9. Grey
[Tris]
Wpadające przez okno promienie słońca zmusiły mnie abym otworzył oczy. Przeciągnąłem się, po czym niechętnie usiadłem na łóżku, rozglądając się dookoła. Okrutna rzeczywistość uderzyła we mnie z taką siłą, że aż zakręciło mi się w głowie. Na łóżku po drugiej stronie pokoju leżał chłopak. Xavier spał skulony na jednym boku, odwrócony w moją stronę, tak że spokojnie mogłem mu się uważnie przyjrzeć. Lewą rękę wsunął pod poduszkę, a prawa niemal dotykała podłogi. Nie ściągnął okularów. Odruchowo miałem ochotę podejść i położyć je na szafce obok (Jasper zawsze zapominał ściągnąć swoje, kiedy kładł się spać z książką). Mój nowy współlokator też najwyraźniej coś czytał, bo na podłodze obok jego łóżka leżała jakaś lektura. Korciło mnie, żeby podejść bliżej i sprawdzić co to takiego, ale nie miałem najmniejszej ochoty zbliżać się do Cartnera, mimo, że kiedy spał wcale nie wyglądał na takiego irytującego dupka jakim w rzeczywistości był. Odepchnąłem od siebie kołdrę, po czym niechętnie stanąłem na nogach. Kiedy uchyliłem okno, aby wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza, usłyszałem wygrywaną na skrzypcach melodię. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, po czym zatrzasnąłem okno z takim impetem, że udało mi się obudzić Xaviera. Zdezorientowany usiadł na swoim łóżku, rozglądając się nieprzytomnie dookoła. Jego okulary lekko się przekrzywiły, a rozczochrane czarne włosy opadały mu na podkrążone oczy, przez co nie wyglądał tak irytująco perfekcyjnie jak zazwyczaj. Ciekawe jak dużo czasu zajmie mu doprowadzenie się do porządku? Trzy godziny przed lustrem wystarczą?
Już miałem go o to spytać, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język, widząc jego minę, kiedy zorientował się gdzie tak naprawdę jest.
-Tak, ja też nie jestem z tego powodu zachwycony- skomentowałem tylko, podchodząc do dużej, rzeźbionej szafy na ubrania, żeby wyciągnąć z niej swoje rzeczy, po czym wyszedłem z pokoju zanim zdążył mi odpowiedzieć.
***
-Zaczniemy od tego, że podzielicie się na grupy- oznajmił pogodnie Tim Clarlock. Nauczyciel angielskiego był tego ranka w doskonałym humorze w przeciwieństwie do swoich uczniów, którzy zostali poinformowani, że kolejne kilka godzin spędzą na mrozie na dworze. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się czy ktokolwiek zauważyłby gdybym teraz skierował się w stronę wejścia do szkoły. Stojący z tyłu grupy Cartner spiorunował mnie wzrokiem, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszelkie próby ucieczki okażą się bezcelowe.- Waszym zadaniem, jak już wcześniej mówiłem, ale powtórzę raz jeszcze bo nie wszyscy mnie słuchali- kontynuował mężczyzna.- Mówię do ciebie Isaac! Odwróć się w końcu i zostaw Douglasa w spokoju, jeśli ci się podoba umów się z nim po naszych zajęciach, jasne?
Isaac uśmiechnął się głupkowato do swojego towarzysza, otrzymując odpowiedź w postaci środkowego palca. Kilka osób wybuchło śmiechem, na co brunet teatralnie złapał się za serce.
-Tak więc jak już mówiłem- powiedział profesor- waszym zadaniem będzie dowiedzieć się jak najwięcej o historii i legendach tego miasta. Nie będziecie mogli używać urządzeń elektronicznych, ponieważ zostawiliście je w moim gabinecie. Trzy godziny bez internetu- pomyślcie tylko! Potraficie to sobie wyobrazić?
Automatycznie pokiwałem głową marząc o ciepłych, wełnianych rękawiczkach, kiedy poczułem jak ktoś lekko szturcha mnie w ramię. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem wysokiego azjate w eleganckim, czarnym płaszczu. Kieran podał mi parę rękawiczek, wzruszając ramionami na moje pytające spojrzenie. Przyjąłem je po chwili wahania.
-Będziecie pracować w czteroosobowych grupach- mówił dalej Clarlock.- Anne, Isabelle, Alec i Sebastian to pierwszy zespół- przeczytał ze swojej listy.- Do drugiego należą; Douglas, Matt, Catherine i Darcy, natomiast w skład trzeciej drużyny wchodzą; Xavier, Kieran, Tris i Misty.
Upuściłem z wrażenia jedną z rękawiczek, na co stojący obok mnie Kieran roześmiał się cicho. Czy naprawdę ze wszystkich osób musiałem znaleźć się w drużynie z Cartnerem?
-Czas start dzieciaki!- zawołał radośnie nauczyciel, kiedy skończył już wyliczać zespoły, na co jego uczniowie (jedni z większym, drudzy z mniejszym entuzjazmem) zaczęli zbierać się w grupy i omawiać plan działania.
