Rozdział 16: Ma City

Od samego rana Liam chodził podekscytowany. Był ciekaw czy Ethan pamiętał o ich małej umowie. On dotrzymał swojej części, nawet jeśli starszy w międzyczasie starał mi się to utrudnić.

Szybko ruszył w stronę lasu, by jak najszybciej oddalić się od jednego domu i trafić do drugiego. W sumie już sam nie wiedział, który dom był tym prawdziwym. W tym w lesie czuł się lepiej. Byłem bliżej watahy. Ale jeszcze nie był gotowy się tam przeprowadzić na stałe.

Liam przemierzał las zaciągając szalik na nos. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, jednak nie zamierzał z tego powodu rezygnować. Będzie musiał bardziej zastanowić się nad tym jak spędzą czas, ponieważ spacer po dworze mógł stanowić tylko krótką atrakcję. W taką pogodę wolałby znaleźć się z nim w jakimś ogrzewanym pomieszczeniu.

Jest jeszcze jedna rzecz, która mogła wszystko zepsuć. A właściwie osoba – sam Ethan. Nie miał pojęcia jak mężczyzna zachowa się w mieście. Czy będzie spokojny, czy może agresywny? Wiedział, że w stanie zagrożenia byłby w stanie zaatakować człowieka i to z celem zabicia go. Na własnej skórze częściowo przetestował, że wystarczył zwykły głód, by do tego doprowadzić.

Po jego ciele przeszedł dreszcz na myśl o Ethanie jako mordercy. Ile zabójstw miał na swoim koncie? Levi mówił, że każdego to czeka. To znaczy, że pozostali również są mordercami? Mu z trudem przychodzi odebranie życia zwierzęciu, a co dopiero jak pomyśli o człowieku. Nie, nie będzie się tym teraz zadręczał. Chociaż nie może ukryć, że chciałby z kimś o tym porozmawiać.

Liam dotarł na miejsce. Przeszedł przez drzwi z szerokim uśmiechem na twarzy. Ku jego rozczarowaniu nikogo nie zastał. Westchnął ciężko. Teraz będzie musiał się rozebrać, by przemienić się w wilka i ich zawołać, a następnie z powrotem przemienić się w człowieka i ubrać. Dużo z tym wszystkim roboty...

Nie mniej jednak zrobił to co trzeba było, by ktokolwiek z watahy zjawił się w domu. Po wydaniu z siebie długiego wycia, wszedł do domu. Nie zamierzał bezczynnie czekać, dlatego postanowił przejrzeć szafę Ethana by zdecydować w co powinien się ubrać.

Wszyscy zjawili się, kiedy miał wstępnie wybraną stylizacje dla starszego. Wyszedł, mając nadzieję, że Ethan też się zjawił. Ucieszył się widząc go, jednak szybko uciekł wzrokiem, widząc go w samej bieliźnie.

Kolejny raz cieszył się, że Nathan postanowił postawić tam te komody z ubraniami. Patrzenie na pozostałych mężczyzn całkowicie pozbawionych jakichkolwiek ubrań nadal było dla niego dość krępujące. Może kiedyś się przyzwyczai, jednak na razie było to dla niego dość niezręczne.

– Ethan, chodź. – Odezwałem się podekscytowany.

On chyba jeszcze nie wie co go czeka. Niczego nieświadomy szatyn kierował się w stronę młodszego. Gdy tylko wszedł, wskazał na przygotowane ubranie, a on obrzucił młodszego pytającym spojrzeniem.

– Ubieraj się. Niedługo wychodzimy.

– Gdzie niby?

– Na miasto. – Odparł. – Już zapomniałeś? Ja spełniłem swoją część umowy. Teraz kolej na ciebie.

– Liam, daj spokój. – Próbował się wymigać.

– Ubieraj się. Jest chłodno, a nie chcę, żebyś się przeziębił.

– Nie mam żadnej kurtki ani butów. – Zauważył z lekkim uśmiechem. – Poza tym skarpetki są niewygodne, a buty pewnie jeszcze bardziej.

– Kurtkę pożyczymy od Davida, bo jest podobnego wzrostu, a buty kogoś też będą musiały pasować.

Liam widział jak na jego twarzy pojawia się grymas.

– Ubierz się, a ja idę wykombinować brakujące ciuchy.

Chłopak zostawił starszego samego, mając nadzieję, że gdy wróci on będzie już ubrany w to co mu przygotował. Będąc w salonie szybko rozejrzał się po zebranych.

– Levi, David. Mogę was prosić na chwilę?

Mężczyźni skinęli głowami, wstając i udając się ze nim na bok.

– Słuchajcie, jest taka sprawa. – Mówił przyciszonym głosem.– David, pożyczyłbyś mi jakąś kurtkę?

– Co? Dlaczego? – Spytał zdziwiony. – Moja będę na ciebie za mała. Nie lepiej byś pożyczył od Leviego?

– Tylko, że to nie dla mnie... Chciałem się przejść gdzieś dzisiaj z Ethanem, a on niema nic ciepłego, a dzisiaj jest dość chłodno.

Patrzał na starszego błagalnym wzrokiem. Wiedział, że za nim nie przepadał, jednak był najbliżej rozmiarowo, jeśli chodzi o ubrania. Chociaż Ethan był lepiej zbudowany od Davida, który był dość drobny, to jednak oboje mieli te nieco ponad metr siedemdziesiąt.

– Proszę.

– No dobra. – Burknął. – Coś jeszcze?

– Tak właściwie to potrzebne nam tylko jeszcze jakieś buty, ale nie wiem jaki ma rozmiar. Levi?

Mężczyzna powiedział swój rozmiar buta, który okazał się być nieco większy od jego.

– Najpierw sprawdzimy, jak pasują na niego moje, a później będziemy szukać mniejszego lub większego. – Zdecydował.

– Mniejszą nogę ma tylko Oli. Ale mogę pożyczyć Ethanowi jakąś czapkę i szalik, jeśli żadnej nie ma.

Jak Liam nie miał problemu by Eth nosił na sobie kurtkę czy ubrania Davida, tak myśl, że będzie nosił na sobie jakąś rzecz Lviego... Po prostu mu się to nie podobało.

Sam przed sobą nie chciał tego przyznać, ale chyba zaczął być trochę zazdrosny o starszego, jak zobaczył, że ta dwójka zaczyna lepiej się dogadywać.

