41.

Wyczesałam go, wcześniej schładzając nogi po tak wielkiej dawce wysiłku, wyczyściłam kopyta, nakarmiłam oraz rozczesałam grzywę wraz z ogonem. Rubin w końcu przypominał normalnego kona i tak się zachowywał. Cieszyłam się, że wrócił do mnie, a ja do niego, bo to naprawdę mogło źle się skończyć, gdyby dzisiaj od nowa mi nie zaufał. Nie chciałam, aby skończyć jako tania karma dla psów, bo bądźmy szczerzy, ale to by się z nim stało, gdybym nie zaczęła działać. 

- Tęskniłam za tobą. - wyszeptałam, wtulając policzek w jego ciepłą szyję. Pił spokojnie wodę, a ja zaplatałam mu grzywę, chcąc stworzyć koreczki, które pasowały do niego i wyglądał w nich strasznie uroczo. Zarżał cicho w odpowiedzi, co uznałam za końskie 'ja za tobą też'. Uśmiechnęłam się lekko, wracając do zaplatania. Gdy wszystko było gotowe przypatrzyłam się efektom swojej pracy i postanowiłam się przejechać. Nikogo nadal nie było w domu, poza tym potrzebowałam pobyć w osobności. Musiałam sobie przemyśleć pewne sprawy, a przejażdżka była idealnym pomysłem. 

Wyszłam z boksu, kierując się do siodlarni. Zrezygnowana zabrałam siodło i uzdę Bajki, mając nadzieje, że nie będzie mi mieć tego za złe, bo te należące do ogiera były brudne, a nie chciałam przekładać przejażdżki na później. Osiodłałam sprawnie srokacza, zdając sobie sprawę, że niczego nie zapomniałam, po czym wsiadłam na jego grzbiet, zebrałam wodzę i poprawiłam się w siodle. Czułam pewnego rodzaju ekscytację, gdy opuszczałam rancho. Przyśpieszyłam niemal od razu, przy okazji unikając gałęzi i twardego podłoża. Nie byłam pewna, czy utrzymam się na górze przy szybszym tempie, jak stęp, ale dałam sobie radę nawet w galopie. To było jak z jazdą na rowerze, jeśli raz się nauczysz, to nie zapomnisz tego przez całe życie. 

***

- Wow, ty naprawdę to zrobiłaś. Przełamałaś się. - Red spojrzała na mnie z dumą, a potem przytuliła, co szybko odwzajemniłam. Potrzebowałam ich, aby móc zapomnieć, ale wiedziałam, że to nie będzie takie proste, jakie wydaje się być. 

- Tak, w końcu się udało. - uśmiechnęłam się szeroko, gładząc srokacza po pysku. - Nie było łatwo, bo w ogóle nie chciał współpracować, ale jednak odnaleźliśmy swój nowy stary język. - dodałam, podsuwając mu miętusa.

- To kiedy wybieramy się na przejażdżkę? - uśmiechnęła się szeroko, gdy szłyśmy powoli w kierunku domu, aby spędzić ten wieczór razem. Potrzebowałam się jej wygadać, komukolwiek, aby znowu nie dusić w sobie tego wszystkiego, bo to nie było zdrowe. Ufałam Red w stu procentach, poza tym ona była jedną z nielicznych osób, po których możemy spodziewać się, że nie wygadają naszych problemów. 

- Kiedy chcesz. - odwzajemniłam gest, zamykając za nią drzwi. - Wszędzie lepiej niż w jednym domu z Victorią. - dodałam, śmiejąc się cicho, gdy wchodziłyśmy na górę. 

- Akurat tu się z tobą zgodzę. - stwierdziła, wchodząc do pokoju. Opadła na łóżko, podczas gdy ja zabrałam laptopa z szafki nocnej, uruchamiając go. - Ruszyłabyś się zrobić herbaty. - przyznała, przytulając do brzucha jedną z moich poduszek. 

- Co ja służąca? - uniosłam brew, jednocześnie śmiejąc się cicho. - Ale pójdę. Jaką chcesz?

- Taką, jak zawsze. - odpowiedziała, dobierając się do laptopa. - Idź knypku i nie zawiedź mnie. - dodała, przez co prychnęłam cicho, a potem zaśmiałam się, znikając za drzwiami. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top