-A więc idziemy w trójkę i zostawiamy tego narcystycznego dupka w tyle?- spytała znajoma dziewczyna, zatrzymując się obok nas.
-Misty...- zaczął Kieran.
-Jestem za- przerwałem mu, oglądając się przez ramię w stronę swojego współlokatora, który niechętnie ruszył w ich kierunku.
-Aha i jeszcze jedno!- krzyknął rudowłosy profesor.- Zespół, który wypadnie najgorzej będzie musiał zrobić porządki w szkolnej bibliotece. Niech to będzie dla was zachętą do pracy.
Westchnąłem, zerkając w stronę Xaviera, który zdążył się już pozbyć swoich okularów, jednak nawet bez nich jego rzęsy osłaniające błyszczące, szmaragdowe oczy wyglądały na niezwykle długie. Gdyby był dziewczyną nie musiałby używać tuszu do rzęs. Chłopak odgarnął z twarzy czarne kosmyki, które wymykały się spod szarej beanie, rozglądając się uważnie dookoła jakby kogoś szukał.
-Proszę pana!- zawołała jakaś blondynka.- Nasza grupa liczy tylko trzy osoby. Nie ma Nicholasa.
Wymieniliśmy z Cartnerem zaniepokojone spojrzenia. Najpierw ta bezsensowna zamiana pokoi, a teraz tajemnicze zniknięcie Raylle'go. Nie widziałem go na dzisiejszym śniadaniu, ani na lekcji geografii. Coś musiało się wydarzyć wczorajszego wieczoru, coś o czym mój współlokator najwyraźniej nie miał zamiaru mi powiedzieć.
-Wobec tego będziecie musieli sobie poradzić bez niego-powiedział nauczyciel.- Dacie radę.
-A więc...- zaczęła Misty, która do tej pory rozmawiała o czymś z Kieranem- proponuję, żebyśmy już wyruszyli na poszukiwania, chyba, że zamierzacie spędzić kolejną środę robiąc porządki w największej bibliotece w mieście.
-Biblioteka- szare oczy Kierana rozświetliły się, jakby właśnie wpadł na genialny pomysł.- Moglibyśmy najpierw zajrzeć do biblioteki. Niedawno otworzyli jedną przy tej starej kwiaciarni. Z pewnością znaleźlibyśmy tam jakąś książkę ze starymi legendami.
-Dzisiaj jest zamknięta- powiedział Xavier.- Robią inwentaryzację.
-Tak szybko?- spytała dziewczyna.
Cartner tylko wzruszył ramionami. Zdziwiłem się, że orientował się w takich sprawach. Jeszcze wczoraj nie pomyślałbym, że ktoś taki jak on w ogóle potrafi czytać.
-Wobec tego odwiedzimy księgarnie- stwierdził pogodnie Azjata.- Musimy się pospieszyć zanim inni wpadną na ten pomysł- skierował się z Misty w stronę bramy, a my ruszyliśmy niechętnie za nimi.
-Nie martw się Verdale, Douglasowi to raczej nie grozi- powiedział mój współlokator.- Najpierw musiałby się nauczyć myśleć.
-Trzymaj język za zębami, Cartner- odpowiedział chłopak, na co przyspieszyłem, zostawiając swojego wroga w tyle.
Małe, klimatyczne miasteczko Corfe Castel składało się głównie z dwupiętrowych domków z szarego kamienia i dachów w nieco ciemniejszym kolorze. Spacerowaliśmy po uliczkach, słuchając opowieści dziewczyny, która mówiła o swojej korespondencji. Kiedy powiedziała, że chłopak, z którym piszę ma na imię Jamie, Xavier dostał ataku kaszlu.
-Słyszeliście kiedyś, żeby jakiś Włoch się tak nazywał?- spytała.
-Może jego rodzice nie pochodzą z tamtego kraju- zasugerowałem.
-Albo Noah- dodał Kieran.- Ja piszę z jakimś Noah- poczułem na sobie przeszywające spojrzenie szmaragdowych oczu, przez co nerwowo zacząłem bawić się rękawiczkami. Spokojnie- pomyślałem- to tylko przypadek. Zwykły zbieg okoliczności.
-Nie wydaje wam się, że ten projekt jest nieco... dziwny?- zapytał brunet.- Coś jest nie tak...
-Nie, dlaczego?- zdziwiła się Misty.- Pewnie kazali im podać fałszywe imiona tak samo jak nam.
-Gdybym mieszkał we Włoszech prędzej podpisałbym się Marco albo Luigi- odpowiedział.
-Kto jak woli- azjata wzruszył ramionami.-Mnie podoba się ten pomysł. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mieli szansę spotkać się z tymi osobami. Byłoby miło poznać kogoś z kim wymienia się tyle osobistych myśli i doświadczeń.
-Zaiste- prychnął cicho zielonooki, zerkając w moją stronę.- Byłoby cudownie.
