6. White

Zielone oczy wybijały się na tle czerni odbijając światło w ciemności. Mały, czarny kot wskoczył zwinnie na zniszczony mur, po czym dumnie krocząc przed siebie, przeszedł po nim aż do samego końca. Kiedy z niego zaskoczył, ruszył w stronę Trisa, którego uwagę zwróciły teraz inne szmaragdowe oczy, które zdawały się przeszywać go chłodnym spojrzeniem na wskroś. Xavier Cartner demonstracyjnie podszedł do stojącej na środku wagi i przerzucił monetę do srebrnej szalki.

-Nie przyjmujemy go- oznajmił głośno. Wśród zebranych chłopaków dały się słyszeć zaskoczone krzyki. Tris domyślił się, że po raz pierwszy doszło do takiej sytuacji.

-Jak to, nie przyjmujecie?- Kieran otworzył szeroko swoje szare oczy.

-Macie zamiar polegać na wyborze jakiejś sowy? Przecież to irracjonalne!

-Może to przeznaczenie- uśmiechnął się Isaac.- Siła wyższa...

-Hedwiga- dodał Douglas, stojący na czele drugiej grupy. Był całkowitym przeciwieństwem Cartnera. Podczas gdy Xavier był połączeniem czerni i bieli, drugiego chłopaka charakteryzowały żywe barwy- ciemne, rude włosy, brązowe oczy, twarz wysypana piegami i usta w mocnym, malinowym kolorze. Ponadto nie kipiał złością tak jak jego przeciwnik. Kciuki włożył do kieszeni swoich spodni i kołysał się lekko na piętach, z uśmiechem obserwując Xaviera. Tris pomyślał, że zdecydowanie wolałby dołączyć do jego grupy, chyba, że...

-A może ja wcale nie chcę?- spytał. Wszyscy odwrócili się w jego kierunku.- Może wolałbym być neutralny? Wiecie- nie mieć żadnych wrogów, móc przyjaźnić się z kim tylko bym chciał... Może wcale nie chcę dołączyć do waszych drużyn?

Wokół niego na chwilę zapanowała cisza, którą w końcu zdecydował się przerwać Kieran.

-Musisz. To tradycja, rytuał, złota zasada panująca w tej szkole. Jeśli nie staniesz po żadnej stronie, wszyscy będą twoimi wrogami, Ramirez.

-My go nie przyjmiemy- oznajmił stanowczo Xavier, zaplatając ramiona na piersi.

-Przyjmiemy- stojący za nim Nicholas, wystąpił teraz do przodu, patrząc przyjacielowi w oczy.- Przyjmiemy go, Cartner.

Tris obserwował z niedowierzaniem jak ciemnowłosy chłopak otwiera usta jakby chciał coś powiedzieć, ale chwilę później zaciska je w wąską kreskę. Przez moment wymieniali się z przyjacielem spojrzeniami jakby potrafili porozumiewać się w jakiś niesamowity sposób. Może czytali sobie w myślach? Ostatecznie to Xavier pierwszy odwrócił wzrok, dając za wygraną.

-Nicholasie Raylle- odezwał się stojący przy wadze Kieran.- Przypominam, że ty nie masz prawa tutaj decydować.

-Ja nie- na twarzy blondyna pojawił się łobuzerski uśmiech- ale on tak- odwrócił się z powrotem w stronę swojego towarzysza. Kieran westchnął kręcąc z rezygnacją głową. Mimo, że formalnie to Cartner przewodził jednej drużynie, w rzeczywistości wszystkich decyzji dokonywała zawsze dwójka osób. On i Raylle stanowili zgrany zespół i nikt tak naprawdę nie wiedział który z nich był na wyższym szczeblu w tej całej hierarchii, jednak w tym momencie w tłumie pojawiły się podekscytowane szepty- ciekawe kto ustąpi- Xavier czy Nicholas?

-Co ty na to, Cartner?- spytał Kieran.

-Witaj w drużynie, Ramirez- brunet posłał chłopcu fałszywy uśmiech. Sarkazm dało się wyczuć od niego na kilometr.- Życzę powodzenia- po tych słowach odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę schodów, nie reagując na protesty Azjaty. Pośród głośnych rozmów, Tris usłyszał czyiś śmiech- to Douglas rozmawiał z jednym ze swoich towarzyszy. Najwyraźniej mieli niezły ubaw z tego całego przedstawienia.

