2. Hazel

Kilka lat wcześniej, szkoła z internatem w Corfe Castel;

Chłopiec ukrył twarz w poduszce, chcąc stłumić ciche łkanie. Jego piwne oczy były już napuchnięte od płaczu.

Leżący na łóżku obok dwunastoletni Xavier Cartner odwrócił się w stronę swojego nowego współlokatora. Nienawidził tego dzieciaka od swojego pierwszego roku w tej szkole, a kiedy dowiedział się, że od tej pory będzie musiał dzielić z nim pokój, miał ochotę wyskoczyć przez okno, jednak teraz poczuł współczucie dla drugiego chłopca. W końcu on stracił wszystkich swoich przyjaciół i rodzinę. Xavier nawet nie potrafił sobie wyobrazić jakie to musiało być dla niego straszne.
Kiedy zegary w końcu wybiły drugą w nocy, brunet wstał ze swojego łóżka i po cichu podszedł do drugiego chłopca, delikatnie kładąc mu rękę na ramieniu.

- Nicholas - zaczął spokojnie. Chłopiec drgnął, ale nie odwrócił się w jego stronę.- Nicholas, proszę...- ścisnął jego ramię nieco mocniej, zmuszając go, żeby na niego spojrzał. Wreszcie blondyn odwrócił się w jego stronę. Wyglądał strasznie, oczy miał zapuchnięte i czerwone, usta nabrzmiałe od nieustannego łkania, po mocno zarumienionych policzkach płynęły łzy, a złote kosmyki chłopca przykleiły się do jego czoła. Od dwóch dni nie chciał z nikim rozmawiać, nie spał i odmawiał przyjmowania jakichkolwiek posiłków. Teraz jego piwne, załzawione oczy patrzyły na Xavierego z chłodną obojętnością.

-Usiądź- polecił brunet. Kiedy Nicholas się nie ruszył, westchnął i spróbował jeszcze raz, nieco łagodniej.- Proszę cię, usiądź.

Blondyn podniósł się niepewnie, zerkając w stronę stojącej obok szafki, na której kilka godzin temu Xavier zostawił sok pomarańczowy i leki nasenne. Nicholas zwyzywał go wtedy, twierdząc, że nie potrzebuje jego pomocy i litości. Teraz zmęczony z trudem usiadł na pościeli, drżąc od płaczu.

Xavier ostrożnie usiadł bliżej, po czym podał mu kubek i leki. Nicholas niechętnie wyciągnął rękę po naczynie, ale natychmiast ją cofnął widząc jak drży. Brunet odstawił rzeczy na miejsce i usiadł za drugim chłopcem, po czym niespodziewanie go przytulił. Nicholas głośno zaczerpnął powietrza i rozpłakał się jeszcze bardziej, opierając głowę na ramieniu drugiego chłopca.

- Uspokój się - powiedział Xavier spokojnie. - Będzie lepiej niż myślisz. Zobaczysz, tylko pozwól sobie pomóc. Proszę...

Nicholas ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi, szlochając cicho, kiedy Xav zaczął się lekko kołysać. W końcu brunet ponownie wyciągnął rękę w stronę tabletek i podał je chłopcu.
Nicholas szybko je połknął i ponownie się do niego przytulił.

"Czasami szuka się dotyku drugiego człowieka, by dowieść, że się wciąż żyje, bo tylko ta druga osoba może to poświadczyć."

Chłopiec chciał chociaż przez chwilę poczuć, że ktoś jest obok, ktoś komu chociaż w najmniejszym stopniu na nim zależy... Kilka minut później, kiedy leki zaczęły działać, zasnął z głową na ramieniu Xavierego, wreszcie zapominając o całym okrutnym świecie.

***

Zegar na jednej z wieży placówki właśnie wybijał dwudziestą drugą, kiedy Tris wyszedł ze swojego pokoju. Na korytarzach wyłożonych bordowym dywanem panowała przytłaczająca cisza. W drodze do łazienek chłopak nie spotkał ani jednej osoby.
Dopiero kiedy otworzył drzwi na końcu korytarza, jego oczom ukazało się zatłoczone pomieszczenie pełne wygłupiających się nastolatków. Tris poczuł się jak przedszkolak wśród licealistów. Niestety nie należał do wysokich osób, a na dodatek jego twarz wciąż miała dziecięce rysy. Powoli zamknął za sobą drzwi, niepewnie wchodząc do środka. Jakimś cudem udało mu się przepchnąć przez tłum aż do kabin prysznicowych, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Na jego nieszczęście nie zauważył, że jeden ze stojących obok niego chłopaków słynący z niebyt wyrafinowanych żartów, zdążył przyczepić do paska od jego spodni końcówkę jednej z zasłon prysznicowych. Kiedy tylko pierwszej z kabin w końcu się zwolniła, Tris szybko ruszył przed siebie, akurat wtedy gdy jeden z uczniów ze złośliwym uśmiechem podstawił mu nogę. Brunet runął na ziemię ciągnąc za sobą materiał, który zerwał się z drążka odsłaniając ukrytego za nią chłopaka.

