9-To część planu. Chyba.

-Gordon daj jej już spokój ona jest w szoku. -Bruce dalej bronił Any przed detektywem szukającym odpowiedzi na nurtujące go pytanie. 

-Ona jest prawdopodobnie winna morderstwa. -wskazał palcem na drzwi, za którymi teraz spała Ana. 

-A co jeśli mówi prawdę, a ty szukasz złej osoby? Może jesteś w błędzie a ona naprawdę chciała tylko pomóc. 

-Nie jestem pewien. Ona jest z Pingwinem na ty. Kto normalny zadaje się z Cobblepotem? -zapytał Jim dalej nie wierząc ani dziewczynie ani teraz nie popierając chłopaka. 

-Nie wiem co to ma związek z tym morderstwem. -Bruce nie wydawał się być przekonany. -Czy ty widzisz w jej twarzy złość i chęć mordu? Bo ja nie. Nie było ci jej szkoda jak zaczęła płakać? 

-Daj spokój Bruce. -Jim widocznie też już miał dość tej rozmowy. 

-Na razie niech się uspokoi. Jak znajdziesz coś nowego co będzie świadczyło o jej winie to wtedy ją wsadź do aresztu. To co masz teraz to niewiele biorąc pod uwagę jej zeznania. 

-Właśnie. Biorąc pod uwagę jej zeznania. -kontynuował detektyw. -Mam pewien pomysł. Sprawdźmy czy to jest naprawdę Anne Sheridan czy jednak Joyce Boggs. 

-Jak niby chcesz to sprawdzić? 

-W zapisanych kopiach akt Joyce napisane jest że ma bliznę na lewym udzie z zewnętrznej strony. Nie wiadomo skąd ma tą bliznę ale podobno taką posiada. 

-I chcesz żebym ja to sprawdził? -zapytał zdziwiony Bruce. 

-Właśnie. -Jim wydawał się być zadowolony ze swojego planu. -Jednak jeśli Ann okaże się być Joyce musisz uważać gdyż Joyce jest psychopatką morderczynią. 

-Daj spokój, ona tam śpi na ławce z wycieńczenia po rozmowie z tobą a co dopiero gdyby miała kogoś zabijać. -stwierdził Bruce po czym pożegnał się z Jimem i wyszedł z powrotem do Any. 

Biedny chłopak nie wiedział że dziewczyna podsłuchiwała całą rozmowę, i teraz żadnym sposobem chłopak nie dobierze się do jej spodni żeby sprawdzić jej uda. Gdyż tak- blizna była prawdziwa. 

Bruce zastał Anę "śpiącą" dalej na ławce, więc postanowił znów usiąść obok niej, gdyż w  końcu obiecał jej że zostanie razem z nią. 

Dziewczyna jednak podniosła się delikatnie w chwili gdy chłopak usiadł obok niej. 

-Obudziłem Cię? -zapytał przepraszającym głosem. 

-Nie, nie.-zaprzeczyła.- Jest dobrze. Muszę już iść do domu. 

-Odprowadzę cię. -zaczął chłopak pomagając dziewczynie wstać z ławki. 

-Nie lepiej nie. Dam radę sama. -mówiła unikając wzroku miliardera. 

-Nie pozwolę żebyś szła tyle kilometrów sama. -powiedział trzymając ją znów za rękę. Ana spojrzała na jego delikatne dłonie, a potem na jego twarz. 

-Więc może pójdziemy razem do budki telefonicznej i zadzwonię po kogoś żeby po mnie przyjechał? -spytała cicho dalej udając że jest wyczerpana tym dniem. 

-Tak jeszcze się mogę zgodzić. -uśmiechnął się Wayne do dziewczyny. 

Kiedy byli w trakcie drogi do budki telefonicznej, ana znów zaczęła rozmowę. 

-Ty mi wierzysz? Z tym morderstwem? -zapytała spoglądając na chłopaka. 

-Oczywiście że tak. -odparł pewnie. 

-Głupia ta sytuacja. Dopiero co się poznaliśmy a teraz już mnie ratujesz przed więzieniem.-uśmiechnęła się  delikatnie. 