Jednak chyba nie miał innego wyjścia. Nie chciał by starszy przez niego zachorował. Bo jak poważniejsze choroby chyba nie są dla nas problemem, tak przeziębienie wydaje mu się dość prawdopodobne.

– Dobrze. Dzięki.

Rozpoczęła się akcja szukania butów dla Ethana. Przecież nie pójdzie boso. Okazało się, że jego stopa jest niewiele mniejsza od tej Liama, jednak jego buty był dla niego za duże. Musieli w sprawę wtajemniczyć Olivera, który na szczęście zgodził się im pomóc.

Liam z wszystkimi rzeczami udał się do Ethana. Cieszył się, że starał się ograniczyć swoje marudzenie do minimum. Chociaż musiał przyznać, że trochę chciało mu się śmiać, gdy szatyn w końcu miał na swoich stopach buty.

– Niewygodnie. – Burknął. – Dziwnie. Jak wy możecie w tym chodzić?

– Jakoś dajemy radę. Uwierz, bez tego byłoby duże gorzej. To nie wilcze łapy tylko ludzkie stopy, buty muszą być.

Mężczyzna warknął niezadowolony. Liam chwycił odłożoną na bok kurtkę, czapkę i szalik.

– Dobra, ubierzemy się przed samym wyjściem, bo coś czuje, że nie wyjdziemy tak szybko jakbym chciał. – Stwierdził. – Chodźmy.

Przed wyjściem Ethan spróbował trochę pochodzić w butach, do których wyraźnie nie mógł się przyzwyczaić. W końcu jednak mogli opuścić jego pokój. Tak jak myślał, wzrok wszystkich skierował się na nas.

– Wychodzimy. W razie czego jestem cały czas pod telefonem.

– Długo was nie będzie? – Odezwał się Nathan głosem troskliwego opiekuna. – Daleko idziecie?

– Nie wiem. To będzie raczej dłuższy spacer. W razie czego będę dzwonić. – Zapewnił go.

Wolał nie ujawniać, że wybierają się do miasta. Z jakiś względów czuł, że to dość nieodpowiedzialny pomysł, lecz nie umiał z niego rezygnować.

– Dobrze. Bądźcie ostrożni.

Liam skinął głową. Stanęli przed wyjściem, a on pomógł Ethanowi się ubrać. Wyszli, gdy oboje byli gotowi na wyjście na dwór. Na zewnątrz owiał ich chłodny wiatr, przez co Liam naciągnął nieco szalik na twarz starszego.

– Jakby ci było zimno, to powiedz.

– Jest dobrze. – Zapewnił. – Liam, naprawdę musimy iść do miasta?

– Obiecałeś. – W pewnym sensie. – Poza tym nie bój się. Do niczego nie będę cię zmuszał. Zajdziemy tak daleko na ile dasz radę.

– Ja niczego się nie boję. – Burknął urażony.

Młodszy uśmiechnął się rozbawiony, jedynie kiwając głową. Ruszyli w stronę niewidocznego miasta. Na razie znajdowali się w środowisku znanym przez Ethana chyba na wylot. Był ciekaw jak zachowa się w nowym otoczeniu.

Podczas drogi młodszy mógł zaobserwować drobne zmiany w starszym. Wyglądało jakby jego pewność siebie z każdym metrem, zbliżającym nas do celu malała. Wypad na miasto naprawdę jest dla niego taki straszny? Nie chciał go aż tak stresować. Liam miał nadzieję, że ich wypad nie okaże się pomysłem, którego będzie żałował.

W końcu zaleźli się na granicy miasta i lasu. Staliśmy równo z linią drzew obserwując boczną drogę, oddaloną od nas o kilka metrów.

– Wszystko w porządku? – Spytał dla pewności.

– Nadal nie rozumiem, po co mam tam iść.

– Wycieczka krajoznawcza.

Starszy patrzał cały czas przed siebie, a on spoglądał w jego oczy. Po raz pierwszy zniknęła z nich pewność siebie, a zagościła w nich obawa. Widział jak jego szczęka zaciska się, gdy drogą przejechał samochód.

– Nic ci przy mnie nie grozi. – Zapewnił go, wsuwając rękę do kieszeni jego kurtki.

Liam chwycił jego dłoń, która szybko i mocno się zacisnęła. Ruszyli powoli do przodu. Prowadził ich jedynie po bocznych uliczkach. Cieszył się, z małego ruchu na drogach i na chodnikach. Za każdym razem, gdy mijał ich samochód, czułem jak Ethan się spinał. Z czasem nieco się uspokoił.

– Chodź, zobaczysz z bliska gdzie mieszkam.– Powiedział młodszy, zaczynając kierować ich w stronę domu.

Starszy przez cały czas rozglądał się dookoła, jakby wypatrując zagrożenia.

– Ethan, spokojnie, nic ci nie grozi. Jest środek dnia, nikt nas nie napadnie, czy nie zaatakuje. Możesz się trochę rozluźnić.

On jedynie prychnął pod nosem, mocniej ściskając rękę młodszego. Liam kciukiem pogładziłem wierzch jego dłoni. Po chwili ucisk zelżał, a mężczyzna nieco się uspokoił.

Spacerem dotarli pod dom młodszego. Stanął przed bramą, pokazując budynek starszemu.

– Mały.

– Mały? – Zdziwił się.

– Z daleka wydawał się większy.

– To nasz domek w głębi lasu jest ogromny. Poza tym ten jest wyższy, dlatego zajmuje mniej powierzchni.

– Co wy widzicie takiego w mieszkaniu tutaj? Małe przestrzenie ograniczone betonem.

No tak, to nie może się równać z jego lasem.

– Jakoś dajemy radę. – Odpowiedział. – Później tutaj przyjdziemy, co ty na to? Chwilę posiedzimy u mnie.

– Jak chcesz. To ty dzisiaj dowodzisz.

Liam uśmiechnął się na te słowa.

– Ethan, wszystko w porządku? Dajesz radę, czy może chcesz już wracać?

Wolał go zapytać. Nie chciał go do niczego zmuszać, a to już i tak musiało być dla niego naprawdę wiele. Z pewnej strony Liam był z niego dumny, że w ogóle udało mu się wejść do miasta.

– Tak, jest dobrze.

– Większy tłum będzie dla ciebie problemem?

– Raczej nie, jadłem.

