8-Poczekasz tu ze mną?
Kiedy Oswald z Aną rozmawiali już o innych o wiele bardziej swobodniejszych tematach, do klubu wszedł mężczyzna którego dziewczyna jeszcze nie znała. Był dzień i raczej nikt jeszcze nie przychodził się zabawić na imprezie. A ten mężczyzna co wszedł do pomieszczenia był zbyt poważny. I Ana zauważyła po chwili również odznakę.
-Widzę że masz towarzystwo. -zaczął przyglądając się Anie. -Cześć, Jim Gordon. -przedstawił się dziewczynie podając w jej stronę dłoń.
-Ann. Miło poznać. -odparła utrzymując poważną minę.
-Musimy pogadać. -zaczął bez żadnego przywitania kierując się w stronę Oswalda.
-Masz niecałe trzy minuty. -odparł Oswald.
-Dziś rano zamordowano dwóch gliniarzy. Na naszym posterunku.
Jak to dwóch?!-pomyślała Ana. Przecież ona zabiła trzech policjantów. Ale w tej sytuacji wolała się nic nie odzywać. Mogła wpaść.
-Na posterunku?! -Oswald zaczął się przeraźliwie głośno śmiać. -To ten wasz zabójca musiał być bardzo bardzo dobry że żaden policjant na posterunku go nie zobaczył.
-Jeden z nich dostarczał twoje łapówki. -dodał po chwili Jim.
-I ty myślisz że ja coś mogę wiedzieć? Niestety nic nie wiem. -powiedział spokojnie Oswald.- Generał nie zna wszystkich żołnierzy. -wzruszył ramionami.
-Jeśli to morderstwo ma związek z tobą, muszę wiedzieć wszystko. -Jim nie poddawał się łatwo.
-Jim, gdybym coś wiedział to pierwszy bym się tym zajął.
-Zawsze jesteś o krok przed wszystkimi.
-Dlatego wciąż żyję. -stwierdził Pingwin.-Ale chciałbym jakoś pomóc. Ann może ty coś wiesz o tej sprawie aby pomóc detektywowi w jego pracy?
-Szczerze mówiąc to nic za bardzo nie słyszałam. -Zaczęła Ana spokojnie. Tam naprawdę chciała teraz udusić brata za to że skazał ją na taką sytuację. Pewnie że wiedziała coś o morderstwie, w końcu to ona jest zabójcą! -Ale jeśli jeden z nich brał łapówki to może...
-Czekaj... Przypominasz mi kogoś. -Jim przerwał jej.
-Och to chyba niemożliwe detektywie gdyż ja pana widzę pierwszy raz w życiu. -uśmiechnęła się ukazując swoje dołeczki w policzkach.
-To ty byłaś dziś rano na posterunku. O tobie mówił Bruce.
-Bruce... -zaczęła Ana przypominając sobie sytuację z Waynem która nastąpiła od razu po morderstwie.
-To było od razu po znalezieniu ciał. -Jim podchodził coraz bliżej Any.
-Naprawdę musiałeś mnie z kimś pomylić. -Ona za to z każdym jego krokiem do przodu cofała się do tyłu.
-Mało kiedy myli się dziewczyny z nieziemską urodą i granatowymi włosami. -stwierdził z uśmiechem.
-Bruce powiedział że mam nieziemską urodę? Miło mi to słyszeć ale tak jak mówię, to nie byłam ja. -Ana wciąż zaprzeczała dalej cofając się przed Jim'em.
-Więc znasz Bruce'a. -pociągnął ją za słówko. To koniec.
-Jim, już dość się dowiedziałeś. Teraz już możesz iść. -Oswald zrozumiał że to już czas aby wkroczyć do akcji.
-Oswald odejdź lepiej stąd. -Ana zwróciła się do brata dając znać żeby się nie wtrącał. Kiedy dziewczyna dotknęła już plecami ściany, a Gordon był dość blisko uśmiechnęła się lekko.
