4-Jesteś okrutnie szczera
-Policja dalej uznaje nasze pozwolenia. Program odniósł sukces. -Penn, pomagier Oswalda, ten który oznajmił jej bratu że jest poszukiwana listem gończym, zajmował się praktycznie wszystkim. Również licencjami które Pingwin teraz wydawał przestępcom aby mogli łamać prawo bez żadnych ograniczeń.
-Liczby, panie Penn. -Niewzruszony Oswald raczej nie był zadowolony z wyniku osiągnięcia.
-Według moich zestawień do 86% przestępstw dochodzi za naszą zgodą. -Kontynuował Penn trzymając teczkę pełną papierów i zestawień.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu że masz licencję na przestępstwa?-Ana pół żartem pół serio zadała pytanie swojemu bratu. Jej niebieskie włosy spływały na jej twarz kiedy pochyliła się w stronę Oswalda. -Miałam tyle okazji do zabrania dzieciom lizaków że nie dasz wiary!
-Ana, uspokój się, Pan Penn wypisze ci licencję potem. -zawiadomił dalej niewzruszony.- A w związku z wynikami oznacza to że 14% przestępców ignoruje mój system!
-To dobre wyniki.
-Sprowadź Firefly. Muszę kogoś ukarać!
Kiedy Oswald zdenerwowany zakończył konwersację do pomieszczenia weszła kobieta.
Była ona młoda i piękna. Jej brązowe włosy były spięte w jakąś elegancką fryzurę, na ciele wisiała różowa satynowa sukienka. Sukienkę przykrywał czarny płaszcz, a na stopach miała czarne szpilki.
-Tak, to pomoże. Ale gdyby wystarczyło, podpalenie kilku idiotów każdy mógłby rządzić Gotham. -oznajmiła wchodząc do pomieszczenia bez pozwolenia.
-Ann wyjdź proszę, i zostaw nas samych. -Oswald zwrócił się do Any jej nowym pseudonimem. Umówili się że przy kimś obcym Ana będzie Ann. Niby mała różnica ale daje radę.
-Samych? Ale przecież Penn zostaje.- Ana nie chciała wychodzić gdyż była ciekawa dlaczego ta kobieta tutaj się zjawiła.
-Nie będę powtarzał. -Oswald zostawał przy swoim.
-Uggghh... -warknęła Ana i wychodząc z pomieszczenia uśmiechnęła się podejrzanie do nowo przybyłego gościa. - Bawcie się dobrze.
Kiedy Ana opuściła "gabinet" brata, pierwsze co zrobiła po zamknięciu drzwi to przykucnęła na ziemi i przełożyła ucho do drzwi. Ledwo słyszała więc szybko chwyciła pierwszy lepszy kieliszek z baru (nie zapominajmy że znajdujemy się przecież w klubie Oswalda więc Ana miała dostęp do barku i kieliszków) i przełożyła go do drzwi a potem nadstawiła do niego ucho. Niby głupi pomysł, ale jakże skuteczny.
-Dziękuję za spostrzeżenia, panno Falcone. Nie wzywałem Cię. -usłyszała pierwsze zdanie. Ledwo ale usłyszała.
Falcone? -pomyślała. Więc to jest córka byłego największego gangstera w mieście.
-Przyszłam zapytać, czy chciałbyś zjeść ze mną lunch jutro. -zapytała. Jej głos sprawiał wrażenie że musi być miła i nieszkodliwa, jednak jej nazwisko temu zaprzeczało.
-Zaproszenie? Po tym jak zabiłem ostatnich ludzi twojego ojca? Chyba przeceniasz przyjemność twojego towarzystwa.
-Oswaldzie, myślisz że masz wszystko. Ale jednego nie posiadasz. Nazwiska Falcone. Nazwiska które skupiało niegdyś całą przestępczość Gotham. W 100% a nie 86%.
-Teraz to się chwalisz. -Oswald wydawał się być cały czas zdenerwowany.
-Proponuję lunch w miejscu publicznym. W ten sposób pokażesz miasto że masz poparcie rodziny Falcone. To powinno zagonić niedobitków prosto pod twój parasol.
-Panie Penn, czwarta pozycja na liście do zrobienia.
-Zabić Sofię Falcone. -słysząc to Ana nie zdziwiła się. Oswald był skłonny do popełniania takich przestępstw. Zresztą tak jak ona.
-Ana nie sądziłem że jesteś też szpiegiem. -Tym razem głos innej osoby odezwał się do niej. Dziewczyna podniosła głowę w górę aby zobaczyć kto nad nią stoi.
Ana tylko uciszyła szybko Victora machnięciem ręki i kontynuowała dalsze podsłuchiwanie.
-Dodaj znak zapytania. -Usłyszała głos Oswalda. Znaczyło to że na razie nie ma zamiaru zabijać tej całej Falcone.