Młodszy otworzył usta, ale nie miał pojęcia jak na to odpowiedzieć. Wszystkie myśli pozostawił dla siebie i skierował ich w stronę centrum. W czasie drogi rozłączył ich dłonie, by nieco poluźnić szalik na jego szyi. Robiło się coraz cieplej.

– Tak właściwie to gdzie idziemy? – Spytał, nie przestając dyskretnie się rozglądać.

– Najpierw krótki spacer po parku, a później myślałem o jakiejś kawiarni albo centrum handlowe.

Mini centrum handlowe, bo do tych prawdziwych, w większych miastach to się nawet nie umywało.

– Centrum handlowe? – Spytał zdziwiony.

– To taki...

– Wiem co to. – Odparł lekko urażony. – Nie rozumiem po co mielibyśmy tam iść.

– Po prostu posiedzieć i porozmawiać. Popatrzeć na to co się dzieje.

Starszy wywrócił oczami. Mężczyźni szli idąc ramię w ramię. Powoli wkraczali w sam środek miasta. Tu zaczynał się robić ruch. Zarówno na chodnikach było coraz więcej ludzi, jak i na ulicy samochodów.

Powiedzieć, że Ethan czuł się nieswojo byłoby niedopowiedzeniem. To nie było jego środowisko. Betonowy labirynt i tyle. Nawet samo powietrze było tutaj całkiem inne.. Już nie wspominając o tych wszystkich zapachach i hałasach. Śmierdziało tu.

Ethan spoglądał z bliska na wszystko na co miał okazję patrzeć niemal jedynie na oglądanych filmach. W tedy go to nie zachwycało i teraz również. Cieszył się, że nie jest człowiekiem i nie musiał się wychowywać w tak brudnym i chłodnym środowisku.

– Czekaj. Stój. – Powiedział nagle. – Czerwone, nie można iść. Musisz uważać na światła. Na zielonym możesz przechodzić. Jak są pasy na drodze, a nie ma przy nich świateł, to musisz się rozejrzeć czy nic nie jedzie i dopiero możesz przejść na drugą stronę.

Wymyślają jak chronić życie, które wcześniej sami sobie skomplikowali. Kto to widział bym rozglądał się w lesie, czy mogę przejść z jednego fragmentu, do drugiego. Oni muszą sobie nawet komplikować przechodzenie z jednej strony na drugą. Ograniczają sobie drogi do wąskich betonowych pasów.

W końcu sygnalizacja zmieniła światło na zielone światło i mogli przejść na drugą stronę. Znowu kroczyli wąskimi wytyczonymi ścieżkami.

– Jesteśmy w parku. Latem jest tu dużo ładniej. Całkiem inaczej by to też wyglądało, gdyby chociaż leżał tu śnieg.

Obecny widok nie zachwycał. Jednak na pewno przy życiu między betonem, skrawek zieleni mógł być wybawieniem. Teraz jednak był jedynie nieco zgniłą trawą i gołymi drzewami. Jednak nawet w takim miejscu trzymaliśmy się wyznaczonych ścieżek. A gdzie jakaś wolność albo swoboda?

– Eth, byłeś już kiedyś w mieście?

Nie spojrzał na niego.

– Kilka razy, gdy byłem jeszcze młody.

– Co masz na myśli młody? Wiesz, w gruncie rzeczy jesteś dość stary, więc...

Starszy obrzucił go niezadowolonym spojrzeniem. Jeszcze będzie mi wypominał wiek!

– Raz może rodzice zabrali mnie, gdy byłem jeszcze szczenięciem. Później byłem kilka razy jakoś przed dwudziestym piątym rokiem życia, a dalej to już naprawdę okazjonalnie.

Starszy nie patrzał na Liama, lecz kątem oka widział zmianę w jego twarzy. Miał nadzieję, że na jego żadna nie zaszła. Nie powinna. Nie chciał tego.

– W tedy wszystko musiało wyglądać całkiem inaczej. A teraz ci się podoba?

– Nie. – Odparł krótko.

– Ale zachowujesz się lepiej niż sądziłem. – Powiedział zadowolony.

– Czego się spodziewałeś? Że będę się trząsł jak galareta, czy może rzucił się na kogoś z zębami?

– Tak mniej więcej coś pomiędzy tym.

Ethan westchnął ciężko. Za kogo on go miał? Może i wolałby już dawno znaleźć się między dobrze znanymi mu drzewami, jednak przecież nie jestem tchórzem. Nawet jeśli kilka rzeczy wyglądało przerażająco.

– Ale na początku trochę trzęsłeś portkami. – Nie przestawał mówić.

– Coś ci się chyba przywidziało.

Na twarzy chłopaka zagościł wesoły uśmiech, który trochę się udzielił starszemu. Dawno nie widział go tak zadowolonego. Dziwił się, że zabranie go do miasta sprawiało mu aż taką radość. Mu przynosiło jedynie stres.

Wilk w ludzkim ciele kroczył ostrożnie, dając się kierować Liamowi. Nie miał pojęcia gdzie ich prowadzi, ani jak on się w tym wszystkim odnajduje. Wszystkie ulice i budynki wyglądały podobnie. Drogę przebywali w ciszy, podczas której Ethan uważnie rozglądał się dookoła.

W końcu znaleźli się przed ogromnym budynkiem. Wyróżniał się wyglądem od pozostałych. W ciągu chwili przez drzwi, które same się otwierały, wchodziła i wychodziła cała masa ludzi.

– Tam idziemy? – Spytał niepewnie.

– Jasne. Chyba, że tchórzysz? – Spytał prowokująco.

– Sam tchórzysz. – Burknął szatyn.

Trzymając się blisko jego boku, kroczył w stronę dziwnych bezdotykowych drzwi. Nieco się spiął, przechodząc przez nie. Nie robiły one na nim pozytywnego wrażenia. Otworzył szeroko oczy, widząc ilość ludzi będących w środku.

– Jak można z własnej woli cisnąć się na tak małej przestrzeni w tyle osób? – Mruknął.

Już wie skąd im się wziął ten zwyczaj zamykania zwierząt w klatkach, pomyślał Ethan. Jednak, to że oni lubią cisnąć się razem w jakimś budynku, nie oznacza, że my lubimy to samo. Coraz bardziej cieszył się, że nie należy do tego świata.

– Pękasz? – Usłyszał przy uchu.

Starszy prychnął, obrzucając go gniewnym spojrzenie.

