Rozdział 26: Strzały
Liam kończył właśnie jeść, kiedy drzwi domu otworzyły się, a do środka wszedł Levi z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego jasnobrązowe włosy wołały już o interwencję fryzjera, lecz on tylko zaczesywał je do tyłu.
– Zostało coś jeszcze? – Spytał starszy, spoglądając na pusty talerz jeszcze pachnący surowym mięsem.
– Tak. Joel rano był na zakupach.
Levi na chwilę zniknął w kuchni, by zaraz wrócić z talerzem pełnym jedzenia.
– Co powiesz na wypad na miasto wieczorem? – Zaproponował z entuzjazmem. – Nie pracujesz jutro, prawda? Dawno nigdzie nie wychodziliśmy.
– Jasne, czemu by nie.
Liam z miłą chęcią nieco odpręży się i zabawi na mieście. Już od dawna nie miał okazji nigdzie wyjść.
– Super. Zobaczymy, może jeszcze Olivier da się namówić.
Levi skończył jeść i sięgnął po dwa pady.
– Zagramy w coś? – Spytał od razu podając drugi kontroler młodszemu.
– W jakiej grze skopać ci tyłek? – Spytał z przebiegłym uśmiechem.
Przyjaciele rozpoczęli wspólną grę. Niedługo później do domu zaczęli schodzić się pozostali wracający w głównej mierze z pracy.
Liam wychylił się na kanapie spoglądając kto wszedł do domu. Zdziwił się, gdy ujrzał Nathana z skwaszoną miną, rozglądających się po zebranych jakby szukając kogoś. Ostatecznie po przywitaniu się usiadł na swoim fotelu.
Młodszy był ciekaw co było powodem gorszego humoru alfy, ponieważ jego naparzę mało rzeczy potrafiło wyprowadzić z równowagi.
Po godzinie drzwi do domu ponownie się otworzyły. Szóstka mężczyzn znajdowała się już w domu, więc tylko jedna osoba mogła się zjawić. A konkretnie wilk, bo tym razem Ethan nie trudził się przemianą i zjawił się pod swoją wilczą postacią.
Liam uśmiechnął się, kiedy ich wzrok spotkał się ze sobą. Po chwili wilk wygodnie siedział na swojej zmęczonej życiem kanapie.
– Ethan, takie żarciki mogłeś sobie darować. – Odezwał się Nath.
– To nie były żadne żarciki. – Odparł spokojnie.
– O co chodzi? – Spytał Levi, lecz wszyscy obecni zainteresowali się rozmową.
– Słyszałem dzisiaj jak grupka mężczyzn będąca wczoraj na polowaniu opowiadała, jak wracając do auta musieli zająć się niespodzianką na przedniej szybie, a konkretniej wilczym kupskiem.
Po pokoju rozszedł się chichot, który wydała z siebie większość zebranych.
– Chyba nie będziesz mi mówił, gdzie na własnym terytorium wolno mi się załatwiać, a gdzie nie.
– Niezwykle dorosłe Ethan, naprawdę. – Wywrócił oczami.
– Tak jak zabijanie dla zabawy naszego pożywienia. – Odparł. – Ty się ciesz, że się nie spotkaliśmy, bo nie wiem czy miałbyś wtedy kogo słuchać.
Nathan nie miał siły na kontynuowanie tematu. Wolał odpuścić i mieć nadzieję, że więcej taka sytuacja nie będzie miała miejsca. Pozostali natomiast zaczęli sobie wyobrażać miny tych myśliwych widząc zapewne nie małą niespodziankę, jaką zostawił im najstarszy wilk.
Zaraz jednak wszyscy wrócili do przerwanych czynności. Patrząc na zegar Levi i Liam postanowili zacząć powoli szykować się do ich wieczornego wyjścia.
Każdy z nich udał się do swojego pokoju by przebrać w nieco bardziej wyjściowe niż domowy dres, w których oboje byli.
Wchodząc z powrotem do salonu Liam poczuł na sobie uważne spojrzenie Ethana.
– Wychodzisz gdzieś? – Spytał niby od niechcenia.
– Idziemy z Levim na miasto. Pewnie wrócimy późno.
Wilk nic nie odpowiedział, lecz jego spojrzenie nadal spoczywało na młodszym. Liam zdawał sobie sprawę, że nie za bardzo jest to starszemu na rękę, a raczej na łapę. On zawsze wolał mieć go w zasięgu lasu.
– Idziemy! Schlejemy się jak świnie! – Oznajmił Levi wychodząc z pokoju.
Brunet pokręcił głową, mając nieco inne plany. A przynajmniej nie upić się do granic możliwości. Wolał wrócić do domu na własnych nogach, szczególnie, że zamieszkując domek w środku lasu raczej nie mogli liczyć na podwózkę.
Wszyscy, poza Ethanem, życzyli im miłej zabawy. Dwójka mężczyzn opuściła dom kierując się w stronę granicy lasu, następnie miasta, a na sam koniec centrum.
Wybrali się do baru, w którym mieli okazję już kilka razy spożywać alkohol. Nie było tu za dużych tłumów, a ceny nie były zbytnio wygórowane.
– Szkoda, że Oliver z nami nie poszedł. – Odezwał się Levi, gdy odchodzili od baru z zamówionym alkoholem.
