zamieniła się w ponad godzinę, a leżenie w głęboki sen. Gdy młodszy ponownie otworzył oczy w środku znajdowała się już cała wataha.

Liam wziął głęboki wdech, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dobra, trzeba zacząć funkcjonować.

Liamowi nawet udało się przekonać starszego do towarzyszenia mu w ludzkiej postaci. Tak więc siedzieli razem na kanapie pełnej sierści, nie pozwalając by między nimi pojawiła się jakakolwiek wolna przestrzeń.

Młodszy siedział na kanapie, próbując się zorientować w prowadzonych rozmowach oraz odtwarzanym na telewizorze filmie. Czas mijał mu bardzo szybko.

Nagle brunet spojrzał w stronę telefonu, czując jego wibracje. Od razu poczuł lekkie wyrzuty sumienia, ponieważ sam dawno nie dzwonił do rodziców i zapewne zaraz będzie musiał się nasłuchać na ten temat jak nie od taty, to na pewno od mamy.

Mężczyzna wziął głębszy wdech wstając i odchodząc od pozostałych w głąb korytarza, po czym odebrał połączenie przykładając telefon do ucha.

– Cześć tato. Przepraszam, że dawno się nie odzywałem. Miałem trochę zajęć, a nim się człowiek obejrzy, a tu już kolejny miesiąc mija. – Od razu zaczął się tłumaczyć. – Co u was słychać?

– Liam, posłuchaj, mama gorzej się poczuła i leży w szpitalu.

Brunet otworzył szerzej oczy, czując jednocześnie jak serce zaczyna mu mocniej bić. Kątem oka widział jak Ethan zaczyna go uważnie obserwować z drugiego końca pokoju.

– To nic poważnego, ale lekarze jeszcze ją badają i diagnozują. – Mówił dalej, wykorzystując ciszę ze strony syna. – Może... mógłbyś przyjechać do nas i ją odwiedzić? Na pewno by się ucieszyła. Poza tym dawno nas nie odwiedzałeś.

– Oczywiście. – Nawet jeśli by na to nie nalegał i tak miał taki zamiar. Musiał sprawdzić co z mamą, czy tata nie zataja czegoś przed nim by nie denerwować go przez telefon. – Napisz mi tylko w którym szpitalu. Będę najszybciej jak to możliwe, ale nie wiem czy uda mi się dotrzeć jeszcze dzisiaj.

– Dobrze, nie spiesz się. To nic poważnego. Jedź ostrożnie.

Skończyli rozmawiać. Brunet jeszcze przez chwilę patrzał w niewielkie urządzenie w głowie mając całą masę pytań o to co się stało, jak czuje się mama. Jednak wolał zadać je wszystkie osobiście i usłyszeć odpowiedzi na własne uszy, a przede wszystkim na własne oczy zobaczyć mamę.

– Co się stało? – Spytał Ethan, gdy młodszy wrócił do pokoju. Wzrok niemal wszystkich skupił się na nim.

– Mama jest w szpitalu. – Odparł słabym tonem. – Skąd wiedziałeś, że coś się stało?

– Po pierwsze nagle zacząłeś się stresować. Pamiętaj, że emocje też mają swój zapach. Poza tym po prostu poczułem twój niepokój.

– Muszę do niej jechać.

– Daleko mieszkają twoi rodzice? – Odezwał się Nathan.

– Będzie ze trzy godziny drogi stąd.

Zapadła chwila ciszy, a wyraz twarzy Ethana z konsternacji zmienił się w pełne zaskoczenie i niedowierzanie.

– Czekaj, samochodem?! Trzy godziny! To jak to jest daleko?!

– Ponad dwieście kilometrów.

– Nigdzie nie jedziesz. – Odezwał się twardo Ethan.

– Co?! – Bąknął zaskoczony Liam, lecz pierwszy szok bardzo szybko minął. – Nie ma mowy!

Młodszy miał nieustępliwy wyraz twarzy. Nie wiedział co tym razem siedziało w głowie starszego, lecz na pewno nie zamierzał się go posłuchać. Musiał pojechać i sprawdzić co z jego mamą.

Patrzał w brązowe oczy starszego nawet wtedy, gdy ten podniósł się z kanapy i stanął równie wyprostowany co on.

– Nie wyjeżdżasz stąd. – Ethan nadal stawiał na swoim.

– Pojadę do nich czy tego chcesz czy nie.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a po chwili z gardła starszego wydobył się cichy, niski warkot. Liam odpowiedział tym samym, ponieważ w tej sprawie nie zamierzał ustąpić.

Pozostali wyczuwając pogłębiającą się nerwową atmosferę poruszyli się niespokojnie.

– Albo idźcie pogadać do pokoju albo na zewnątrz. – Odezwał się Nathan. – Tu nie ma miejsca na kłótnie.

Alfa w duchu jednak liczył na to, że skończy się jedynie na ostrej wymianie zdań. Nie miał okazji widzieć jeszcze nerwowego Liama, nie widział go podczas konfliktów. Był raczej spokojny i rozsądny, jednak tak jak Ethan kiedyś zauważył, to typ alfy.

– Masz rację. – Odezwał się Liam, na krótką chwilę przenosząc wzrok na Natha. Gdy ponownie spojrzał na Ethana powiedział chłodno – Idę się spakować. – Nie czekając ruszył w stronę pokoju.

– Nigdzie nie jedziesz! – Starszy ruszył za nim.

