1. Burgundy
Bywa, że czasami całe życie czekamy na ten jeden jedyny dzień, w którym ma się wydarzyć coś wyjątkowego. Stawiamy w kalendarzu kolejne krzyżyki i z niecierpliwością odliczamy godziny do szesnastych urodzin, wyjazdu na wymarzoną wycieczkę lub rozpoczęcia nowej szkoły. Nie możemy się doczekać, aż w końcu tego wyjątkowego dnia wzejdzie słońce i wciąż marzymy o tym co się stanie. Nie myślimy o tym, że możemy się później rozczarować, a kiedy już tak się dzieje twierdzimy, że życie jest niesprawiedliwe. "Odczytujemy świat na opak i twierdzimy, że nasz oszukał"- jak napisał kiedyś R. Tagore. Los nie obiecuje nam nigdy, że coś na pewno się wydarzy, nigdy nie mamy stuprocentowej pewności, że będzie dobrze, los lubi robić niespodzianki. Najbardziej niesamowite i wspaniałe rzeczy przydarzają się nam kiedy nie jesteśmy na nie przygotowani, a prawdziwą miłość i przyjaźń często znajdujemy w osobach, po których nigdy wcześniej się tego nie spodziewaliśmy, w najbardziej zaskakujących miejscach...
Drugi września miał być zwykłym, szarym dniem, niczym nie różniącym się od reszty zwyczajnych, pochmurnych dni, a jednak to właśnie tego dnia w progu szkolnej sali jednego z angielskich miasteczek stanął nowy nauczyciel w dziwnej, kolorowej koszulce i wytartych czarnych spodniach. Tim Clarlock przypominał bardziej zbuntowanego ucznia niż profesora języka angielskiego, toteż kiedy tylko wszedł do pomieszczenia, panująca w klasie wrzawa ucichła razem z jego pierwszymi słowami.
-Witam was wszystkich na zajęciach- przywitał się przyjaznym tonem, stojąc przed tablicą, przodem do sali, z rękami zaplecionymi za plecami. Tristan uniósł się lekko na krześle, żeby przekonać się czy na pewno profesor języka angielskiego przyszedł do pracy w trampkach z Papem Smerfem. Otóż przyszedł.- Nazywam się Tim Clarlock i mam tą przyjemność nauczenia was kilku ważnych rzeczy, podczas nieobecności waszej nauczycielki- powiedział mężczyzna.
W sali zapadła cisza. Siedzący w trzeciej ławce pod oknem Tristan usłyszał jak ktoś z tyłu spytał szeptem czy ten facet z kolorowymi tatuażami i dziwaczną fryzurą naprawdę będzie ich uczył. Ktoś inny powiedział, że przypomina mu Eda Sheerana, na co druga osoba stwierdziła, że już bliżej mu do Rona Weasley'a.
Siedzący w ostatniej ławce Xavier Cartner demonstracyjnie zdjął z nosa czarne okulary i wytarł je w materiał bluzy, po czym ponownie spojrzał swoimi zielonymi oczami na stojącego przed klasą nauczyciela. Kilka osób siedzących obok niego wykrzywiło usta w złośliwym uśmiechu. Jego jasnowłosy towarzysz podniósł od niechcenia rękę do góry.
-Tak?- spytał nowy, budzący kontrowersje nauczyciel.
-Wiadomo już kiedy pani Martines do nas wróci?- spytał Nicholas wychylając się lekko na swoim krześle. Kiedy dziesiątki zaciekawionych spojrzeń zwróciły się w kierunku rudowłosego mężczyzny, Tristan wciąż przyglądał się jasnowłosemu chłopakowi, który jako jedyny miał na sobie białą koszulę ze srebrnym logo. Cała reszta musiała nosić bordowe, wyszywane czarną nicią.
Tim Clarlock zmrużył oczy najwyraźniej nad czymś się zastanawiając.
-Kiedyś na pewno wróci- odpowiedział w końcu dyplomatycznie. Jego przyjaciółka wyjechała tydzień temu do Winchester i póki co nie zapowiadało się, że szybko stamtąd wyjedzie. Oficjalnie była na zwolnieniu chorobowym.- A póki co mamy normalne lekcje angielskiego- nauczyciel zatarł ręce siadając przy biurku.- Rozumiem, że macie ze sobą zeszyty, książki i tak dalej?- spytał.- Teraz możecie schować je z powrotem do plecaków.
Zdziwieni uczniowie posłusznie wykonali polecenie, wymieniając między sobą zaniepokojone spojrzenia. Czyżby kartkówka? Jaki był ostatni temat? Czy ktoś w ogóle coś pamięta?