– Chciałbyś ciągnąć go pijanego do domu?
– To byłby ten minus, ale z nim zawsze są jakieś śmieszne akcje. – Uśmiechnął się.
– W sumie racja.
Mężczyźni siedzieli przy stoliku powoli opróżniając kufle z piwem i oddając się rozmowom, gdy wraz z przybyciem kolejnych gości do lokalu oprócz świeżego powietrza do Liama doszedł jeszcze inny, znajomy zapach.
Zmarszczył brwi i zaczął delikatnie węszyć, obracając głowę i próbując dowiedzieć się, z której strony znajduje się źródło zapachu.
– Co jest? – Spytał luźno Levi, wycierając wierzchem dłoni pianę z piwa z górnej wargi.
– Czujesz to? – Nie był pewien czy może po prostu mu się coś nie wydawało.
Przyjaciel również zaczął węszyć, lecz widać było, że nie potrafi tak szybko jak Liam wyłapać tego konkretnego zapachu. Brunet zastanowił się przez chwilę o ile lepszy węch ma od pozostałych, a o ile jeszcze wrażliwszy ma sam Ethan.
W końcu jakby natrafił na odpowiedni trop. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
– Ci co przyszli to chyba myśliwi. Pewnie dla tego czujesz zwierzynę. – Odparł półszeptem.
– Ale oni nie mieli odstrzeliwać tylko dzików? – Zapytał lekko zbity z tropu.
– Tak, a co?
– Levi, ja ewidentnie czuje lisa.
Starszy zmarszczył brwi. Wstał i udał się do baru nieco okrężną drogą zaraz wracając, dwa razy mijając stolik trójki myśliwych.
– Ej, masz rację. Lisia krew. – Szepnął. – W okolicy lisy same nie padają. W lasach jest za dużo drapieżników i padlinożerców, które by się nim zajęły.
Wzrok Leviego stał się wrogi i nieprzyjemny. W takim nastroju Liam nie miał okazji go jeszcze widzieć.
– Może nie jestem aż tak przeciwny polowaniom jak Ethan, ale co do jednego się z nim zgadzam. Nie powinni w ogóle wchodzić na nasz teren. – Powiedział surowym tonem. – A jako, że tylko przy naszych granicach mogą bawić się bronią, to na pewno to był nasz lis.
Liam nie potrafił tego określić, ale również nie podobał mu się fakt obcych na ich terenie. Jakby to godziło w jakąś wilczą część, która była niezwykle terytorialna.
– Najwyraźniej nawet porządnie umyć się nie potrafią, prymitywy. – Burknął. – Poza tym ej, jak bardzo masz lepszy węch ode mnie, że tak szybko to zauważyłeś?! – Powiedział jakby nieco zazdrosny.
Liam tylko wzruszył ramionami, w duchu gdzieś ciesząc się z tego.
– Miejmy nadzieję, że długo nie będą tu siedzieć. Chętnie bym sobie z nimi pogadał. Ale nie tutaj. – Levi mówił nieco złowrogim tonem.
Brunet nieco obawiał się tego co jego przyjaciel może mieć na myśli, jednak zamierzał się go trzymać i przypilnować w razie potrzeby.
Rozmowy na temat myśliwych poszły w niepamięć. Skupili się na innych sprawach, a Leviego dodatkowo zainteresowała mocno jedna dziewczyna będąca z koleżanką dwa stoliki od nas.
– Pójdź do niej zagadać. – Podpuszczał go Liam. – Z twoją bajerą na pewno coś ci się uda ugrać.
– Dokończę piwo i pójdę. W razie czego nie obrazisz się jak będziesz musiał wracać sam do domu? – Wolał się upewnić.
– Levi, ty sobie żartujesz? Miłej zabawy.
Plany jednak uległy nagłej zmianie, kiedy grupa myśliwych wstała od stołu i zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Liam, wychodzimy. – Oznajmił twardo.
Młodszy zdziwił się, że porzucił pespektywę podbijania do dziewczyny dziewięć na dziesięć na rzecz tych neandertalczyków. Jednak ruszył za przyjacielem, gdy ten zaczął kierować się do wyjścia.
Mężczyźni szli za niczego nieświadomą grupą. Liam miał coraz gorsze przeczucia.
– Ej, a jesteś pewien, że to na pewno myśliwi, może z innego powodu, któryś pachnie lisem. – Starał się jakoś odwieźć przyjaciela od wyraźnie nieprzyjaznych zamiarów.
– Łatwo się o tym przekonać. – Uśmiechnął się. – Ale do ciebie należy zadanie dowiedzenia się, który ma krew na rękach, skoro masz tak dobry nochal.
Zbliżali się do przemieści, na których ruch był znacznie mniejszy. Levi przyspieszył, gdy grupa skręcili w uliczkę między starymi blokami. Starszy szybko rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kamer monitoringu.
– Ej, chłopaki! – Zawołał udając wesoły ton. – Mam wrażenie, że widziałem was ostatnio u Nathana Lionela? – Rzucił luźno.
Nieznajomi zatrzymali się i spojrzeli po sobie nieco zdezorientowani.
– Tak. – Odparł jeden z nich.
