140; rozdział
10/40
-Po co prowokujesz?- zaśmiał się.
-Bo to uwielbiasz skarbie - zachichotał, powolutku pozbywając się koszulki.
Louis jęknął cicho, na szczęście Freddie był z jego mamą.
-Striptiz?- szepnął.
-A chcesz tego tatusiu? - wymruczał seksownie.
-Prowokator- prychnął, przyciągając go na swoje kolana- wiesz jak mocno bym cię teraz pieprzył?- szepnął mu do ucha.
-Kochasz mnie takiego niegrzecznego... zrób to, pokaż mi, że jestem Twój, pieprz mnie, aż będę błagał o ilość i zapomnę jak się nazywam tatusiu - wyjąkał.
-Chciałbyś prawda?- Popchnął go na kanapę.
-Bardzo... - stęknął.
-Rozbieraj się i pod ścianę- mruknął- Masz trzy sekundy...
-Jeszcze mniej mogłeś dać - starał się jak najszybciej pozbyć reszty odzieży.
-Wypnij się- mówił dalej, powoli zdejmując ubrania- tyłem do mnie... Zaraz wrócę.
-Dobrze tatusiu... - szepnął, już po chwili grzecznie wykonał jego polecenie.
Wrócił kilka minut później, mając kilka gadżetów.
-Tatusiu... - mruknął, poruszył się niespokojnie, przez co głośno jęknął na uczucie otarcia o ścianę.
-Kiedy będziesz blisko, masz mi powiedzieć- Przesunął biczem po jego ciele, wymierzając delikatnego klapsa w pośladek.
-Jak zawsze tatusiu... - pisnął zaskoczony.
-Będę cię pieprzył bez przygotowania- mruknął- gdyby coś było nie tak, zawołaj "STOP", jasne?
-W porządku - zgodził się.
Od razu się w niego gwałtownie wsunął.
-Kurwa... - zagryzł mocno wargę. Jęknął głośno, kiedy szatyn naprawdę szybko odnalazł jego prostatę. Mruknął niezadowolony, kiedy Louis nagle się wysunął.
-Do stołu- rozkazał. Na szklanej płycie był już przymocowany duży, czerwony kutas.
Skinął głową i powoli podszedł do mebla.
-Będziesz się na nim pieprzył i mnie ssał jednocześnie, tak?
-Dobrze tatusiu - coraz bardziej mu się to podobało.
-W porządku?- mruknął podchodząc- pamiętaj, że gdyby coś przerwij...
-Wszystko jest dobrze i pamiętam... - powoli umiejscowił się nad sztucznym kutasem.
-Śmiało- zachęcił.
Bez zbędnego przedłużania zaczął się na niego nabijać.
-Grzeczny chłopiec- przysunął się i stanął na stole, centralnie kutasem przy jego ustach.
-Tatusiu... - jęknął, wsuwając go sobie w usta. Powolutku unosił się i opadał.
-Szybko-mruknął
Odrobinę przyspieszył, próbując skupić się również na ssaniu go.
-Zayn masz się pieprzyć.
Zwiększył szybkość ruchów, starał się też szybciej poruszać głową.
-Starczy- mruknął.Zatrzymał się, spoglądając mu w oczy-Na kanapę, nogi szeroko- mruknął.
Jeszcze szybko się na nim zassał, a już po chwili grzecznie czekał w odpowiedniej pozycji.
-Ręce do tyłu...
-Tak jest - westchnął, wykonując kolejne polecenie.
Skuł je kajdankami. Pokazał mu kulki analne.
-Dasz radę z tym?
Pokiwał twierdząco głową.
-W porządku- Powoli ustawił się przy nim, wsuwając je w niego delikatnie.
-Tatusiu - sapnął.
-W porządku?
-Zdecydowanie tak...- Poruszył nimi -Boże... tak dobrze - wymruczał.
