34; rodział

4/10

Niall westchnął odkładając wszystko na bok. Jeśli ten próbował go tylko wyciągnąć z pomieszczenia to będzie zły. W końcu się pojawił i głośno pisnął widząc Payne'a w domu.

-Cześć- zaśmiał się cicho.

-Liam - w jednej chwili poczuł łzy radości w oczach. Rozpłakał się jak dziecko...

-Zostawię was- mruknął Shawn.

-Oh już nie płacz blondi- zachichotał, zgarniając go w ramiona.

-Nie potrafię - mocno się w niego wtulił.

-Chciałeś pogadać- westchnął- Więc jestem.

-Najpierw to ja muszę Cię tulić tak długo żeby nadrobić ten czas... - wyszeptał, nie puszczając go ani odrobinę.

-Niall- mruknął-Obaj jesteśmy w związkach, pamiętasz?

-Przepraszam - zrobiło mu się głupio. Odsunął się od ciała chłopaka - chcesz coś do picia?

-Nie, dziękuję- westchnął- o czym chciałeś pogadać?

-O Tobie... o nas, o dziecku... chciałem przeprosić za to jakim idiotą byłem...

-Zaręczyłeś się ze swoim chłopakiem- westchnął- to w porządku, wiesz? Po prostu mogłeś powiedzieć wcześniej-westchnął- Bo leciałem tu wtedy na darmo...

-Liam... nigdy nie lecisz tutaj na darmo - westchnął, delikatnie się do niego zbliżając. Nie chciał by Mendes słyszał.

Spojrzał na niego.

-Kazałeś mi wybrać wtedy- powiedział- Powiedziałem, że nie wybiorę ciebie, skoro nie wiem czy ty nie wybierzesz mnie... Kazałeś mi wybrać. Ty nie wybrałeś. Kiedy ja zrezygnowałem z niego, okazało się, że jednak wybrałeś Niall. Nie mnie...

-Zamknij się lepiej... - mruknął, przyciskając go lekko do pobliskiej ściany - To Ciebie kochałem, kocham i będę kochał - wymruczał.

-Bierzesz ślub z nim- mruknął- Daj spokój Niall, jesteś w ciąży, hormony ci szaleją. Ja ci dziecka nie mogłem dać, więc trzymaj się go.

-Liam... ten maluch jest Twój... może to dziwne, ale odkąd tutaj jesteś on dosłownie szaleje tam we mnie... - wyjaśnił - daj rękę...

Westchnął i podał mu dłoń.

Horan uniósł koszulkę w górę, przykładając ją go swojego brzuszka.

-Masz okazję przywitać się z maluszkiem... - musi mu koniecznie dać zdjęcie usg, które udało mu się zachować.

-Cześć maluchu- mruknął Payne- nie skrzywdź za bardzo tatusia, wiesz?- zabrał dłoń- Powinienem już pójść Nialll.

-Liam... jeśli nie dla mnie, to zostań jeszcze chwilę dla niego... poza tym chciałem Ci coś dać - czuł jak szklą mu się oczy.

Westchnął.

-Wieczorem muszę być na lotnisku, a chciałem jeszcze wstąpić do Lou.

-Wracasz już? Mogę Cię chociaż odprowadzić do niego?

-Z tego co mówił Shawn macie niedługo badania- odsunął się delikatnie od niego- Oh właśnie, mam coś dla was.- Wyciągnął z kieszeni małe pudełko. Były tam splecione dwa wisiorki z imionami Nialla i Shawna- Nie będzie mnie na ślubie, więc daję to już dzisiaj...- podał mu zapakowany prezent.

-Liam... - rozpłakał się, szybko poszedł do komody, gdzie z szufladki wyciągnął kopię zdjęcia, wrócił do Payne'a.

-Dzięki- mruknął- Daj znać, jak urodzisz, przylecę na badania.

-Liam, nie zostawiaj nas... proszę - wyszeptał, zsuwając się po ścianie, nie krył tego, że czuje się fatalnie z myślą, że więcej go nie zobaczy przez najbliższe kilka miesięcy.

-Nie chcę psuć ci szczęścia- pocałował go w głowę i wyszedł z ich domu. Po chwili dogonił go Mendes.

-Nie wyjeżdżaj... Błagam, on cię potrzebuje- szepnął.

-Tam, w Nowym Jorku, też mnie ktoś potrzebuje- mruknął- Zaopiekuj się nim- zniknął za rogiem.

Niall rozpłakał się na dobre. Czuł dziwną pustkę... jakby ktoś zabrał jego sporą część, nawet nie wstał z podłogi. Nie chciał, nie miał ochoty i siły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top