Liam poczuł lekkie uderzenie łokcia przyjaciela, który dawał mu znać by wziął się do roboty. Coraz bardziej obawiał się tego co Levi planował zrobić. Mimo wszystko zaczął dyskretnie węszyć, nie stojąc w miejscu, próbując zlokalizować, źródło tej smacznej woni.
– Tak mi się wydawało. To wy polujecie teraz w lasach na południu? Jak idzie?
Myśliwi jakby nieco się rozluźnili najwyraźniej sądząc, że mają do czynienia z jednym ze swoich.
– Nawet nie najgorzej. Dosyć dużo zwierzyny. Szkoda, że tylko tak duże limity narzuci w tym roku.
Liam miał wrażenie, że powietrze zrobiło się cięższe od gniewu Leviego.
– A nie mieliście polować tylko na dziki? – Spytał pseudoprzyjacielskim tonem. – Skąd w takim razie lis na waszym sumieniu? – Powiedział już znacznie twardszym tonem.
Wyglądali na zdziwionych, jednak żaden z nich nie zaprzeczał.
– A ty co, jeden z tych zielonych? – Prychnął jeden z mężczyzn. – Jednego lisa ci szkoda?
– Oj, chciałbyś byłbym tylko jednym z tych głupich zielonych. – Zaśmiał się.
Levi spojrzał na młodszego, a ten jedynie skinął głową. Bo w rzeczywistości ich aktualny rozmówca był tym, od którego woń lisiej krwi była najsilniejsza.
– Mamy zwycięzcę. – Mruknął.
Liam był w szoku, gdy po chwili usłyszał krótki warkot godny Ethana. Zaraz miał okazję widzieć jak przyjaciel rzuca się z pięściami na jednego z myśliwych. I w duchu cieszył się, że były to pieści a nie zęby.
Młodszemu nie dane było długo się zastanawiać. Gdy tylko widział poruszenie w pozostałej dwójce zaczął pilnować by przyjaciel nie oberwał od któregoś z nich, jednak osobiście nie za bardzo było mu w smak bicie się z jakimiś obcymi typkami. Starał się jedynie pilnować by pozostała dwójka mu za bardzo nie przeszkadzała.
Nadszedł jednak moment, w którym Liam czuł, że musi zainterweniować zanim w pakują się w bagno, z którego ciężko będzie im się wyplątać.
Odepchnął mężczyzn na bok, po czym zaczął ściągać z nieprzytomnego i zakrwawionego mężczyzny, warczącego Leviego.
Liam przyłożył dwa palce do jego szyi, by mieć pewność, że mężczyzn żyje, bo zapach, który czuł był niepokojący. Odetchnął z ulgą wyczuwając puls.
– Spadamy. – Szepnął i pociągnął przyjaciela.
Ruszyli biegiem. Levi szybko wyszedł na prowadzenia kierując ich w stronę lasu. Tam po chwili biegu zwolnili.
Levi z nadal nieprzyjazną miną pomachał chwilę ręką, najwyraźniej czując lekki ból po okładaniu myśliwego. Co to Liam ujrzał później, nieco nim wstrząsnęło. Levi najzwyczajniej w świecie podniósł dłoń do ust i zlizał krew z swoich knykci.
– Chuje. Niech tylko ich spotkam w lesie. – Mówił wyraźnie podenerwowany. – Liam, sorki, ale wracaj sam do domu. Ja się muszę chwilę przejść.
Brunet skinął głową. Po chwili zamiast Leviego widział odbiegającego od niego ciemnobrązowego wilka. Sam zaraz ruszył w stronę domu.
Gdy po chwili wędrówki chłód zaczął mu przeszkadzać przemienił się w wilka, by dalszą część drogi pokonać w tej postaci.
Niecałe dwa kilometry ode celu ujrzał kroczącego z boku białoszarego wilka. Jego widok nieco podniósł go na duchu.
– Myślałem, że wyszedłeś z Levim na miasto. – Powiedział, obrzucając go uważnym wzrokiem. – Coś się stało?
Liam był ciekaw czy rzeczywiście było tak to po nim widać, czy może po prostu czuł wszystko przez ich wieź? Czarny wilk usiadł, odkładając ubrania na bok.
– Powiedzmy, że wyjście nie skończyło się zbyt dobrze. – Odparł nieco wymijająco nie czując się na siłach by o tym opowiadać.
– Wszyscy przeżyli? – Zaskoczył młodszego tym pytaniem. – Czuję na tobie ludzką krew. – Odparł, widząc zdziwione spojrzenie młodszego.
– Tak, wszyscy żyją. Ale gdyby mnie przy Levim nie było to nie wiem czy obyłoby się bez trupów. – Stwierdził zgodnie z prawdą.
– Dzieciak ma charakterek. – Zaśmiał się lekko Ethan, co tylko wywołało nieprzychylny wzrok młodszego. – Swego czasu wdawał się często w bójki. Zresztą, jego przemiana też nie obyła się bez widowiska.
– Co masz na myśli?
Tak naprawdę Liam nie za dużo wiedział o przeszłości członków watahy. Każdy raczej żył tym co tu i teraz.
– Nie za bardzo znam się na tych ludzkich sprawach, ale miał na pieńku z tym... no... taka ludzka zła sfora.
– Gang?