-Zgaduje, że udało ci się już nastawić do siebie wrogo adresata twoich listów- Verdale odwrócił się w jego stronę, uśmiechając się lekko. Sprawiał wrażenie rozbawionego. Drugi chłopak nie odpowiedział, wbijając wzrok w chodnik. Miałem wrażenie, że mimo tego, iż mój nowy nowy współlokator zdawał się nienawidzić całego świata, traktował Kierana z czymś na kształt szacunku.
Księgarnia, którą planowaliśmy odwiedzić mieściła się w pobliżu hotelu o nazwie Bankes Arms*. Droga do niej nie zajęła nam dużo czasu, nie więcej niż dziesięć minut. Kiedy jednak stanęliśmy przed szklanymi drzwiami, przywitała nas kartka z informacją o tym, że sklep będzie nieczynny aż do następnej soboty. Zirytowana Misty pokręciła gałką do drzwi. Była mądrzejsza ode mnie i zabrała ze sobą swoje rękawiczki w kształcie pyszczków lisów.
-A niech to- westchnęła.- To co teraz zrobimy?
Oparłem się o ścianę budynku, zastanawiając się gdzie jeszcze moglibyśmy dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat tego miasta.
-Kto zna najwięcej starych historii i legend?- spytałem bardziej siebie niż swoich towarzyszy.
-Emeryci- odpowiedział Cartner.
-I wróżbici- dodała Wrey.- To znaczy te samozwańcze "czarodziejki", które przepowiadają przyszłość. One znają dużo legend i mitów, przynajmniej tak jest zawsze w filmach...
-Wróżbici- powtórzyłem, przypominając sobie wystawę jednego sklepu, który widziałem przez szybę samochodu, kiedy jechałem z rodzicami do tutejszej szkoły. W witrynie widniała duża czarodziejska kula i księga ze złotym napisem "Tajemnice Corfe Castel".- Słuchajcie, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do tej miejscowości, mijałem taki sklep z różnymi talizmanami, ofertami przepowiadania przeszłości i książkami o tajemnicach tego miasta. Zdaję się, że nazywał się...
-Pod gwiazdami- dokończył Kieran. - Wiem gdzie to jest.
-Świetnie, dowiemy się, że tymi ulicami chodziły kiedyś zombie, trolle i jednorożce- wtrącił się brunet.- Może od razu sami wymyślmy na poczekaniu jakieś historyjki?
-Rozumiem, że ty masz lepszy pomysł- przerwała mu dziewczyna.
-Przecież powiedziałem. Poza tym nie wydaje wam się, że ta cała Celestia to niezbyt wiarygodne źródło informacji.
-Lepsze niż żadne- stwierdził drugi chłopak.- A więc idziemy tam, czy to ci się podoba czy nie.
-Nie.
-Nie pytałem- pokręcił głową, przez co kilka czarnych kosmyków opadło na jego szare oczy. Ruszyliśmy krętymi uliczkami, po drodze spotykając inną grupę uczniów wśród których rozpoznałem Darcy i Douglasa. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a kiedy odwzajemniłem gest, Xavier posłał mi krzywe spojrzenie.
-No co?- spytałem.
-Nikt nie wytłumaczył ci na czym polega podział na dwie drużyny?- spytał, mrużąc oczy.
-Ty zachowujesz się jak dupek, a on wydaje się być sympatyczny- odpowiedziałem.- Tak więc nie uznaję waszego idiotycznego sposobu selekcji.
-Zobaczymy- mruknął.
Odwróciłem się do niego, żeby pokazać mu niezwykle miły gest, co niefortunnie uniemożliwiły mi wełniane rękawiczki. Kieran roześmiał się, łapiąc mnie za rękaw kurtki i obracając przodem do kierunku, w którym szliśmy.
-Chciałbyś przygarnąć go do swojego pokoju?- spytał mój współlokator.
-Bądź cicho, albo wykorzystam fakt, że nie mam rękawiczek- ostrzegł Verdale.
-Śmiało!- ożywił się nagle Cartner.- Nigdy w życiu nie słyszałem, żebyś powiedział "spadaj", nie mówiąc już o przekleństwach i gestach tego typu- pokazał co miał na myśli, przez co mężczyzna prowadzący za rękę swoją córkę, posłał mu groźne spojrzenie. Kieran tylko pokręcił z dezaprobatą głową, przepraszając nieznajomych.
-Naprawdę musisz z nim mieszkać?- spytała Misty, posyłając mi pełne współczucia spojrzenie.
-Kiepsko, nie?- odezwał się mój irytujący współlokator, na co dziewczyna wywróciła oczami.
-Palant- mruknęła cicho.
-Miło patrzeć jak bardzo się kochacie- skomentował drugi chłopak, poprawiając swoje włosy. Kiedy uniósł rękę, rękaw płaszcza zsunął się, odsłaniając jego nadgarstek, wokół którego ciągnęła się wyraźna blizna. Gdy tylko zauważył, że zwróciłem na nią uwagę, szybko ją opuścił, zasłaniając dowód krzywdy. Przez resztę drogi zastanawiałem się co takiego wydarzyło się w jego życiu, że trafił do tej szkoły.
