拾壹

Blada dłoń z poranionymi skórkami, nerwowo zastukała w brudny blat stołu, za to spojrzenie przekrwionych oczu, ponownie zawisło na tarczy zegara. Za około pół godziny Luke powinien zjawić się w swojej pracy, jednak nie potrafił teraz tak po prostu wyjść i zostawić Michaela bez opieki. Po mimo jego wieku dorosłości, martwił się o niego niczym o pięcioletnie dziecko, które może zranić się każdą napotkaną rzeczą.

Po ostatnim wydarzeniu, Luke był wyjątkowo uczulony na bezpieczeństwo Michaela, dlatego też z ogromną prośbą zwrócił się do swojego przyjaciela, Caluma. Blondy był wielkim szczęściarzem, będąc przyjacielem Hooda.

Kiedy w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, Luke od razu podniósł się z siedzenia, po czym prędko podążył do przedpokoju.

-Hej, Cal -mruknął, obejmując swoimi ramionami ciało przyjaciela, który także odwzajemnił uścisk, a jego twarz ozdobił lekki uśmiech.

-Przepraszam że tak późno -westchnął, ściągając z siebie okrycie, a następnie buty. Luke wysilił się na lekki uśmiech, po czym zrozumiale skinął głową. -Gdzie jest Michael?

-Aktualnie śpi, zaglądałem do niego co jakiś czas upewniając się iż na pewno wszystko jest w porządku. Od paru dni prawie w ogóle nie rusza się z łóżka, ale kompletnie nie potrafię nic z tym zrobić, jest nieugięty -spuścił głowę, po czym dłonią przejechał po swojej zmęczonej twarzy, przyozdobionej kilkudniowym zarostem. Calum położył swoją dłoń na jego barku, chcąc dodać mu otuchy.

-Postaram się z nim porozmawiać, będzie dobrze, Luke -szepnął, lekko pocierając jego ramię, po czym je poklepał i żartobliwie pogonił Hemmingsa do wyjścia, po tym jak wskazał na godzinę. Z paniką na twarzy, Luke w końcu opuścił mieszkanie, za to Hood, powoli podążył w stronę sypialni. Po drodze dokładnie przyglądał się panującemu wszędzie chaosowi. Poprzewracane puste butelki po napojach, podarte gazety, a gdzieniegdzie nawet drobne odłamki szkła. To wszystko jeszcze bardziej powiększało w nim rosnący niepokój.

W końcu przystanął przy dębowych drzwiach, delikatnie popychając je do przodu, przez co cicho zaskrzypiały. Robiąc mały krok w przód, od razu ujrzał Michaela, który wcale nie spał. Był w pozycji siedzącej, a jego blade ramiona silnie opatulały błękitną poduszkę. Spojrzenie Hooda posmutniało, kiedy dokładnie mu się przyglądał, zasiadając na progu jego łóżka. Zielonowłosy wzdrygnął się, kiedy poczuł pod sobą uginający się materac, a następnie spojrzał przestraszonym wzrokiem w stronę brązowookiego.

-Kim jesteś? -ciszę przerwał jego aksamitny głos, a z nim nutka strachu. Calum przysunął się bliżej niego ze spokojnym wyrazem twarzy.

-Twoim przyjacielem, jestem Calum -uśmiechnął się lekko, na widok uspokajającego się Michaela. -Luke jest w pracy, przysłał mnie tu, ponieważ się o ciebie martwi -dodał, lekko pochmurniejąc. Clifford poprawił się niespokojnie na swoim miejscu, po czym spuścił wzrok na swoje palce, na których nadal widniało parę plastrów, po ostatnim incydencie. -Za wszelką cenę chcę ci coś przypomnieć.

-Calum, to nie jest takie łatwe -odparł z westchnięciem, zaciskając dłoń na popielatej kołdrze. -Mój mózg jest pustym miejscem z wieloma szufladkami pełnych wspomnień, które zostały zamknięte na kłódkę, a ich klucze zniszczone. Nie wiem czy istnieje jakakolwiek siła która zdoła je rozbroić -mruknął z żalem, przypatrując się opalonej twarzy chłopaka. Wiedział że kiedyś na pewno był dla niego bliski i to właśnie było dla niego najdziwniejsze. Patrzeć na kompletnie obcą dla nas osobę, którą najprawdopodobniej w przeszłości znaliśmy na wylot.

-Daj mi przynajmniej spróbować -brązowooki mógł od razu wyłapać w jego oczach, walkę jaką w tej chwili toczył z własnym sobą, aż ostatecznie się poddał.

***

-W takim razie jak się poznaliśmy? -zapytał, kładąc przed chłopakiem kubek parującej, gorzkiej herbaty. Cukier w niej był dla niego zabójcą całego smaku.

Calum przeczesał dłonią swoje czarne loki, nie wiedząc dokładnie od czego mógłby zacząć.

-Głównie to poznaliśmy się dzięki Luke'owi. Jako jego bliski przyjaciel, musiałem poznac jego miłość, nie z przymusu,a własnych chęci. I nawet nie myślałem że tak bardzo cię polubię. W późniejszym czasie do naszego grona dołączył także z kolei twój przyjaciel, Ashton.

-Mam przyjaciela? -szepnął smutno, czując się podle iż nie potrafi sobie o nim przypomnieć.