– Chyba tak. Został przemieniony w ramach jakiś tam porachunków czy czegoś. Ale Levi nie pozostał im dłużny. Pozagryzał wszystkich z tego gangu czy czegoś. No, poza tym drugim wilkiem. Ten stwierdził, że swoje zrobił i się przeniósł, poza tym tak samo jak Levi. Po tak dużym zamieszaniu głupotą byłoby pozostawać na miejscu.
Młodszy nie spodziewał się takich rewelacji. Nigdy nie zastanawiał się też nad przeszłością Leviego czy innych. Przyjaciel zawsze wydawał mu się wulkanem pozytywnej energii. Nigdy nie widział go, żeby się na kogoś serio zdenerwował. Poza dzisiejszym dniem.
– A pozostali? – Dopytał Liam. – Też mają za sobą mroczną przeszłość?
– Nie rozmawiałeś z nimi o tym. – Trafnie zauważył.– W większości tak. Tylko Oliver jest rzeczywiście taki świętoszkowaty jak na razie ty, chociaż wiadomo jako wilk również w razie potrzeby potrafi swoje pokazać. No i wilczyca. Joel również zalicza się do... nazwijmy to świętoszkowatej trójki.
– Reszta ma ludzi na sumieniu.
– Jak się trochę pożyje to wpada się w różne sytuacje. Trzeba walczyć o przetrwanie. Ty albo oni. Wybór jest raczej prosty, a przynajmniej taki powinien być.
Liam westchnął ciężko, mając nadzieję nigdy nie będzie musiał wybierać pomiędzy własnym życiem, a czyimś. Nadal ciężko przychodziło mu zabicie zwierzęcia, a co dopiero jeśli miałby skrzywdzić człowieka.
– Idziesz ze mną do domu? – Spytał młodszy podnosząc się z ziemi.
– Nie chce mi się spać w łóżku. Może ty chodź ze mną do jaskini?
Obojgu nie uśmiechała się propozycja drugiego.
– Poleżę z tobą dopóki nie zaśniesz. – Ethan się złamał. – Ale nie chcę się przemieniać.
Mimo wszystko Liama ucieszyła ta propozycja. Z lekko merdającym ogonem szedł u boku starszego w stronę domu watahy.
– Jak bardzo twój węch jest lepszy od mojego?
– Liam, skąd mam wiedzieć. – Westchnął ciężko. – Na pewno mam bardziej wrażliwy nos i przede wszystkim wiem jak robić z niego użytek.
– Gdy byliśmy w barze, wyczułem na jednym z mężczyzn zapach lisiej krwi. Levi nie do końca to czuł.
– Bo on wilka w swojej krwi ma daleko. Jakiś wilk przemienił kogoś, ten przemienił kogoś i tak kilka osób i dopiero jest Levi. Ty jesteś najbardziej podobny do wilków z całej sfory. – Powiedział to niczym prawdziwy komplement.
Gdy dotarli pod dom, Liam się przemienił, a Ethan pozostał wilkiem. Młodszy się cieszył, że nie zastał Nathana w salonie. Wolał uniknąć pytań, dlaczego nie wraca z Levim, chociaż przeczuwał, że ich dzisiejszy wybryk nie pozostanie bez konsekwencji.
Bez słowa wraz z Ethanem udali się do swojego pokoju. Tam Liam przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Zaraz obok niego położył się białoszary wilk. Mężczyzna leżał czując jego sierść blisko siebie.
Przekręcił się lekko na bok, jedną rękę przerzucając przez cało wilka, dłoń zatapiając w gęstej sierści.
– Liam, wybierzemy się gdzieś razem? – Usłyszał nagle młodszy.
– Co masz na myśli?
– Chciałbyś się gdzieś z tobą przejść, ale... gdzieś dalej. – Próbował wyjaśnić. – Przeważnie kręcimy się w obrębie naszego terytorium. Chciałbym się przejść z tobą jakiś kawałek za nie.
Mężczyzna uśmiechnął się wtulając się nieco w ciało olbrzymiego wilka.
– Oczywiście.
Liam leżał, czując jak ogarnia go coraz większe zmęczenie.
Poranek nie należał do najlepszych. Pomimo, że Liam wczoraj nie wypił zbyt dużej ilości alkoholu to nieprzyjemne uczucie na żołądku trzymało się go jak przy porządnym kacu. Poza tym, a raczej przede wszystkim, łóżko było puste. Leżał w nim sam.
Nie czując presji Liam wyszedł z pokoju dopiero przed południem. Przywitał się z wszystkimi i dołączył do nich, siadając na narożniku i wpatrując się w oglądany film.
Levi pojawił się nieco później niż najmłodszy. Wyglądał równie źle co on, a złość jakby nadal nie do końca go opuściła. Nie odezwał się ani słowem, tylko usiadł na kanapie obok, postawą nie zachęcając nikogo do jakichkolwiek interakcji.
– Levi, Liam. Do mojego pokoju. Już. – Odezwał się Nathan zaraz po wejściu do domu.
Brunet poczuł nagle strach jak po powrocie mamy z wywiadówki. Podświadomie wiedział, że powodem wszystkiego jest finał ich wczorajszego wyjścia na miasto. Przecież nie mogło się obyć bez żadnych konsekwencji.
