4. Grenade
Z dedykacją dla Mielarczuk ;)
"Pragnienia naszych serc są bronią, którą można wykorzystać przeciwko nam."
~Cassandra Clare,
Miasto Niebiańskiego Ognia
Kiedy Tris po raz kolejny otrzymał pustą kartkę, posłuchał rady Misty i odpowiedział tym samym. Teraz chłopak siedział w swojej ławce pod oknem, obserwując przez szybę ptaki, które usiadł na gałęziach drzewa. Nauczyciel angielskiego wyszedł kilka minut temu po listy z Włoch i powiedział, że za chwilę wróci. Tymczasem minęło już pół godziny, a jego wciąż nie było. Chłopiec zaczynał się już nudzić, w przeciwieństwie do innych siedział sam i nie miał z kim porozmawiać. Oparł głowę na rękach, zamykając na chwilę oczy, akurat kiedy w pomieszczeniu rozległ się odgłos obcasów stukających w podłogę. Cała klasa odwróciła się w stronę drzwi, które otworzyły się z lekkim zgrzytem i do środka weszła wysoka dziewczyna w czerwonej sukience i tego samego koloru szpilkach. Chłopiec ze zdziwieniem patrzył jak uczniowie z entuzjazmem wstają ze swoich miejsc. Nieznajoma uśmiechnęła się szeroko na ten widok.
-Też się cieszę, że was widzę- powiedziała.- Zabrałam wam nauczyciela na prawie całą lekcje, ale chyba nie macie mi tego za złe?
Nie mieli. Tim Clarlock, który również wszedł do klasy zrobił minę rozczarowanego szczeniaczka.
-A teraz przyznać mi się kto nie chce brać udziału w projekcie?- zapytała.- Xavier na pewno, Isaac... Pewnie jeszcze Douglas?
Kilka osób uśmiechnęło się bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Dziewczyna westchnęła głośno, obracając w ręce paczkę z listami.
-Kiedy pani do nas wraca?- spytała Misty.
-Obawiam się, że będziecie musieli jeszcze trochę na mnie poczekać- odpowiedziała, na co w sali rozległy się niezadowolone okrzyki.- Hej, ciszej proszę. To, że Tim ma gorszy gust do butów niż ja nie znaczy, że możecie go tak od razu skreślać.
Rudowłosy mężczyzna spuścił wzrok na swoje trampki, podczas gdy kilka osób się roześmiało, w tym również Tris.
-Są oryginalne- stwierdził nauczyciel.
-Trochę za bardzo- powiedziała.- Alex, rozdaj proszę te listy- pani Martines podała siedzącemu w pierwszej ławce chłopakowi paczkę, po czym zajęła się rozmową z Timem. Czekając na swój list, Tris wytężył słuch próbując usłyszeć o czym rozmawiają.
-Najgorszy jest Harry- mówiła dziewczyna.- Ten dzieciak doprowadza mnie czasami do szaleństwa. Kilka razy miałam już ochotę wyrzucić go przez okno.
-Vyvyan?- spytał Clarlock.- Myślałem, że to z Jamesem będzie większy problem.
-James lubi rozrabiać, to prawda, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak. Przypomina mi trochę naszego Xavierego chociaż Cartner jest nieco bardziej złośliwy i ma trochę trudniejszy charakter.
-"Trochę"?- mężczyzna uniósł brwi, w chwili kiedy Alex położył na ławce Tris'a białą kopertę. Chłopiec otworzył ją, wyciągając ze środka kartkę. "Oczywiście będzie pusta"- pomyślał, po czym rozłożył papier i z zaskoczeniem ujrzał napisane granatowym atramentem słowa.
"Naprawdę chce ci się marnować czas na tą idiotyczną korespondencje, Noah?