Alex - klasowy kujon z najwyższą średnią w szkole i najdziwniejszymi okularami na świecie uśmiechnął się szeroko, myśląc, że godziny jego nauki nie pójdą na marne. Tymczasem nauczyciel wyciągnął z szuflady kartki i wśród protestów niezadowolonych młodych ludzi, rozdawał je wszystkim obecnym osobą.
-Już spokój- powiedział głośno, stając przy tablicy.- To nie jest kartkówka. To nowy projekt. Jedna z włoskich szkół poprosiła nas o współpracę. Tamtejsi uczniowie uczą się naszego języka i zaproponowali nam wymianę korespondencji. Każdemu z was zostanie przydzielona jedna osoba, z którą będziecie pisać przez kilka kolejnych miesięcy. Pierwszy list napiszecie dzisiaj na lekcji, zaś kolejne będziecie przygotowywali po lekcjach i przynosili na nasze kolejne zajęcia. Z tego co wiem macie pięć godzin języka angielskiego, po jednej każdego dnia- idealnie się składa- uśmiechnął się, słysząc protesty niezadowolonych uczniów.- Kiedy skończycie schowajcie listy do białych kopert z numerami, które za chwilę wam rozdam. Dzisiejszego dnia macie się po prostu przedstawić i napisać coś o sobie. Ach i jeszcze jedno- mężczyzna otworzył czarny pisak i napisał na tablicy dużymi, ciemnymi literami NIE PODPISUJEMY SIĘ SWOIM IMIENIEM I NAZWISKIEM.- Wasze listy mają być anonimowe- wyjaśnił.- Żadnych szczegółowych danych, nazwisk, adresów i tak dalej. Możecie wymyślić sobie jakieś inne imiona. Bądźcie kreatywni.
-Czy ktoś to będzie sprawdzał?- głos należał do Xavierego. Nauczyciel zmierzył go uważnym spojrzeniem.
-Planujesz oddać mi pustą kopertę?- mężczyzna uniósł brwi.
Nastolatek uśmiechnął się bezczelnie.
-Nie, nikt nie będzie tego sprawdzał- odpowiedział w końcu niechętnie, na co uczniowie wyraźnie się ucieszyli.- Co nie znaczy, że macie oddać czyste kartki. To może być ciekawe doświadczenie. Może poznacie kogoś ciekawego.
-Na pewno- mruknął ciemnowłosy chłopak, przygryzając gumę o smaku agrestu o jaśniejszej barwie niż jego zielone oczy.
Tim Clarlock westchnął ciężko, po czym wyciągnął z szuflady stertę białych kopert z czarnymi numerami.
-A teraz możecie już zaczynać- oznajmił.- No już! Łapcie długopisy, macie niewiele czasu.
Tris napisał w prawym górnym rogu datę, po czym przygryzł wargę, zastanawiając się co powinien teraz napisać. "Drogi nieznajomy"? To brzmiało jakoś dziwnie. Może "Witaj"? Nie, to wydawało się nie na miejscu, jakieś takie zbyt oficjalne, poważne... W końcu chłopiec zdecydował się napisać po prostu "Hej". Przecież i tak nikt nie będzie tego sprawdzał, pomyślał. Kiedy pół godziny później składał kartkę na pół, widniał na niej następujący tekst;
Hej,
Od siedemnastu lat nie znalazłem sobie jeszcze w miarę przyzwoitego hobby, o którym mógłbym tutaj napisać. Jestem trochę wyższy niż wskaźnik przeciętnego ilorazu inteligencji mojego rocznika czyli nie mam szans na zawrotną karierę gracza koszykówki. Nikt mnie nie nauczył rozmawiać z ludźmi w moim wieku. Obyś był/była w tym lepszy/lepsza.
Powodzenia, Noah
Noah... Imię miało być zmyślone, więc tak chyba powinno być dobrze. Brunet zmrużył oczy przyglądając się kopercie z wypisanym czarnym markerem numerem siedemnastym. Szczerze mówiąc niezbyt spodobał mu się ten pomysł z listami. Nie miał pojęcia o czym miałby pisać z kimś kogo kompletnie nie znał. Inne osoby najwyraźniej też miały ten problem. Siedząca w ławce przed nim dziewczyna właśnie skreślała z rozdrażnieniem kilka linijek tekstu, a jej towarzysz beznamiętnie wpatrywał się w pustą kartkę. Nawet Misty, która kochała pisać i zwykle nie brakowało jej weny nie sprawiała wrażenia zadowolonej z nowego projektu.
Nagle przez salę przeleciała papierowa kulka i wylądowała w koszu na śmieci. Nauczyciel zmarszczył brwi.
