35

6/6- 649 słów

Budzę się mając dokładny widok na wszystko co się aktualnie dzieje, za lekką mgłą, ale to pomińmy. Nie jest to dom Artura, ani żaden inny, w którym kiedykolwiek bywałam. Białe ściany, ale te są niczym w psychiatryku, miejmy nadzieję, że to zwykły szpital. Łóżko nie wygodne, z każdym przekręceniem się słyszę dokładnie wszystkie sprężyny. Czuję się bardzo słabo. Bardzo boli mnie ręka, które jak widzę jest owinięta w bandaż, albo co najgorsze w gipsie. Nie słyszę nic chociaż widzę, że pielęgniarka rozmawia z Arturem, a za nimi stoi lekarz. Widzę reakcje Artura kiedy na mnie spojrzał myślał, że się obudziłam. Bardzo bym chciała z nim porozmawiać. Zapytać się co ze mną nie tak? Moje oczy się przymykają. Nic nie widzę. Śpię.

~*~

Otworzyłam oczy w sali nie było nikogo. Słyszałam dźwięk respiratora. Musi być źle.
Oderwałam się od łóżka.

-Obudziłam się.- szepnęłam sama do siebie.
Mój głos był słaby i bardzo cichy.

Siedziałam tak chwilę, bo niedługo po moim przebudzeniu wszedł Artur.

-Słońce..- szepnął.

-Tak tylko nie promieniujące.- zaśmiałam się na co podszedł i mnie przytulił.

-Idę po lekarza.- oznajmił.

-Zostań chwilę.- zatrzymałam go poprzez uchwycenie ręki.

-Dobrze, co chcesz wiedzieć.- zaczął.

-Co mi się stało w domu i jak się tu znalazłam?- zadałam pytania.

-Pojechałaś do domu sama, ja parę minut po tobie też przyjechałem. Jak wchodziłem do środka ty już leżałaś na podłodze nieprzytomna. Zabrałem Cię do szpitala. I śpisz już od wczoraj do dzisiaj.. jest godzina 13.- odpowiedział.

-Idę po lekarza skarbie, muszę.-wyszedł z pomieszczenia. Nie minęła minuta, a przyszedł już z lekarzem.

-Jak się czujesz?- zapytał.

-Dobrze tylko jestem słaba i ręka mnie boli.- odpowiedziałam bez zastanowienia.

-Słaba, to rozumiem.-westchnął.

-Panie doktorze, co ze mną jest?-zapytałam.
-Przed nami jeszcze jedno badanie,by dokończyć diagnozę, ale po pani obrażeniach uważamy iż organizm zaatakował nowotwór kości.- odpowiedział ze smutną miną.

Że jak?

-To może wy sobie teraz porozmawiajcie.- wydukał lekarz. Czułam łzy spływające po moich policzkach.

-To znaczy, że niedługo ze mną koniec?- mówiłam patrząc się w jeden punkt i lekko kołysząc głową.

-Nie Zuzia, jesteś silną dziewczyną wygrasz tą walkę.- powiedział łapiąc moją rękę.

-Tak, taka silna, że idąc po tabletki się przewróciła.-odpowiedziałam.

-Zuzia, damy radę.- ścisnął rękę.

-Nie damy nie rozumiesz, tego nie da się wygrać, a zresztą na razie głowy sobie tym nie zawracam czeka mnie jeszcze jeden zabieg. Chociaż wszystko wskazuje na to, że to jednak pieprzony rak.- krzyknęłam.

-Miejmy nadzieję, że badanie wykaże, że wszystko jest w porządku.- odpowiedział.
Ta wiadomość serio zniszczyła mi moją psychikę.

-Zabieramy panią na badanie.- wpadła do sali pielęgniarka. Wstałam z łóżka i powoli poszłam do sali zabiegowej. Zabieg trwał około 30 minut.

-Wyniki będą za 10 minut.- oznajmiła mi pielęgniarka przy wyjściu.

-I co mam się z tego cieszyć?- wyśmiałam ją i poszłam do mojej sali.

-I jak?-zapytał Artur.

-Tak świetnie się czuje z tym, że prawdopodobnie mam raka. A tak serio. Wyniki będą za 10 minut.-odparłam podnosząc głos.

-Spokojnie nie wiadomo czy to jest rak.- próbował mnie uspokoić.

-Witam, chciałbym przedstawić pani wyniki jest pani gotowa?-zapytał doktor.

-Tak proszę mówić.- odpowiedziałam pewna wyniku.

-Badania dowiodły, że nowotwór był w pani organizmie, ale nie wiem jak i co się stało, ale wykazało, że tego nowotworu już nie ma.- odpowiedział.

-Coś mi jest oprócz tego?- zapytałam już nie ogarniając nic.

-Ma pani depresję i zalecałbym zapisać się do dobrego psychologa. Chociażby na rozmowy. Teraz depresja mogła się pogorszyć po wiadomości, że miała pani najprawdopodobniej nowotwór.- odpowiedział.

-Dziękuję doktorze, kiedy dostane wypis?-zapytałam trochę szczęśliwa.

-Już może pani wychodzić, nowotworu nie ma.- powtórzył podnosząc ręce do góry.

-Do widzenia!- uśmiechnęłam się gdy wychodził.

-Artur..- zaczęłam, ale ten mi przerwał.

-Jasne pomogę Ci.-odpowiedział z uśmiechem.
Artur pomógł mi się ubrać i wziąć wszystkie rzeczy. Po 10 minutach wyszliśmy ze szpitala.

-Dziękuję Ci, że cały czas ze mną jesteś.-odparłam na co się uśmiechnął.

-Będę już na zawsze.- szepnął niesłyszalnie i złapał mnie za rękę.

Hej👼🏻 Stało się! Koniec maratonu😿 Będzie mi brakowało tego co dziennego pisania i dobrego kontaktu z wami, ale wszystko kiedyś się kończy. Oczywiście ff będzie miało jeszcze parę rozdziałów i też je kończę, ale nie o tym mowa. Dziękuję wam za taką aktywność i, że podczas maratonu wybiło 4K wyświetleń!! Buziaczki łabądki😻 Dobranoooc💜

Jeżeli zobaczycie jakiś błąd w rozdziale, napiszcie w komentarzu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top