W odpowiedzi na twoje pytanie- tak mieszkam w szkole z internatem i raczej wolę być tutaj niż w swoim "domu". Nie powiem, żeby moje pierwsze dni w tym miejscu były kolorowe, ale mimo wszystko cieszę się, że tu jestem. Inaczej nie poznałbym wielu osób. Tak naprawdę ważniejsze jest to kto jest obok ciebie, a nie miejsce, w którym jesteś. Wolałbyś mieszkać w namiocie z przyjacielem czy w pałacu sam?
Poza tym szkoła z internatem to survival. Postaraj się nie zdobywać sobie kolejnych wrogów.
Jasper"
Jasper... Nie brzmiało to jak typowo włoskie imię, ale cóż... Może im też kazali inaczej się podpisać?
-Dzisiejsze listy napiszecie u siebie- oznajmił nauczyciel, kiedy zadzwonił dzwonek.- Życzę wszystkim miłego dnia.
***
Szkolne korytarze uczelni jak zwykle o tej porze były tak zatłoczone, że Xavier Cartner z trudem torował sobie drogę wśród chichoczących nastolatek, śpieszących się gdzieś chłopaków i irytujących uczniów z młodszych roczników, którzy kręcili mu się pod nogami. W końcu jakimś cudem udało mu się dotrzeć do schodów, na których sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej. Musiało minąć dobre pięć minut zanim wreszcie przebiegł przez główny hol i ruszył w stronę długiego korytarza prowadzącego do sportowej hali. Po obu jego stronach ciągnęły się długie rzędy kolorowych drzwi w pastelowych odcieniach. Brunet otworzył te z numerem siedemnastym, po czym wszedł do szatni. W środku było już kilka osób; Evan, który najwidoczniej próbował się zdrzemnąć na ławce, Nicholas, który właśnie walnął tego pierwszego książką w głowę najwyraźniej próbując go obudzić, Isaac tańczący jakiś dziwny taniec polegający na skakaniu po szatni i wymachiwaniu koszulką...
Xavier zmarszczył brwi, wymijając kilka kolejnych osób, które właśnie przebierały się w swoje stroje, po czym zajął miejsce obok Nicholasa, odpychając wcześniej zaspanego Evana.
-On w ogóle żyje?- spytał, mierząc wzrokiem rudowłosego chłopaka.
-Nie wiem- jego przyjaciel uniósł ręce, próbując odczepić czarny sweter od białej koszuli, do której przyczepił się za sprawą jednego z guzików przy kołnierzu.- Ciężko stwierdzić- pociągnął mocniej za sweter, po czym jęknął z frustracją.- Cholera, nie da się...
Xavier westchnął przewracając oczami.
-Zaczekaj- brunet odłożył torbę na ławkę, po czym pochylił się w jego stronę, zręcznie rozplątując supeł.- Gotowe.
-Dzięki- Nicholas ściągnął sweter przez głowę, roztrzepując swoje jasne włosy.
Xavier wyciągnął z torebki małe opakowanie i obracając je w dłoniach, posłał mu pytające spojrzenie.
-Ach, transakcja wiązana- roześmiał się blondyn.- Przysługa za przysługę. Kiedy nauczysz się w końcu robić to sam?
Brunet wzruszył ramionami. Nienawidził zakładania soczewek i jakoś nie potrafił nigdy zmusić się do tego, żeby samemu to zrobić, a próbował już nie raz...
-Chodź- przyjaciel pociągnął go za sobą do łazienki, zostawiając nie domknięte drzwi. Brunet ściągnął okulary, opierając się o umywalkę i patrzył jak drugi chłopak wyciąga z pudełka małe soczewki.
-Dałbym uciąć sobie rękę za to, że potrafisz zrobić to sam- powiedział Nicholas, odwracając jego twarz w swoją stronę.
-Ja osobiście bym nie radził. Mógłbyś tego później żałować.