– Rozbierz się, bo zaraz się zgrzejesz.

Młodszemu już zaczynało się robić ciepło. Ethan zaczął się męczyć z ściąganiem kurtki z siebie. Liam szybko zdecydował się mu pomóc stwierdzając, że starszy nie robi tego wystarczająco sprawnie i szybko. Szatyn był mu za to wdzięczny.

Trzymając to wszystko w ręku, szedł blisko przy Liamie. Mimo że nie chciał się do tego przyznawać, jego pewność siebie gdzieś uciekła i ustąpiła miejsca niepewności. Dlaczego w tedy mogł trzymać jego rękę, a teraz zdawała się być poza moim zasięgiem? Bał się sam ją chwycić, mimo że wtedy poczułby się o wiele lepiej.

Trzymał się blisko niego, bojąc się, że straci go z oczu. Nie wiedział czy w takim wypadku martwiłby się bardziej o niego czy o siebie.

– Jechałeś kiedyś windą? – Spytał lekko się śmiejąc.

– Co?

Ethan spojrzał zaniepokojony na coś przed czymś się zatrzymali. Było całe ze szkła, więc zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz można było wszystko i wszystkich widzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że jest się tam zamkniętym i ściśniętym z obcymi osobnikami. Wśród wilków byłoby to niedopuszczalne.

– Liam, nie. – Starszemu nie podobał się ten pomysł.

– Będzie dobrze. – Zapewnił go.

– Liam! – Chwycił jego rękaw, chcąc go zatrzymać.

Chłopak zatrzymał się, spoglądając na niego spokojnym wzrokiem.

– Chodź. – Powiedział, chwytając jego dłoń.

Pociągnął starszego w stronę windy. Drzwi same otworzyły się, wypuszczając z środka osoby. Młodszy zaczął ciągnąć go w stronę wejścia do szklanej klatki. Ethana otaczali obcy ludzie, odcinając drogę ucieczki. Nim się obejrzał, znajdował się w środku, a drzwi powoli się zamykały.

Winda drgnęła, a on razem z nią. Wkleił się w bok młodszego, bacznie obserwując wszystkich dookoła, wyszukując potencjalnego zagrożenia. Zapach wszystkich mieszał się ze sobą w ciasnej przestrzeni. Jednak wszyscy zdawali się nie zwracać na siebie uwagi.

Co z nimi nie tak?! Poza tym zauważył, że jedyną dominującą osobą był tu on. Reszta znajdowała się wyraźnie na dole hierarchii. Ogólnie większość mijanych wcześniej osób zdawała się być na niskiej pozycji. Gdzie są jakieś dominujące jednostki?

Ethan cieszył się, gdy w końcu drzwi się otworzyły, wypuszczając ich stamtąd. Poczuł się dużo lepiej, gdy nie otaczali go obcy. Znaleźli się na wyższym piętrze.

– Dzielnie to zniosłeś. – Pochwalił go.

Ethan spojrzał na niego z wyrzutem. Liam tylko uśmiechnął się do niego zawadiacko, po czym ruszył dalej. Starszy natychmiast do niego dołączył.

W czasie drogi zaczął mu się uważnie przyglądać. Widać było w nim więcej pewności siebie niż zazwyczaj. On zawsze taki jest tylko nie dawaliśmy mu szansy się wykazać? Poza tym to bycie wilkiem jeszcze jest dla niego nowe.

Jeśli to rzeczywiście on, to będzie czekało ich w sforze trochę spięć. Liam może nieświadomie chcieć się pchać na wyższą pozycję w hierarchii. Ethan nie sądził, by zagrażał mu czy Nathanowi, jednak jeśli będzie chciał przewyższyć Davida, to ten się tak łatwo nie da.

– Wpatrujesz się we mnie? – Odezwał się nagle zadowolony.

– Co? Nie! Zamyśliłem się.

– Mhm. – Mruknął z dziwnym uśmieszkiem.

Zachowujesz się inaczej Liam, pomyślał. Podobała mu się ta bardziej pewna siebie wersja młodszego, chociaż ta codzienna nieśmiała i urocza, a zarazem lekko zadziorna jest również fajna.

Ethan odetchnął z ulgą, gdy w końcu zatrzymali się w miejscu.

– Siadaj. – Powiedział, przystając przy jakimś stoliku.

Szatyn odłożył kurtkę na bok, podobnie jak Liam, po czym usiedli na wysokich krzesłach. Za stolikiem, przy którym siedzieli, znajdowała się jakaś barierka, a za nią duża przestrzeń – otwór, przez który widzieli ludzi na niższym piętrze.

– Dobrze sobie radzisz. – Stwierdził młodszy, spoglądając na ethana z zadowoleniem.

– Bo co? Bo jeszcze nie rzuciłem się na nikogo?

– Między innymi.

Starszy wywrócił oczami, zerkając w dół. Była tam przestrzeń, gdzie bawiły się ludzkie szczenięta. Takie niezbyt małe, ale jeszcze nie duże. Umiały chodzić i chyba nawet potrafiły coś mówić. Obserwował ich zabawę, nie mając ochoty w tej chwili rozmawiać z Liamem.

Przyglądał się jak dwójka szczeniąt zaczyna się szarpać i przepychać. Nagle podbiegły do nich dwie kobiety, rozdzielając ich, a następnie dając reprymendę. Przypatrywał się temu w konsternacji, nie za bardzo to rozumiejąc.

– Na co się tak dziwisz? – Odezwał się rozbawiony.

– Dlaczego one ich rozdzieliły? – Spytałem szczerze zdziwiony.

– Bo zaczęli się bić.

– No i co z tego? Przecież to tylko zabawa. Szczenięta tylko tak się bawią.

– Ale to nie są szczenięta, zauważ.

– To jak w przyszłości mają umieć się bronić bez takiego niewinnego treningu za młodu?

Młodszy tylko pokręcił rozbawiony głową. Ethan nie rozumiał o co młodszemu chodziło. Dla niego było to nielogiczne, by zabraniać takich zabaw. Interweniować można było, gdyby któreś za bardzo przesadzało, a to były niewinne przepychanki. Co oni za świat chcą tworzyć? Nic dziwnego, że dookoła same uległe osobniki bez krzty poczucia dominacji.

– Mało do mnie pisałeś.

– Hm? – Starszy odwrócił się w jego stronę.