Znalezienie sklepu Pod gwiazdami zajęło nam trochę więcej czasu, ponieważ Kieran chyba nie do końca wiedział gdzie on się znajduje. W końcu po godzinie chodzenia w kółko, zauważyliśmy znajomy srebrny szyld. Dzwonki przy drzwiach zawiadomiły właścicielkę sklepu o naszym przyjściu, zanim weszliśmy do środka. Całe pomieszczenie zapełnione było dziwnymi przedmiotami, kartami, starymi księgami, kalendarzami i talizmanami na szczęście. O jedną ze ścian stało duże koło z wypisanymi na brzegu słowami; miłość, przyjaźń, pieniądze, powodzenie i zdrowie. Zmrużyłem oczy, myśląc nad tym czy Xavier nie miał jednak racji.
-Patrzcie- Wrey wskazała na siedzącą na brzegu stołu papugę. Ptak przekrzywił głowę, przyglądając się nam uważnie.
-O jeny, ma prawie tak przeszywające spojrzenie jak ty- odwrócił się do mnie Cartner.- Przerażające... Gdybym był złodziejem, nie dotknąłbym tutaj niczego dopóki to coś by tu było.
-Kradniesz nasze dobre samopoczucie- zauważyła Misty, delikatnie głaszcząc zwierzątko po główce. Kiedy zielonooki chłopak podszedł do pupila właścicielki, papuga dziobnęła go w rękę.
-Ała!- odsunął się.
-Zna się na ludziach- skomentowałem z uśmiechem.
-W rzeczy samej- usłyszeliśmy czyjś głos. Kiedy się odwróciliśmy, zobaczyliśmy stojącą w progu kobietę o gęstych, kręconych włosach i oliwkowej cerze. Nieznajoma, ściągnęła okulary przyglądając się nam uważnie, każdemu po kolei.
-Xavier Kordian Cartner- powiedziała, zatrzymując spojrzenie swoich zielonych oczu na jednym z nas.- Dawno cię nie widziałam. Gdzie zgubiłeś swojego przyjaciela?
-To skomplikowane- odpowiedział.
-Och, nie wątpię- pokiwała głową.- Wspaniały chłopiec... Ciekawy...
Xavier nerwowo przestąpił z nogi na nogę.
-Przyszliśmy w związku ze szkolnym projektem- odezwał się Kieran, przerywając niezręczną ciszę.- Mieliśmy nadzieję, że zna pani legendy tego miasta i trochę nam opowie.
-Ledendy Corfe Castel- uśmiechnęła się.- Ach... Zaiste mury tego grodu skrywają wiele tajemnic. Zapewne znacie już historię króla Edwarda...
-Nie- zaprzeczyłem w tym samym momencie, w którym wszyscy pozostali powiedzieli "tak".
-Został zamordowany przez swoją macochę, która chciała, aby na tronie zasiadł jej syn- wyjaśniła kobieta.- Ale domyślam się, że nie o tą opowieść wam chodziło... A słyszeliście może legendę o okrutnym następcy króla Edwarda?- tym razem wszyscy pokręciliśmy głowami.- Niektórzy twierdzą, że to była karma, że los postanowił ukarać nowego władcę, który zdobył koronę przez rozlew krwi niewinnego człowieka... Ten król nazywał się Leonard i poślubił księżniczkę, słynącą z niezwykłej urody córkę ówczesnego władcy Szkocji. Miała na imię Leokadia. Po dwóch latach szczęśliwego małżeństwa urodził się im syn, któremu nadali imię Nathaniel. Był to chłopiec o złotym sercu. Kiedy był mały, zaprzyjaźnił się z jednym malcem z uboższej rodziny. Często spotykali się po kryjomu i bawili w pobliskim lesie, a czas biegł do przodu szybciej niż mogłoby się zdawać, i któregoś dnia kiedy mieli po szesnaście lat... Chłopcy zorientowali się, że są w sobie zakochani. To była prawdziwa miłość, taka o jakiej pisze się książki i śpiewa piosenki... Nathaniel i Jonathan... Aż któregoś dnia... Król powiedział synowi, że wybrał dla niego żonę- księżniczkę z Irlandii. Dziewczyna była naprawdę ładna i naprawdę niezadowolona, że będzie musiała poślubić kogoś kogo nawet nie zna, jednak kiedy tylko zobaczyła tamtego księcia... Zakochała się od pierwszego wejrzenia... Nathaniel wiedział, że nie uda mu się uciec z królestwa, był zbyt rozpoznawalny. Jako następce tronu znali go wszyscy. Zgodził się więc poślubić księżniczkę, przez co złamał serce drugiego chłopca. Któregoś wieczoru, na dwa dni przed uroczystością, król przyłapał dwójkę nastolatków w ogrodzie na tyłach zamku, podobno doniosła mu o tym zazdrosna księżniczka... Legenda mówi, że kiedy zobaczył ich pocałunek, od razu wezwał straż i z obawy przed ucieczką syna, kazał zamknąć Jonathana w lochach, grożąc, że jeśli Nathaniel się nie opamięta, każe odebrać jego przyjacielowi życie. Wtedy młody następca tronu rzucił się na kolana i błagał, żeby uwolnili drugiego chłopca, nieszczęśliwie wyznał przez przypadek, że jest w nim zakochany. Pod wpływem wściekłości, król kazał swojemu synowi przebić serce Jonathana, a sam odsunął się na tyle daleko, żeby być bezpiecznym. Nathaniel wiedział, że nie mają szans... Mimo to udało mu się zabrać broń jednemu z rycerzy i uwolnić swojego przyjaciela. Kiedy oboje trzymali w dłoni miecze, królewicz powiedział swojemu towarzyszowi, że znalazł w nim miłość swojego życia i przebił swoje serce. Drugi chłopiec również odebrał sobie życie... Odeszli tej samej nocy, w jednym miejscu, mając obok osobę, którą kochali najbardziej na świecie... Mówią, że czasami można zobaczyć w pobliżu zamku parę chłopców trzymających się za ręce i usłyszeć ich pogodny śmiech...**- Kiedy skończyła opowiadać w sklepie zapadła cisza. Xavier, który nagle zrobił się na twarzy biały jak ściana, opadł na najbliższe krzesło, wpatrując się przed siebie. Zaskoczony obserwowałem jak kolorowa papuga rozpościera swoje tęczowe skrzydła i przelatuje przez pomieszczenie, siadając na szafce obok Cartnera.
