7. Red
"Dawno dawno temu"- tak zaczyna się każda piękna opowieść o miłości, dobru i złu, historia, w której ciąg wydarzeń biegnie zawsze w tym samym kierunku- w kierunku szczęśliwego zakończenia. Nie ważne czy oglądasz jakąś bajkę po raz pierwszy czy dziesiąty z kolei, bo już i tak z góry wiesz jak będzie wyglądał finał. Światła sztucznych ogni, radosne okrzyki, silne emocje. W mojej historii było podobnie tyle tylko, że światłami były sygnały radiowozów i ambulansów, okrzyki były pełne strachu, żalu i rozpaczy, a emocje zamiast porywać moje serce do radosnego tańca, przecinały je na pół.
Nie mam zamiaru opowiadać ci o tym, żebyś mógł mnie lepiej poznać. Nie mam również zamiaru ci się spowiadać. Po prostu kilka dni temu miałem rozmowę z psychologiem. Nie miałem najmniejszej ochoty wchodzić do tego gabinetu, ale omijanie wizyt w naszej szkole ciągnie za sobą poważne konsekwencje. Można powiedzieć, że chodzę do dość... specyficznej placówki. Tak więc wszedłem do środka tego znienawidzonego pomieszczenia i zamiast czterdziestoletniego nieprzyjemnego babsztyla, zobaczyłem miłą dziewczynę, która twierdziła, że dopiero co skończyła studia z psychologii i jest na zastępstwie. Zdziwiłem się, ponieważ zamiast męczyć mnie pytaniami o moje samopoczucie i problemy, opowiadała mi ciekawe historie ze swojego życia. Udało jej się nawet kilka razy mnie rozśmieszyć. Podczas całego spotkania ani razu nie zapytała mnie o to jak się czuje, albo czy coś jest nie w porządku. Pytała czy byłem kiedyś w Castel Gandolfo, jaka była najśmieszniejsza pomyłka w moim życiu i czy mnie również się denerwuje kiedy skończę czytać jakąś wspaniałą książkę i muszę w napięciu czekać na kolejną część, albo- co gorsze- czekać na tłumaczenie, ponieważ dzieło mojego ulubionego autora wydali we wszystkich językach, tylko nie w tych które znam.
Kiedy czas spotkania dobiegł końca Clare (kazała mi zwracać się do siebie po imieniu), powiedziała mi, żebym zajrzał do kalendarza, poszukał dzisiejszego dnia i postarał się, żeby w przyszłości ta data bardzo dobrze mi się kojarzyła.
Po raz pierwszy nie miałem ochoty wychodzić z tamtego gabinetu. Kiedy dzisiaj zapukałem do drzwi modliłem się o to, żeby znowu móc ją zobaczyć i zobaczyłem. Z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że nie mogłem doczekać się kolejnej wizyty. Tym razem również było bardzo sympatycznie, w którymś momencie pojawił się temat tego projektu. Kiedy powiedziałem, że nie ma sensu, spytała "Jak to? To lepsze niż pamiętnik. Możesz napisać na kartce wszystkie swoje żale i smutki, wiedząc, że osobie, która je przeczyta nigdy nie będziesz musiał spojrzeć w oczy. Możesz uwolnić z siebie wszystkie złe emocje bez żadnych złych efektów, a jeśli będziesz miał trochę szczęścia ta druga osoba cię zrozumie i może ci pomoże". Wyjaśniła mi również jak ważne jest wyrzucanie z siebie negatywnych emocji i rozmowa z drugim człowiekiem, że to pomaga...
Tak więc nie robię tego dla ciebie. Robię to dla siebie, ponieważ chciałbym zacząć od początku.
To nie było tak, że zakochałem się w nieodpowiedniej osobie, ponieważ oddałem serce najwspanialszej osobie na świecie. Ja po prostu obdarzyłem ją nieodpowiednim uczuciem. On miał na imię Jordan i był moim przyjacielem odkąd tylko pamiętam. Któregoś wieczoru kiedy mieliśmy po trzynaście lat zostałem u niego na noc. Jego rodzice pojechali na wesele do swoich przyjaciół, więc byliśmy sami. Była burza, wysiadł prąd, stojące przy oknie drzewo stukało gałęziami w szybę, właśnie skończyliśmy oglądać horror, więc podskakiwałem na każdy, najcichszy nawet dźwięk. Jordan nabijał się ze mnie, mając przy tym niezły ubaw. Zaczęliśmy się przekomarzać, popchnął mnie na plecy. Wylądowałem na miękkich poduszkach, a on oparł łokcie po obu stronach mojej głowy, nagle wyraz jego oczu się zmienił. Sam nie wiem jak to się stało ale nasze usta jakoś się spotkały. Pocałowaliśmy się. Kiedy się odsunął, w jego oczach najpierw zobaczyłem zdezorientowane, a następnie panikę, strach. Był również przerażony jak ja. Chciał uciec, ale mu na to nie pozwoliłem, przytulając się do niego tak jak robiłem to zawsze wcześniej. Wyznał mi, że chciał to zrobić już od dawna ale bał się mojej reakcji. Nawet przez chwilę nie pomyślał, że mogłem czuć to samo.
