1; rozdział

Dobry wieczór! Trzecią część Zouisa czas zacząć!

i oczywiście standardowo 1/10 ;)



let's start it again

xxxxx

Zayn zamarł widząc wiadomości od Louisa. Nie pisał nawet do niego, zdał się na los. Natychmiast wciągnął buty i zgarnął bluzę, biegnąc na pobliskie lotnisko. Liczył, że jeszcze uda mu się zdążyć.

Louis właśnie przechodził odprawę, dzieliło go ostatnich kilka minut od zamknięcia rozdziału w Londynie. Trzymał Freddiego, chciał go jakoś uspokoić, a nie było to łatwe. Chłopiec ciągle płakał, a on nie wiedział czemu.

Mulat wpadł do środka, nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami ludzi. Cholera... jak on ma go znaleźć w tym tłumie... zaczął się uważnie rozglądać. Kiedy już go zauważył, ruszył między kolejnymi ludźmi by go zatrzymać.

-Paszport- mruknął pracownik. Louis podał mu odpowiednie dokumenty, kołysząc synka.

-Louis! - krzyknął brunet. Ludzie nie ułatwiali mu przepychania, a wręcz je utrudniali.

-Miłego lotu- oddał mu książeczkę.

-Dziękuję- westchnął, przechodząc przez bramkę.

-Louis! - chciał pobiec za nim, ale został zatrzymany przez mężczyznę - Lou!

Tomlinson odwrócił się zaskoczony.

-Zayn?

-Lou... - szepnął, czując łzy w oczach. O mały włos, a straciłby całe swoje szczęście.

Wrócił się przez bramki i podszedł do Malika.

-Czemu chciałeś mi to zrobić? - mruknął, dotykając dłonią jego policzka. Jakby chciał się upewnić, że to prawdziwy szatyn przed nim.

-Bo cię bardzo skrzywdziłem- wtulił policzek w jego dłoń.

-Jeśli się kogoś bardzo kocha, jest się w stanie wybaczyć... poza tym, to ja zraniłem Ciebie Lou... - samotna łezka spłynęła po skórze Zayna.

-To było dawno temu- starł jego policzek- Ja się tobą bawiłem ostatni rok...

-Ale ja pozwalałem na to... chociaż dzięki temu miałem Ciebie obok - szepnął.

-Raniłem was obu- westchnął, mając na myśli Brendana. Kochał go, naprawdę. Ale to nie był Zayn.

-Chodź skarbie, nie będziemy blokować przejścia innym... zabiorę Cię do siebie i spokojnie porozmawiamy... co ty na to? - zaproponował niepewnie - I nie przejmuj się, zasłużyłem, żeby cierpieć...

-Siebie?- mruknął- Mieszkasz sam?

-Tak, a czemu pytasz?

-Bo ty i Nathan- westchnął, poprawiając małego, który wciąż płakał.

-Nie byliśmy i nie jesteśmy razem... mieszkaliśmy razem przez jakiś czas, ale nic poza tym.

-No dobrze, w porządku- szepnął i załatwił odzyskanie bagażu. Już po chwili jechali do domu Malika, ale Freddie wciąż płakał. Louis westchnął- Skarbie, tata już nie wróci- szepnął do chłopca- Tata nas nie kochał i odszedł, ale damy sobie radę, wiesz?- chłopiec spojrzał na niego dużymi, zapłakanymi oczkami.

-Jak to odszedł? - Zayn był cholernie zdziwiony.

-Normalnie- mruknął- tydzień temu mieliśmy wziąć ślub, nie wzięliśmy. Dwa tygodnie temu powiedział mi, że mnie nie kocha i nigdy tego nie robił- westchnął-Poza tym stwierdził, że nie powinienem być zły bo ja podobno też go nie kochałem, bo jest ktoś, kogo kocham bardziej- westchnął- I akurat z tym miał rację- dodał po chwili, jednak bardzo cicho pod nosem.

-Zostawił Cię? Tak po prostu odszedł od Ciebie, po tym jak stało się to wszystko? Co za pieprzony dupek... - zagryzł wargę, żeby nie powiedzieć kilka słów za dużo.

-Co za różnica?- mruknął- miał rację. Jest ktoś, kogo kocham bardziej niż jego.

-Więc walcz o tego kogoś, Lou nie możesz się poddawać, jasne? Pokaż jemu lub jej, że Ci zależy - zachęcał Malik, choć jego serce powoli umierało. To on chciał być u boku Louisa, chciał go kochać, całować, przytulać, pocieszać... robić wszystko dla niego i z nim...

-Już straciłem go- mruknął- zjebałem sprawę na samym początku...

-Nie możesz odpuszczać... Louis, musisz walczyć o swoje szczęście - posłał mu lekki uśmiech.

-Moje szczęście siedzi obok- szepnął do siebie.

-Mógłbyś trochę głośniej Lou? - podpuszczał go Mulat.

-Nie drwij ze mnie- westchnął. W tym samym momencie dojechali- mogę go gdzieś u ciebie położyć?- Freddie chwilę wcześniej zasnął.

-Nie drwię, poprosiłem żebyś powtórzy to samo tylko wyraźniej... - szepnął - oczywiście, że możesz, ty też powinieneś się położyć i odpocząć, udostępnię wam moją sypialnię...

-Ja nie jestem zmęczony, mi wystarczy kubek kawy- westchnął. Ułożył synka do łóżka i dziesięć minut później siedział z Zaynem w salonie.

-Jak się czujesz z tym wszystkim? - szepnął niepewnie, przed chwilą zdążył przynieść dwa naczynia gorącej cieczy.

-Chujowo, jak mam się czuć? Narzeczony zostawił mnie tydzień przed ślubem...

-Był idiotą Lou, nie doceniał tak cudownego faceta... niektórzy zrobili by wszystko - szepnął, na przykład ja, dodał w myślach.

Westchnął głośno.

-Kochałem go... Może naprawdę nie całym sercem, bo jest ktoś inny, ale kochałem.

-Wiem Lou, powiesz mi kim jest ten tajemniczy ktoś? Pójdę i mu wpierdolę, że jeszcze nie dał Ci szansy... - mruknął, przyciągając go do swojego ciała.

Westchnął i wciągnął go na swoje kolana.

-Chcesz wpierdolić samemu sobie?

-Jeśli trzeba będzie to owszem - szepnął, splatając dłonie za szyją szatyna, od razu też wplątał palce w jego kosmyki, masował lekko skórę jego głowy.

-Myślę, że nie będzie trzeba- zamruczał- Chyba, że zaraz mnie nie pocałujesz, to wtedy może...

Nie trzeba było mu dwa razu powtarzać. Przysunął się bliżej delikatnie muskając wargi mężczyzny. W końcu poczuł się naprawdę szczęśliwy. Louis od razu przyciągnął go bliżej, pogłębiając pocałunek. Oboje tego potrzebowali, tego im brakowało. Siebie nawzajem. Malik ciągnął za końcówki włosów starszego, a po chwili leżał już pod nim na kanapie.

-Jesteś tego pewien? - szepnął niepewnie. W końcu to wszystko mogło się dziać, tylko ze względu na niego. Nie dostał jednak odpowiedzi, zamiast tego poczuł czułe pocałunki na swojej szyi-Kocham Cię Lou - szepnął, odchylając głowę.

-Też cię kocham- mruknął, pozbywając się jego koszulki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top