-Ann tak? Pozwolisz ze mną na komisariat. -powiedział i wyciągnął kajdanki.
-Jim naprawdę nie chcesz oberwać. -dodała szybko Ana unikając dotyku policjanta kiedy chciał jej założyć kajdanki.
-Lepiej już nic nie mów bo wszystko może być wykorzystane przeciwko tobie. -powiedział siłą dociskając ją do ściany. W ten sposób nie szarpała się kiedy zakładał jej kajdanki na ręce.
-Jim masz ją natychmiast zostawić! -krzyknął Oswald stając Jimowi trzymającego Anę za ręce na drodze.
-Zostaw mnie natychmiast! -krzyczała w ramionach Gordona i szarpała się tam mocno że mężczyzna ledwo utrzymywał ją w rękach. Kiedy nie mógł jej zaciągnąć do auta, wziął ją na ręce i przerzucił sobie przez ramię jakby była jakimś workiem na śmieci. -Będziesz tego żałował zobaczysz.
-I ty niby masz być nie winna? -prychnął Gordon pomagając jej wsiąść do samochodu policyjnego.
Kiedy Ana wiedziała już z tyłu na siedzeniu radiowozu, zrozumiała że wpadła. Jednak ta myśl nie przerażała ją tak bardzo, już siedziała w aresztach tysiące razy. Bardziej przejmowała się reakcją Oswalda. Miała nadzieję że uwierzy w jej możliwości i nie przeszkodzi jej w bronieniu się samej.
-Więc podejrzewam że Ann to nie jest twoje prawdziwe imię. -zaczął Gordon podczas podróży na komisariat.
-Niby dlaczego? -zapytała kłamiąc oczywiście. -Mówiłam już jestem niewinna. A to że tutaj siedzę w kajdankach nie znaczy też że każde moje słowo to kłamstwo.
-Co masz wspólnego z Pingwinem? -zadał kolejne pytanie.
-Nie jesteśmy jeszcze na komisariacie.
-Dobra uwaga.
Kiedy już trafili na komisariat, i Gordon prowadził dziewczynę przez środek pomieszczenia pełnego policjantów wszyscy przyglądali się jej z ciekawością lub z odrzuceniem, jakby od razu wiedzieli że to jej wina. Ana szła przez budynek z podniesioną do góry głową.
Kiedy już byli prawie przy wejściu do pokoju przesłuchań Ana zobaczyła samego Bruce'a stojącego niedaleko niej. Kiedy go zobaczyła wiedziała że to jego musi przekonać do jej niewinności gdyż tylko on jest jej w stanie pomóc w tej sytuacji.
-Bruce! Bruce! Ty wiesz że ja jestem niewinna. Widziałeś mnie wtedy! -szarpała się z objęć Gordona w stronę Wayne'a. Policjant jednak za mocno ją trzymał by mogła uciec. -To nie ja to zrobiłam. Bruce powiedź im proszę... -Ana zaczęła płakać by pokazać chłopakowi że to nie ona. Oczywiście płacz był sztuczny i Ana chciała się bronić przed morderstwem które sama popełniła. Po twarzy Bruce'a nie umiała stwierdzić czy jej wierzy czy nie. Jednak nie zdążyła się przyjrzeć chłopakowi dokładnie gdyż detektyw wciągnął ją siłą do pokoju przesłuchań. Usadził ją na krześle przy dużym metalowym biurku, a jej kajdanki przymocował do stołu aby nie mogła w żaden sposób uciec.
-Teraz kiedy już jesteśmy na komisariacie... -Gordon zaczął swoją przemowę powitalną, a Ana w tym czasie przeanalizowała pomieszczenie w którym się znajduje.
Lustro weneckie wzbudziło jej ciekawość. Widzi siebie, lecz po drugiej stronie na pewno obserwowała ją gromada detektywów i prawdopodobnie również Bruce. Jego musi przekonać do tego że to nie była jej wina, mimo że to ona zamordowała tych policjantów.