-Jonathan- odezwała się tym swoim charakterystycznym głosikiem.- Kra! Jonathan!
Brunet spadł ze swojego krzesła, lądując na twardej podłodze, po czym szybko podniósł się na nogi i odsunął od tamtego ptaka, lekko kręcąc głową- w normalnych okolicznościach taka sytuacja na pewno bardzo by mnie rozśmieszyła, teraz jednak nie było mi do śmiechu, nie po tamtej tragicznej historii.
-Och, Teodoro, zostaw naszego gościa- poprosiła kobieta.- Proszę nam wybaczyć, to zwierzątko liczy już sobie sporo lat. Przejęłam opiekę nad nim, po śmierci byłej właścicielki tego sklepu. Tak czy inaczej...- zmrużyła oczy, uważnie przyglądając się Xavierowi- to tylko legendy... Być może historia przedstawiała się nieco inaczej... Chociaż szczerze w to wątpię.
-Kra! Jonathan! Jonathan!
-Że też to jedno słowo z całej mojej opowieści utknęło ci w głowie- zirytowała się.- Ostatnio było tak samo...- westchnęła, odwracając się do swoich gości.- Tylko wtedy spodobało jej się nie wiedzieć czemu imię tego drugiego chłopca... Odwiedził nas wtedy jeden...- urwała, nagle coś sobie uświadamiając.- A to ciekawe...- spojrzała na mojego współlokatora, który wyglądał jakby miał za chwilę zwymiotować.- Naprawdę ciekawe...
-Aha...- Kieran zerknął w kierunku Cartnera.- Zna pani może jeszcze jakieś historię?
Kobieta pokręciła wolno głową, nad czymś się zastanawiając.
-Inne już zapewne znacie... Mogłabym przepowiedzieć wam przyszłość i tak będziecie musieli zaczekać tutaj aż przestanie padać.
-Nie pada- zauważyłem w tym samym momencie, w którym z nieba zaczęły spadać duże krople wody. Wystarczyła niecała minuta, żeby rozpętała się ulewa.
-Teraz już tak- uśmiechnęła się.- Powiedzmy, że nie wezmę od was pieniędzy. Ostatnio odwiedza mnie już i tak wystarczająco turystów, zarobków mi nie brakuje.
-W sumie czemu nie- wzruszyła ramionami Misty, podczas gdy ciemnowłosa kobieta szukała już na regale jakiejś księgi. Kieran rozpiął swój płaszcz i uśmiechnął się do mnie lekko, zauważając, że pogoda raczej za szybko się nie poprawi. Westchnąłem, odwracając się w stronę Xaviera, którego uwagę przyciągnęła "magiczna" kula, która po dotknięciu zmieniała kolor.
-Myślisz, że ta historia była prawdziwa?- spytałem cicho, na co Azjata wzruszył ramionami.
-Myślę, że czeka nas wspaniała środa, spędzona w bibliotece- odpowiedział.