To śmieszne- pomyślał Tris, kiedy kolejni członkowie przeciwnej drużyny przechodzili koło niego mierząc go lekceważącym spojrzeniem. Gdyby musiał stanąć po ich stronie, to nagle oni wszyscy by go pokochali? Bezsens... Chłopiec westchnął głęboko na chwilę zamykając oczy. Ktoś położył mu rękę między łopatkami.

-Chodźmy- usłyszał głos Nicholasa.

Tris pokiwał głową, odwracając się w stronę wagi. Ktoś właśnie przerzucił monetę do drugiej szalki. Cichy brzdęk metalu zadzwonił w jego uszach. Stojący przed narzędziem chłopak obrócił się przez ramię w ich stronę. Włosy w kolorze ognia, duże brązowe oczy otoczone naprawdę gęstymi, niezwykle długimi, czarnymi rzęsami i mnóstwo piegów na policzkach, kąciki ust Douglasa uniosły się lekko do góry. Ramirez odwrócił się w stronę stojącego obok niego blondyna.

-Kto to jest?- spytał cicho.

-Douglas?- Raylle uniósł brwi.

-Nie, nie pytam jak ma na imię...

-Douglas to jego nazwisko- sprostował Nicholas.

-Tak?- zdziwił się Tris.- Kim jest?

-Nikim wartym uwagi- odpowiedział jasnowłosy.- Chodź już. Nie wiem jak ty ale ja zamarzam.

Chłopiec po raz ostatni obejrzał się w stronę ciemnowłosego chłopaka, który teraz był zajęty rozmową z Kieranem, po czym posłusznie ruszył za blondynem.

-Teraz gramy w jednej drużynie- dotarły do niego jego słowa.

***

Nicholas cicho otworzył drzwi, po czym powoli wszedł do środka. W pomieszczeniu było ciemno, a jedyne źródło światła stanowiły wpadające przez cienkie zasłony promienie księżyca. Blondyn zrobił krok do przodu chcąc się upewnić, że dwa łóżka od lewej strony są puste, tylko w tym pod ścianą po prawej leżał chłopak o gęstych, czarnych włosach. Nicholas objął się ramionami, rozglądając się dookoła. Minęła dłuższa chwila zanim niepewnie podszedł do łóżka przyjaciela i usiadł na skraju materaca.

-Xavier...- zaczął cicho.

Chłopak nie zareagował. Kiedy Nicholas wyciągnął rękę w stronę stojącej na szafce lampki, jego dłoń musnęła swoimi skrzydłami mała ćma, którą w ciemności nocy przyciągnęło światło urządzenia, tak samo jak jego przyciągał ten irytujący chłopak.

-Xavier- powtórzył, lekko dotykając jego ramienia.- Musieliśmy to zrobić... To tradycja, przecież wie...- urwał, kaszląc cicho. Leżący na łóżku chłopak odwrócił się w jego stronę. Nawet gdyby wcześniej spał, teraz miałby już otwarte oczy. Podczas ostatnich kilku lat nauczył się budzić na najcichsze nawet dźwięki. Pod tym pretekstem przekonał Nicholas, żeby pozwolił mu po raz pierwszy zasnąć obok siebie. Xavier doskonale pamiętał tamten wieczór. Jasnowłosy chłopiec odsunął się wtedy tak daleko od niego, że byłby spadł z łóżka, gdyby Cartner nie objął go w pasie, pamiętał jak Nicholas znieruchomiał w jego ramionach, a on powiedział mu cicho, żeby uważał i, że nie musi uciekać, pamiętał jak chłopiec odwrócił się przez ramię w jego stronę, tak, że jego złote loki musnęły jego policzek, pamiętał spojrzenie tych piwnych oczu. Był wtedy taki kruchy, delikatny... Brunet musiał obchodzić się z nim niezwykle ostrożnie, żeby go nie zranić, bądź nie zrobić mu przypadkiem krzywdy, podczas gdy złośliwy głos w jego głowie przypominał mu kim był dla niego wcześniej Nicholas Raylle, odwieczny wróg.

