捌
W odpowiednim momencie powiadomię was o włączeniu piosenki (jeśli oczywiście chcecie)
Uchyliłem lekko swe powieki, zauważając Luke'a, który w dalszym ciągu miał ułożoną głowę na moim łóżku, a sam siedział na na pewno bardzo niewygodnym krześle. Jego powieki były przymknięte, a z ust uchodziło ciche pochrapywanie. Miałem ochotę odgarnąć z jego czoła, opadające na nie kosmyki włosów, tak bardzo pragnąłem go dotknąć.
Luke cicho zaskomlał w pościel, a następnie z ziewnięciem na ustach, uniósł swoją głowę. Lekko się uśmiechnął na mój widok, dotykając dłonią mojego policzka.
-Dzień dobry -szepnął, całując moje knykcie, a następnie przyłożył moją dłoń do swej twarzy.
Luke był taki delikatny i czuły. Nigdy by nikogo nie skrzywdził, przynajmniej bez powodu. Potrafił być niczym lwica dla swoich młodych, kiedy jego ukochanym osobom działo się coś złego. Sam nie zważał na siebie i swoje zdrowie, co mnie bardzo martwiło. W tej chwili Luke nadal był w nie najlepszym stanie. Nie miałem pojęcia czy coś zostało uszkodzone przez wypadek, jednak patrząc na zachowanie lekarzy, zdrowy na pewno nie był.
Postanowiłem podnieść się z ziemi i wyjść na chwilę na korytarz. Był wczesny ranek, a po mimo tego szpital i tak tętnił życiem, jednak nadal tym bardziej ponurym.
Zatrzymałem się przed recepcją, gdzie o ladę opierała się znudzona blondynka. To było piękne że mogłem jej wystawić język, pokazać środkowy palec, a ona i tak nadal siedziała niewzruszona, nawet nie wiedząc o mojej obecności i poczynaniach. Dziewczyna nagle drgnęła, aż od niej odskoczyłem. Swoje brązowe oczy skierowała w stronę paru lekarzy którzy podążali wzdłuż korytarza. Wzruszyłem tylko ramionami, opierając się o powierzchnię biurka. Po spędzeniu tu tylu godzin, przywykłem do ciągłych interwencji lekarzy i pogarszającym się staną pacjentów. Smutno przyznać, ale byłem świadkiem dwóch zgonów. Ich pogrążone w rozpaczy rodziny i rozrywający uszy szloch. Miałem nadzieję iż teraz ta sytuacja się nie powtórzy, nic przyjemnego.
Spojrzałem jeszcze raz w tamtym kierunku, a o moje uszy obił się głośny dźwięk przymykanych drzwi. Niepewnie zrobiłem parę kroków do przodu, wychylając się tak, aby coś zobaczyć. Przełknąłem głośno ślinę, widząc siedzącego pod ścianą Luke'a na przeciwko mojej sali. Płakał i krzyczał. Jego dłonie zacieśniały się na blond włosach, a następnie z geście szału, mocno za nie szarpały. Każdy szloch i krzyk stawał się dla mnie głuchy. Dopiero teraz wszystko zaczynało do mnie dochodzić. Roztrzęsiony Luke, krzątający się po mojej sali lekarze.
Chwiejącym krokiem podszedłem do szklanych drzwi. Wystarczył mi tylko widok słabnącej pracy serca i defibrylatorów które wstrząsały moim ciałem. Umierałem. To się działo.
Nagle nie tylko dźwięki ustały, ale także moja widoczność stawała się coraz gorsza. Szybko spojrzałem na Luke'a. Był rozmazany i nieostry, jak obraz przez aparat ze szwankującym fokusem. Wszystko stawało się jaśniejsze, a ja czułem się bez sił. W końcu upadłem na kolana. Okropna biel zaczęła się posilać. Odgłosy nagle znowu stały się słyszalne. Krzyki, uderzenia i płacz rozsadzał moją głowę. Zacisnąłem mocno powieki po czym ostatecznie opadłem na kafelki.
(Włączcie piosenkę)
Przed moimi oczami był Luke, jednak nie ten w kompletnej rozsypce, zalewający się łzami. To był ten Luke sprzed roku, kiedy pierwszy raz zabrał mnie do swojego mieszkania.
Naciągnąłem mocniej na siebie puchaty koc, po czym wbiłem wzrok w drewniany stolik. Przez cały czas czułem na sobie przenikliwe spojrzenie blondyna. Kiedy odważyłem się na niego zerknąć, drobny uśmiech przyozdobił jego usta.
-Potrzebujesz czegoś jeszcze? -zapytał z troską w głosie, na co zrobiło mi się bardzo miło. Rzadko kiedy ktoś się o mnie troszczył.