Oboje wywołani wstali i udali się za alfą do pokoju, który dzielił z Joelem. Drzwi ledwo się za nimi zamknęły, a oboje mogli poczuć na sobie wrogi i pełne rozczarowanie spojrzenie Nathana.
– Co to miało znaczyć?! Żądam wyjaśnień!
Liam milczał nie za bardzo wiedząc co właściwie miałby powiedzieć. Unikał wzrokiem starszego, ze skruchą patrząc w podłogę.
– Jeśli myślisz, że powiem, że żałuję pobicia tego dupka to chyba jesteś śmieszny. – Uniósł się Levi.
Wzrok Nathana całkowicie się zmienił. Jakby dopiero teraz do Leviego dotarł autorytet jaki miał przed sobą i nieco spokorniał.
– Zasłużył. – Dodał ciszej.
– Całe szczęście, że przeżył, ponieważ w przeciwnym razie mielibyśmy ogromne kłopoty.
– Skąd w ogóle wiesz, że to moja sprawka?
Levi nawet nie próbował przenieść części odpowiedzialności na młodszego. W pełni brał całą tą sytuację na siebie, wiedząc, że Liam tak właściwie nic złego nie zrobił.
– Pobieżny opis postaci i sytuacji mi wystarczył. Raczej te ekoświry, które z powodu polowań mogłyby mieć pretensje do tych gnojków, mają nieco bardziej pacyfistyczne podejście do życia.
– Nie powinno ich tu być i polują na inną zwierzynę.
– Tę sprawę zostaw mnie. Sam nie bierz się za wymierzanie sprawiedliwości!
Liam stał i przysłuchiwał się nerwowej wymianie zdań i tak czując się częściowo winny temu wszystkiemu. W końcu i on został zawołany na burę od alfy do osobnego pokoju.
I oczywiście o nim nie zapomniano. W końcu wzrok Nathana skupił się na najmłodszym.
– Mam nadzieję, że znalazłeś się po prostu w złym miejscu o złym czasie. – Powiedział alfa nieco łagodniejszym tonem. – Albo raczej patrząc na to, że jednak mężczyzna przeżył, to może lepiej, że tam byłeś. Znając Leviego, mogło się skończyć gorzej.
Te słowa nie stawiały drugiego oskarżonego w dobrym świetle. Liam zaczynał coraz bardziej wierzyć, że opowieść Ethana o Levim była prawdziwa.
– Liam, chcę mieć jasność, że zdajesz sobie sprawę z tego, że takie zachowanie nie jest przeze mnie pochwalane. – Oznajmił najstarszy, na co Liam natychmiast skinął potwierdzająco głową. – Nie pakuj się w żadne kłopoty. Dopóki myśliwi będą na naszym terenie sytuacja w sforze będzie nieco napięta, dlatego uważaj. – Ponownie skinął głową. – Idźcie. Levi, masz żółtą kartkę. Będę miał cię na oku. To wszystko.
Oboje wyszli z pokoju biorąc sobie do serca słowa alfy, a przynajmniej jeden z nich wziął je na poważnie.
Przez resztę dnia atmosfera w domu była nieco napięta. Liam czuł się jak skarcone szczenię, a Levi jak ukarany za nic buntowniczy nastolatek. Brunet w duchu liczył na to, że myśliwy szybko skończą te polowania i wszystko wróci do normy.
Liam przebrał się z roboczych ciuchów po skończonej robocie. Wychodząc z gospodarstwa obejrzał się za siebie na psa idącego za nim.
Mężczyzna cieszył się, że jego szef i gospodarz nie posiadał żadnego psa stróżującego, a jedynie same pasterskie. Te pierwsze raczej nie pozwoliłyby mu tu pracować, stanowiąc dla niego zagrożenie.
Kiedyś przechodził obok posesji, gdzie właściciel posiadał owczarka środkowoazjatyckiego. W tamtym momencie cieszył się, że płot był na tyle wysoki, że nie pozwolił psu na przeskoczenie go. Oczywiście nie wspominał o tym nikomu, a już na pewno nie Ethanowi, który wyśmiałby go za przestraszenie się jakiegoś tam psa.
Co jednak nie zmieniało faktu, że psy po zapachu bardziej identyfikowały go jako wilk niż człowiek. I jak takie zwykłe potrafiły to jeszcze jakoś przełknąć, nie rzucając nie na niego z zamiarem rozszarpania niebezpiecznego drapieżnika, tak jednak wszelkie stróżujące jakby pragnęły go unicestwić w obronie swojego dobytku.
Liam uśmiechnął się w stronę psa, który tylko położył uszy po sobie i nie spuszczał z niego oka, cały czas będąc do niego ustawionym frontalnie.
Ruszył w drogę do domu. Do pokonania miał kawałek polnej, a później leśnej drogi. Delikatny wiatr kołysał drzewami, a słońce grzało przyjemnie, powoli zmierzając ku zachodowi. Chociaż dzień coraz bardziej się wydłużał, wieczór nadal zapadał szybciej niż chciano.
Mężczyzna poczuł lekkie uczucie rozczarowania, gdy po przekroczeniu progu domu nie zobaczył Ethana, ani nie wyczuł jego obecności. Nie widział go tutaj już chyba od trzech dni.
– Widzieliście gdzieś Ethana? – Spytał obecnych, chcąc się zorientować w jakiej części lasów może go szukać.