Teraz kiedy wiele ran zamieniło się już w blizny, łatwo było czasami zapomnieć o tym jaki naprawdę był ten chłopiec. Xavier był jedyną osobą, która wiedziała, że pewność siebie jego przyjaciela była udawana, uśmiech tak często sztuczny, a słowa nieprawdziwe. Wiedział również, że jego współlokator budował wokół siebie mur oddzielający go od reszty świata, ale nigdy wcześniej mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, często miał wyrzuty sumienia, ponieważ nawet mu to odpowiadało. Był samolubny jak każdy zakochany nastolatek i właśnie dlatego kiedy tylko po raz pierwszy zobaczył w progu ich szkoły tego całego Trisa Ramireza, nowy uczeń wylądował na pierwszym miejscu jego czarnej listy. Tris tak bardzo przypominał dawnego przyjaciela Nicholasa... Teraz zamyślony Xavier usiadł na łóżku, przyglądając się siedzącemu obok współlokatorowi.

-Nic mi nie jest- zirytował się blondyn, widząc wymalowaną na jego twarzy troskę.- Przestań tak na mnie patrzeć, już wolę jak się wściekasz, Cartner.

-Jesteś niemożliwy, Rayllee- Xavier zmrużył oczy, lustrując wzrokiem cienki t-shirt drugiego chłopaka.- Jak można być takim idiotą, żeby wychodzić o tej porze bez...

-Kurtki?- dokończył za niego.- Tak wiem- prychnął.- Zapomniałem, że mieszkamy na Antarktydzie. Teraz zostały mi najwyżej dwa tygodnie życia. Mógłbyś w końcu przestać?

-Co? Martwić się o ciebie?

-Tak, nie jestem z porcelany, do cholery- zdenerwował się.

-Jesteś- ciemnowłosy chłopak wciągnął go pod kołdrę.- Właśnie, że jesteś.

-Nie- pokręcił głową, znowu zaczynając kaszleć. Przyjaciel objął go, ukrywając twarz w jego jasnych kosmykach.- Nie jestem...- zaprzeczył, kiedy brunet odruchowo dotknął ustami jego czoła.

-Jesteś ciepły- ujął jego policzek.- Na pewno dobrze się czujesz?

-Nie, za dziesięć sekund padnę tutaj trupem- odpowiedział, wywracając oczami. Xavier był stanowczo zbyt opiekuńczy. Odkąd Nicholas dwa lata temu wylądował w szpitalu, drugi chłopak wpadał w panikę, przy najmniejszych nawet objawach przeziębienia.

-Bardzo śmieszne- zirytował się zielonooki.

-Wszystko ze mną w porządku. Zobaczysz, jeszcze zdążysz się mną znudzić.

-Znudzić? Najpierw chociaż raz musiałbym się tobą nacieszyć.

Blondyn zamarł, na chwilę zapominając jak się oddycha. Wiedział, że kiedyś będą musieli o tym porozmawiać, wiedział i obawiał się tego momentu bardziej niż czegokolwiek innego. On nigdy nie był z nikim tak blisko i nigdy nie będzie. Wcale nie oczekiwał, że Xavier to zrozumie. On nie musiał tego rozumieć, on był wolny. Wolny, młody i przystojny, Raylle wiedział, że nie zatrzyma go na zawsze. Chłopak w końcu się nim znudzi i będzie po wszystkim. Perspektywa bycia samotnym przerażała go tak bardzo, że nie sposób tego nawet opisać słowami.

"I don't wanna be the last man standing
I don't wanna be the lonely one
Picking petals when the party's over
No, it's not any fun

'Cause I'm fragile
And you know this"*

-Przepraszam- powiedział cicho.

-Za co?

Nicholas zarumienił się, spuszczając wzrok.

-Och... Nico...- chłopak odchylił jego głowę, zmuszając go by na niego spojrzał.- Ja nie chciałem...

-Ale ja bym chciał- przerwał mu.- Naprawdę bym chciał, ja...

-Shhh- uciszył go.- To nie twoja wina, słyszysz? Wiem, jak się czujesz. Wiem, że to trudne. Ja wiem o wszystkim... Ale to nic, bo...

-Bo?

"I don't wanna be the first one folding
I don't wanna be the joker heart
Tell me, darling, will you understand me?
And not show me your cards?

Cause I'm paper-thin
And you, you make me whole again"*

-Bo kocham cię takiego jakim jesteś, Rayllee.

-Jak bardzo?- spytał blondyn.

-Nawet sobie nie wyobrażasz...