[Nicholas]
"Rozważałem właśnie greckie idee miłości. Jest oczywiście agape, najwyższa z nich wszystkich, miłość odczuwana przez bogów. Dalej jest eros, miłość romantyczna. Filia, miłość dla przyjaciół. I storge, miłość łącząca członków rodziny. Jak ci się wydaje, którą z nich odczuwają nasi parabatai? Bliżej jej do filii czy do agape...? Oczywiście biorąc pod uwagę, że eros jest zakazana."***
Cisnąłem książką o przeciwległą ścianę, patrząc jak uderza w twardą powierzchnię i z hukiem upada na podłogę razem z ramką, która przed chwilą ozdabiała to pomieszczenie. W środku było zdjęcie ruin Corfe Castel. I dobrze, pomyślałem. Smutek jaki przepełniał mnie od wczorajszego wieczoru, pomału zaczynała zastępować złość. Nie poszedłem na dzisiejsze lekcje. Nie miałem pojęcia jak miałbym zachowywać się w stosunku do Xaviera. Nie wiedziałem jak zareagował na wiadomość o tym, że od tej pory nie mieliśmy nawet prawa, aby ze sobą rozmawiać. Ponad to nie mogłem nigdzie znaleźć swojego telefonu. Dyrektor musiał mi go zabrać wczorajszego wieczoru, kiedy byłem zbyt zaskoczony tamtą całą sytuacją, żeby cokolwiek zauważyć.
Sukinsyn, dupek, idiota, pieprzyć idee tej szkoły, to wszystko to bzdury, kłamstwa, bajki opowiadane rodzicom- normalnie nie przeklinałem, przynajmniej nie na głos, ale teraz w moich myślach przewijały się dziesiątki obraźliwych określeń i przezwisk. Miałem dość, byłem zmęczony, wyczerpany i wściekły na cały otaczający mnie świat. Wiedziałem, że powinienem wziąć leki, żeby uspokoić emocje, zamiast tego pozwoliłem im jednak pędzić coraz szybciej, czułem się trochę tak jakbym jechał pociągiem bez hamulców coraz szybciej i szybciej z pełną świadomością, że w którymś momencie się rozbije. Proszki, które mi przepisywali i tak nie działały, jedynym lekiem na moje słabości był Xavier, ale jego tutaj teraz nie było.
"Knock on my door, boy come home
You stay in my head
Lay in my arms, why won't you?
It's been way too long
What you waiting on?
Cause I've been laying here
Learning what the memories won't do
See I need you and baby I need to
Let down my guard and give you my scars
Open up my heart
We could be stars..."
Powoli podszedłem do ramki z rozbitą szybką i zacząłem wyciągać szkło kawałek po kawałku, nie przejmując się tym, że raniło moje dłonie, po czym wyrwałem ze środka zdjęcie dużego formatu, chcą je zniszczyć. Coś mnie jednak powstrzymało, a mianowicie rysunek na jego odwrocie przedstawiający plan Corfe Castel. W miejscu, w którym było jedno z pomieszczeń w lochach ktoś odcisnął feniksa. Odruchowo wyciągnąłem zza koszuli swój wisiorek i przyłożyłem do papieru. Identyczny... W rogu kartki tuż pod szkicem widniały trzy słowa skreślone dziwnie znajomym pismem- Annabell Eleanor Cartner. Annie... W mojej głowie pojawiło się wspomnienie dziewczyny w oliwkowej sukience, wysokiej o długich, czarnych włosach i szmaragdowych oczach. Szybko podniosłem się z podłogi i zamknąłem na klucz drzwi do pokoju. Następnie powiesiłem zdjęcie z powrotem na ścianie, wcześniej wstawiając w ramkę szybkę z innego obrazu. Później posprzątałem cały bałagan, rezygnując z podcięcia sobie nadgarstków (prawdopodobnie i tak nie zamierzałem dzisiaj tego zrobić) i usiadłem we wnęce okiennej obserwując zachodzące słońce. Minęło pół godziny zanim zdecydowałem się usiąść przy biurku i odpowiedzieć na ostatni list. W rezultacie udało mi się napisać zaledwie kilka zdań;
"Doskonale Cię rozumiem.
Wiem jak to jest stracić osobę, którą kocha się najbardziej na świecie. Kiedy umiera ktoś bliski zwykle obwiniamy za tą tragedię wszystko i wszystkich dookoła. Cały świat jest winny, tylko nie my. Później to się zmienia- zrzucamy całą winę na siebie samych i zamęczamy się wyrzutami sumienia. Czy to była twoja wina? Jasne, że tak. Gdybyś tylko go posłuchał nic by się nie stało. Dręczą cię wyrzuty sumienia? Najlepszym lekarstwem będzie samobójstwo. Po co dłużej się męczyć? Najlepsze jest przedawkowanie środków nasennych, ale jeśli chcesz odejść głośno z tego świata, wybierz skok. Powodzenia :) ****
Uwierz mi, że nie byłeś odpowiedzialny za śmierć tamtego chłopca. Postaraj się cieszyć życiem, które otrzymałeś. Jestem pewny, że on by tego chciał. Nie zmarnuj szansy jaką otrzymałeś.
Trzymaj się ;)
J. "
Łatwo powiedzieć... Chyba będę musiał przepisać to na czysto...
[Tris]
Deszcz przestał padać około osiemnastej, co oznaczało, że spędziliśmy poza szkołą dużo więcej niż trzy godziny. Nawet nie miałem ochoty myśleć o tym co czeka nas w najbliższą środę. W tym czasie Celestia (tak kazała nam się do siebie zwracać właścicielka sklepu) zdążyła przepowiedzieć Misty każdą następną sekundę jej życia aż do pogrzebu, ja tymczasem siedziałem z Kieranem na ławce we wnęce okiennej i próbowałem przekonać do siebie Teodorę.