-Przed więzieniem? -zapytał zdziwiony. 

-Nie dałabym rady sama się wybronić gdyby nie ty. Mogłabym godzinami mówić że nie wiem co się stało z policjantami, a ten detektyw dalej by mnie nękał. -wytłumaczyła. 

Kiedy doszli do budki, jak zwykle Bruce został odrobinę dalej aby nie podsłuchiwać rozmowy. Całkowite przeciwieństwo Any. 

-Victor? -zapytała gdy ktoś odebrał słuchawkę. 

-O mój boże Ana. Wsadzili cię? Dzwonisz ostatni raz przed aresztem? -Victor zadawał masę pytań. 

-Nie głupku.-uciszyła go dziewczyna.- Idioci mnie wypuścili, jestem pod budką telefoniczną niedaleko posterunku. Niech ktoś po mnie przyjedzie byle nie ty ani nie Oswald. 

-Oswald nie ma prawa jazdy. -stwierdził Zsasz szybko. -Myślisz że dlaczego to ja go wszędzie wożę? 

-Więc ty masz nie przyjeżdżać. Ale proszę za żadne skarby świata ty masz się nie zjawiać. -prosiła go. 

-Co będę za to miał? -spytał. Ana wiedziała że musi się uśmiechać. 

-Upiekę ci ciasto. -odpowiedziała. 

-Jestem na diecie. 

-Wyczyszczę ci wszystkie spluwy. 

-Nie, to sam lubię robić. 

-Dobra wymasuję ci ten kark. -dziewczyna bardzo niechętnie to powiedziała, ale wiedziała też że gdyby tego nie zrobiła Victor przyjechałby po nią, a wtedy Bruce wiedziałby że ona jest od Pingwina i byłby koniec obrony przed Jimem Gordonem za morderstwo. 

-A będziesz też śpiewać? -zapytał chłopak. 

-Nie! -krzyknęła uśmiechając się.- Sam masaż ci starczy. Wyślij po mnie tego gościa co był z nami rano w aucie jak Oswald jechał na randkę z Sofią. Wtedy poznam że to tu mam wsiadać. 

-Załatwione. -Victor zakończył rozmowę po czym Ana odłożyła słuchawkę na miejsce. Kiedy tylko to zrobiła oparła się lekko o przezroczyste ściany budki telefonicznej i odetchnęła z ulgą. Udało się. 

-I jak ktoś się zjawi? -zapytał Wayne kiedy ta wyszła już z budki. 

-Ta, kolega mojego brata przyjedzie. Zaraz powinien być. -odpowiedziała. 

-Widzisz miałaś rację. -zaczął nowy temat. 

-Z tym? -spytała zdziwiona. 

-Rano mówiłaś że na pewno niedługo się  jeszcze spotkamy. -stwierdził uśmiechając się. 

-A ty mówiłeś że wieczorem nie masz czasu, a tu co. -zaśmiała się. 

-Plany szybko się zmieniają. -oznajmił. 

Kiedy auto zatrzymało się obok nich na drodze, i Ana zobaczyła że za kierownicą siedzi ten gostek pomagier Oswalda, uśmiechnęła się do Bruce'a dając znać że to już. 

-Koledzy twojego brata są dość... wielcy. -powiedział Bruce patrząc na ogromną posturę ochroniarza Cobblepota. 

-Niestety. -dodała Ana. 

Minęła chwila ciszy kiedy Ana i Bruce tylko wpatrywali się w siebie nic nie mówiąc. Jednak tą chwilę przerwał im klakson dający znać że kierowca nie będzie czekał wiecznie na Anę. 

-Dzięki za dzisiejszą pomoc.

-Jakby co to wiesz do kogo się zgłaszać z pomocą. -uśmiechnął się. 

Na pożegnanie Ana pocałowała Bruce'a w policzek po czym pobiegła do auta czekającego na nią już dobre parę minut. 

-Bruce Wayne he? -zapytał kierowca samochodu. 

-To tylko część planu. -odparła Ana. -Chyba. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top