-To chyba dobrze- uśmiechnął się lekko.

Ciemnowłosy chłopak skinął głową, pochylając się w jego stronę. Lekko musnął ustami wargi drugiego chłopca. Podobało mu się to, że wystarczył jeden jego dotyk, żeby Nicholas mu się poddał. Dla niego był idealny.

"Don't know what it's all about
But every time I look around
All I see is how we're holdin' on
Don't ask me what's wrong or right
I don't even know the time
All I know is I'm holdin' on"**

Kiedy pół godziny później w pokoju rozległo się ciche dzwonienie wiszącego na ścianie zegara, jego przyjaciel już spał. Xavier czuł jego ciepły oddech na swoim obojczyku, ale sam nie mógł zmrużyć oka. Wyrzuty sumienia zjadały go od środka. Nie po raz pierwszy zastanawiał się co by było, gdyby kilka lat temu ich posłuchał...

***

Chłopca obudziły wpadające przez okna promienie słońca. Tris przeciągnął się, po czym ponownie ukrył twarz w miękkiej poduszce. Przez uchylone okno do pokoju wlewały się czyste dźwięki skrzypiec. Brunet obrócił się na plecy przysłuchując się pięknej melodii, która zdawała się budzić świat do życia, była znakiem dla słońca, że najwyższa pora już wstać i kołysanką dla księżyca, który niestrudzenie czuwał nad tym światem całą noc. Minęła dłuższa chwila zanim chłopiec zdecydował się wstać z łóżka i usiąść na parapecie, wyglądając na zewnątrz. Pod jednym z drzew dostrzegł opierającą się o pień smukłą sylwetkę znajomego Azjaty. Kieran przesuwał smyczkiem po strunach z zamkniętymi oczami. Podobnie jak Xavier był połączeniem białych i czarnych barw. Proste, czarne włosy, tego samego koloru elegancki płaszcz, czarne spodnie i biała koszula. Wyjątkiem były rumieńce na jego bladych policzkach. Tris był ciekawy do jakiej drużyny należał ten chłopak. Ostatniej nocy nie stanął po żadnej stronie.

Brunet przysłuchiwał się dźwiękom skrzypiec dopóki muzyka nie ucichła, zastąpiona szumem wiatru i ćwierkaniem ptaków. Ramirez powoli odsunął się od okna, zasuwając zasłony, po czym na dłuższą chwilę zamknął oczy. Jordan kochał grać na skrzypcach, czasami przesiadywał godzinami w jego pokoju, tworząc nowe melodię. Tris uwielbiał go wtedy słuchać. Teraz oczami wyobraźni znowu zobaczył jego rozmarzone, szmaragdowe oczy i brązowe, rozwichrzone kosmyki...

Kiedy muzyka znowu zaczęła płynąć, chłopiec zatrzasnął uchylone okno. W pomieszczeniu rozległ się głośny trzask, a po nim nastała cisza.

***

-Nicholas- chłopca obudził znajomy, cichy głos. Wierzch czyjejś dłoni pogładził delikatnie jego policzek. Nastolatek otworzył oczy, dostrzegając wpatrującego się w niego przyjaciela- Hej, Nico.

Blondyn wyciągnął ręce, obejmują nimi kark drugiego chłopaka.

-Hej...

-Pora wstać- powiedział Cartner.- Już i tak pozwoliłem ci pospać pół godziny dłużej.

-Cicho, Xavier.

-No chodź- brunet obudził się wcześniej i zdążył już doprowadzić się do porządku.- Masz pół godziny na wyszykowanie się.

-To nie pójdę na śniadanie- wtulił się znowu w poduszkę.

-A później mi gdzieś zasłabniesz? Nie ma mowy.

-To mnie złapiesz- powiedział.

-Znowu?

-Yhym- mruknął.

Przyjaciel tylko wywrócił oczami, pomagając mu wstać z łóżka, co nie okazało się takie proste, ponieważ uparty nastolatek nie miał zbytniej ochoty na żegnanie się ze swoją poduszką.

-Czuję się jakbym był pijany- stwierdził Nicholas, kiedy stanął w końcu na nogi i chwiejnym krokiem ruszył w stronę łazienki.

-Nigdy nie byłeś pijany- zauważył jego przyjaciel.

-Ale ty byłeś- chłopak przetarł swoje oczy.- Wiem jak to wygląda.