– Nie widziałem go chyba od wczorajszego poranka. – Odezwał się Joel.
Pozostali jedynie skinęli głowami. Brunet westchnął ciężko, nieco zawiedziony.
– Nie wiem kiedy wrócę! – Oznajmił wychodząc z domu.
Gdy jego gołe ciało owiał chłodny wiatr szybko przemienił się w wilka. Cieszył się z tego, z jaką płynnością i lekkością już mu to przychodziło. Nie musiał już każdorazowo obawiać się bólu.
Liam nie zawył, by zlokalizować starszego. Zdawał sobie sprawę, że starszy chodzi ostatnio w niezbyt dobrym nastroju. Samodzielne znalezienie go na pewno przysporzy mu więcej radości niż takie pójście na łatwiznę.
Jako punkt odniesienia Liam obrał sobie leżę Ethana. Jednak zapach, który tam zastał sugerował, że właściciela nie było tu od rana.
Ruszył w drogę, licząc, że w końcu uda mu się złapać lepszy trop. Po kilkudziesięciu minutach w końcu natrafił na silniejszy zapach w okolicach strumienia. Ruszył jego śladem.
Liam szedł tropem Ethana, mając nadzieję, że w końcu się z nim zobaczy. Liczył na spędzenie trochę czasu tylko we dwoje.
Młodszy nieco się zaniepokoił, gdy poczuł wewnętrzną wściekłość. On sam nie miał powodu do nagłej zmiany nastroju, więc te emocje musiały należeć do starszego.
Przeszedł do kłusa chcąc szybciej znaleźć białoszarego wilka. Liam prychnął nieco, gdy nagle pojawiła się większa liczba nowych zapachów. Starał się skupić jedynie na tym starszego.
Szedł daje, lecz całe zbiorowisko zapachów również ciągnęło się w tę samą stronę. Poczuł lekkie ukłucie niepokoju. Które zapachy były pierwsze? Grupa ludzi szła pierwsza, a później tą samą drogą szedł Ethan? Czy może było na odwrót? Młodszy wytykał sobie, że nie umie tego rozróżnić.
Podniósł głowę do góry i zaczął się rozglądać, jednocześnie próbując zebrać więcej zapachu.
Skupił się na jednej woni i ponownie ruszył żwawym kłusem. Jego strach mieszał się z gniewem Ethana. Niebezpieczne połączenie.
Nagle wszystko zmieniło się w niezidentyfikowaną mieszankę uczuć. Liam zaczął się skradać widząc grupę ludzi i czując intensywny zapach Ethana, który prowadził w tatą stronę. Zmienił nieco kierunek marszu, zaczynając iść pod wiatr. Nauki starszego nie szły w las, a przynajmniej nie dosłownie.
Serce młodszego stanęło, a łapy ledwo utrzymały jego ciężar widząc terenowy samochód, obok którego znajdował się białoszary wilk stojący może piętnaście metrów od grupy myśliwych. Mimo to nie zatrzymał się, cały czas kierując się w stronę mężczyzny, który trzymał uniesioną broń.
Liam w tej chwili wykorzystywał wszystko to, czego nauczył się od starszego by pozostać niezauważonym.
Ethan stał wyprostowany z zjeżoną sierścią, warcząc donośnie. Młodszy był niemal pewny, że któryś z myśliwych mógł mieć pełne gacie, ponieważ zapach ich strachu był wyczuwalny z daleka. To jednak nie zmieniało faktu, że to jeden z nich miał w rękach broń.
Liam teraz miał tylko jeden cel.
Ethan stał nieruchomo uważnie analizując każdy najdrobniejszy ruch ludzi stojący przed nim. Czuł smród ich strachu, jednak broń skierowana w jego stronę nie pozwalała mu ich lekceważyć. Mimo beznadziejnej sytuacji nie spuszczał z tonu. To był jego teren, a ci pseudodrapieżnicy byli jedynie intruzami.
– Stary, zrób coś. – Odezwał się jeden z nich spiętym głosem.
– Ja pierdole, jaki wielki.
Ethan wytykał sobie, że dał im tak blisko podejść. Jednak oni też tego nie planowali. Był po przeciwnej stronie samochodu, gdy nadeszli. Gdy się zobaczyli, odległość była znacznie mniejsza niż ludzie by tego chcieli, lecz zbyt duża dla niego, bo nie umożliwiła mu skutecznego ataku. Obwiniał się o niewystarczającą czujność.
– Myślicie, że da się spłoszyć?
– Pojebało cię do reszty?! Ja się mrugnąć boję, a ty mówisz o płoszeniu go!
– Nie bądź baba.
Cała rozmowa toczyła się jednostajnym półszeptem, jak gdyby nie chcieli dodatkowo denerwować szczerzącego na nich kły wilka.
– Takim wielkim skurwysynem to się jeszcze nie mogę pochwalić. Jeszcze. – Mówił mężczyzna z bronią.
Wilczy warkot wezbrał na sile. Ethan uważnie obserwował jedynego człowieka mającego w ręku broń. Resztę kontrolował jedynie kątem oka.
Bursztynowe ślepia śledziły palec myśliwego, który zbliżał się do spustu. Szybko analizował w głowie czy bardziej skuteczny w tej sytuacji będzie unik czy atak.
