Wszystko działo się tak szybko...

Najpierw Natasha wchodząca do mojej sali, następnie pielęgniarka, która dość za późno to dostrzegła, ale jednak. Kobieta od razu pobiegła do drzwi.

-Przepraszam, ale nie wolno tam na razie wchodzić -ostrzegła, jednak dziewczyna przymknęła drzwi, przekręcając w nich istniejący kluczyk. KTO DO CHOLERY ZOSTAWIA W TAKICH DRZWIACH KLUCZ?! -Proszę otworzyć te drzwi! -powiedziała ostro, uderzając dłońmi w ich powłokę, w tym czasie Natasha podbiegła do mojego łóżka. Jej twarz nie wykazywała żadnych emocji, kiedy przyglądała się mojemu rannemu ciału. Bezczelnie uniosła moją dłoń, po czym upuściła ją z powrotem na łóżku, cicho przy tym prychając.

Pielęgniarka, pobiegła na recepcję po zapasowy klucz lub jakąkolwiek pomoc, jednak radziłbym się jej pośpieszyć.

Natasha ostrożnie podeszła do urządzenia które przytrzymywało mnie przy życiu. 

-Natasha -szepnąłem, kompletnie zdezorientowany. -T-ty chyba nie chcesz tego zrobić? -odpowiedzią na moje pytanie były kolejne kroki w stronę gniazdka w którym widniała wtyczka od całego tego sprzętu. Oddech uwiązł mi w gardle, a całe ciało się zatrzęsło, jak bym miał zaraz upaść. -Dziewczyno, przestań, wiesz ile będziesz mieć problemów przez to? -warknąłem, mając pewną nadzieję że poczuje jakąś dziwną obecność, przestraszy się i zrezygnuje. Zerknąłem szybko w stronę drzwi, gdzie pielęgniarka wraz z paroma mężczyznami, starali się odtworzyć drzwi.

Czarno włosa, drżącą ręką chwyciła za kabel i wbiła w niego swój przestraszony wzrok. Jej klatka piersiowa nierównomiernie się unosiła, a drobne krople potu spływały w z dłuż jej twarzy.

-Natasha, wierzę że aż tak podłą suką nie jesteś. Pomyśl o tych wszystkich osobach, Luke'u, moich rodzicach, do końca życia ci tego nie wybaczą, pójdziesz siedzieć! Czy tego chcesz? -ciągnąłem dalej, obserwując jej roztrzęsione ciało.

-Nie możesz szybciej otwierać tych drzwi?!-usłyszałem krzyk pielęgniarki, na jednego z mężczyzn. Nie zazdrościłem jej, gdy na prawdę skończy się to źle, kobieta do końca życia będzie się obwiniać o to iż nie zareagowała wcześniej i dopuściła do takiej tragedii.

Dłoń Natashy nadal zaciskała się na kablu, a jej brązowe oczy znacznie się zaszkliły. Wiedziałem że tego nie zrobi, była zbyt słaba psychicznie.

-Nie mogę -szepnęła, upadając na kolana, a łzy ostatecznie spłynęły po jej policzkach. Dłoń puściła czarny kabel, który pozostał w gniazdku. W tej samej chwili, drzwi z impetem uderzyły o ścianę, a do środka wbiegła pielęgniarka i reszta personelu. Natasha nawet się nie stawiała, kiedy dwóch mężczyzn podnosiło ją z ziemi, a następnie wyprowadzało z sali. Jej wzrok był ciągle pusty, zawieszony na moim łóżku, przy którym krzątała się kobieta, sprawdzając czy nic więcej mi się nie stało.

W tej samej chwili Luke wybiegł ze swojej sali. Z szokiem przypatrywał się wyprowadzanej Natashy. Jego wzrok był rozbiegany, raz spoglądał na czarnowłosą, a za chwilę w stronę mojej sali.

-Przepraszam, ale musi pan wrócić do łóżka -pewna kobieta chwyciła go za ramię, troskliwie się do niego zwracając.

-Nie, nie mogę... c-co się stało, j-ja muszę... -jąkał się, a jego ciało stawało się coraz słabsze, przez co kobieta z ledwością potrafiła go utrzymać. Oplatając jego ramieniem swoją szyję, ostrożnie wprowadziła go ponownie do sali. 

-Wszystko jest w porządku -szepnęła, podpinając go do kroplówki, a Luke głośno odetchnął. 

-J-ja muszę do niego iść -mówił, ale był zbyt słaby, aby ponownie się podnieść.

-Pójdziesz, wszystko będzie dobrze -przejechała dłonią po jego twarzy i pocieszająco się uśmiechnęła, jednak kiedy wyszła, a potem przeszła koło mojej sali i spojrzała za szybę, wyłapałem w jej wzroku coś niepokojącego, jak by nie była pewna wcześniejszych słów, które opuściły jej usta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top