O naszej wyjątkowej więzi nie mogliśmy powiedzieć rodzicom. Oni nigdy by tego nie zaakceptowali. Ukrywaliśmy się więc, mając nadzieję na to, że nasza tajemnica nie wyjdzie na jaw. Pewnego razu wymknęliśmy się wieczorem z domu. Kiedy dochodziła dwudziesta druga, Jordan poprosił, żebyśmy wracali już do domu. Ubłagałem go, żebyśmy poszli jeszcze na chwilę do parku. Ustąpił. To był jeden z najpiękniejszych wieczorów mojego życia. Śmialiśmy się i skradaliśmy sobie pocałunki w świetle księżyca. Było cudownie.
Kiedy w drodze powrotnej przechodziliśmy koło seven eleven, ze sklepu wyszła grupa chłopaków z puszkami w rękach, zobaczyli nasze splecione dłonie, a pojęcie tolerancji było im obce. Doszło do bójki. Oni byli przekonani, że działają w dobrej sprawie. Jordan stanął w mojej obronie, za moje życie zapłacił swoim. Nigdy nie powiedział, że mnie kocha, nigdy. On udowadniał mi to każdego dnia aż do samego końca. Nauczył mnie co tak naprawdę znaczy kogoś kochać, że to nie tylko "kocham cię", można to przecież powiedzieć na tyle innych, lepszych sposobów; "zapnij kurtkę", "zwolnij przed kolejnym zakrętem", "uważaj na siebie", "dopóki będzie istniał ten świat, ja zawsze będę obok ciebie". A jeszcze lepiej jest nic nie mówić. Trzeba to po prostu pokazać.
Ja często mówiłem mu, że go kocham, a jednak to przeze mnie świat już nigdy nie zobaczy jego pięknego uśmiechu. Gdyby nie ja nic by się nie stało. Mogłem chociaż ten jeden raz się z nim zgodzić, mogłem wrócić do domu i zobaczyć go następnego ranka na mojej werandzie z uśmiechem na ustach, a nie zobaczę go już nigdy.
Noah"
***
Chłopiec siedział na szerokim parapecie, wpatrując się w widok za oknem. Na biurku obok leżała taca z nietkniętym nawet posiłkiem. Nicholas nigdy nie pojawiał się w jadalni, więc jedna z sympatyczniejszych kucharek zaczęła przynosić jedzenie do ich pokoju. Niestety, nawet tutaj wszystko to lądowało w koszu. Nikogo nie obchodziło to, że chłopiec z dnia na dzień robił się coraz szczuplejszy i omijał większość zajęć, przesiadując samotnie w swoim pokoju. Zresztą kto by to zauważył? Ludzie mieli swoje problemy. Kiedy tylko brunet wszedł do pomieszczenia, blondyn zamarł z ciastkiem w ręku. Dwa dni temu jego współlokator wymknął się wczesnym rankiem do miasta i w jednej z piekarni kupił całą paczkę ciastek z czekoladą, które później włożył do szklanego, zdobionego słoika stojącego na jego biurku. Kogo nie skusiłby zapach świeżych ciasteczek? I to na dodatek takich, do których "nie wolno się nawet zbliżać". Nicholas połknął haczyk. Kto wie może chciał zrobić Cartnerowi na złość? Tak czy inaczej, dzisiaj połowa słoika była już pusta. Xavier uśmiechnął się lekko na ten widok, podchodząc do swojej szafki i wyciągając z niej plecak w kolorze khaki.
-Jutro rano jedziemy na wycieczkę do Dublina, pamiętasz o tym?- spytał, ściągając z półek kolejne rzeczy.- Nie widziałem, żebyś się pakował. W ogóle nie widziałem, żebyś robił cokolwiek innego poza wpatrywaniem się w okno lub kłóceniem się z nauczycielami.
