104; rozdział
4/30
Louis wszedł do domu. Jeszcze trochę po jego oczach było widać odurzenie. Malik siedział owinięty w salonie kocykiem, mały już spał, był dziś wyjątkowo szybko zmęczony.
-Cześć- mruknął, od razu idąc do kuchni.
-Taa, cześć- odpowiedział - Wyjaśnisz mi do cholery gdzie byłeś?
-W studio- mruknął.
-Tyle czasu? - zapytał z wyrzutem w głosie.
-Trochę zeszło- wzruszył ramionami. Nalał wody do szklanki.
-Trochę? Następnym razem bardziej kontroluj czas - prychnął - Dobrze wiesz, że nie powinienem się teraz denerwować...
-Ktoś ci każe?- wyszedł do salonu, nie patrząc mu w oczy.
-Chodź tutaj na chwilę... - zatrzymał go.
Odstawił szklankę i podszedł. Spojrzał w tęczówki chłopaka. Od razu coś go zaniepokoiło.
-Powiesz mi do cholery co się tam działo?
-Nic?- spojrzał na niego zdziwiony- Idę spać.
-Louis... mów i to już - warknął - Widzę po Twoim spojrzeniu, że coś jest nie tak...
-Wszystko jest w porządku- wzruszył ramionami i zniknął w sypialni. Już po chwili spał.
-Taa, właśnie widzę - szepnął, mimo to wrócił do salonu.
xxx
Nick siedział w salonie, pisał z przyjacielem.
-Skarbie... - zwrócił się do niego uśmiechnięty Harry. Miał dziś naprawdę dobry humor.
-Mmm?- mruknął.
-Masz chwilkę? - zachichotał, siadając mu okrakiem na kolanach.
Spojrzał na niego zdziwiony.
-Brałeś coś?
-Nie, a dlaczego pytasz? - zagryzł lekko wargę.
-Dziwnie się zachowujesz-zaśmiał się.
-To już nie można mieć dobrego humoru? - szepnął - Poza tym lubię Twoją bliskość...
-Dobra- zrzucił go na kanapę i zawisł nad nim- Gadaj- pocałował go mocno, ale krótko- Co się dzieje, że masz taki dobry humorek skarbie?
-Chyba musisz mnie tak ładnie przekonać - uśmiechnął się słodko.
-Tak ładnie, czyli jak?- wyssał mu malinkę na szyi.
-Buziak chyba wystarczy - jęknął cichutko.
Musnął jego wargi. Przyciągnął go blisko siebie, odwzajemniając. Zaśmiał się cicho.
-Więcej dostaniesz jak mi powiesz- pocałował go w nos.
-Ugh... - mruknął - No dobrze...
Usiadł.
-Słucham?
-Mogę na kolanka? - uśmiechnął się.
-No chodź- westchnął.
Od razu zajął wygodnie miejsce, wtulając się w niego.
-Bo wiesz... jest taka sprawa... - zaczął.
-Nooo?
Wziął jego dłoń i ułożył na swoim brzuszku.
-Tutaj... jest Twoja malutka niespodzianka skarbie
-Naprawdę?- uśmiechnął się lekko.
-Tak, nie cieszysz się?
-Cieszę, bardzo tylko... Wow- mruknął.
-Spokojnie, wdech i wydech skarbie - zachichotał.
-Który tydzień? Byłeś u ginekologa już?
-Nie byłem jeszcze, pomyślałem, że może wybierzesz się ze mną - zaproponował.
-Pewnie- posłał mu uśmiech.
-Masz jutro czas?
-Znajdę go- zaśmiał się cicho.
-Nie, nie... w porządku, to może zaczekać - pocałował go w policzek.
-Nie- musnął jego wargi.
-Na pewno? - szepnął, odwzajemniając.
-Na pewno- położył go znowu na kanapie i zawisł nad nim.
-Mmm - westchnął - Kocham Cię tak bardzo mocno.
-Ja mocniej- zaśmiał się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top