Jednak życie postanowiło napisać jeszcze inny scenariusz. Gdy Ethan zauważył, jak w rękę trzymającą broń wgryza się czarny wilczy pysk postanowił działać.
W dwóch susach dotarł do myśliwych by następnie jednym sprawnym skokiem doskoczyć do szyi mężczyzny, który jeszcze chwilę wcześniej mierzył do niego bronią. Skupił się by za pierwszym razem wgryź się wystarczająco mocno by nie musieć później niczego żałować. Tchawica jednak gładko ustąpiła pod wpływem silnych wilczych szczęk.
– Uciekaj! – Krzyknął wpadając w Liama i zmuszając go do biegu. – Szybko!
Ethan słyszał później trzy strzały, lecz najważniejsze było dla niego, że młodszy cały czas biegł obok niego. Nie trafili. Chociaż tyle szczęścia w dzisiejszym dniu.
Białoszary wilk po kilku minutach wysunął się na prowadzenie. Kierował ich z dala od domu. Ostrożności nigdy za wiele. Po kilku kilometrach ciągłego biegu w końcu mogli zwolnić.
– Nic ci nie jest? Jesteś cały? – Dopytywał Ethan uważnym wzrokiem oglądając ciało młodszego.
Młodszy tylko pokręcił głową w odpowiedzi, a jemu spadł kamień z serca. Jednak wewnętrznie czuł jak roztrzęsiony był młodszy.
– Liam, spójrz na mnie. – Poprosił. – Liam!
W końcu ciemnobrązowe oczy podniosły się i spojrzały w te jego. Ethan starał się zachować spokój i przekazać go młodszemu. Bo przecież skoro dzielą się emocjami, to nie muszą tylko tymi negatywnymi, prawda?
Po chwili starszy zauważył, że jego próby przynoszą efekty. Oddech młodszego był spokojniejszy, a ciało nieco mniej spięte.
– Czy ten myśliwy... czy on... – Odezwał się z wyraźnie ściśniętym gardłem.
– Liam, posłuchaj mnie. Zabicie tego myśliwego to tylko moja sprawa. Ty jedynie uratowałeś mi życie. – Mówił, mając nadzieję, że młodszy to zrozumie. – Uratowałeś mi życie. – Powtórzył, zdając sobie sprawę z jak beznadziejnej sytuacji wybronił go młodszy.
Ethan podszedł do młodszego wciskając pysk w jego szyję. Tak bardzo się cieszył, że Liamowi nic się przy tym wszystkim nie stało.
– Chodź, przejdźmy się i napijmy.
Znajdowali się niedaleko strumienia. Białoszary wilk poprowadził ich w odpowiednią stronę. Po chwili oboje mogli zamoczyć łapy w zimnej wodzie i nieco się napić.
Las powoli pogrążał się w półmroku, zwiastując nadchodzącą noc. Brak słońca szybko obniżył temperaturę, lecz przez grubą sierść wilki niewiele odczuły tę różnicę.
– Chodźmy odpocząć. – Powiedział Ethan do młodszego zaczynając prowadzić ich do swojego leża.
Droga minęła im w milczeniu. Oboje nadal przeżywali zaistniałą sytuację, nie bardzo skupiając się na otoczeniu. Na szczęście cało i bez żadnych przygód udało im się dotrzeć na miejsce.
Liam położył się i zwinął w kłębek przy jednej ze ścian w głębi. Ethan położył się tuż obok niego, opierając na nim łeb. Czuł niepokój młodszego, lecz nie wiedział jak ma mu pomóc.
Gdy z wyjścia z jaskini widać było jedynie ciemność, pohukiwania sów przerwało donośne wilcze wycie.
– Leż tutaj. – Powiedział Ethen wstając z miejsca. – Niedługo wrócę.
W gruncie rzeczy Liam nie za bardzo miał ochotę się gdzieś ruszać, nawet jeśli to wycie alfy przerywało nocną ciszę. Był wdzięczny starszemu.
Białoszary wilk opuścił swoje leże kierując się w stronę nawołującego przyjaciela. Po chwili drogi mógł ujrzeć go biegnącego w jego stronę. Nieco się wyprostował i zjeżył sierść widząc zbyt pewną postawę brązowego wilka.
– Co się, do cholery stało?! – Odezwał się oburzonym tonem.
– Miło, że martwisz się, czy nic nam się nie stało. – Wytknął mu Ethan.
– Gdyby coś wam było, raczej dowiedziałbym się o tym wszystkim dużo wcześniej. Co się stało?!
– Zrobiłem co było konieczne Nath. I niczego nie żałuję. – Oznajmił pewnie.
– Twoja obecność w tym zamieszaniu jakoś mnie nie dziwi. Ale Liam? – Pokręcił łbem.
– On akurat znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, ze szczęściem dla mnie. Inaczej nie wiem czy nie byłbym na miejscu tego myśliwego.
Nathan patrzył na niego nadal nie mogąc uwierzyć w całą tą sytuację, jednak nieco spuszczając z tonu. Przecież to nie tak, że nie obchodziło go bezpieczeństwo jego przyjaciela i najmłodszego członka watahy.
– Nath, on do mnie mierzył. Liam go powstrzymał, a jak zadbałem o to by mimo wszystko dobrze i szybko się to wszystko skończyło. Nie mieliśmy innego wyjścia. Mnie nie bawi zabijanie innych dla samej zabawy.