-Idź już i się pośpiesz...Co ty właściwie robisz?- spytał po chwili.

-To co zwykle ty- odpowiedział blondyn, wpatrując się beznamiętnie w klamkę od drzwi.- Próbuję otworzyć je siłą umysłu.

Cartner wywrócił oczami, zeskakując z łóżka, po czym otworzył drzwi do łazienki i wepchnął do środka zaspanego współlokatora.

-O, udało się...- uśmiechnął się Nicholas.

-Zamknij się Rayllee i ogarnij się w końcu. Nie mam zamiaru czekać na ciebie w nieskończoność. Masz dziesięć minut- ciemnowłosy chłopak zamknął za nim drzwi, po czym ponownie położył się na łóżku. Nie zdążył jednak nawet zamknąć oczu, kiedy zza drewnianej powłoki dobiegł do jego uszu znajomy głos;

-Jedna setna sekundy, dwie setne sekundy, trzy setne sekundy...

-Rayllee!- zirytował się.

-No co!? Z kranu nie chce lecieć woda!

-A próbowałeś go w ogóle włączyć!?

-Siłą umysłu!

Brunet uderzył głową w poduszkę. Za jakie grzechy musiał mieszkać właśnie z nim?

-Ratunku- jęknął, ale przyjaciel nie dawał za wygraną.

-Xavier!- krzyknął po raz dziesiąty z kolei.

-Co znowu!?- zawołał.

-Drzwi się zacięły...

-Naciśnij klamkę.

-Xavier...

-Cholera- brunet wstał ze swojego miejsca, po czym przeszeł przez pokój, żeby otworzyć tą nieszczęsną łazienkę.- Masz okres? Dlaczego przy innych nie jesteś taki irytujący?

-Kran, Cartner- blondyn zignorował jego pytanie, wskazując w stronę urządzenia.

Xavier podszedł do umywalki bez najmniejszego problemu odkręcając zimną wodę.

-Tadam!- odwrócił się, ale nie zobaczył już przyjaciela. Drzwi do pomieszczenia zostały zamknięte, za późno usłyszał dźwięk przekręcanego klucza. Oczywiście, powinien się tego spodziewać...

-Nicholas!- zirytował się.- Nie wydurniaj się! Otwórz te drzwi nielojalny draniu!

-I kto teraz będzie pierwszy?- Raylle otworzył szafę, szukając swoich ubrań.

-Bardzo zabawne! Wypuść mnie!

-Nie.

-Rayllee! Dobrze radzę ci się mnie posłuchać!

-Bo co mi zrobisz?- zapytał, zapinając swoją białą koszulę.

-Jak wyjdę, utopię cię w tym zlewie.

-Yhym- nie zważając na protesty przyjaciela, blondyn skończył się ubierać, po czym wyciągnął z szuflady klucze od ich pokoju- Miłego dnia, Cartner!

-Nicholas!

Jasnowłosy chłopak podszedł do drzwi i otworzył je, żeby chwilę później zamknąć je od środka i po cichu podejść do tych od łazienki. Na jego nieszczęście Xavier opierał się o nie od drugiej strony, więc kiedy szybko przekręcił klucz w zamku i pociągnął za klamkę, obaj przewrócili się na podłogę w pokoju.

-Ała! Cholera...- jęknął brunet, podnosząc się z podłogi.- Jesteś szurnięty.

Nicholas roześmiał się, podpierając się na łokciach. Czyżby dzisiaj miał lepszy dzień? Przyjaciel przyjrzał mu się uważnie, po czym z uśmiechem pokręcił głową.

-Dlaczego musiałem zaprzyjaźnić się właśnie z tobą?

Zaprzyjaźnić...Czy to było właściwe słowo? Czy to co ich łączyło można było w ogóle nazwać przyjaźnią? Xavier wyciągnął rękę w stronę drugiego chłopaka, pomagając mu wstać.

-Jesteś niemożliwy- powtórzył, zabierając mu klucze.

-Wiem.

-I irytujący.

-Wiem.

-I ogólnie mam ciebie dość.

-Też wiem- Raylle ściągnął z półki czarne okulary, po czym podszedł do przyjaciela, żeby mu je założyć.

-A, że wolę soczewki?

-To naucz je sobie sam zakładać- powiedział chłopak.