– Myślałem, że będziesz więcej do mnie pisał, podczas mojej nieobecności.

– Nie chciałem ci przeszkadzać. – Odparł.

– Nie przeszkadzałbyś. Jakbym w danej chwili nie mógł odpisać, to zrobiłbym to później. Pisz do mnie o każdej porze dnia i nocy. A jeśli chcesz zadzwonić, to rób to nie wcześniej niż wieczorem. Możesz nawet w środku nocy. Wtedy zawszę od ciebie odbiorę.

Ethan postarał się to zapamiętać. Od rana do wieczora wiadomości, a później może dzwonić i na pewno odbierze.

– Częściej byś do nas wpadał, a nie...

– Niedługo po nowym roku trochę odpuszczę z pracą. Po tym biorę krótki urlop i...

Starszy wpatrywał się w niego, oczekując dalszej części. Dlaczego tak nagle przerwał?

– I?!

– I będę chciał się do was wprowadzić na stałe.

– To fajnie. – Odparł krótko.

Odwrócił się od młodszego, udając, że na coś patrzy, dopiero wtedy pozwalając sobie na uśmiech. W końcu będzie z watahą.

– Tylko nie wiem, który pokój miałbym zająć. Ciebie ciągle nie ma, więc byłoby tak jakbym miał go sam. A gdybym mieszkał u Leviego, to chociaż miałbym z kim na wieczór porozmawiać.

Ethan obrócił się, spoglądając na chłopaka. Widział pojawiający się na jego twarzy zadowolony uśmiech. Dał mu się podpuścić.

– Mieszkaj sobie z kim chcesz. – Burknął. – W razie czego będę miał więcej miejsca na łóżku.

Zapadła cisza. Co jakiś czas Ethan czuł się obserwowany przez młodszego, lecz starał się nie zwracać na to większej uwagi. Spoglądał w dół, obserwując mijających się ludzi. W ogóle nie zwracali uwagi na otoczenie. Czuli się tacy bezpieczni, a zarazem silni i pewni swego. Aroganccy głupcy.

Liam przyglądał mu się Ethanowi. Wyglądał na zamyślonego. Ciekawiło go co tam się rodziło w jego wilczej główce. Nadal trochę ciężko było mu uwierzyć, że ma przed sobą Ethana człowieka, a nie Ethana wilka. I nawet pomimo tego, że to przez niego jest teraz wilkiem, nie umiał go nie lubić. Zniszczył mu jego dotychczasowe życie, lecz tak naprawdę nie miał nic do stracenia. W tym wypadku, dzięki niemu zyskał dodatkowe lata życia.

– Ethan? – Młodszy postanowił się w końcu odezwać.

– Tak?

– Tak właściwie dlaczego byłeś na mnie zły w zeszłym tygodniu i dlaczego spałeś na kanapie? – Spytał ostrożnie.

Starszy warknął pod nosem, a na jego twarzy pojawił się grymas. Czekałem cierpliwie, cały czas licząc na odpowiedź.

– Przyszedłeś do mojego łóżka śmierdząc alkoholem i tym karyplem. – Powiedział wściekle pod nosem.

Poczuł jak jego serce mocniej zabiło. Czy my coś? Nie, nie z Davidem. Chociaż tak naprawdę nie pamiętał ich powrotu do domu. Zresztą, podobnie jak David i reszta.

Nawet jeśli coś było, to żadne z nas nic nie pamięta. Poza tym to nie mogło być nic więcej poza zwykłymi przytulankami. David po alkoholu strasznie się do niego kleił, tyle jeszcze był wstanie zauważyć, jednak był niemal pewien, że między nimi do niczego poważniejszego nie doszło.

– I tylko dlatego byłeś na mnie zły? – Dopytywał, nie mogąc zbytnio w to uwierzyć. – Coś jeszcze musiało się stać. Poza tym jak wylądowałeś na kanapie?

– Wierciłeś się w nocy, nie dało się spać przy tobie. Już wolałem położyć się na kanapie.

Młodszy zdziwił się, że Ethan poszedł spać na kanapę, podczas gdy tak naprawdę mógł go stamtąd po prostu wygonić. Może i z każdym dniem ten pokój był bardziej ich niż tylko jego, jednak nadal przede wszystkim należał on do starszego.

– Tylko tyle?

– Tak. – Odparł, a jego policzki lekko się zarumieniły.

Coś przede nim ukrywał. Liam nie miał pomysłu co mógł wyprawiać po pijaki, bo mogło być to niemal wszystko. Cóż, teraz z niego tego nie wyciągnę. Jednak to musiało być coś interesującego, skoro się zarumienił. Liam pragnął znać odpowiedź.

Ethan natomiast nie rozumiał jak można doprowadzić się to takiego stanu, że nie pamięta się tego, co się robiło.

Ponowna cisza trwała długo. Starszy nie przerywał swych obserwacji.

– I co? Chyba nie jest tak źle. – Młodszy odezwał się ponownie.

Ktoś tu chyba nie umie wysiedzieć w ciszy, zaśmiał się w duchu.

– Może i nie. Ale interesująco też nie jest.

– Interesująco może się zacząć, dopiero gdy nie będziesz taki spięty. Nie będę cię od razu rzucał na głęboką wodę. Ciekawe rzeczy będziemy oglądać i robić, dopiero jak się nieco oswoisz z miastem.

– Czekaj. Ty chcesz mnie tu jeszcze kiedyś zaciągnąć? – Spojrzał na niego zdziwiony.

On chyba śni, że mu na to pozwolę, Ethan zapierał się w myślach.

– Oj przestań. – Powiedział lekceważąco. – Zobaczysz, jeszcze ci się to spodoba. Ja polubiłem bieganie po lesie jako wilk, a ty polubisz chodzenie z nami na imprezy.

Szatyn spojrzał na niego jak na idiotę. Bieganie po lesie to całkiem co innego. Może i prawdziwe imprezy widział tylko na ekranie telewizora, jednak nie wydawało mu się to niczym ciekawym.

– Ty w ogóle kiedyś piłeś alkohol?

– Nie. – Burknął, czując się przy tym jakby było to coś złego.

– To trzeba będzie w najbliższym czasie jakoś to zmienić.

Przez pewien Ethan czas myślał, że jego towarzystwo źle wpłynie na młodszego. Przecież to on zawsze był ten złym i niedobrym wilkiem. Tymczasem powoli zaczynał mieć wrażenie, że to młodszy zaczyna sprowadzać go na złą drogę.