-To nie ja zabiłam tych dwóch policjantów. -zaczęła od razu.
-Hej, spokojnie jeszcze nie zadałem pytania.
-Ale dlaczego tutaj siedzę? Nie zrobiłam tego a wy przez jakieś zwykłe przejęzyczenie od razu mnie osądzacie. -mówiła dziewczyna przybitym głosem. Płacz postanowiła zostawić na koniec.
-Jak się nazywasz?
-Anne Sheridan. -odparła bez stresu. Większość osób w Gotham zna ją pod tym nazwiskiem.
-Byłaś tutaj w trakcie kiedy popełniane było przestępstwo. -zaczął Jim.
-Byłam. Owszem. -odpowiedziała cicho.
-Po to tutaj przyszłaś? I co tu robiłaś?
-Przyszłam na komisariat bo zaczęła tutaj pracować moja znajoma ze szkoły. -Ana zaczęła spokojnie.- Podobno została stażystką i chciałam jej pogratulować. Ma na imię Winona. Nie mogłam jej znaleźć i żaden z policjantów nie umiał powiedzieć gdzie jest, a mi się zbyt śpieszyło żeby czekać na nią dopóki się zjawi.
-Gdzie ci się tak śpieszyło?
-Do domu. Mój brat wyprawił dla nas wspólny obiad co rzadko się zdarza bo często mnie nie ma w domu.
-Czemu nie ma cię często w domu? -Gordon zadawał kolejne pytania które wcale nie były potrzebne do tej sprawy.
-Uczę się. Chodzę do szkoły.
-Czym zajmuje się twój brat?
-Jest urzędnikiem. Też ma bardzo mało czasu na spotkania ze mną.
-Na komisariat przyszłaś tylko po to aby pogratulować koleżance?
-Nie tylko. Przyszłam gdyż idąc rano ulicą znalazłam kopertę zaadresowaną do jakiegoś K.L. nie wiedziałam o co chodzi, jednak otworzyłam ją. Wiem że nie powinno się tego robić, ale koperta wyglądała jakby adresowano ją z jakiejś firmy telefonicznej czy coś takiego. W środku znalazłam jednak jakąś licencję.
-Licencję? -zapytał ciekawy.
-Pisało na niej że jest to licencja na pozwolenie kradzieży w sklepie z biżuterią. Nazwisko było niewidoczne bo koperta, jak ją znalazłam była cała mokra, a nazwisko było po prostu rozmyte przez wodę. Jednak podpis był widoczny. Oswald Cobblepot.
-Właśnie zabrałem Cię od niego. Czy to że tam byłaś było związane z tą licencją?
-Po części. Poznaliśmy się już wcześniej, parę lat temu, jednak rzadko mieliśmy tematy do rozmowy. Teraz kiedy znalazłam tą licencję postanowiłam zapytać go czy zna kogoś kto prosił o coś takiego. Powiedział że nie, więc potem poszłam na komisariat oddać Winonie ten dokument i przy okazji jej pogratulować. Potem przez przypadek spotkałam się z Bruce'm Wayne'm tutaj pod komisariatem. Było bardzo miło ale śmieszyło mi się do brata. Po obiedzie z bratem postanowiłam iść do Oswalda i powiedzieć mu że niestety nie udało mi się znaleźć właściciela tej licencji.
-Wiesz o tym że Winona też została bardzo mocno skrzywdzona w porannym przestępstwie? -Jim rzucił mocnym pytaniem. To było pytanie z rubryki: uczucia.
-Jak to? Co się stało? -zapytała Ana udając zdziwioną i nie wiedzącą o co chodzi.
-Wykrwawiła się bardzo mocno, jednak znaleźliśmy ją na czas aby mogła przeżyć. Morderca jej towarzyszy prawdopodobnie myślał że jest dobita i już nie wstanie. Jednak jej się udało. -Gordon czekał dalej na jaką nową, dziwną reakcję.