Nicholas nie odpowiedział. Jeszcze kilka tygodni temu już dawno zdążyłby się odciąć drugiemu chłopcu, teraz jednak nadal bez słowa wpatrywał się w granatowe niebo.
-Ja nie chcę jechać- odpowiedział w końcu.
-Dlaczego?
-Muszę... Muszę coś zrobić.
Xavier przestał się pakować, odwracając się w stronę swojego współlokatora. W jego myślach zapaliła się czerwona lampka.
-Chyba nie myślisz, że pozwolą ci tutaj zostać?- spytał.
-Już to zrobili.
Brunet upuścił swój bagaż, po czym trzasnął drzwiczkami od szafy i wyszedł z pokoju, mamrocząc coś o rażącej nieodpowiedzialności i idiotyzmie dorosłych oraz o ich braku wyobraźni. Kiedy wrócił jego policzki miały purpurowy kolor, a w szmaragdowych oczach tańczyły wściekłe iskierki. Bez słowa podszedł do stojącej w kącie pokoju szafy, po czym wyciągnięty z niej plecak obrócił do góry nogami, wysypując całą jego zawartość na podłogę, a gdy już to zrobił zaczął ponownie układać swoje rzeczy na półkach. Zaskoczony Nicholas wstał z parapetu i podszedł do drugiego chłopaka, przyglądając mu się z rozczarowaniem.
-Co ty robisz?- spytał.
-Nigdzie nie jadę, zostaję w szkole- odpowiedział.
-Jak to? Przecież mówiłeś, że jedziesz! Nie możesz już zmienić zdania- zdenerwował się.
-Wygląda na to, że bardzo zależało ci na tym, żeby się mnie stąd pozbyć- zauważył Xavier.- Kiedy ostatni raz byłeś u psychologa?
-To nie twoja sprawa.
-Kiedy. Ostatni. Raz. Byłeś. U psychologa?- powtórzył Cartner.- Odpowiedz.
-Nie muszę- blondyn buntowniczo zaplótł ramiona na piersi.
-Kiedy?
-Zajmij się swoimi problemami, Cartner- polecił Raylle, odwracając się do niego plecami.
-Bo ty nigdy do nich nie należałeś- prychnął drugi chłopiec. Nicholas nie odpowiedział, odwracając wzrok w stronę okna.
-Nie pamiętam o co między nami poszło- odezwał się po dłuższej chwili.
-Ja też nie. Nikt nie pamięta, więc o co chodzi?
-Gdyby nie...- urwał blondyn.- Gdyby nie to wszystko, to wciąż byśmy się nienawidzili.
-Ale to się stało- zauważył- i być może będziemy na siebie skazani przez kolejne dziesięć lat. Byłoby łatwiej gdybyśmy w końcu podali sobie ręce i przestali się kłócić, nie sądzisz? Co ty na to, Nicholasie Rayllee?
-Raylle- poprawił go.
-Rayllee- uśmiechnął się brunet, wyciągając rękę na zgodę.
Musiała minąć dłuższa chwila zanim jego towarzysz niepewnie uniósł swoją dłoń, przyglądając się jak drugi chłopiec splata ją ze swoją. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, po raz pierwszy żaden z nich nie odwrócił wzroku, a kilka chwil później na twarzy Nicholasa pojawił się lekki uśmiech- nareszcie. Xavier przypisał to sobie jako duży sukces. Chłopcy wiedzieli, że właśnie stało się coś bardzo ważnego, nie potrafili jednak powiedzieć co to dokładnie było.
Co znaczyła dla świata dwójka dzieci, jedna mała wojna zamieniona w wielką przyjaźń? Wbrew pozorom o wiele ważniejsi dla świata byli ci chłopcy, niż dla nich cały świat.
"You stripped away the walls I built
But no one ever has
The hardest parts we'll never know
If we were meant to last"*
***
"To co się stało, nie było twoją winą, Noah. Kiedy w naszym życiu dochodzi do tragedii na początku obwiniamy za to wszystkich dookoła nas, później siebie samych. Prościej i lepiej jest zwalić winę na kogoś innego, ponieważ drugiej osobie zdecydowanie łatwiej jest cokolwiek wybaczyć niż sobie samemu.