Tris, który właśnie miał zamiar wejść do szatni zatrzymał się w pół kroku, słysząc znajomy głos. Czyżby Cartner był schizofrenikiem i rozmawiał sam ze sobą? Chłopiec mimowolnie zrobił krok do tyłu i zamarł, widząc, że Xavier wcale nie był sam. Twarz bruneta zasłaniały mu jasne włosy stojącego przy nim chłopaka. Tris otworzył szeroko oczy, przekonany, że ta dwójka najwyraźniej właśnie się pocałowała. Byli przecież tak blisko... No i dłonie Nicholasa na twarzy Xaviera...
-No i po wszystkim- usłyszał rozbawiony głos blondyna.- To nic takiego, a ty zawsze panikujesz...
-Nie panikuje... To jest po prostu... Dziwnie się z tym czuję...
-Powinieneś się już przyzwyczaić- zauważył jego przyjaciel nieświadomy tego, że stojący przed drzwiami chłopiec zinterpretował tą scenę zupełnie inaczej niż powinien. Xavier, który stał przodem do drzwi był jednak bardziej spostrzegawczy.
-Zgubiłeś się, Ramirez?- spytał tak nieprzyjemnym tonem, że chłopiec zrobił krok do tyłu. Zaskoczony Nicholas również odwrócił się w jego kierunku i jeśli Tris miał nadzieję na jakąkolwiek pomoc z jego strony, to musiał się zawieść, ponieważ piwne oczy chłopaka również przeszywały go chłodnym spojrzeniem.
-Nie... Ja... Po prostu myślałem, że wy...- dopiero w tej chwili zauważył pudełko z soczewkami, które Nicholas niecierpliwie przekładał z ręki do ręki.- Cóż... Chyba się pomyliłem- przyznał, łącząc ze sobą wszystkie fakty.
Xavier roześmiał się kpiąco, a Nicholas tylko pokręcił głową.
-Najwyraźniej- powiedział, podczas gdy jego towarzysz podszedł do zakłopotanego chłopca.
-Posłuchaj dzieciaku- zaczął.- To zaczyna już robić się trochę irytujące, nie sądzisz? To, że ty masz chorą wyobraźnię to nie nasz problem, rozumiesz? Tak samo jak twoje problemy z orientacją. Tak, słyszałem dlaczego tu jesteś- uśmiechnął się brunet, widząc zaskoczenie malujące się w niebieskich oczach Ramireza. Tris odwrócił wzrok w stronę Nicholasa, jednak tamten wpatrywał się bez słowa w swoje buty.- Och, czyżbyś naprawdę myślał, że on zachowa twój sekret w tajemnicy?- wskazał głową na blondyna.- W takim razie musisz być bardziej naiwny niż myślałem...
-Cartner dość- chłopiec usłyszał cichy głos Nicholasa. Xavier najwyraźniej nie zwrócił na niego uwagi.
-Byłeś idiotą, myśląc, że tutaj twój koszmar się skończy, jeśli tylko...
-Powiedziałem, przestań!- Cartner zamarł słysząc zdenerwowany ton przyjaciela.- Zamknij się wreszcie i daj mu spokój, a tobie Ramirez- blondyn odwrócił się w stronę drugiego chłopca- radzę jak najszybciej wracać tam gdzie powinieneś teraz być.
-Ale...
-Żegnam.
Tris zacisnął usta w wąską kreskę, po czym odwrócił się w stronę szatni, mocno wbijając paznokcie w skórzany pasek od torby. Naprawdę myślał, że będzie mógł zaufać Nicholasowi, tymczasem chłopak najwyraźniej potraktował jego sekrety jak jakąś ciekawą plotkę i podzielił się nią z jego wrogiem. Być może Misty miała rację?
***
Misty miała rację. Tris przekonał się o tym, kiedy dwie godziny później siedział w swoim pokoju bandażując sobie lewe ramię. Dzisiaj grali w piłkę nożną i chłopiec nieszczęśliwie trafił do drużyny Douglasa. Kapitanem przeciwnej był Xavier Cartner, który ryzykując żółtą kartkę kilka razy nie zawahał się zainicjować kolejnego nieszczęśliwego wypadku, dzięki któremu kolana i ramię bruneta były teraz poznaczone czerwonymi śladami.