-Niezły cel- skomentował mężczyzna.- Na wychowaniu fizycznym może dostałbyś za to dodatkowe punktu, ale tutaj wstawię ci za chwilę uwagę za nie wypełnianie poleceń nauczyciela. Pan Cartner, o ile się nie mylę? Wasza nauczycielka wspominała, że mogą być z tobą problemy. Z tobą i twoimi przyjaciółmi. Nicholas Raylle i Isaac Anderson- którzy to?
Klasa odwróciła się w stronę dwójki chłopaków. Pierwszy z nich- Nicholas był blondynem o falowanych włosach i piwnych oczach, drugi miał ciemne tęczówki i kręcone włosy w kolorze gorzkiej czekolady. Oboje uśmiechnęli się na słowa nauczyciela.
-Wszyscy profesorowie o nas pamiętają- powiedział Nicholas.- To miłe.
-Zobaczymy panie Raylle, zobaczymy...- powiedział Tim Clarlock.- A teraz proszę oddać mi koperty, za minutę zadzwoni dzwonek.
***
Corfe Castel, w którym mieścił się budynek szkoły z internatem było malowniczym, małym miasteczkiem w Anglii. Była to o tyle niezwykła miejscowość, że będąc tam niemal z każdego miejsca można było zobaczyć ruiny starego zamku, o którym tutejsi mieszkańcy opowiadali wiele niezwykłych legend. Budynek szkoły zbudowano na planie litery C, u stóp wzgórza na którym znajdowała się gigantyczna, legendarna budowla. Tris przyjechał tutaj tydzień temu i nie zdążył jeszcze zawiązać w tym miejscu żadnych nowych przyjaźni.
Każdy młody uczeń, który uczęszczał do tej placówki miał za sobą trudną przeszłość. Mury tej szkoły skrywały wiele tajemnic, czym wzbudzała zainteresowanie prasy i odwiedzających Corfe Castel turystów.
Chłopak właśnie mijał kolejne sale lekcyjne, podążając w stronę lewego skrzydła placówki, w którym mieściły się sypialnie. Dochodziła godzina siedemnasta i brunet był już wykończony po dziesięciu godzinach lekcji. Miał serdecznie dość krojenia biednych żab i obliczania powierzchni najdziwniejszych budowli geometrycznych, jak również pisania czarnym atramentem na lekcjach języka japońskiego, po których jego szkolny mundurek składający się z czarnych spodni, bordowej koszuli z naszytym ciemną nicią logo szkoły (Feniskem szykującym się do lotu) i czarnego krawata, był poplamiony tą ciemną mazią.
Tris pamiętał, że kiedy po raz pierwszy tydzień temu wszedł z rodzicami do gabinetu dyrektora, stosunkowo młody mężczyzna o ciemnych włosach wyjaśnił mu, że logo uczelni miało symbolizować najważniejszy cel tejże placówki- miało pomóc młodym ludziom po przejściach podnieść się z powrotem na nogi i rozwinąć skrzydła. Chłopak wiedział, że Feniks był legendarnym, niezwykłym ptakiem, który odradzał się z popiołu i uznał, że osoba, która postanowiła ustanowić go znakiem tej uczelni wpadła na całkiem dobry pomysł. Dopiero później dowiedział się, że dyrektor ma na nazwisko Feniks i zaczął się zastanawiać czy rzeczywiście chodziło o symbolikę.
Pierwszy tydzień na tej uczelni był dość ciężki i stresujący. Poziom był tutaj bardzo wysoki, także chłopak zwykle zasypiał o drugiej w nocy z głową na biurku. Każdego ranka punktualnie o piątej trzydzieści w całej uczelni rozległ się znienawidzony przez uczniów dźwięk alarmu, który miał na celu postawienie wszystkich na nogi. O szóstej podawano w stołówce śniadanie, zaś równo o siódmej zaczynały się pierwsze lekcje. Spóźnienia nie były tolerowane i surowo za nie karano, tak samo zresztą jak za każde chociażby najdrobniejsze złamanie regulaminu szkoły.
Kiedy w końcu Tris zamknął za sobą drzwi do pokoju, z ulgą rozluźnił krawat i rzucił się na łóżko. Był wykończony, a musiał jeszcze odrobić całą masę lekcji. Kolacje podawano o dziewiętnastej, tak więc kiedy chłopak wszedł do jadalni zdążył już odrobić jedną trzecią lekcji. Większość miejsc przy stolikach była już zajęta. Długie stoły nakryto jasnymi obrusami z wyhaftowanymi srebrnymi logo szkoły. Brunet przestąpił w progu z nogi na nogę rozglądając się po sali, kiedy ktoś go szturchnął ramieniem.