Jak można było jednocześnie być tak niewinnym dzieckiem, by nawet nie móc upolować sobie czegoś do jedzenia, a jednocześnie wydawać się tak złym, przebiegłym, mówiąc o tym wszystkim, jak o planach przejęcia władzy nad miastem?

– Nad czym tak myślisz? – Liam odezwał się z wesołym uśmieszkiem.

Nad twoją dwojaką naturą i nad tym, która z nich jest bardziej prawdziwa, szczera odpowiedź padła jedynie w jego myślach.

– Nad niczym szczególnym.

– Słuchaj, Nathan i Joel długo są razem? – Zmienił nagle temat.

Ethan spojrzał na młodszego, lecz nie umiał wyczytać nic z jego wyrazu twarzy.

– Długo. – Odpowiedział, nie umiejąc podać konkretnej liczby. – Zanim Joel został wilkiem znali się chyba z dziesięć lata czy coś koło tego.

– Nathan go przemienił?

– Tak. W większości wypadków to są przypadkowe sytuacje jak u ciebie. Można powiedzieć, że nikt nie garnie się do tego.

Na twarzy młodszego pojawił się chwilowo smutny wyraz.

– A Joel z Nathanem chcieli mieć dla siebie więcej niż kilkanaście lub kilkadziesiąt ludzkich lat. Przemienił go, a później związał ze sobą.

– Związał? – Spytał marszcząc brwi.

Ethan westchnął ciężko, mając dosyć tych tłumaczeń. Oni mu w ogóle cokolwiek wyjaśniali?

– Niektórzy w to wierzą, niektórzy nie. – Zaznaczył. – Coś jak te ludzkie związania w pary na całe życie. To u nas też jest coś takiego, że wilki łączą się nierozerwalną więzią na całe życie. Na was też to chyba działa.

– Nierozerwalną jak ludzkie małżeństwa, gdzie rozwodów jest więcej niż nowych małżeństw? – Prychnął sceptycznie chłopak.

– Nie. Podobno naprawdę nierozerwalną. – Uświadomił go. – Ale zdania na temat prawdziwości tego są podzielone. My, wilki, łączyliśmy się raz i na zawsze. Na was chyba również to działa. Mówi się, że związani są w stanie dzielić ze sobą nawet emocje. – Tłumaczył z obojętną miną. – Można wierzyć Nathanowi, że tak jest, ewentualnie przekonać się na własnej skórze.

– Nie znasz nikogo poza Nathan i Joelem, którzy się ze sobą związali?

– Moi rodzice byli ze sobą związani. U nas to norma, że łączy się w pary raz na całe życie. Ale nie dopytywałem ich o szczegóły, za młody byłem by mnie to interesowało.

Wzruszył ramionami, a Liam chwilowo zamilkł, przyglądając się ludziom pod nimi.

– Idziemy stąd? – Zaproponował. – Mieliśmy jeszcze zajść do mnie do domu. Pokaże ci swój pokój.

Starszy wzruszył ramionami, zaczynają wstawać z krzesła. Co prawda musiał niemal z niego ze skoczyć. Już nie wiedział czy to on naprawdę jest taki niski, czy te krzesło wyjątkowo wysokie. Chwycił kurtkę śmierdzącą Davidem i ruszył za młodszym.

Na jego twarzy pojawił się grymas, widząc windę, do której zmierzali. Tym razem postanowił nie marudzić i zachować wszelkie uwagi dla siebie. Jazdę do góry przeżył, to i z tą w dół sobie jakoś poradzę.

Tym razem na szczęście było nieco mniej osób. Mimo wszystko i tak poczuł dużą ulgę, gdy z niej wysiedli.

– Naprawdę nie ma innego sposobu, żeby przejść z piętra na piętro?

– Jest.

– Co?! – Spojrzał na niego zdziwiony. – To dlaczego zmusiłeś mnie do pojechania windą?!

– Bo się jej bałeś. – Odparł zadowolony z siebie.

– Ja niczego się nie boję. Nienawidzę cię. – Powiedział, odwracając od niego wzrok.

– No już się tak nie dąsaj. Więcej windą nie będziemy jeździć. – Starał się go jakoś uspokoić.

Szli razem w milczeniu. Po minięciu drzwi, które się same otwierały, znowu znaleźli się na zewnątrz. Odetchnął głęboko, jednak po części zaraz tego pożałował. Gdzie to świeże powietrze, które znał? Był niemal pewien, że ciągłe oddychanie takim czymś nie jest zdrowe.

Kierowali się w stronę domu Liama, który na szczęście znajdował się blisko lasu, jednak dalej niż by wolał Ethan. Szli tą samą drogą, jednak ruch na ulicach był już nieco większy.

W końcu dotarli pod budynek, który wcześniej pokazywał Ethanowi. Dwupiętrowy domek ogrodzony płotem. Ludzi, którzy mają szansę mieszkać w takich domkach, a nie w wysokich blokach, powinni bardziej walczyć o kawałek zieleni, a nie godzić się na tak małe jego skrawki.

Młodszy przepuścił go jako pierwszego przez bramkę. Przed samymi drzwiami poczuł dziwny niepokój. Nie wiedział czego się spodziewać. Ktoś tam będzie? Przecież chyba nie mieszkał tu sam. Po chwili Liam pociągnął go do środka, a droga ucieczki zamknęła się za nim z cichym trzaskiem.

– Liam? Już wróciłeś? – Usłyszałem kobiety głos.

Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się młoda dziewczyna. Spoglądała na nich nieco zaskoczonym, lecz ciekawskim spojrzeniem wąskich oczu.

– Ja tyko na chwilę, zapomniałem czegoś z pokoju. – Jego wzrok padł nagle na starszego. – To mój przyjaciel Ethan.

– Przyjaciel? – Spytała z dziwnym uśmiechem.

Liam nagle się spiął i zaczął dziwnie wymachiwać rękami, jakby nie chciał kontynuować tematu.

– Pracujemy razem. – Powiedział jakby chcąc ukrócić rozmowy.

– Monica. – Przedstawiła się wyciągając dłoń w stronę niższego z mężczyzn.

– Ethan. – Odparł niepewnie i delikatnie ściskając jej dłoń.