Tris naciągnął rękaw bordowej koszuli na bandaż, po czym przeczesał palcami swoje włosy w kolorze mlecznej czekolady. Właśnie miał okienko i zastanawiał się co zrobić z tym czasem, kiedy jego wzrok padł na leżącą na łóżku kopertę- list od Jaspera, jakkolwiek on naprawdę się nazywał.
Chłopiec podszedł do biurka, wyciągnął z szuflady czystą kartkę i zaczął na niej kreślić następujące słowa;
"Hej, mogę spytać dlaczego wolisz mieszkać w szkole z internatem niż w swoim domu? Moja szkoła nie należy do najprzyjemniejszych miejsc na ziemi. Chodzą do niej ludzie, którzy nie mieli łatwej przeszłości i wielu z nich ma dość...trudny charakter. Chyba trafiłem do kolejnego piekła. Wspaniały obraz tej szkoły to mit mniej więcej tak samo prawdziwy jak słoneczny tydzień w Londynie. Czasami mam ochotę wyskoczyć przez okno byle tylko stąd uciec.
Nie martw się, raczej nie piszesz z przyszłym samobójcą. Boję się tego co czekałoby na mnie po drugiej stronie. Ludzie mówią, że bramy nieba nie są otwarte dla wszystkich.
PS; Tak, chcę mi się marnować czas na tą idiotyczną korespondencje. Zawsze mogli wymyślić coś gorszego.
Noah"
Chłopiec z łatwością przelewał słowa na papier, a kiedy skończył pisać, poczuł jak ogarnia go dawno już przez niego zapomniane uczucie ulgi. Tak naprawdę cieszył się z tego projektu, ponieważ mógł w ten sposób zwierzyć się ze swoich problemów osobie, której nie znał, i która nie mogła później patrzeć na niego z politowaniem bądź rozbawieniem w oczach. To był całkiem dobry pomysł.
Napisanie listu nie zajęło mu więcej niż kwadrans, a gdy skończył dochodziła już osiemnasta. Tris nie miał jednak zbytniego apetytu, więc postanowił oszczędzić sobie trudu schodzenia do jadalni. Zamiast tego z ulgą ściągnął z siebie bordową koszulę, zastępując ją wygodnym bawełnianym swetrem i położył się na swoim łóżku.
Może jednak dobrze, że nie miał współlokatora? Zawsze mógł mu się trafić ktoś taki jak Cartner, a wtedy musiałby poważnie zastanowić się nad tym czy wypchnąć go przez okno, czy samemu przez nie wyskoczyć. Chłopiec ziewnął, wtulając twarz w poduszkę. Nie miał pojęcia kiedy odpłynął do krainy snów i znów zobaczył znajomy uśmiech Jordana...
***
Pracownia plastyczna mieściła się w dużej sali z pomalowanymi na biało ścianami. Na podłodze z jasnego drewna poustawiano sztalugi z czystymi płótnami. Była to jedna z tych części szkoły, do których uczniowie rzadko kiedy się zapuszczali, a jeśli już to tylko na zajęcia artystyczne raz w tygodniu. Dzisiaj w pomieszczeniu nie byłoby żywego ducha, gdyby nie Nicholas z Xavierem, którym za karę przypadło posprzątanie tej sali. Zamiast jednak robić porządki, Cartner otworzył jedną z puszek z farbą i zaczął parodiować przyjaciela, wymachując przy tym pędzlem i ochlapując czerwoną cieczą podłogę. Siedzący nieopodal Nicholas wybuchnął śmiechem, po raz dziesiąty kręcąc głową, kiedy chłopak odwrócił w jego stronę swoje nowe dzieło.
-Jesteś beznadziejnym przypadkiem, Xavier. To wygląda jak kaczka.
-Widziałeś kiedyś czerwoną kaczkę?- zapytał brunet.