-Ha! Kieran Verdale! Kieran! Kieran!- chłopak roześmiał się, kiedy papuga usiadła na jego ramieniu.
-Nie, Tris- pokręciłem głową.- Powiedz Tris.
-Troll... Sialala! Troll.
Azjata wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem, na co uniosłem ręce w geście poddania.
-Zna się na ludziach, pamiętasz?- spytał Cartner, który siedział przy jednym ze stolików obserwując nas z pochmurną miną i co jakiś czas przerzucając strony jakiejś starej księgi.
Kieran uniósł jedną rękę, a wtedy złośliwy ptak posłusznie usiadł na jego przedramieniu. Chłopak pogłaskał go delikatnie po zielonej główce.
-Jakaś ty śliczna- powiedział.
-Wiem!- krzyknęła Wrey z drugiego końca pomieszczenia. Xavier roześmiał się kręcąc głową. Właśnie zacząłem się zastanawiać nad tym czy widziałem go kiedyś z jakąś dziewczyną, kiedy Teodora dorwała się do nitki zawiązanej dookoła nadgarstka Azjaty.
-Hej! Nie, to zostaw- zwrócił jej uwagę.- Jejku!
Papuga wlepiła w niego swoje oczy, trzymając w dziobie kawałek bransoletki. Siedzący przy stole chłopak uniósł głowę, mrużąc swoje szmaragdowe oczy. Kieran posadził nieposłuszne zwierzątko na ławce, po czym odwiązał grubą nitkę i spróbował zawiązać ją na nowo co niezbyt dobrze mu wychodziło, ponieważ był leworęczny, a nitka (która w sumie bardziej przypominała coś w rodzaju muliny) była właśnie na tej ręce.
-Pokaż to- przysunąłem się bliżej, chcąc mu pomóc. Dałbym głowę, że Xavier mruknął w tym momencie pod nosem coś co by się nam nie spodobało, ale postanowiłem go zignorować.
-Dzięki- uśmiechnął się.
-Proszę.
-Dużo ci jeszcze zostało?- spytał Cartner.
-Co?- nie zrozumiałem.
-Pytałem jego. Dlaczego zawsze myślisz, że mówię do ciebie?
-Trochę- mruknął drugi chłopak. Mogło mi się przewidzieć ale zdaje mi się, że zobaczyłem w oczach Xaviera coś na kształt współczucia. Czyżby ta kreatura miała jednak serce? Posłałem siedzącemu obok koledze pytające spojrzenie, ale on tylko spuścił wzrok, poprawiając swoją bransoletkę.
-Mówiłeś, że moje talizmany to głupota, a sam nosisz na ręce czerwoną nitkę- usłyszeliśmy głos Celestii.- Hipokryta.
-To nie dlatego- odezwali się jednocześnie Cartner i Misty. Azjata naciągnął na nadgarstki rękawy swojego swetra.
-Doprawdy?- spytała.
-Doprawdy? Doprawdy?- zawtórowała jej papuga. Zaczynała mnie już irytować.
-Przestało padać!- mój współlokator zeskoczył z krzesła, odwracając uwagę od Kierana.- Sugeruję żebyśmy wyszli stąd zanim znowu zacznie się oberwanie chmury. No chyba, że któryś z was zabrał ze sobą ponton.
-Mam w plecaku- powiedziałem.- Jeny, żartowałem- wywróciłem oczami, kiedy chłopak posłał mi spojrzenie pt. "Powinieneś zainwestować w lepszego psychologa".
-Już myślałem, że całkowicie ci odbiło- skomentował.
-Tobie odbiło!- odezwała się Teodora lądując na stoliku przed Cartnerem.- Ha! Tobie!
-Zna się na ludziach- uśmiechnęła się złośliwie Misty (zdaję się, że lubiła go tak samo jak ja).
***
Tego wieczoru postanowiłem wcześniej się umyć i zaszyć się w swoim pokoju. Na szczęście Xavier wyszedł na cały wieczór, więc mogłem udawać, że mieszkałem sam i wszystko było jeszcze w porządku... Okay- prawie wszystko było w porządku. Leżałem w piżamie w swoim łóżku, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Chwilę później do środka zajrzał znajomy chłopak o skośnych, szarych oczach.
-Mogę?- spytał.
Spuściłem wzrok na swoją koszulkę z infantylnym wzorem i pokiwałem niepewnie głową. Kieran miał na sobie ten sam czarny płaszcz co wcześniej i długi, czerwony szalik. W jednej ręce trzymał futerał na skrzypce.
-Ty już w piżamie?- spytał zaskoczony.
-Chciałem się szybciej położyć- wzruszyłem ramionami.- Coś się stało?
-Nie...- zaprzeczył.- To znaczy... Pomyślałem, że może miałbyś ochotę wyjść na dwór. W końcu się rozpogodziło.