-Nie, dziękuję -odparłem, nadal będąc zawstydzonym. Blondwłosy chłopak, na widok tego od razu zasiadł obok mnie, po czym wystawił w moją stronę swoją dłoń.
-Jestem Luke -powiedział z szerokim uśmiechem, oraz głębokimi dołkami, które przyozdabiały jego policzki.
-Michael.
Uderzenia defibrylatora znowu doszły do moich uszu, a przed oczami pojawił się kolejny Luke opatrujący moje rany.
Odwróciłem wzrok od jego przeszywającego spojrzenia, kiedy tylko przyłożył nasączony czymś wacik, do mojego krwawiącego łuku brwiowego. Cicho syknąłem, jednak w głębi duszy byłem mu wdzięczny za to co robi.
Luke ostrożnie przykleił w tym miejscu plaster, po czym pogładził go opuszką palca.
Ciche westchnięcie opuściło jego usta, a troska ze zmartwieniem opanowała całą twarz.
-Michael, nie możesz tak tego zostawić, musisz zgłosić to na policję! -uniósł się, w momencie, kiedy chciałem zaprzeczyć. Nie mogłem iść z tym na policję, bałem się. Może i uwolniłbym się od nich, ale gdzie potem bym się podział? Nie miałem nikogo, oprócz ich dwójki.
-Nie mogę -szepnąłem spuszczając wzrok na swoje palce.
-Cholera, Michael, nie mogę patrzeć na to jak cierpisz -wyszeptał, schylając się do mojego poziomu. -Jeśli ty niczego z tym nie zrobisz, to ja się tym zajmę.
Jedno uderzenie.
Po mimo błagań Luke'a, nic z tym nie zrobiłem. Ojciec nadal się na mnie wyżywał, a ja mu na to pozwalałem, jednak w pewnym momencie coś w środku mnie zaczęło pękać. Luke chciał mi pomóc, a ja to ignorowałem.
Zalany łzami uciekłem przez okno. Przy skoku źle nastąpiłem na nogę przez co poczułem w niej silny ból.
Kulejąc i nadal płacząc, podążyłem w stronę domu Luke'a. Wystarczył tylko jeden dzwonek, aby blondyn błyskawicznie zjawił się w progu drzwi. Na mój widok bez słowa zamknął mnie w swoich silnych ramionach, pozwalając wypłakać się w jego tors. To nie był pierwszy raz, kiedy w takim stanie do niego przychodziłem i wiedziałem że w końcu muszę coś z tym zrobić.
-Pójdę na policję.
Drugie uderzenie.
Widok przybliżającej się twarzy Luke'a, potęgował mój strach jak i ekscytację. Delikatnie oparłem swoje dłonie na jego torsie, kiedy blondyn złączył nasze usta. Zaczęło się od podpatrywania go przez okno, a teraz sam go całuję, w jego domu.
Luke delikatnie wplątał dłoń w moje włosy, pogłębiając pocałunek. Rozchyliłem z rozkoszy usta, przez co jego język wślizgnął się do środka i chociaż jako dziecko zawsze byłem tym obrzydzony, teraz był to jeden z piękniejszych momentów w moim życiu. Delikatne pocałunki blondyna na mojej szyi. Czuły dotyk tego palców na moich plecach, nierównomierny oddech.
Trzecie uderzenie i rozrywający uszy, dźwięk pikania.
Kocham Cię, Michael.
Uderzenia ustały.
Dłonie Luke'a błądziły po moim rozgrzanym ciele, a pełne usta zostawiały mokre pocałunki. Odchyliłem z przyjemności szyję, pozwalając mu ucałować każdy jej centymetr.
Lewą dłonią ostrożnie gładził mój policzek, a drugą zaczepił o gumkę moich bokserek. W szybkim tempie materiał wylądował na podłodze, jak i ten należący do Luke'a.
Nigdy nie zapomnę jego niepewnej miny, ciągłych pytań i chęci wycofania się dla mojego dobra, jednak ja byłem jak najbardziej tego pewny.
Przymknąłem mocno oczy, kiedy poczułem się wypełniony, a Luke zrobił pierwsze pchnięcie. Szybko złączyłem nasze usta, a początkowy ból przerodził się w przyjemność.
Były tylko nasze nierówne oddechy, ciche jęki i co chwilę powtarzane dwa istotne słowa.
Z satysfakcją mogłem przyznać iż mój pierwszy raz przeżyłem z tą właściwą osobą.
Nastała głuchość.
Brak dźwięków.
Rażąca biel.
Kocham Cię, Luke.
Nicość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top