91; rozdział
21/30
Nathan stęknął głośno, spuszczając się w chłopaku, leżącym pod nim.
Brendan w końcu zebrał się w sobie i wybrał się do domu Shelly'ego. Wypadałoby sobie to wszystko wyjaśnić, zadzwonił dzwonkiem i cierpliwie czekał.
-Ja pierdolę- westchnął. Pocałował chłopaka w łopatkę- Zaczekaj tu skarbie- wyskoczył z łóżka i ubrał bokserki.
Nie potrafił ustać spokojnie w miejscu, co chwila przestępował z jednej nogi, na drugą. A może powinien był zadzwonić wcześniej? Po chwili zszedł na dół i otworzył drzwi. Uniósł brwi, widząc Brendana.
-Cześć - przywitał się po chwili Murray.
-Cześć- powiedział chłodno. Oparł się o framugę drzwi.
-Możemy porozmawiać? Chyba, że przeszkadzam... powiedz to sobie pójdę - mruknął.
-A mamy o czym?- mruknął.
-Chciałem to wszystko wyjaśnić, przeprosić... ale chyba nie masz na to ochoty - spuścił wzrok.
-Więc słucham, co masz ciekawego do powiedzenia?- założył dłonie na piersi.
-Jest mi cholernie głupio za to, że wtedy tak po prostu zniknąłem... ale dobrze wiesz co się wydarzyło, nie umiałem sobie z tym wszystkim poradzić, a teraz, chciałbym to wszystko naprawić...
-I na pewno jesteś u właściwej osoby?- prychnął- Tomlinson mieszka kilka ulic dalej.
-Przyszedłem do Ciebie... z nim wszystko wyjaśniłem i mi wybaczył, jesteśmy przyjaciółmi... - wyjaśnił mu.
-I czego ode mnie oczekujesz?
-Chciałbym się jakoś dogadać... tęsknię za Tobą, wiesz?
-Trzy ostatnie miesiące miałeś mnie w dupie- zaśmiał się głucho- a nie czekaj, w dupie miałeś mnie pół roku temu, w łóżku Louisa- rzucił złośliwie.
-Nath... wiesz dobrze, że to naprawę wiele dla mnie znaczyło, nie żałowałem tego nigdy, nawet teraz - szepnął.
-Pierdolenie- zadrwił- Od początku żałowałeś, że go zdradziłeś, nigdy byś mnie nie wybrał.
-Gdybym wtedy wiedział, podjął bym inną decyzję, to Ciebie do cholery kocham, nie jego...
-No co tak długo skarbie... - po chwili pojawił się chłopak, wtulając w Shelly'ego.
Zacisnął usta w wąską kreskę.
- Wracaj Mike do łóżka- szepnął- zaraz wrócę.
-Chyba przeszkadzam, wybacz... gdybym wiedział to nie przychodziłbym i nie zawracał Ci głowy - szepnął, już chciał zrezygnować i odejść.
-Obiecujesz, że szybko się go stąd pozbędziesz? - wymruczał.
-Tak, a teraz znikaj- pogonił chłopaka i spojrzał na Brendana- chyba nie myślałeś, że będę czekać wiecznie...
-Oczywiście, że nie... ale też nie sądziłem, że już... no wiesz - plątał się w swoich słowach - Szczęścia, ja po prostu pójdę...
-Nie jest moim chłopakiem- powiedział po chwili- tylko raczej chwilową zabawką, nie pierwszą i pewnie nie ostatnią.
-Ja też nią byłem? - prychnął - Te kilka miesięcy temu...
-Nie- mruknął- potrzebowałem tych "zabawek"-zrobił cudzysłowie w powietrzu- żeby zapomnieć o tobie.
-A teraz? Nadal chcesz o mnie zapomnieć? Czy już to zrobiłeś...
-O tobie się nie da zapomnieć dzieciaku- westchnął.
-Więc przestań to robić... jeśli nie dla siebie, to dla mnie... - poprosił.
Przyciągnął go za kołnierz blisko swoich ust.
-O 9 w parku- mruknął- Nie spóźnij się- puścił go.
-W porządku... - mruknął, czując szybko bijące serce - Tylko my?
-Tylko- westchnął.
-Tęskniłem... tak bardzo - westchnął.
-Nie było tego widać.
-Byłem głupim, naiwnym idiotą - mruknął - Mogę mieć prośbę... zanim pójdę?
-Jaką?
-Zamknij na chwilę oczy albo obiecaj, że zrobisz to o co Cię poproszę...
Przewrócił oczami, by po chwili zasłonić tęczówki powiekami.
To znaczy, że mu ufał. Delikatnie, po cichutku przysunął się zdecydowanie bliżej. Nie wiedział co nim kierowało, ale delikatnie musnął jego wargi.
Przyciągnął go bliżej siebie, dociskając do ściany. Westchnął zadowolony, pogłębiając. Odsunął się po chwili.
-Czekaj na mnie przy fontannie.
-Będę, obiecuję - jeszcze krótko musnął jego usta, a zaraz po tym z delikatnym uśmiechem zniknął.
Nathaniel wrócił do domu. I całe jego postanowienie chuj strzelił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top