-Myślałem, że po dwudziestej nie wolno nam już wychodzić z budynku- zauważyłem, krzywiąc się na widok instrumentu.
-A ja myślałem, że nikt tego nie przestrzega- uśmiechnął się. Nie odpowiedziałem.- Dlaczego nie lubisz skrzypiec?- spytał po dłuższej chwili.
-O co chodzi z twoją bransoletką?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Okay, nieważne- pokręcił głową.- Więc nie wyjdziesz już dzisiaj z tego pokoju?
-Wybacz. Z pewnością masz innych znajomych, może znajdziesz kogoś innego.
-Misty by wyszła, ale tak się składa, że właśnie piszą z Darcy jakiś kryminał.
Westchnąłem, rozglądając się dookoła.
-I jeśli mnie złapią, nie będę miał nikogo do pomocy przy sprzątaniu kuchni- dodał.
-A więc o to chodzi- roześmiałem się.
-Wyłącznie- potwierdził.- A więc jak będzie?
Odwróciłem się w stronę okna, zastanawiając się co powinienem teraz zrobić. Z jednej strony nie miałem najmniejszej ochoty z nim wychodzić. Miałem gęsią skórkę już na samą myśl o temperaturze panującej na zewnątrz. Z drugiej strony Kieran był jedną z niewielu osób, które nie traktowały mnie tutaj z góry i szczerze chciały się ze mną zaprzyjaźnić. Poza tym był sympatyczny i nie chciałem zrobić mu przykrości.
-Okay- powiedziałem w końcu.- Ale zostawisz tutaj swój instrument.
***
Kieran nie kłamał mówiąc, że nareszcie się rozpogodziło. Na granatowym niebie błyszczały srebrne gwiazdy kiedy szliśmy pod górę w stronę ruin zamku. Było chłodno, ale już nie tak zimno jak za dnia, mimo to otuliłem się szczelniej swoim szalikiem, żałując, że nie miałem na tyle silnej woli, żeby odmówić wyjścia z ciepłego budynku.
-Od dawna tutaj jesteś?- spytałem, próbując dorównać mu tempa.
-Od dawna- odpowiedział.
-I nie powiesz mi dlaczego?
Rozchylił usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak niemal od razu się rozmyślił. Pokręcił lekko głową.
-A ty?- odwrócił się w moją stronę.
Uniosłem głowę, przyglądając się sklepieniu nad naszymi głowami. "Ja będę na jednej z nich."
"It's just another night
And I'm staring at the moon
I saw a shooting star
And thought of you
I sang a lullaby
By the waterside and knew
If you were here,
I'd sing to you
You're on the other side
As the skyline splits in two
I'm miles away from seeing you
I can see the stars (...)
I wonder, do you see them, too?"
-Możliwe, że pokonałem w pojedynkę całą mafie z Neapolu i ludzie z FBI postanowili zamknąć mnie tutaj z obawy przed moimi nadprzeciętnymi umiejętnościami- wyznałem, na co Azjata roześmiał się, kręcąc głową.
-Wiesz, że Xavier powiedział mi dokładnie to samo kiedy rozmawiałem z nim po raz pierwszy- uśmiechnął się.- A więc jednak było was dwóch...
-Tak- prychnąłem.- Ostatnio rzeczą o jakiej marzę jest współpraca z Cartnerem.
-On nie jest taki zły jakby się mogło wydawać- zatrzymał się, opierając o jedną ze zniszczonych ścian zamku.- Naprawdę.
-Mówisz tak, bo nie musisz dzielić z nim jednego pokoju.
-A co? Jednak chrapie przez sen? Robiliśmy z Douglasem zakłady...
-Bardzo śmieszne- skomentowałem.- Douglas to chłopak z tej drugiej... drużyny?
-Tak- przytaknął.
-Myślałem, że nie możemy przyjaźnić się z tą grupą- zauważyłem.- Nie rozumiem dlaczego.
-Ja nie jestem w żadnej z nich- powiedział.- Już niedługo zrozumiesz na czym to polega. Poza tym powinieneś się cieszyć, że Raylle nie został twoim współlokatorem.
-Zdecydowanie wolałbym mieszkać z nim- przyznałem, na co mój towarzysz westchnął cicho.
-Szybko zmieniłbyś zdanie, Ramirez. Uwierz mi. Nie wszystko jest takim jakim się wydaje... Szczególnie tutaj.
"So open your eyes and see
The way our horizons meet
And all of the lights will lead
Into the night with me
And I know these scars will bleed
But both of our hearts believe
All of these stars will guide us home"
***
Wyjaśnienia;
*hotel istnieje naprawdę
**pierwsza legenda jest prawdziwa, druga jest wytworem mojej wyobraźni
***cytat z książki pt. "Pani Noc", Cassandry Clare
**** podkreślenia to przekreślenia ;D
Zacytowane piosenki to "Stars" (Alessia Cara) i "Fault in our stars" (Ed Sheeran)
I co sądzicie o tym rozdziale? ;)) Jak myślicie z kim pisze Tris?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top