-I to na prawdę cudownego, bardzo to wszystko przeżywa -oparł smutno, śledząc wzrokiem wyszycia na ciemnej kołdrze. -Także będziesz miał okazję się z nim spotkać -Michael kolejny raz spiął się na jego słowa. Myśl o spotkaniu się z kolejnymi osobami, na prawdę go przerażała. Dla człowieka z zanikiem pamięci, były to same obce osoby, a spotkania z nimi, niesamowicie stresowały chłopaka i wzbudzały w nim lęk. Wystarczyło mi iż teraz w jego sypialni znajdował się jakiś Calum.

-Tak, jak tylko będę gotowy -odparł ze zmieszaniem, przymykając chwilowo swoje oczy. -Calum? -zapytał niepewnie, zbierając się na odwagę. Chłopak od razu skinął głową, uważnie mu się przyglądając.

-Czy byłem kiedyś szczęśliwy? -zapytał smutno, a Calum przełknął głośno ślinę.

-Twoje życie dzieliło się z początku na te gorsze momenty, aby potem mogła pojawić się tęcza, więc tak, byłeś szczęśliwy -odpowiedział, a na ustach Clifforda pojawił się cień uśmiechu.

-Chciałbym cofnąć się do tamtych czasów, chociaż ich nie pamiętam. Chciałbym widzieć szczęśliwego Luke'a, który uśmiecha się, a nie smuci, śmieje, a nie płacze, śpi spokojnie, a nie budzi się z krzykiem, cały zalany potem. Pragnę oszczędzić mu tych wszystkich cierpień, ale... nie potrafię -westchnął, czując jak jego oczy się szklą, przez co uniósł swoje spojrzenie w górę, aby żadne łzy nie opuściła jego oczu.

Calum przysunął się bliżej niego, będąc kompletnie bezsilnym w tej sytuacji. Żadne słowa nie nasuwały mu się na język, a kiedy już się tak działało, były to błahe słówka, które i tak niczego nie zmienią, a jedynie pogorszą sprawę.

Clifford posłał w jego stronę krzywy uśmiech, po czym sięgnął po talerzyk z tabletkami i szklankę wody. Białe kapsułki wylądowały w jego ustach, a Calum uważnie mu się przyglądał. Po chwili, Michael wstał od stołu i opuścił kuchnię, ponownie udając się do sypialni. Następnie wciągnął na siebie spodnie i koszulkę, a na koniec grubą bluzę.

-Co ty robisz? -zapytał zaskoczony, obserwując bacznie, jego poczynania. Michael jedynie wzruszył ramionami, po czym założył na głowę snapbacka.

-Wiem że to niezbyt miłe i kulturalne, ale muszę się przewietrzyć, wybacz -mruknął, biorąc z komody swój telefon oraz klucze, po czym wyszedł z sypialni, w towarzystwie niezadowolonego Caluma.

-Obiecałem Luke'owi iż się tobą zajmę -powiedział, zatrzymując go po przez złapanie za jego nadgarstek. Michael zmarszczył swoje brwi.

-Jeśli by cię o to nie prosił, miałbyś to gdzieś -warknął, nawet nie wiedząc skąd nagle zebrało się nim tyle nienawiści. Tak na prawdę nie myślał tak, polubił Caluma, jednak czuł się przytłoczony tym wszystkim, przez co nie potrafił kontrolować wypływających z niego słów.

Bez obdarowania ciemnookiego spojrzeniem, jak najszybciej pobiegł do wyjściowych drzwi, ciągnąc za ich klamkę i następnie wybiegając z mieszkania, słysząc za sobą jeszcze krzyki Caluma. Listopadowe powietrze wywołało u niego gęsią skórkę, na odkrytych partiach ciała, przez co mocno owinął się ciemną bluzą. Chowając nos w materiał, podążył przed siebie. Wiatr był na tyle silny, iż ledwo potrafił ustać na prostych nogach. Przez ostatnie dni stracił wiele kilogramów, więc był też o wiele słabszy niż kiedyś.

Michael przeklął, kiedy jego telefon za wibrował, a na jego ekranie ukazało się imię brązowookiego. No tak, w końcu kiedyś się przyjaźnili, więc posiadali swoje numery.

Clifford odrzucił połączenie, chowając swoją komórkę z powrotem do kieszeni, po czym przyśpieszył kroku. Jego wyblakło- zielone kosmyki włosów opadły na oczy, przez co jego widoczność stała się mniej widzialna. Przez chwilę poczuł się zagrożony, kiedy ludzie zaczynali się o niego obijać, a on nie potrafił utrzymać się na nogach. Panika wstrząsnęła całym jego ciałem, przez co w końcu upadł na ziemię i cały zadrżał. Stan lękowy, coś co odwiedzało go zbyt często. Nienawidził tej chwili słabości, kiedy stawał się taki bezbronny.

Wszystkie głosy przechodniów odtwarzały się w jego głowie niczym demoniczne krzyki, które miały na celu wyśmiewanie jego osoby.

Jedna łza opuściła jego oko, spływając po chłodnym policzku. Michael pociągnął nosem, nadal klęcząc na chodniku, aż ktoś nie dotknął jego ramienia. Kolorowowłosy ostrożnie podniósł swój wzrok do góry, zauważając wyciągniętą w jego stronę dłoń z pomalowanymi za czerwono paznokciami. Przed nim stała czarnowłosa dziewczyna która delikatnie uśmiechnęła się w jego stronę.

-No wstawaj, chcę ci pomóc -powiedziała miło, starając się podnieść go z brudnej ziemi. Michael otrzepał swoje czarne spodnie, po czym spojrzał ponownie na dziewczynę.

-Kim jesteś? Znamy się? -zapytał ze zdezorientowaniem, które wzrosło jeszcze bardziej, kiedy czarnowłosa pokiwała twierdząco głową.

-Tak, mam na imię Natasha.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top