Brązowy wilk milczał przez chwilę zastanawiając się nad ciężką sytuacją, w której się znaleźli.
– Ugryzł go. – Odezwał się w końcu.
– Za dużo czasu na namyślanie się nie miał. Po prostu działał. Odpuść mu Nath, proszę. I tak wystarczająco jest mu ciężko.
– Jak on się czuje?
– Kiepsko. Nadal niechętnie poluje dla jedzenia, a co dopiero bycie świadkiem... Sądzę, że potrzebuje trochę czasu by to przetrawić.
– Jasne. Zaopiekuj się nim. Ja postaram się załatwić sprawę tak, by się to na nas nie odbiło. Ale uważaj na polowaniach i ogóle na spacerach przez jakiś czas. Reszcie też to przekaże.
Przyjaciele pożegnali się, po czym rozeszli się w swoje strony. Nathan zamierzał dołożyć starać by nikomu do głowy nie przyszło mocniejsza ingerencja w ich wilcze życie. A Ethan chciał by młodszy jak najszybciej doszedł do siebie.
Gdy białoszary wilk wrócił do jaskini, Liam już spał. Ponownie położył się obok niego, mając zamiar zostać strażnikiem jego spokojnego snu.
Noc mijała, Ethan jak zawsze spał snem płytkim, będąc zawsze czujnym, a Liam walczył z nocnymi koszmarami.
Niestety dręczące go negatywne wizje były na tyle realne, że w końcu obudził się natychmiast wstając na cztery łapy i rozglądając się niespokojnie. Zauważając Ethana natychmiast się w niego wtulił na tyle, na ile pozwalało wilcze ciało.
– Już, spokojnie. – Starszy starał się go uspokoić.
Jednak młodszego nadal męczyła wizja z snu, gdzie dzisiejsze wydarzenia przebiegły całkiem inaczej. Tym razem on nie zdążył zareagować, za długo się wahał. W efekcie czego białoszary wilk skończył leżąc nieruchomo na ziemi, a całą grupa myśliwych skończyła między jego szczękami.
Tylko tym razem wcale nie było mu przykro. Po ujrzeniu martwego ciała starszego, wiedział, że wolałby rozszarpać wszystkich obecnych tam mężczyzn niż dopuścić do spełnienia tego koszmaru.
– Cieszę się, że nic ci nie jest Eth. – Powiedział w końcu, gdy emocje nieco opadły.
– Tylko dzięki tobie. – Starszy spojrzał na niego ciepło. – Chodźmy spać dalej. Jutro zabiorę cię na spacer. Jest kilka miejsc, które chciałbym ci pokazać.
Liam skinął łbem. Zaraz dwa wilki ponownie położyły się blisko siebie, tym razem zapadając w dużo spokojniejszy sen.
W tym czasie Nathan zdążył wrócić do domu. Zaraz po przemienieniu się w człowieka oblegli go pozostali członkowie watahy.
– Co się działo? To prawda co mówią w mieście? To robota Ethana, prawda? Kompletnie mu odwaliło. – Mieszały się głosy wszystkich.
– Nath? – Odezwał się Joel, a wszyscy pozostali zamilkli.
Sprawa nie była łatwa, bo w rzeczywistości pół miasta już mówiło o tym, że myśliwi zostali zaatakowani przez wilka, a jeden z nich zginął na miejscu.
– Tak, to Ethan. – Przyznał.
– Zgłupiał do reszty?!
– Tym razem muszę się wstawić po jego stronie.
– Co?!
Niektórzy wydawali się być zaskoczeni. Joel i Levi patrząc na niego w spokoju, oczekiwali dalszej części.
– Nie był sam. Razem z Liamem musieli się bronić. – Wyznał. – Postaram się trzymać całą sprawę z dala od naszych terenów, ale bądźcie bardziej czujni niż zawsze. Nie przemieniajcie się nie mając pewności, że nikogo dookoła nie ma. Będziemy musieli nieco ograniczyć nasze wilcze harce dopóki sprawa chociaż trochę nie przycichnie.
Wszyscy wydawali się rozumieć słowa alfy i trzymać tego co postanowił.
Joel podszedł do swojego partnera, obejmując go czule ramieniem.
– Chodź, odpocznij. Na pewno jesteś zmęczony. – Pociągnął go w stronę ich pokoju. – Jak się miewa Liam? – Dopytał ciszej.
– Ethan nad nim czuwa. Na pewno nie jest mu łatwo.
– Poradzi sobie.
Tak jak wszyscy. Będzie musiał. Jednak cieszył się, że Ethan był przy nim. Pomimo krótkiej znajomości między nimi naprawdę była jakaś więź i to nie tylko ta spowodowana ich związaniem ze sobą.
Zapowiadała się ciężka noc, jak i również kilka najbliższychdni.
______________________
No to się porobiło. Czy Liam postąpił słusznie, czy można to było inaczej rozegrać? Najważniejsze, że żaden z wilków nie został ranny. A myśliwi? Chyba sami się o to trochę prosili, mimo jasnych znaków, że nie są mile widziani w lesie.
Teraz miejmy nadzieję, że Liam szybko dojdzie do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top