Chłopak dał znak, by starszy poszedł za nim. Zaniknęli za drzwiami na parterze niedaleko schodów.

Ethan obrzucał go wymownym spojrzeniem, będąc ciekaw co jego znajoma miała na myśli i dlaczego tak się spiął.

– Rozbierz się lepiej trochę, bo się zaraz zgrzejesz. – Burknął.

Ethan prychnął pod nosem, ściągając z siebie kurtkę. Jak bardzo mam się rozebrać? To pytanie przemknęło mu przez głowę, gdy zauważył dwuznaczność jego wypowiedzi. Pozostawił to jednak bez komentarza.

Szatyn usiadł na brzegu łóżka, przyglądając się pomieszczeniu. Na ścianach wisiały coś jakby obrazy, na regałach było pełno różnokolorowych książek. Pokój wydawał się mieć jakiś charakter, zdradzał część upodobań. Jego w tym wypadku zdawał się być całkowicie bezosobowy, mało ciekawy. W takim pokoju o wiele bardziej chciało się przebywać.

– Nadal wydajesz się być spięty. – Usłyszał nagle gdzieś za sobą głos młodszego.

Poczuł, jak materac ugina się pod jego ciężarem, a następnie jego dłonie znalazły się na ramionach starszego. Ethan zmarszczył brwi, odwracając się w stronę chłopaka.

– Siedź spokojnie i się rozluźnij. Na stare lata zmarszczek dostaniesz jak będziesz się tak ciągle gniewać i denerwować.

Spojrzał na niego spode łba. Bardzo śmieszne... Usiadł prosto, pozwalając mu robić to co robił. Na początku nie podobało mu się ten cały masaż, lecz z czasem zaczynało być to całkiem znośne i dosyć uspokajające.

– No widzisz, nie lepiej?

Milczał, pozwalając się masować. Przymknął lekko oczy, uśmiechając się delikatnie. To było naprawdę miłe. Rozkoszowanie się tą chwilą przerwało nagłe pociągnięcie mnie w tył. Czułem jak jego ręce przyciskają go do materaca. Warknął pod nosem, od razu wyrywając się i nieco zamieniając ich pozycje. Siedział na nim, unieruchamiając jego ręce tuż nad jego głową.

– Nie próbuj nade mną dominować. – Ostrzegł. – Jestem wyżej w hierarchii od ciebie i nie dam ci tego zmienić.

Chłopak leżał nieruchomo pod straszym.

– Wcale nie próbuje. Po prostu lubię cię drażnić.

Ethan spoglądał na chłopaka. Jego włosy, które nadal były w kolorze ciemnego blondu, rozsypywały się po pościeli, a ciemnobrązowe oczy spoglądały na jakiś element twarzy starszego. Nagle poczułem ogromne zakłopotanie. Puścił jego ręce, wyprostowując się.

– Dlaczego doprowadzasz do takich sytuacji? – Spytał nieco zirytowany Ethan.

– Jakich? – Odparł nieco prowokująco. – Poza tym one nie są wyłącznie z mojej winy.

– Takich... Trudnych do określenia.

Szatyn zdawał sobie sprawę, że młodszy wie o jego problemie z rozróżnieniem i dopasowaniem niektórych zachowań. A szczególnie, jeśli chodzi o niego, lecz nie wiedział czy akurat z tego zdawał sobie sprawę. Zastanawiał się czy dla niego sprawa między nimi była o wiele prostsza?

Ethan ponownie spojrzał na młodszego, który spoglądał na niego z dołu. Podobała mi się nawet ta perspektywa.

– Eth, możesz... um... zejść już ze mnie?

Spytał, uciekając na moment od niego wzrokiem.

– A co, jeśli powiem, że nie chcę? – Sam nie wierzył, że to powiedział.

Widocznie go zaskoczył, bo jego oczy ponownie wylądowały na Ethanie, a policzki stały się nieco różowe. Widział jak przełyka ślinę, a oddech staje się nieco cięższy, chociaż starał się to ukryć.

– Proszę, zejdź.

Zrobił to o co poprosił, przeciągając te chwilę. Mężczyzna usiadł po drugiej stronie łóżka. Liam w tym czasie nadal leżał, mając przymknięte oczy i oddychając głęboko. Głupi szczeniak.

Długo nie zagrzali miejsca w pokoju Liama. Zaraz po tej dość dwuznacznej sytuacji ruszyli w stronę lasu, chcąc uniknąć kolejnych nieporozumień.

Liam nie usłyszał od Ethana żadnego słowa. Szedł jakby obrażony na cały świat. Starał się zastanowić, czym mógł go tym razem zdenerwować, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Ta specyficzna w pokoju sytuacja nie mogła być tego podwodem.

Kroczyli w milczeniu. Widział wyraźną ulgę na jego twarzy, gdy w końcu znaleźli się między drzewami.

– Po co mnie tam zabierałeś? – Odezwała się w końcu naburmuszona wilcza księżniczka. – Nie ma mowy bym więcej tam poszedł.

Co go nagle wzięło?! Jeszcze jakiś czas temu nie wyglądałeś na takiego zniechęconego miastem. Naprawdę przestawał go rozumieć. Pokręcił jedynie głową.

Gdy doszliśmy do domu, zaczął bez słowa się rozbierać.

– Dzięki za kurtkę. – Burknął nim zamknął się w pokoju.

– Ej, a mi już za buty to nie podziękował! – Oburzył się Oliver.

– Co się stało? – Dopytał Nathan.

Liam wzruszył ramionami. Rozebrał się i dołączył do reszty, siadając na kanapie..

– Nie mam pojęcia. Do pewnego momentu było dobrze. Nie był bardziej zrzędliwy niż zawsze. A pod sam koniec coś go ugryzło i przez całą drogę się do mnie nie odzywał.

– Gdzie byliście? – Odezwał cię ciekawsko Levi.

Młodszy milczał, zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć. Liczył, że ten temat po prostu zostanie mu odpuszczony.

– Liam, możemy porozmawiać? – Spytał alfa.

No to się przeliczył. Skinął głową, bo nie miał dobrej wymówi by odmówić. Starszy wstał, a on zrobił to samo. Po chwili wpuścił go do pokoju, który dzielił z Joelem, zamykając za nimi drzwi.

– Wszystko w porządku? Gdzie byliście?

Milczał, zaczynając uważać nasz wypad za coś naprawdę złego.