To co się stało tamtej nocy nie zależało od ciebie. Skąd mogłeś wiedzieć, że jeden mały błąd będzie mógł kosztować twojego chłopaka życie? Bywa, że czasami nasz los gra ze szczęściem w karty i szczęście przegrywa. Życie człowieka potrafi być naprawdę niesprawiedliwe i okrutne, to ciąg wzlotów i upadków, z których każdy kolejny boli coraz bardziej.
Niezależnie od tego co się stało musisz spróbować sobie wybaczyć. On na pewno to zrobił. Bez względu na wszystko ten chłopak już zawsze pozostanie z tobą. Ludzie, których kochamy nie odchodzą nigdy. Pamiętaj.
PS: Mógłbym spytać jak czułeś się z tym, że zakochałeś się w swoim przyjacielu? Nie miałeś wyrzutów sumienia, że to co robicie jest niewłaściwe?
Jasper"
"What we have is beautiful
I didn't want to wreck it all
Every day I think about the truth"*
***
Chłopak obracał w dłoni kwiat o płatkach w kolorze pudrowego różu, który stopniowo przechodził w odcień ciemnej czerwieni na brzegach płatków. Kieran przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym odłożył go do stojącego obok wazonu i uniósł wzrok na opierającego się o przeciwległą ścianę pokoju blondyna.
-To nie jest konfesjonał, Raylle- powiedział w końcu.
-Do cholery, wiem- zirytował się Nicholas.- Nie miałem zamiaru się wyspowiadać.
-Doprawdy?- Verdale uniósł brwi, przechylając głowę.- A ja myślę, że jednak tak- odsunął swoje krzesło, po czym wstał z niego, wolnym krokiem podchodząc do drugiego chłopaka.- Przyszedłeś tutaj, ponieważ masz wyrzuty sumienia. To doprawdy ciekawe, że odkąd pojawił się tutaj Tris nagle stałeś się dziwnie spokojny. Wieczorami gdzieś znikasz... Pewnie siedzisz na ławce na cmentarzu, prawda? Nie ufasz prawie nikomu, od lat przyjaźnisz się właściwie tylko z Xavierem, rany powoli zaczęły się zabliźniać i nagle pojawia się Ramirez...
-Nie rozumiesz...
-Wręcz przeciwnie- ciemnowłosy chłopak zatrzymał się przed Nicholasem, patrząc mu w oczy.- Ze wszystkich osób, ja rozumiem cię najlepiej. Tony był również moim przyjacielem. Kiedy Tris po raz pierwszy stanął w progu naszej klasy, myślałem, że oszalałem, nie znam charakteru tego chłopca i szczerze mówiąc nie chcę go lepiej poznać. Za to ty... Widziałem wyraz twojej twarzy, kiedy zobaczyliśmy go tamtego dnia... Nie zdziwiłem się kiedy stanąłeś po jego stronie, tak samo jak nie dziwi mnie niechęć Cartnera to tego chłopca.
-Co masz na myśli?- Raylle zmarszczył czoło.
-A gdyby okazał się taki sam, identyczny? Gdyby historia potoczyła się znowu od początku? Zaryzykowałbyś nawet jeśli miałoby cię to kosztować przyjaźń z Xavierem?
Cisza, delikatny szum wiatru za oknem.
-Nie- odpowiedział w końcu.- Na pewno nie.
-Twój przyjaciel chyba myśli inaczej... Ty też myślisz inaczej, gdyby tak nie było nie przyszedłbyś do mnie.
-Wcale nie- Nicholas zrobił krok do tyłu.- Przyszedłem, bo miałem nadzieję, że ty czujesz się tak samo.
-Jakoś nie interesowało cię to, kiedy wróciłem po tamtym koszmarze- po raz pierwszy w ciągu ich znajomości, Nicholas usłyszał jego zdenerwowany ton.- Wtedy nie przyszedłeś do mnie, żeby porozmawiać, a wiedziałeś kim jestem. Wiedziałeś doskonale, Raylle. Dlaczego... Dlaczego więc nikomu nie powiedziałeś o tym co widziałeś?
-Dlaczego brzmisz jakbyś chciał, żebym to zrobił?- pytanie Nicholasa lekko zbiło Azjatę z tropu.
Kieran zacisnął ręce w pięści, mocno przygryzając język, żeby nie powiedzieć niczego czego mógłby później żałować.
-Nieważne- powiedział po dłuższej chwili blondyn.
-Ja...
-Nieważne- powtórzył.- Nie chcę wiedzieć. Nie chcę o tym myśleć. Może przyszedłem po to, żeby móc się komuś wyspowiadać.