- Co do cholery...?! - Xavier w ostatnim momencie zdążył złapać ręcznik, dziękując światu za swój dobry refleks, podczas gdy wszystkie zebrane w łazience osoby wybuchły głośnym śmiechem. Zielonooki chłopak szybko ogarnął wzrokiem sytuację, mrużąc oczy na widok nowego ucznia, który z płonącymi policzkami właśnie podnosił się z ziemi. Cartner przeszył go wzrokiem.

- Wybacz, ja nie...- zaczął Tris, ale ktoś mu przerwał.

- Chciał popatrzeć ale popsułeś mu plany - powiedział jakiś chłopak, uśmiechając się złośliwie.- Tak przy okazji ładny ręcznik, Cartner.

Xavier zacisnął usta w wąską kreskę. Gdyby można było zabijać spojrzeniem Tris już byłby martwy.

Mimo rozchodzącego się po pomieszczeniu śmiechu, Tris nie ruszył się z miejsca, zamiast tego przeszył Cartnera wzrokiem.

- O rany - Xavier teatralnie złapał się za serce. - Jesteś prawie tak przerażający jak chihuahua mojej cioci.

Tris ugryzł się w język, nie chcąc dać się sprowokować. Nie warto szukać sobie wrogów już na samym początku nowej szkoły.

- Szczerze mówiąc bardziej przerażająca byłaby twoja ciocia, Xavier - chłopak usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się, rozpoznając stojącego obok niego blondyna. - Gdybyś ją miał oczywiście. Nie wiem, wszyscy w twojej rodzinie wyglądają  tak jak ty, czy tylko ty miałeś takiego pecha?

- Chciałeś powiedzieć szczęście - poprawił go przyjaciel.

- Nie, zawsze mówię to co chcę - odpowiedział Nicholas. - Nie przejmuj się tym idiotą Sivan. Głośno szczeka ale raczej nie gryzie.

Cartner zmrużył oczy.

- Bawisz się w Anioła Stróża, Raylle?

- On jest nowy- odpowiedział blondyn.- A wy nie macie już dziesięciu lat. Skończcie z tą dziecinadą i dajcie mu spokój.

- Czy to przypadek, że zawsze wstawiasz się za tymi, którzy są z zewnątrz? - spytał jeden z chłopaków, o włosach w kolorze ciemnej czerwieni.

Nicholas zmierzył go uważnym spojrzeniem, po czym odwrócił się w stronę stojącego obok Trisa.

- Wstawiam się za tymi, którzy nie trafili tu przez własne błędy - powiedział.

- Och, oczywiście... - zaczął nieznajomy, ale blondyn szybko mu przerwał.

- Jesteś ostatnią osobą, która powinna występować przeciwko mnie, Douglas - Tris patrzył z zaskoczeniem jak drugi chłopak zaciska usta w wąską kreskę i odwraca wzrok. Na twarzy Nicholasa pojawił się zadowolony uśmiech.

- Po prostu zostawcie go w spokoju- polecił, po czym odwrócił się i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Ledwo zamknęły się za nim drzwi, Tris usłyszał znany cytat;

-"Wielu musi się bać ten, kogo wielu się boi."

***

- A więc panie Ramirez, twierdzi pan, że po nie wie nawet kto sformułował teorię poznania!?

Tris patrzy zdezorientowany na nauczyciela, który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.

Cóż... Mężczyzna zadał mu już piąte pytanie, a chłopak nadal nie miałam na swoim koncie żadnej poprawnej odpowiedzi. Skąd on miał niby to wszystko wiedzieć!? Czy wyglądał jak chodząca encyklopedia!? Nawet nie przyszło mu do głowy, że w pierwszym tygodniu zajęć zostanie wywołany na środek klasy do odpowiedzi.
Tris zaczął rozglądać się po sali szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, jednak zamiast tego natrafił na rozbawione spojrzenia innych uczniów.

- W takim razie nie mam pojęcia jakim cudem został pan tutaj przyjęty - Profesor Burton złapał za długopis notując coś w swoim zeszycie. - Nasza szkoła wyróżnia się wysokim poziomem. Nasi wychowankowie to ludzie ambitni i chętni poszerzać swoje horyzonty. - Wracaj na swoje miejsce Ramirez, ach i zostań po lekcji. Musimy sobie coś wyjaśnić - zwrócił się znów w jego stronę, na co chłopiec poczuł nagłą fale gorąca napływającą mu do twarzy. Szybko ruszył w kierunku swojej ławki, omiatając salę chmurnym spojrzeniem.