– Liam, zrozum. Ethan bywa nieprzewidywalny, a wiedząc, gdzie byliście, może będziemy w stanie uniknąć jakiś niepotrzebnych spięć.

– Byliśmy w... – Nie mogłem z siebie tego wydusić. – W mieście.

– Co?

Jego ton był nadal łagodny, a młodszy mimo to nieco skulił się w sobie. Czy tak działał autorytet alfy? Unikał jego wzroku, bojąc się, że zobaczy tam karcące spojrzenie.

– Naprawdę? – Powiedział, jakby nadal niedowierzając. – Tam byliście przez ten cały czas?

– Tak.

– Jak było? Jak się zachowywał?

Jego ton, który i tak przez cały czas był spokojny, jakby nieco zelżał. Liam przestał się czuć winny, a przynajmniej nieco mniej.

– Myślałem, że nie da rady i po kilku minutach będziemy się już z powrotem cofać się do lasu. Jednak on naprawdę dał radę. Przez cały czas był spięty, momentami nawet nieco zdezorientowany, cały czas czujny, jakby zaraz miał go ktoś zaatakować, ale mimo wszystko spokojny.

– Kiedyś próbowałem go na to namówić, lecz odpuściłem.

– A ja wziąłem go z zaskoczenia. – Przyznał cicho.

Starszy uśmiechnął się wesoło, patrząc w stronę ściany, za którą znajdował się pokój Ethana.

– To nie jest tak, że nie cieszę się, że udało ci się zaciągnąć go do miasta. – Westchnął jakby z wewnętrznym dylematem. – Jestem naprawdę pod wrażeniem. Tylko znam go i wiem jakie to mogło mieć konsekwencje. To było nieodpowiedzialne z twojej strony. – Upomniał go. – Na niego trzeba patrzeć trochę inaczej. Wiesz, które to owczarki belgijskie malinois?

Liam pokręcił przecząco głową.

– Kolorystycznie podobne do Leviego. Te psy wykorzystuje się często w wojsku. Ale ja nie o tym. Chodzi mi o to, że belgi to psy mocno popędowe, o silnym instynkcie. To wyobraź sobie takiego psa tylko o wiele większego, mocniejszego i z totalnie schrzanioną socjalizacją. Trochę jak tykająca bomba bez czasomierza. Wolałbym po prostu, żebyś mnie ostrzegał o tego typu wyjściach.

Liam skinął głową na znak, że zrozumiał.

– Eh, może jeszcze wróci ET, którego znałem.

– Hm?

Młodszy bardzo ciekaw, co przez to miał na myśli.

– Kiedyś Ethan był całkiem inny. – Nathan uśmiechnął się wyraźnie na to wspomnienie. – Później zaczął dziczeć. Izolował się od wszystkich, z roku na rok stawał się coraz bardziej wilkiem, którym zresztą przecież jest. Jednak to wykraczało poza normę. – Pokręcił głową. – Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc, że powoli wszystko wraca do normy.

Liam był niezwykle ciekaw jaki Ethan był kiedyś. Nie mógł sobie wyobrazić go całkowicie bez tej gburowatej i odpychającej strony.

– Chyba sam go trochę zaniedbałem i pozwalałem się stoczyć. Powinienem zachowywać się wobec niego bardziej pewnie. Nie wiem czy uwierzysz, ale gdy się poznaliśmy był całkiem innym wilkiem. Wesoły, chętny do zabaw, towarzystwa, ciągle się uśmiechał. Całkowite przeciwieństwo tego gbura, którego teraz mamy okazję oglądać. – Zaśmiał się.

– Co się stało?

Nikt nie zmienia się z radosnego wilczka w zgnuśniałego samotnika od tak.

– Pasmo nieszczęśliwych zdarzeń. Za dużo nieszczęśliwych wydarzeń na raz zwaliło mu się na głowę. Nieważne. Staraj się go o to nie wypytywać, bo znając życie tylko się zezłości, a niczego i tak się nie dowiesz.

Zapadła chwila ciszy.

– Więc nie jesteś na mnie zły, za to, że wybraliśmy się do miasta?

– Nie, chociaż może powinienem. – Powiedział, uśmiechając się do młodszego spokojnie. – Ale uważaj na niego, bo łatwo się denerwuje i czasami najpierw robi, a dopiero później myśli.

Skinąłem głową na znak, że zrozumiał. Już kilka razy dzisiejszego dnia usłyszał coś, co nie wiedział jak odebrać. Co by się działo, gdyby Ethan nie był najedzony?

– Może przejdźmy się wszyscy na spacer do lasu? Przy okazji Ethan będzie miał chwilę na uspokojenie.

– Chętnie.

Wyszli z pokoju. W salonie trwała żwawa rozmowa, której nie przerwało nawet ich wejście. Dyskusja pełną parą.

– Chłopaki, idziemy na spacer!

Liam zaśmiał się pod nosem, wyobrażając sobie jakby mówił to do stada psów. Wszyscy jednak ochoczo wstali, zmierzając w stronę drzwi. Zaraz zaczęli zmieniać się w ponad metrowe wilki, wesoło merdając ogonami.

Alfa ruszył, a reszta za nimi. Kroczyłem blisko Leviego oraz Davida, który wyjątkowo się do nas dołączył. Przeważnie trzymał się gdzieś z przodu.

– To jak, gdzie byliście? – Dopytywał Levi.

Młodszy naprawdę myślał, że ten temat miał już za sobą.

– Nigdzie. Zwykły spacer.

– Daj spokój. Gdyby to był zwykły spacer, nie unikałbyś tak odpowiedzi, a Nath nie wziąłby cię na rozmowę.

– I z nim już na ten temat rozmawiałem.

– Levi, odpuść mu. – Warknął David, stając po stronie młodszego.

Brązowy wilk jęknął zawiedziony, lecz już nie zadręczał go pytaniami.

Początkowo był to naprawdę zwykły spacer, później zaczęłysię zabawy. Ganiali się po lesie, podgryzając zaczepnie. Liam naprawdę dobrzeczuł się w tym ciele, niemal tak jak w ludzkiej skórze. Na razie nie umiałmyśleć o byciu wilkiem, jak o jakimś przekleństwie. No, może jedynie obecnadieta mu nie do końca opowiadała, a szczególnie to zapotrzebowanie na świeżemięso. Poza tym zyskał całkiem wiele na tej zmianie w jego życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top