- Sorry - ciemnowłosy chłopak wyminął go zmierzając w kierunku stolika, który zajmowała samozwańcza elita szkoły. Isaac Anderson - Tris słyszał, że brunet stracił swoją rodzinę w pożarze, a do szkoły oddał go bogaty wuj. Niezbyt optymistyczna historia... Chłopak przeszedł przez salę kierując się w stronę miejsca obok dziewczyny o kasztanowych włosach i ciemnych oczach. Misty Wrey - Tris rozmawiał z nią kilka razy na historii, siedzieli obok siebie i obgadywali nauczyciela.
- Hej - uśmiechnęła się dziewczyna. - Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak zombie.
- Wielkie dzięki - usiadł koło niej. - Czy istnieje tutaj coś takiego jak weekend?
- Środa i niedziela są wolne - powiedziała, unosząc do ust filiżankę z gorącą herbatą. - W resztę dni walczymy o przetrwanie. Przyzwyczaisz się.
Tris nie był tego taki pewny. To był jego ósmy dzień w tym piekle i ledwo trzymał się na nogach. Tego ranka miał wychowanie fizyczne. Spędził dwie godziny na bieganiu w te i z powrotem, co nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę to, że ostatniej nocy przespał tylko niecałe cztery godziny z głową na twardym biurku.
- Dziwny jest ten nowy nauczyciel - powiedziała dziewczyna. - Nie pasuje do tego miejsca. Wszystko jest tutaj takie...eleganckie. Ed Sheeran w tenisówkach z Papem Smerfem "trochę" się wyróżnia. Zresztą ty też - dodała, kiedy grupa nastolatków zaczęła się głośno śmiać, co chwila odwracając się w ich stronę.
- Ja? - chłopiec zmrużył swoje niebieskie oczy niechętnie wpatrując się w swój talerz. - Niby dlaczego?
-Jesteś tu nowy - wyjaśniła. - Poza tym nikt nie zna jeszcze twojej historii. Tutaj, na końcu świata potrzebujemy jakichś plotek i sensacji, ciekawych tematów do rozmów. Takich jak ty i pan Clarlock.
- Nie sądzę, żebyśmy byli tacy ciekawi - powiedział. - A jaka jest twoja historia, Misty?
Dziewczyna odłożyła na talerz różową foremkę od czekoladowej babeczki, dobierając w głowie odpowiednie słowa. W końcu podwinęła rękaw bordowej koszuli. Od nadgarstka aż do łokcia na jej skórze widniała długa blizna.
-Byłam zakładniczką przez trzy dni- powiedziała. - Na moich oczach zostało zamordowanych sześć osób, w tym dwójka dzieci.
Tris zamarł ze szklanką przy ustach. "Każdy z nas nosi jakieś blizny"- powiedział mu dyrektor.- "Tutaj dajemy wam szansę na nowe życie."
- To straszne - wykrztusił w końcu.
-Jak wszystkie nasze historie - stwierdziła, rozglądając się po sali.- Z resztą sam się wkrótce przekonasz.
- Znasz przeszłość wszystkich uczniów?- spytał chłopak.
- Większości. Są osoby, o których historii nikomu z nas nic nie wiadomo. Oni budzą zwykle największe zainteresowanie. Ludzie kochają tajemnice. "Nauczyłem się kochać tajemniczość. Ona jedna chyba może uczynić życie niezwykłym i cudownym. Najpowszedniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy"- zacytowała.- Dopóki nikomu nie opowiesz o swojej przeszłości będziesz się cieszył większym zainteresowaniem, uwierz mi.
- A jest ktoś jeszcze kto do tej pory tego nie zrobił? - zainteresował się.
- Xavier - powiedziała.- Xavier Cartner. Prawdopodobnie z dwóch powodów; po pierwsze to on pewnie narozrabiał, a rodzice chcieli naprawić sobie reputację - wiesz bogata familia. Po drugie - ludzie lgną tu do sekretów gorzej niż paparazzi do celebrytów.
Tris mimochodem zerknął w stronę stojącego pod ścianą stołu, zauważając na sobie spojrzenie piwnych oczu jednego z siedzących tam chłopaków. Nicholas odchylił się do tyłu na krześle, posyłając mu drapieżny uśmiech.