-Dlaczego nie Xavierowi?- spytał drugi chłopak.
-On nie zrozumie. Nienawidzi Trisa.
-A ty nie chcesz, żeby chłopcu stała się krzywda?- domyślił się jego towarzysz.- Może powinieneś porozmawiać o tym ze swoim przyjacielem? Jeśli zrozumie, że ci zależy, odpuści. Zdaję się, że zrobiłby dla ciebie wszystko. On cię kocha.
Nicholas uniósł wzrok na drugiego chłopaka.
-Wiem, ale tego jednego nie odpuści nigdy.
-Jesteś pewien?- spytał.- Spróbuj mu to wyjaśnić.
-Nie, to nie jest dobry pomysł- pokręcił głową.
-Dlaczego? Chyba się go nie boisz? Wiem o jego napadach złości, ale wątpię, że mógłby coś zrobić tobie.
-Fizycznie nie...
-Ale?
Pod zainteresowanym spojrzeniem Kierana, blondyn przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Chyba zapomniał, jak dociekliwy może być ten chłopak. Czuł się trochę jak na sesji u psychologa. Może właśnie dlatego tak dużo osób przychodziło ze swoimi problemami właśnie do tego Azjaty- jeśli będzie chciał wyciągnie z ciebie wszystko, ale nigdy nie wykorzysta tego przeciwko tobie i zachowa twoje słowa dla siebie. Poza tym dużo wiedział o tym co się działo w tej szkole i zawsze starał się pomóc. Mógłby zostać świetnym psychologiem.
-Ja...-zaczął Nicholas- Nie chcę go stracić... Nie mogę.
-Nie stracisz go, uwierz mi, że prędzej ty zostawiłbyś jego niż...
-Ostatnio coraz częściej się kłócimy- przerwał mu blondyn.- Bardzo, bardzo, bardzo często. Krzyczymy na siebie, a potem on wychodzi, trzaskając drzwiami.
-Ale zawsze wraca i zawsze wróci.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Nie masz pojęcia co się z nim dzieje kiedy jesteś w szpitalu.
-Czasami mam wrażenie, że...
-Tak?
- Że tak naprawdę nie wiem o nim wszystkiego- dokończył Nicholas.- Czuję się jakby wiedział o czymś więcej niż ja, jakby miał sekret, który niszczy go od środka, ale on nigdy nie pozwoli mu się wydostać.
-Pytałeś go o to?
-Jak?- spytał.- Zresztą chyba nie chcę tego wiedzieć...
-Musisz z nim szczerze porozmawiać, Raylle. To jedyne rozwiązanie- powiedział Kieran.- Jestem pewien, że zrozumie.
***
Kiedy Nicholas wracał do swojego pokoju, korytarze placówki były już zupełnie puste. Chłopak szedł przed siebie rzucając cienie na posadzkę. Przez wysokie okna po lewej stronie widać było zachodzące słońce na tle różowego nieba, złote promienie rozjaśniały jego jasne kosmyki, kiedy skręcił w stronę przejścia prowadzącego do mieszkalnej części szkoły.
Przed drzwiami jego pokoju stał wysoki mężczyzna, w eleganckim stroju. Edward Phoenix był dyrektorem uczelni w Corfe Castel i jego wujem. Raylle zwolnił kroku, niechętnie podchodząc do czekającego na niego człowieka. W sumie powinien był się tego spodziewać, w końcu nie był zmuszony wysłuchiwać jego kazań przez ostatnie dwa miesiące.
-Nicholas- ton głosu mężczyzny był o wiele bardziej chłodny niż zwykle. Chłopak przeszukał w głowie swoje wspomnienia, chcąc przypomnieć sobie co takiego tym razem zrobił.
-Jak miło cię znowu widzieć- mruknął sarkastycznie chłopak.
-Trochę szacunku Raylle- wuj otworzył drzwi do pokoju.- Wejdź, musimy porozmawiać.
-Możesz powiedzieć mi o czym?- spytał nastolatek, wchodząc do pomieszczenia.- Bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć co znowu zrobiłem?- zatrzymał się w pół kroku, rozglądając się dookoła. Co jest...?
Kiedy tylko Edward Phoenix zamknął za nimi drzwi na klucz, wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Nicholas nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej widział go tak zdenerwowanego, po raz pierwszy ogarnął go strach, że chodzi o coś znacznie poważniejszego niż przypuszczał.
-Co tutaj się stało?- spytał.
Mężczyzna zignorował jego pytanie.
-Czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?- spytał.- Masz pojęcie jak to wszystko mogło się skończyć!?- krzyknął.- Zastanawiałeś się w ogóle jak coś takiego mogło wpłynąć na naszą szkołę, na naszą reputację!? Mogliby zamknąć tą uczelnie, gdyby tylko prawda wyszła na jaw! Pomyślałeś o tym!? To jest ta twoja wdzięczność za to wszystko co dla ciebie zrobiłem!?
-Za to co dla mnie zrobiłeś?- chłopak gorączkowo szukał w głowie jakiegoś sensownego wytłumaczenia, nic takiego nie przyszło mu jednak do głowy.- O co do cholery chodzi?
-Powiedz mi Nicholasie Raylle- dyrektor zrobił krok do przodu.- Powiedz kim naprawdę był dla ciebie Xavier Cartner.
Och. Blondyn poczuł, że brakuje mu powietrza. To niemożliwe- pomyślał- niemożliwe.
-Przyjacielem- odpowiedział, jednak strach w jego oczach mówił sam za siebie.- A kim miałby być?
-Ty mi powiedz!- mężczyzna w jednej chwili znalazł się przy nim, szarpiąc na kołnierz jego białej koszuli.- Powiedz mi co to cholery jest!?- odsłonił malinkę na jego szyi.- Myślisz, że jestem ślepy!? Dobrze się razem bawiliście!? To właśnie robią przyjaciele według ciebie!? Kim był dla ciebie Xavier Cartner!?
-Przyjacielem- powtórzył, za co mężczyzna wymierzył mu policzek.
-Kim był!?- krzyknął.- Odpowiedz mi!
-Powiedziałem- uniósł głowę, zamykając oczy, kiedy znowu go uderzył.
-Całowaliście się! Spaliście w jednym łóżku! To jest przyjaźń, kłamco!?
Kiedy Nicholas nie odpowiedział, Edward mocno złapał go za ramiona i popchnął na otworzone drzwi od szafy. Szkolne lustro pękło, sypiąc deszcz ostrych odłamków na podłogę. Wstając, chłopak pokaleczył sobie ręce.
-Jak mogłeś na siebie patrzeć!?- krzyczał mężczyzna.- Jak mogłeś być takim idiotą!? Na co ty właściwie liczyłeś co!?
-Gdzie on jest?- spytał cicho chłopak.- Gdzie są jego rzeczy?
-Zmieniliśmy mu pokój, nie masz już prawa się do niego zbliżać, jeśli to zrobisz wyrzucimy go ze szkoły, rozumiesz!? I postaramy się, żeby nie chcieli go nigdzie indziej.
-Nie możesz tego zrobić.
-Mogę i zrobię to, jeśli tylko mnie do tego zmusisz. Zapomnij o nim, dla ciebie Cartner już nie istnieje. Doprowadź się w końcu do porządku. Jako mój bratanek powinieneś reprezentować znacznie wyższy poziom. Nie wiem jak mogłeś pozwolić sobie upaść aż tak nisko- z tymi słowami wyszedł trzaskając drzwiami. Chwilę później w pomieszczeniu rozległ się odgłos przekręcanego zamka. Kiedy Nicholas podbiegł do drzwi, szarpiąc za klamkę było już za późno. Chłopak osunął się po drewnianej powłoce, mocno zaciskając dłonie w pięści. Właśnie tego obawiał się najbardziej, że kiedyś straci jedyną osobę, której na nim zależało, i na której tak bardzo zależało jemu.
"There's something I should have said
I was too afraid
It just was so hard to let you know
Now it's all too late
What we have is beautiful
I didn't want to wreck it all
Every day I think about the truth"*
***
Tak wiem, obiecałam rozdział na "Dancing In The Rain". Pojawi się już niedługo ;) Póki co, co sądzicie o tym? :c
Tak w ogóle to strasznie się cieszę, ponieważ w końcu będę mogła użyć tutaj jednej piosenki, którą zawsze chciałam zacytować w "WITW", ale nigdy nie pasowała. Jej ;))
*Lindsey Stirling - Brave Enough (feat. Christina Perri)- JEDNA Z NAJPIĘKNIEJSZYCH PIOSENEK NA ŚWIECIE! Naprawdę polecam. Nawet nie potrafię opisać słowami jakie wrażenie zrobił na mnie ten utwór. Polecam jeśli ktoś kocha skrzypce. Dla mnie to najwspanialszy instrument na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top