-Jest na twoim płótnie- blondyn wstał z podłogi, otrzepując swoje brązowe spodnie. Była środa- dzień wolny, więc młodzi uczniowie z radością korzystali z tego, że nie musieli nosić mundurków.- Chyba najwyższy czas, żebyś pogodził się ze swoim brakiem talentu artystycznego- oznajmił.
-Czerwone kaczki nie są wystarczającym dowodem mojego talentu?- zapytał zdziwiony brunet.
-Biorąc pod uwagę to, że próbowałeś narysować lamę, to tak, nie są- uśmiechnął się Nicholas.
Xavier odwrócił się w stronę płótna, przyglądając się obrazowi.
-A teraz?- spytał odwracając płótno.
-Teraz to wygląda jak czerwona kaczka do góry nogami.
Cartner z udawaną obrażoną miną podszedł do kolejnego płótna.
-Może zostaw je dla bardziej utalentowanych osób- poradził jego przyjaciel.- Albo spróbuj narysować kaczkę, może wtedy wyjdzie ci lama.
Nie wyszła. Kolejny bohomaz nie przywodził na myśl niczego konkretnego.
-Boże- jęknął Xavier.- Jest prawie tak brzydki jak ty.
-Ja jestem idealny- Nicholas chciał wyrwać mu pędzel, co niestety się nie udało.- A teraz kończysz się bawić i pomagasz mi sprzątać. Nie mam zamiaru spędzić tu całego dnia. Tym bardziej, że nie wypuszczą nas dopóki tego nie skończymy. Zamknęli korytarz do tej sali i...
-I dopiero teraz mi o tym mówisz?- ucieszył się Xavier.
-Taaak... Co cię tak bawi?- spytał.
Cartner uśmiechnął się łobuzersko, maczając pędzel w farbie, po czym ruszył w jego kierunku.
-Kto jest na tyle głupi, żeby zakładać najlepszy sweter do sprzątania w pracowni?- spytał.
-O nie!- Nicholas rozejrzał się po pomieszczeniu.- Wara od mojego swetra, albo...
-Albo?- uśmiechnął się chłopak, dopadając go akurat w chwili kiedy blondyn złapał za klamkę do drzwi. Cartner błyskawicznie odwrócił go w swoją stronę, uniemożliwiając mu ucieczkę z pułapki. Nicholasowi jednak dość szybko udało się uwolnić i teraz podbiegł do jednego z dzieł przyjaciela.
-Albo zniszczę twoje pseudokaczki- dokończył.
-Na tym ostatnim rysunku to akurat miałeś być ty- powiedział Xavier.
-Bez okularów naprawdę jesteś ślepy.
Cartner pobiegł w jego stronę, ale w połowie drogi poślizgnął się na kałuży od farby, którą sam wcześniej rozbił i upadł na twarde kafelki, wypuszczając z ręki pędzel. Nicholas szybko przechwycił go w swoje ręce, po czym wolnym krokiem podszedł do drugiego chłopaka.
-Cholera- jęknął brunet, siadając na podłodze.
-Czyli jednak to przeżyłeś- westchnął blondyn.- Wielka szkoda.
-Dla ciebie na pewno Rayllee.
Rayllee- przyjaciel często nazywał go w ten sposób, a Nicholas raczej nie miał nic przeciwko temu. Jasnowłosy chłopak ukucnął obok swojego towarzysza i posłał mu zadowolony uśmiech, machając bronią w postaci pędzla.
-Dobra, wygrałeś- Xavier uniósł ręce do góry, wyciągając przed siebie długie nogi. Nicholas usiadł na nich okrakiem, domalowując mu z jednej strony uśmiech.
-No i pięknie- kąciki jego ust uniosły się do góry.- Hej! Co ty ro...bisz?- zapytał kiedy brunet zabrał mu pędzel i pobrudził przód jego swetra.
-Ja się nigdy nie poddaję- uśmiechnął się złośliwe.