- No i ty - stwierdziła dziewczyna, kiedy jej towarzysz patrzył jak siedzący nieopodal blondyn pochyla się do swojego sąsiada i mówi mu coś na ucho. Tris rozpoznał Xavierego z lekcji angielskiego, czarnowłosego chłopaka o zielonych oczach, które teraz odwróciły się w jego stronę i zlustrowały go krytycznym spojrzeniem. Tym razem Cartner nie miał już okularów, a Tris zastanawiał się czy nosi je, ponieważ są mu rzeczywiście potrzebne, czy może dlatego, że w ostatnim czasie zerówki zrobiły się dość modne.
Po chwili Xavier zmrużył oczy i kręcąc głową odpowiedział coś Nicholasowi.
- Na twoim miejscu bym uważała- powiedziała dziewczyna. - O tej dwójce niewiele wiemy, ale za to oni chcą wiedzieć o nas wszystko.
- Kto jest ważniejszy? - spytał. Wiedział, że w każdej szkole rządzi jakaś grupa, ale kto rządzi elitą?
- Sama nie wiem - zawahała się. - Oni... Nie wiem czy można ich nazwać przyjaciółmi. Zwykle trzymają razem, ale czasami Nicholas sprawia wrażenie jakby... Jakby niezbyt cieszyło go to, że Xavier zawsze jest obok - dokończyła. - Widziałam kilka razy jak śmiali się z czegoś albo żartowali, ale kiedy Cartner się odwracał, Nicholas sprawiał wrażenie zirytowanego.
- Czyli jest fałszywy - skonstatował brunet.
- W sumie jest wśród swoich wrogów - powiedziała dziewczyna. - Byłych wrogów. Nie zauważyłeś, że on jedyny nosi białą koszulę zamiast bordowej?- chłopak skinął głową.- Kiedyś nasza szkoła była dużo większa. Z lotu ptaka budynek tej placówki wyglądał jak prostokąt z dużym placem pośrodku. Teraz przypomina bardziej literę C. Dawniej szkoła była podzielona. Znajdowały się tutaj dwie uczelnie, które z wielu powodów niezbyt za sobą przepadały. Ich dyrektorami byli bracia, którzy nienawidzili się jak mało kto. Nie pamiętam dlaczego. Jeden z nich miał w logo swojej szkoły Feniska, drugi orła. Któregoś dnia ktoś podpalił część, w której znajdowały się sale lekcyjne należące do uczelni Nicholasa. To musiało być zaplanowane, ponieważ ogień zaczął się rozchodzić z kilku stron jednocześnie. Tamtego dnia zginęli prawie wszyscy. Straż pożarna nie nadążała z gaszeniem tak wielkiego pożaru, a nie mieliśmy tutaj zbyt wielu wozów strażackich. Corfe Castel to mała miejscowość, kiedy w końcu przyjechała pomoc prawie cała część należąca do jednej uczelni spłonęła. Jednak strażakom udało się znaleźć pod gruzami nastoletniego chłopca. Nicholas miał naprawdę duże szczęście, wszyscy myśleli, że tego nie przeżyję, a jednak... On był synem dyrektora, kiedy tamten zginął, nie miał już nikogo z rodziny. Nikogo oprócz brata swojego ojca, który o dziwo przyjął chłopca pod swoje skrzydła, ale mimo wszystko nie muszę ci tłumaczyć, że Nicholas nie był tutaj szczęśliwy. Wśród nas nadal mogą być osoby, które zamordowały jego ojca i przyjaciół. Policji nie udało się znaleźć winnych, w końcu się poddali zwalając winę na jakieś instalacje, ale wszyscy wiemy, że to nieprawda. Po tamtej katastrofie nasz dyrektor zmienił logo na Feniksa. Chyba miał wyrzuty sumienia z powodu brata...
Kiedy dziewczyna skończyła mówić, Tris spojrzał po raz kolejny w stronę siedzących nieopodal chłopaków.
- Czyli on nie chciał tutaj być? - spytał.
-Nicholas? A jak myślisz?
Brunet nie zdążył opowiedzieć, ponieważ właśnie w tym momencie do stolika dosiadł się przyjaciel Misty i obaj pogrążyli się w rozmowie na tematy, o których Tris nie miał zielonego pojęcia. Chłopak pożegnał się i wstał od stołu, po czym wyszedł z jadalni, nie zdając sobie sprawy z tego, że odprowadziło go kilka zaciekawionych spojrzeń.
***
WITAM CZYTELNIKÓW MOJEGO NOWEGO OPOWIADANIA ;) MAM NADZIEJĘ, ŻE SPODOBAŁ WAM SIĘ MÓJ NOWY POMYSŁ.
DLA TYCH, KTÓRZY NIE SŁYSZELI O CORFE CASTEL, MAM KILKA ZDJĘĆ I FILM;
https://youtu.be/eIKSYU6y4Ik
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top