Drasnął jego prostatę. Pisnął, niespokojnie poruszając biodrami. Odrzucił zabawkę na bok i ponownie zaczął go ostro pieprzyć
-Kurwa... tatusiu, blisko - ostrzegł Malik.
Wsunął mu pierścień.
-Ale... czemu?
-Żeby zabawa była dłuższa...
Stęknął. Był już tak boleśnie twardy.
-Albo i nie- zdjął to z niego. Chwilę później doszedł w nim i szybko się wysunął. Włożył w niego zatyczkę z ogonkiem.
-A ja? - zapytał po chwili. Niewiele mu brakowało.
-Spokojnie- mruknął, ruszając w nim zabawką
Jęknął naprawdę głośno.
-Dalej skarbie- muskał jego szyję
-Tatusiu! - krzyknął, dochodząc po chwili.
-Grzeczny chłopiec.
Odetchnął, był wyczerpany i zniszczony, aczkolwiek bardzo zadowolony. Opadł obok niego na kanapie.
-Kocham Cię - szepnął, czuł jak oczka mu się kleją.
Rozpiął jego kajdanki.
-Też cię kocham kotku.
-Ja bardziej - mocno się w niego wtulił.
Pocałował go w czoło.
-Mogę się przespać tatusiu? - szepnął.
Do drzwi zadzwonił Lucas. Stęsknił się trochę za Louisem.
-Oczywiście- ubrał bokserki i poszedł otworzyć- co ty tu robisz?!
-Taki gotowy dla mnie - szepnął, zagryzając wargę na jego widok.
-Zwariowałeś?! Wynoś się!
-Lou... cichutko skarbie - mruknął.
-Wypierdalaj stąd- warknął głośno.
-Kochanie... nie odmawiaj mi...
-Wypierdalaj- zatrzasnął drzwi.
Zadzwonił ponownie, ale Lou zignorował i wrócił na kanapę.
-Wszystko w porządku? - szepnął ledwo świadomy Malik.
Lucas jednak nie odpuszczał.
-Ta- burknął.
-Lou? Kto to był?
-Nikt- mruknął.
-Połóż się ze mną... - poprosił Mulat.
Po kilku minutach w końcu nastąpiła cisza.
-Zaraz cię zaniosę do łóżka, tylko sprawdzę czy sobie poszedł...
-Mogę sam iść - szepnął.
-Chcę cię zanieść- mruknął kiedy wrócił.
-No dobrze - zgodził się w końcu.
Zaniósł go i położył, a sam zajął miejsce obok.
-Dziękuję za dzisiaj - wyszeptał, wtulając się w Tomlinsona. Delikatnie muskał jego klatkę piersiową.
-Mam nadzieję,że nie przesadziłem-objął go.
-Oczywiście, że nie... najwyżej nie wstanę, bo dupa będzie mnie bolała, ale wszystko jest w porządku - uśmiechnął się lekko.
-Kocham cię skarbie.
-Ja Ciebie też Lou - i mimo, że już odczuwał dyskomfort, to wsunął się na jego ciało. Zrobił sobie z niego poduszkę.
Zaśmiał się cicho i nakrył ich kocem.
-Śpij, potrzebujecie tego.
-Wiesz czego potrzebujemy bardziej od snu? -wymruczał, pocierając oczka.
-Mmm?
-Ciebie przy nas, żebyś nas kochał, uśmiechał się dla i przez nas, tulił i całował na dzień dobry i dobranoc... - wymieniał.
-Zawsze będę- szepnął
-I za to Ci dziękuję, a raczej dziękujemy...
-Kocham was ponad wszystko, po prostu.
-Awww - poczuł łzy w oczkach. Wzruszył się.
-Śpij kotku.
-Teraz każesz mi spać? - zaśmiał się cicho - Jak już zdążyłem się popłakać...
-Głupek...
-Tylko Twój - wsłuchiwał się w jego spokojne bicie serca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top