-Będzie z nią wszystko dobrze? -Ana jednak się nie poddawała.
-Oczywiście. Będzie musiała długo dochodzić do siebie, ale da radę.
-Całe szczęście. -Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Oczywiście nie na prawdę.
-Została zadźgana tym oto nożem. -Jim wyciągnął z koperty zakrwawiony nóż zapakowany w przezroczystą torbę i podał go Anie. -Ten typ noża jest przeznaczony do rzucania więc prawdopodobnie napastnik właśnie to z nim zrobił i trafił w ramię, a potem w brzuch. Wiesz może do kogo może należeć?
-Nie mam pojęcia. -odparła przyglądając się swojemu własnemu nożu.
-Na pewno?
-Nie mam pojęcia. -powtórzyła.
-Coś mi się wydaje że jednak wiesz. -Gordon zabrał jej z rąk nóż.
-Dlaczego miałabym kłamać?
-Bo zbadaliśmy odciski palców z tego noża, i są one bardzo przybliżone do odcisków niejakiej Joyce Boggs, której akta dziś rano magicznie zniknęły z naszego archiwum gdzie znaleźliśmy ciała policjantów. Tak samo z komputerem. Nie ma żadnych akt o Joyce Boggs, która łudząco przypomina Ciebie.
-Słowo daję nie wiem o kogo chodzi. -przekonywała dalej.
-Jak mam ci wierzyć? -zapytał mężczyzna.
-Licencja którą znalazłam. Zostawiłam ją na biurku Winony, aby mogła znaleźć osobę o którą chodzi. -Ann rzeczywiście zostawiła taką licencję na biurku dziewczyny pod kubkiem wypitej już kawy. Chciała aby ta historia była bardzo realna i plan ten przemyślała już o wiele wcześniej.
-Z licencją to nie problem. -Jim machnął ręką. -Masz bliski kontakt z Pingwinem, on mógł bez problemu wypisać ci taką licencję na wybrane przez ciebie nazwisko. Powiesz mi jednak dlaczego zniknęły wszystkie akta poszukiwanej Joyce? I dlaczego ciała policjantów były akurat tam gdzie zniknęły akta?
Ana zaczęła płakać. Wręcz szlochać przed Gordonem.
-Nie wiem... Nie mam pojęcia... Byłam tu tylko chwilkę, nic nie widziałam. -mówiła między łzami. -Ja naprawdę chciałam pomóc z tą licencją... Chciałam być przydatna. -Łkała dalej udawanym płaczem. Jednak jedna osoba uwierzyła w jej płacz.
Bruce Wayne wszedł do pomieszczenia przyglądając się dziewczynie dokładnie.
-Daj jej już spokój. -zwrócił się do Gordona, i nie zwracając uwagi na jego słowa sprzeciwu uwolnił Anę z uścisku kajdanek.
Bruce przytrzymując Anę wyprowadził ją na korytarz gdzie nie było wielu osób. Podał jej nawet kubek wody, gdyż automat był dość niedaleko. Usiadł zaraz obok niej na krześle w korytarzu i spojrzał na jej nadgarstki i trzęsące się dłonie. Nadgarstki były sine od kajdanek które Jim zacisnął zbyt mocno.
-Bardzo cię boli? -zapytał z troską w głosie.
-Nie tak jak moje ego. -odparła z lekkim uśmiechem, co miało oznaczać podziękowanie za uwolnienie. Oczywiście ta cała szopka odgrywana była tylko dla niego.
-Gordon ma chyba zły dzień. -stwierdził Wayne po czym złapał dziewczynę za rękę delikatnie uspokajając jej trzęsące się dłonie.
-Poczekasz tu ze mną? -zapytała Ana i widząc kiwanie głowy na znak zgody położyła swoją głowę na jego ramieniu. Nie puszczała jego dłoni.
Ma go jak w garści.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top