Kiedy jednak usłyszała odgłos stukających szpilek, natychmiastowo podniosła się z ziemi i pociągnęła za sobą Victora tak aby nie wyglądało to jakby cały czas stali pod drzwiami, mimo że właśnie to robili. Oboje stanęli przy barze dość odpowiednio daleko od drzwi z których zaraz miała wyjść dziewczyna.
Drzwi otworzyły się i z pomieszczenia wyszła Sofia uśmiechnięta od ucha do ucha. Kiedy zobaczyła Anę nie opuściła uśmiechu tylko z gracją odeszła w stronę wyjścia.
-Wiesz, kiedyś ktoś mi powiedział że nie ładnie jest podsłuchiwać... -Chłopak się uśmiechnął.
Ana przypomniała sobie sytuację kiedy powiedziała te słowa do Victora parę dni temu.
-To była inna sytuacja. -prychneła. - Nie wiedziałam że Falcone ma córkę.
-Pracowałem kiedyś dla Pana Falcone.- Zaczął Victor.
-Nie musisz mi opowiadać. Nie jestem dobrą słuchaczką. -oznajmiła Ana. Dopiero po chwili weszła z powrotem do gabinetu Oswalda nie czekając na odpowiedź Victora.
-To co Panie Penn? Mogę dostać tą licencję? -zapytała z uśmieszkiem nie wspominając nic a nic o gościu który właśnie opuścił pomieszczenie.
Następnego dnia jeden z samochodów należący do Cobblepota stał przed jego klubem czekając na to aż te uszykuje się do wyjścia. W aucie jednak siedziało już parę osób. Victor Zsasz, Ana oraz jeden z ochroniarzy których Ana powitała niezbyt odpowiednio kiedy pierwszy raz się pojawiła w Gotham. Victor za kierownicą, Ana na siedzeniu pasażera a ochroniarz z tyłu.
-Więc od kiedy pracujecie dla Pingwinka? W sumie to niezbyt ciekawe ale nie wiem jak rozpocząć konwersację, a jest trochę nudno. -zaczęła dziewczyna. W ustach żuła gumę i co jakiś czas puszczała balony co denerwowało dość pracownika siedzącego z tyłu.
-Jesteś okrutnie szczera. -odparł Victor.
-Niestety ale ktoś musi. Poza tym ten gostek z tyłu jest niezbyt zachwycony moim towarzystwem. -pokazała palcem do tyłu jakby sądziła że ten "gostek" jej nie widzi ani nie słyszy.
-Może dlatego że prawie mnie zabiłaś? -odparł troszkę zdenerwowany.
-Oj tam, nie narzekaj. -machnęła ręką. -Jednak przydałoby ci się trochę praktyki w walce. Kiedy ktoś cię atakuje nie możesz automatycznie sięgać po telefon i dzwonić po szefa! On i tak by ci nie pomógł. -oznajmiła szybko po czym pisnęła zachwycona słysząc piosenkę która zaczęła właśnie lecieć w radiu samochodowym. -O Mój Boże, to moja ulubiona piosenka! Daj głośniej! -ucieszyła się i zaczęła śpiewać jakby nikt jej nie słyszał. Victor uśmiechał się widząc szalejącą dziewczynę, a ona zauważając że temu nie przeszkadza jej śpiew, przyciągnęła go do siebie i oplotła ramię na jego karku po czym zaczęła nim kołysać do rytmu piosenki. Mężczyzna z tyłu nie był zadowolony z sytuacji, i wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć i wysiąść z auta. Jednak chyba wolał poczekać.
Kiedy energetyczna piosenka się skończyła i Ana puściła Victora, zaśmiała się w jego stronę miło oznajmiając że to była dla niej dobra zabawa.
-Specjalizujesz się w walce wręcz? -zapytał w pewnym momencie Zsasz.
-Nie mówię że jestem w tym kiepska, ale wolę raczej broń. -odparła wyjmując gumę z ust i przyklejając ją do sufitu samochodu.
-A dokładniej?
-Przecież nie musisz pytać bo wiesz. Widziałeś co wyciągałam z nogawki jak tu przyjechałam.
-Noże. -przypomniał sobie. -Pewnie nieźle nimi rzucasz.
-Nigdy nie chybiam. -mrugnęła do niego szybko uśmiechając się. -O patrzcie kto się zjawił! -krzyknęła widząc że Oswald nareszcie się wyszykował a teraz wsiada do auta na szczęście nie upominając się o przednie siedzenia. -Już zdążyłeś ułożyć włoski?
-Nie układałem włosków. Musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę. -odpowiedział poważnym głosem.
-Sprawę upudrowania noska przed randką? -dodał Victor.
-On idzie na randkę?!-krzyknęła entuzjastycznie Ana odwracając się natychmiastowo w stronę brata.- O mój boże! Braciszku!
-To jest pańska siostra?! -krzyknął tym razem zdziwiony ochroniarz Oswalda siedzący na tylnym siedzeniu obok niego.
-Cisza!! -tym razem wszystkich uciszył bardzo zdenerwowany Oswald. -Co robi zużyta guma na moim suficie?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top