Xavier ściągnął okulary z nosa i poszedł do łazienki poszukać opakowania z soczewkami. Kiedy wrócił do pokoju Nicholas stał przed lustrem, a z jego oczu zniknęła cała radość. Brunet podszedł do niego, ostrożnie obejmując go w pasie.

-Hej?- zagadnął.- Wszystko w porządku?

Przyjaciel pokiwał głową, odwracając wzrok od swojego odbicia.

-Jasne...

-Hej...Rayllee...- brunet ujął jego brodę, zmuszając go, żeby spojrzał w lustro.- Zobacz. Wiesz kogo tam widzę?

Nicholas nie odpowiedział.

-Widzę tam wspaniałego, silnego chłopaka, który ma przed sobą niesamowitą przyszłość.

-Och- westchnął Nico- i ja też tam jestem.

-Przestań- Cartner ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi.

-To już za dwa dni...

-Co?

-Odwiedziny.

Ach, no tak... Co kilka miesięcy do szkoły przyjeżdżały rodziny uczniów, żeby spędzić z nimi jeden dzień. Nicholas zawsze wtedy gdzieś znikał...

-Uciekniemy stąd na całą środę- obiecał Xavier.

-A twoi rodzice?

-Nic im się nie stanie.

-Nie możesz przeze mnie zaniedbywać rodziny- zaprotestował nastolatek.

-Ale przecież...- zawahał się jego przyjaciel.- Ty też jesteś moją rodziną, Rayllee.

Nicholas wysunął się z jego objęć, kręcąc głową.

-Nie...

-Hej- brunet odwrócił go w swoją stronę.- A właśnie, że tak. Nikt nie zna ciebie tak dobrze jak ja i ja nie znam nikogo tak dobrze jak ciebie. Gdyby była apokalipsa zombie byłbyś pierwszą osobą, o którą bym się martwił.

-Gdyby była apokalipsa zombie, wzięliby cię za jednego ze swoich, Cartner.

Ciemnowłosy chłopak roześmiał się, odsuwając się od swojego przyjaciela.

-Wielkie dzięki- wyciągnął z szafy karmelowy sweter, po czym narzucił go na ramiona blondyna.- Dobrze wiedzieć co tak naprawdę o mnie myślisz.

***

"Co takiego zrobiłeś, że nie mógłbyś wejść do nieba? Popełniłeś aż tak wielki błąd? Napisz mi co się stało, Noah. Nie znasz mnie, dzielą nas tysiące mil, więc możesz to zrobić."

Tris przez dłuższą chwilę wpatrywał się w trzy krótkie wersy składające się na cały list. Dzisiaj dostała je tylko połowa uczniów. Pan Clarlock wytłumaczył, że włoska klasa, z którą korespondują została podzielona na dwie grupy, które mają zajęcia w inne dni tygodnia- wobec czego białe koperty z wiadomościami były wysyłane w dwóch różnych terminach.
Chłopiec rozejrzał się po sali, chcąc się przekonać kto oprócz niego otrzymał tego dnia list. Misty, Darcy, Evan i kilka innych osób, których imion jeszcze nie pamiętał zawzięcie pisali kolejne linijki tekstu, podczas gdy on nie miał zielonego pojęcia co powinien teraz zrobić. Czy mógłby powiedzieć o czymś tak ważnym zupełnie nieznanej osobie? Czy mógłby wyjawić skrywaną latami tajemnice? Czy mógłby to zrobić? I czy to by pomogło?

Jego rozmyślania przerwało skrzypienie otwieranych drzwi. Chwilę później w progu sali stanął spóźniony chłopak. Potargane kosmyki, lekko zaróżowione policzki i szybko unosząca się klatka piersiowa zdradzały, że drogę na zajęcia przebył w biegu.

-Przepraszam- rzucił w stronę nauczyciela, po czym szybko rozejrzał się po sali. Ciemne włosy opadły mu na szare oczy, więc odgarnął je niecierpliwym gestem. Większość miejsc na sali była już zajęta. Kieran wolnym krokiem przeszedł między ławkami, zatrzymując się przy tej, w której siedział Tris.

-Mogę?- spytał, odchylając oparcie krzesła. Kiedy brunet przytakną ruchem głowy, Verdale opadł na drewniane siedzenie, oglądając się przez ramię w stronę pustej ławki na końcu sali.

-Co robimy?- spytał.

