59; rozdział

19/20

Zayn po wymianie zdań z Liamem, postanowił naprawdę wziąć się w garść, poszedł do ukochanego, siadając obok niego.

-Możemy porozmawiać? - zapytał niepewnie, może mu przeszkadza...

-Mm?- Odłożył telefon.

-Chodzi o to co się ostatnio z Tobą dzieje... - zagryzł wargę.

-Liam cię nasłał- westchnął.

-Nie, ja po prostu zaczyna się martwić Lou... wszyscy już zauważają, że coś jest nie tak...

-Nie wróciłem do tego gówna- westchnął.

-Czyli... już kiedyś miałeś z tym problemy?

-Jakiś czas temu- mruknął- ale byłem na odwyku,.

-I nie zrobisz tego znowu, prawda? - zapytał, wtulając się w niego.

-Zayn, to tylko marihuana- westchnął, obejmując go ramieniem- Palę od czasu do czasu, ale to kontroluję...

-Kontrolujesz? A jeśli pewnego dnia Ci się nie uda? Nie chcę Cię stracić - szepnął.

-Po prostu trochę ostatnio mam problemy- mruknął- ale naprawdę mam to pod kontrolą- wciągnął go na swoje kolana okrakiem.

-Problemy? Dlaczego nic mi nie mówiłeś... przecież wiesz, że Ci pomogę...

-Brendan się odezwał.

-Czego chciał? - spiął się na wspomnienie o chłopaku.

-Przeprosić, wyjaśnić- westchnął.

-A ty? Wierzysz mu? Rozmawiałeś z nim? - zagryzł nerwowo wargę.

-Pisałem- pociągnął za jego wargę.

-I chcesz do niego wrócić? - szepnął niepewnie.

Wstał i posadził go na barierce, stając między jego nogami. Oplótł go nogami wokół bioder, a ręce splótł za szyją. Bał się, że spadnie.

-Nie chcę, nie ma nikogo lepszego od ciebie, wiesz?- wsunął dłonie za jego bieliznę, ściskając pośladki. Musnął jego wargi.

-Kocham Cię Lou - sapnął, odwzajemniając pieszczotę.

-Co powiesz na seks na balkonie?- mruknął cicho, zaczynając całować jego szyję.

-Tego jeszcze nie próbowaliśmy - odchylił głowę, pozwalając mu na pieszczoty.

Zdjął jego koszulkę.

-Przerwij mi, jeśli nie chcesz- zassał się na jego sutku.

-Nie mam zamiaru... przez ciążę jestem cholernie napalony... mimo, że to dopiero początek - westchnął, wplątując palce w jego kosmyki.

Przeniósł się na drugi, dłonią rozpinając jego spodnie.

-Boże skarbie - wyszeptał, ciągnąc za końcówki.

Wsunął dłoń w bokserki, pocierając go.

-Zaraz wszyscy w koło nas usłyszą - mruknął.

-Nas?- zachichotał i postawił go na podłodze, zdejmując spodnie i bieliznę

-Tak - dodatkowo skinął głową, w końcu pozbył się koszulki Louisa.

Rozpiął swoje spodnie.

-Odwróć się kochanie i wypnij- westchnął, muskając jego wargi.

-Przelecisz mnie, prawda? - wyszeptał, od razu wykonując jego prośbę.

-Chcesz tego- mruknął, zaciskając palce na jego biodrze i przyciągnął jego tyłek bliżej.

-Nawet nie wiesz jak bardzo - poruszył się niespokojnie.

Wyciągnął swojego kutasa i wszedł w niego jednym pewnym ruchem. Jęknął głośno, zaciskając mocniej dłonie na poręczy.

-Kochasz to- westchnął, od razu zaczynając się poruszać.

-Zdecydowanie tak...

Dosyć szybko się poruszał, trafiając w jego prostatę.

-Kurwa... - wyrwało mu się, teraz już na pewno go słyszeli.

-Taki głośny- westchnął, pieprząc go coraz szybciej.

-Tylko dla Ciebie - odpowiedział z trudem składając zdanie.

-Będziesz mnie ssać?- mruknął- chcę dojść w twoich ustach- sapnął do jego ucha.

-Będę - wystękał.

-Wiem, że będziesz- mruknął, wzmacniając ruchy.

-Mogę nawet teraz - wypchnął lekko biodra w tył.

-Najpierw masz dojść w moja rękę, rozumiesz?- Złapał jego członka.

-Tak - wyjąkał.

-Jeden dzień podrzucimy Freddiego mojej mamie- westchnął- Będę cię pieprzył do nieprzytomności.

-Ja pierdole... - niekontrolowanie spuścił się w jego dłoń, a przy tym zaciskając na męskości szatyna.

Stęknął głośno, wysuwając się.

Zayn na drżących nogach, odwrócił się przodem do ukochanego, z trudem klękając przed nim.

-W porządku?- mruknął.

-Tak... po prostu to było tak cholernie dobrze - szepnął, wsuwając go sobie w usta. Zassał się na główce.

Stęknął, wplątując palce w jego włosy.

Dorzucił do zabawy język, drażniąc szczelinkę językiem.

Jęknął głośno, dochodząc.

-Kocham cię-szepnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top