Kilka minut później zamiast cieszyć się chwilą wolnego stał na przeciwko pana Burtona wysłuchując wszystkich jego ostrzeżeń i wątpliwości związanych z jego osobą;

- Jeśli więc nie weźmiesz się porządnie za naukę, równie dobrze możesz się już żegnać z naszą uczelnią. Nasza szkoła cieszy się bardzo wysokimi wynikami i nie ma tu miejsca dla uczniów z takim poziomem jaki dzisiaj zaprezentowałeś. Tak więc ostatni raz ostrzegam - kończył, nerwowo stukając końcem pióra w drewniany blat- radzę wyzbyć się wcześniejszych złych nawyków i ostro wziąć się do pracy nad sobą- po tych słowach wręczył mu stertę zagadnień na kolejną lekcje i stwierdził, że odpyta go na następnej godzinie.

"Świetnie. Zapowiada się kolejna zarwana noc" - pomyślał chłopak, po czym ulegle pokiwał głową i zabierając stertę wręczonych mu papierów, opuścił salę. Ledwo wyszedł na korytarz, przywitał go ogłuszający hałas i śmiech Douglasa i jego równie uprzejmych przyjaciół. Nie zwracając na nich zbytniej uwagi, Tris ruszył w stronę sali w której miały się odbyć kolejne zajęcia, powtarzając sobie przy tym nieustannie, że choć raz w życiu mógłby postarać się nie inicjować swoich firmowych wpadek i zjednać sobie w końcu jakichś znajomych. Z zamyślenia wyrwał go śliski stopień na schodach, który jakby znając jego wcześniejsze postanowienia, sprawił, że poślizgnął się, upuszczając stos kartek i runął w dół przy okazji na kogoś wpadając. Cóż... Jego ofiara nie była na to zbytnio przygotowana i razem z nim stoczyła się po schodach lądując w końcu na twardych kamiennych płytach. 

- Cholera... - wymamrotał chłopiec, szybko podnosząc swoje ciało z wysokiego ciemnowłosego chłopaka, którego najwyraźniej przygniótł do zimnej powierzchni. Wokół nich zebrał się zaskakująco liczny tłum gapiów, który teraz dosłownie zanosił się śmiechem, podczas gdy brunet nieudolnie próbował pozbierać rozrzucone wokół notatki.

- Ofiara - usłyszał znajomy głos, kiedy Xavier podniósł się z posadzki wściekle mierząc go swoimi zielonymi oczami, a potem przenosząc je na rozbawiony tłum.

Tris  nie zdążył odpowiedzieć, gdy odwrócił się do niego plecami i zniknął w tłumie odpychając przy tym nabijających się z nich chłopaków, którzy stanęli mu na drodze.

To była jakaś nieudana komedia dla nastolatków. Jeszcze chwilę temu obiecał sobie, że dość już upokorzeń jak na pierwszy tydzień w nowej szkole, a teraz stał w samym centrum uwagi, otoczony tą całą naigrywającą się z niego widownią.
Starając się ignorować wszystkie skierowane do jego osoby komentarze przepchnął się przez tłum marząc o tym by ten dzień dobiegł wreszcie końca.

Kolejne lekcje minęły dość szybko. Oczywiście okryty dobrą sławą spędził je samotnie, tak samo zresztą jak wszystkie przerwy. Niesamowite jak szybko można spaść na najniższy szczebel społeczny przez zepsucie sobie reputacji jedną małą wpadką... Albo dwiema. A Tris miał wrażenie, że tak właśnie było, bo ludzie traktowali go tutaj jak powietrze lub wytykali go palcami, opowiadając sobie coś nawzajem i zginając ze śmiechu. Ten chłopak musiał być dość popularny skoro wieści o tym rozeszły się tak szybko.

Kiedy Tris wracał do swojego pokoju czuł się wykończony, zawiedziony i zdołowany. Wykończony wszystkimi tymi lekcjami, na których każdy z nauczycieli postarał się by nie zabrakło mu dodatkowych atrakcji. Zdołowany swoją nową, wspaniałą opinią publiczną żałosnej ofiary - jak to ujął tamten chłopak o szmaragdowych oczach, jak również zdołowany brakiem jakiegokolwiek towarzystwa. A zawiedziony tym, że wszystkie jego marzenia i oczekiwania związane z pobytem w tej szkole prysły bezpowrotnie niczym bańka mydlana. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że tutaj w końcu będzie miał spokój?

Ledwo zamknął drzwi do swojego pokoju, osunął się z westchnieniem po drewnianej powłoce, zamykając oczy. Nareszcie sam... A przynajmniej taką miał nadzieję dopóki nie usłyszał znajomego głosu;

- Znam twoją historię, Tristanie Ramirez.