-Ach tak? A co teraz?- blondyn szybko go przytulił, a kiedy się od niego odsunął na czarnym swetrze drugiego chłopaka również widniała czerwona plama.
-Ej! Będziesz musiał mi za to zapłacić.
-Nie ma mo...- urwał, kiedy jego przyjaciel objął go w talii, przyciągając jeszcze bliżej.
-A więc mówiłeś, że ten korytarz jest zamknięty?- spytał.
-Xavier...
-Shhh...- oparł o siebie ich czoła.- Nikt się nie dowie.
Chłopak spuścił wzrok na swój karmelowy sweter. Jasne kosmyki opadły mu na oczy, kiedy brunet pochylił się w jego stronę i lekko, jakby zachęcająco musnął jego usta, modląc się w duchu, żeby Nicholas jeszcze ten jeden raz złamał z nim zasady... I złamał, ujmując w dłonie twarz Xavierego i rozmazując na jego policzku czerwoną farbę. Przyjaciel rozchylił jego wargi, pogłębiając pocałunek.
-Kocham Cię- Xavier nawinął sobie na palec kosmyk jego złotych włosów.- Naprawdę cię kocham, wiesz o tym, prawda?
-Wiem- Nicholas musnął wierzchem dłoni jego policzek, patrząc mu w oczy, te piękne, znajome szmaragdowe tęczówki.
"Więc powiedz mi to samo"- pomyślał brunet- "chociaż ten jeden jedyny raz". Blondyn jednak tylko oparł głowę na jego ramieniu, zamykając oczy, a Xavier miał wrażenie, że na jego sercu tworzy się kolejna rysa.
-Dlaczego nie odważysz się tak po prostu skoczyć?- spytał cicho.- Dlaczego mi nie zaufasz?
-Ufam ci.
-Więc o co chodzi?- nie rozumiał.- Możemy zachować to w tajemnicy nawet na zawsze, Rayllee. Możemy oszukiwać świat, wszystko może się udać.
-Nie rozumiesz- Nicholas odsunął się, żeby spojrzeć drugiemu chłopcu w oczy.- My nie oszukujemy świata, Xavier. My oszukujemy siebie.
A w tym momencie ktoś kto właśnie przyszedł sprawdzić efekt ich pracy, ktoś kto stał na samym szczycie w hierarchii tej szkoły, ktoś kto mógł zniszczyć ich szczęście niczym domek z kart, ktoś kto właśnie z niedowierzaniem cofnął się od drzwi, cicho zmierzając w stronę wyjścia, zaczął zastanawiać się, w którym momencie wychowywania tego chłopca popełnił błąd i przyrzekł sobie, że go naprawi. Musiał to zrobić. Jak inaczej mógłby dalej prowadzić miejsce, które ma pomagać młodym ludziom skoro nie potrafił nawet wychować własnego bratanka? Cóż, wiedział, że Nicholas ma trudny charakter, ale chłopcy lubią przecież rozrabiać. Sam w jego wieku nie był lepszy, ale czegoś takiego nie mógł tolerować. Trzeba pozbywać się niektórych nasion zanim wykiełkują. Niestety, ta roślinka już dawno wyciągnęła swoje płatki w stronę słońca i zapuściła swoje korzenie tak głęboko, że wyrwanie jej było prawie niemożliwe, a jeśli już to gdyby udało się to komuś zrobić, pozostawiła by ona po sobie tak duże zniszczenia, że nigdy już nie udałoby się ich naprawić.
I tak właśnie miała się zacząć ta wojna. Walka o miłość, prawa i marzenia. Walka o życie pełne kolorów w tym szarym świecie. Walka, w której nie zawsze dobro miało wygrywać ze złem. Walka, w której jedna ze stron z góry została skazana na porażkę.
***
I co myślicie o tym rozdziale? Jeśli chcecie kolejny rozdział to głosujcie i komentujcie, bo to nie jest jedyne ff, które mam na głowie i muszę wiedzieć co czytacie i co mam pisać ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top