-Połowa klasy odpisuje na listy- odpowiedział Ramirez.- A druga...- zerknął w kierunku Nicholasa i Xaviera, którzy celowali papierowymi kulkami do stojącego w przeciwległym rogu pomieszczenia kosza na śmieci- nie mam pojęcia.

-Aha...- zdawał się być myślami zupełni gdzie indziej.

Na chwilę zapadła między nimi cisza. Niebieskooki chłopiec starał się wymyślić co powinien odpisać Jasperowi (dziwne imię jak na mieszkańca Włoch, nieprawdaż?), a Kieran wpatrywał się w pustą tablicę, nad czymś się zastanawiając. Po dziesięciu minutach Azjata w końcu odwrócił się w jego stronę, skanując wzrokiem tekst listu.

-Jasper?- zmrużył oczy.- To na pewno jest włoska szkoła? Trochę nietypowe te imiona; Jasper, Zachary, Noah...

Tris obrócił swoją kartkę czystą stroną do góry, nieco zakłopotany tym, że drugi chłopak przeczytał treść listu.

-Może im też kazali wymyślić sobie imiona?

-Może- Kieran nie wydawał się być przekonany.- Mogę zobaczyć?

-Wolałbym nie...

-Dlaczego?

-To prywatne...

-Ponieważ?

Chłopiec rozchylił usta, jednak już po chwili był zmuszony je zamknąć, ponieważ nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi na to pytanie, a przynajmniej takiej jakiej mógłby udzielić obcemu chłopakowi.

-Nieważne- odpowiedział, żałując, że pozwolił mu usiąść obok.

-Chcę tylko zobaczyć charakter pisma. Nie obchodzi mnie co tam jest napisane- próbował go przekonać.- Proszę...

Ramirez ponownie pokręcił głową, na co Azjata westchnął z rezygnacją. Było coś ciekawego w jego wyglądzie. Tris nigdy nie przepadał za tym rodzajem urody, nie mniej jednak przyglądał mu się dłuższą chwilę z zainteresowaniem. Czy tylko dla niego wszyscy Azjaci wyglądali dokładnie tak samo? A może dla nich to ludzie z Europy wyglądali identycznie? Być może tak... Nie miał odwagi o to zapytać. Zamiast tego przyglądał się czerwonej nitce, którą chłopak miał zawiązaną na nadgarstku.

-Słyszałem dzisiaj rano jak grałeś- odezwał się po chwili.- Mógłbyś... Robić to gdzie indziej? To znaczy... Nie pod moim oknem, bo...

-Nie lubisz muzyki?- Kieran zmrużył oczy.

-Nie, ja... Po prostu nie lubię skrzypiec- odpowiedział.

-Nie rozumiem jak można ich nie lubić.

-Ja nie lubię.

-To już wiem dlaczego Xavier tak za tobą nie przepada- stwierdził.

-Co?

-Cartner kocha muzykę, ja też.

-Ale mogłabyś nie grać pod moim oknem- powiedział Tris.

-Mógłbym- Azjata odwrócił wzrok.

-Dziękuję.

-Jeśli powiesz mi dlaczego tego nie lubisz- dokończył Kieran.

Bo tak, bo nie lubię i nie powinno cię obchodzić dlaczego- pomyślał chłopiec.

-Po prostu za tym nie przepadam, okay?-spytał zbyt nieprzyjemnym tonem. Nienawidził kiedy ktoś przypominał mu o Jordanie. Moment... Czy to nie przez jednego z takich jak on, stracił miłość swojego życia? W wyobraźni chłopca znowu pojawiła się twarz jednego z tamtych ludzi, szydercze spojrzenie skośnych oczu... To dlatego Kieran wydawał mu się znajomy, oni wszyscy wyglądali identycznie.

-Okay- usłyszał w końcu. Przez resztę lekcji żaden z nich nie odezwał się już ani jednym słowem. Podczas gdy Azjata przeglądał jakąś książkę, przewracając kartki w odwrotnym kierunku, Ramirez próbował napisać swój list, jednak jedynym co wymyślił było krótkie "Hej" z czarnego atramentu.

***

I jak wam się podobało?
Piszcie co sądzicie o tym rozdziale i bohaterach 😏 Jakieś nowe pomysły co do adresata listów Trisa?

*Tori Kelly - Hollow
**Tori Kelly - City Dove    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top