Drzwi dwukrotnie zamknęły się z głośnym trzaskiem. Wataha, która pozostała w salonie popatrzała po sobie niepewnie. Wszyscy obawiali się o Liama, w duchu trzymając jego stronę.

– Nie wiem czy to dobry pomysł zostawiać ich samych. – Joel spojrzał na swojego partnera.

– Po części to ich sprawa.

– Ale może przypilnowałbyś, żeby ich dyskusja nie posunęła się za daleko?

– Dobrze. Wy idźcie się przejść. Na pewno całej sytuacji nie uspokoi fakt, że wszyscy będziemy nad nimi stać. Przejdźcie się, zawołam was po wszystkim.

Nathan wstał kierując się w stronę pokoju przyjaciela, a pozostali ruszyli by opuścić dom. Mężczyzna westchnął ciężko nim postanowił wkroczyć do środka.

Wchodząc zauważył Liama próbującego spakować się do niewielkiej torby i Ethana utrudniającego mu to na każdym kroku.

– Naprawdę nie chcę się wtrącać, ale zamiast stawać głupio przy swoim spróbujcie chociaż sobie wyjaśnić co konkretnie wam przeszkadza w planach drugiego. – Miał nadzieję, że w ogóle zwrócą na niego uwagę. – Wiem, że to mało męskie, ale jeśli wszystko będzie szło tak dalej, to rzucicie się na siebie z zębami, bo żadne nie będzie zamierzało opuścić. Ethan, zastanów się czy naprawdę masz zamiar zmusić go do posłuszeństwa tak jak byś postąpił z resztą.

Mężczyźni zatrzymali się, lecz nie przestawali obrzucać wrogimi spojrzeniami.

– Będę za drzwiami w razie czego. – Oznajmił Nath. – Nie pozabijajcie się.

– Moja mama wylądowała w szpitalu. – Liam spróbował się nieco uspokoić. – Czego w tej sytuacji nie rozumiesz? Muszę do niej jechać i sprawdzić co u niej.

– To za daleko. – Odparł od razu.

– Nic mi się nie stanie. Od urodzenia mieszkam w mieście. To jest dla mnie bardziej naturalne miejsce, umiem w nim żyć i przebywać. Nic mi się nie stanie.

Liam nie był pewny czy jedynie odległość stanowi dla niego problem. Miał wrażenie jakby starszy nieco się zaciął, lecz nadal nie chciał odpuścić.

– Masz telefon. Będziemy mogli się ze sobą kontaktować.

Szatyn patrzał na niego, lecz nie wypowiedział ani słowa. Nadal nie wyglądał na przekonanego.

– To tylko kilka dni.

– Nie.

Liam zacisnął szczękę i zaczął się z powrotem pakować. Próbował, naprawdę próbował z nim to wyjaśnić, lecz był to jedynie monolog, a nie rozmowa czy dyskusja.

Na szczęście do spakowania nie miał dużo. Zamierzał spędzić z rodzicami jedynie kilka dni, licząc, że stan mamy jest dobry i zaraz wypuszczą ją z powrotem do domu.

– Nigdzie nie jedziesz. – Ethan powtarzał jak zacięta płyta.

Liam ignorował go. Chwycił torbę i wyszedł z pokoju. Starszy próbował go zatrzymać, lecz z marnym skutkiem.

– Liam. Liam! – Mówił z coraz mniejszą cierpliwością w głosie. – Liam!

Młodszy opuścił dom zmierzając w stronę miasta. Las zdążyły już spowić ciemności, lecz orientowanie się w terenie sprawiało mu coraz mniej problemów.

Szedł przed siebie, dopóki nie usłyszał za plecami wilczego warczenia.

– Naprawdę? – Liam, zatrzymał się odwracając za siebie. – Tak zamierzasz to załatwić?

Białoszary wilk stał szczerząc na niego zęby. Młodszy nie zastanawiał się czy Ethan w rzeczywistości byłby w stanie go zaatakować. Był na tyle zdenerwowany cała sytuacją, że po prostu zamierzał na ogień odpowiedzieć ogniem.

W pośpiechu rozebrał się i zaraz czarny wilk stał z zjeżoną sierścią, szczerząc kły na stojącego przed nim starszego. Po lesie rozchodziło się wilcze warczenie.

– Chłopaki, dajcie spokój. – Doszedł ich głos Nathana przepełniony niepokojem, lecz żaden z nich nie zwrócił na niego zbyt dużej uwagi.

– Jeśli myślisz, że przez to, że jesteśmy związani jesteś w stanie decydować za mnie to jesteś w błędzie. Nie jestem dzieckiem ani twoim zwierzątkiem czy twoją własnością.

– Nie pojedziesz sam do oddalonego o ponad dwieście kilometrów miasta! Nie wyjedziesz stąd.

– Spróbuj mnie zatrzymać.

– Chłopaki, nie róbcie tego. Dajcie spokój. – Nathan próbował ich uspokoić.

Z gardła srebrnego wilka wydobył się głęboki, donośny warkot. Liam nie pozostawał mu dłużny, uważnie obserwując starszego, by wystarczająco wcześnie dostrzec pierwsze oznaki szykowania się do ataku.

_________________________

No to się porobiło. Który postawi na swoim? Liam nie ustąpi, czy może Ethan będzie miał większą siłę przebicia i zmusi młodszego do zostanie? Nawet jeśli Eth by wygrał, to jakim kosztem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top