***

Chłopiec stał przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad tym czy wyobraźnia płata mu figle, ale nie - on tutaj był. Wysoki, znajomy chłopak o złocistych, falowanych włosach i piwnych oczach przyglądających mu się z zainteresowaniem.

- Skąd? - spytał po dłuższej chwili Tris, zatrzymując wzrok na szafce z książkami.

- Mam swoje źródła - odpowiedział, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu.

- Nie możesz wiedzieć - brunet pokręcił głową.- Nasze historię są tajne, tak jak spowiedź. Właściciele tej szkoły muszą zachować tajemnice. 

- Tristan Ramirez - powiedział chłopak.- Mówi ci coś imię Jordan?- spytał.

Chłopiec gwałtownie zbladł. To niemożliwe. On nie mógł wiedzieć. Nikt tutaj nie miał prawa poznać jego przeszłości, właśnie dlatego przyszedł do tej szkoły.

- Byliście przyjaciółmi? - spytał Nicholas. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, odwrócił się w stronę okna.- To straszne stracić kogoś tak nagle - dodał. - Kogoś kto zawsze miał być obok...

Żadnego "przykro mi", ani "współczuję" czy "musi ci być teraz ciężko". Tris zerknął na opierającego się o szeroki parapet chłopaka i nagle przypomniało mu się to co opowiadała o nim wczoraj Misty.

Nie wiadomo dlaczego nagle przestał nerwowo ściskać w palcach materiał bordowych rękawów koszuli.

- Ja też znam twoją historię -oznajmił. - I co z tego?

- Każdy tutaj ją zna - blondyn wzruszył ramionami.  - To bez znaczenia.

-Jak się tutaj dostałeś? Tylko ja mam klucz do pokoju.

- Najwidoczniej nie - uśmiechnął się Raylle. Tris musiał niechętnie przyznać, że chłopak jest całkiem przystojny. Wysoki, z jasnymi kosmykami połyskującymi w świetle zachodzącego za oknem słońca, wręcz idealnie wykrojonym kształtem ust i piwnymi oczami z długimi, gęstymi rzęsami. Zakłopotany chłopiec odwrócił wzrok w drugą stronę.

- Właściwie to przyszedłem cię zapytać jak się czujesz - powiedział Nicholas.

- Och, kogoś to jednak obchodzi - wypalił zaskoczony chłopiec, zanim zdążył ugryźć się w język.

- A więc jak się czujesz? - powtórzył Nicholas.

- A jak myślisz?

Chłopak zmrużył oczy.

- Początki bywają trudne - oznajmił. - A już w szczególności początki w tej szkole, ale ty dasz radę.

Troye wymownie zerknął w stronę piętrzących się na jego biurku kartek i zeszytów. Nie byłbym tego taki pewnien, pomyślał.

-Posłuchaj- zaczął drugi chłopak.- Widziałeś kiedyś co się dzieje, kiedy w tłumie wybucha panika?

-Dlaczego mnie o to pytasz?- spytał.

-Wszyscy ludzie uciekają wtedy "na hura", nie patrząc pod nogi. Jeśli się przewrócisz, po prostu cię stratują.

-I?- Tris odruchowo zrobił krok do tyłu.

- Nie pozwól sobie upaść - powiedział. - Nie kiedy jesteś tutaj, rozumiesz? To nie jest szkoła dla rozpieszczonych dzieciaków, myślących, że nasz świat jest piękny, beztroski i kolorowy. Nikt z nas nie ma za sobą łatwej przeszłości, a mimo to ludzie tutaj potrafią być niezwykle wredni i złośliwi, jeśli dasz się przewrócić będzie po tobie.

-Wciąż nie wyjaśniłeś dlaczego mi o tym mówisz- zauważył chłopiec. Nicholas przygryzł dolną wargę, najwyraźniej nie mając zamiaru odpowiedzieć na jego pytanie.

- Po prostu na siebie uważaj - polecił w końcu, po czym ruszył w stronę drzwi.- Aha- zatrzymał się jeszcze w progu. - Jestem Nicholas. Tak jakby co...

- Wiem - Tris uśmiechnął się lekko.

Blondyn obejrzał się przez ramię i ich spojrzenia na jedną chwilę się spotkały. Niebieskie oczy niczym bezchmurne niebo i piwne błyszczące niczym złoto.

Nicholas niemal natychmiast odwrócił głowę i wyszedł na korytarz.

Niebieskooki chłopiec zdążył jeszcze usłyszeć ciche "powodzenia", zanim w pomieszczeniu na nowo zapanowała cisza.

***
Głosujcie i komentujcie, żebym wiedziała dla kogo mam pisać ;)
Myślę, że spodoba wam się ta historia.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top