16-1:0 dla Gordona
Ana obudziła się w swoim łóżku. Buła w tych samych brudnych ciuchach jednak na nogach nie miała butów. Poczuła też że nie ma przy sobie broni, i dopiero po chwili od przebudzenia zauważyła wszystkie swoje noże i pistolety położone koło siebie na jednej szafce jaką miała w pokoju. Nie chciała wstawać z łóżka, dobrze jej się spało i chętnie by sen kontynuowała jednak usłyszała za drzwiami głośne krzyki widocznie bardzo zdenerwowanego brata. Ana chciałaby je zignorować jednak pewnie właśnie przez te wrzaski nie mogłaby zasnąć po raz drugi.
I wtedy przypomniała sobie o wczorajszym wieczorze.
Walka z Seliną Kyle w Narrows, a potem wygrana i Victor z nią w samochodzie. Nie pamiętała żeby wychodziła z samochodu, ani że dojechali do klubu.
Zasnęła podczas jazdy powrotnej.
Podniosła się natychmiastowo do pozycji siedzącej.
-Victor...-powiedziała cicho na głos zdając sobie sprawę że to on musiał ją tutaj przynieść kiedy spała jak zabita.
Ana przetarła swoją twarz i jęknęła trochę głośniej niż powinna po czym wstała z łóżka. Po drodze do łazienki zdjęła spodnie a potem brudną z krwi koszulkę. W łazience umyła się usuwając ze swojej twarzy zaschniętą już krew. Mokre włosy wytarła ręcznikiem a potem rozczesała dokładnie uważając aby nie wyrwać sobie zbyt wielu włosów.
Ubrała się w to co zwykle. Czarne dżinsy i czarna dopasowana koszulka z długim rękawem. W talii pasek podtrzymujący spodnie a na stopy glany które leżały tuż obok łóżka na którym spała. Uzbroiła się w swoją broń tak jak zwykle. Pozorny zawsze ubezpieczony.
Wyszła z pomieszczenia kierując się do głównego pomieszczenia klubu. Krzyki Oswalda dawno się skończyły, lecz wciąż słyszała jakieś rozmowy. Chciała im się przysłuchać, ale po chwili stwierdziła że nie ma potrzeby, w końcu i tak się powinna zaraz wszystkiego dowiedzieć. Kiedy dotarła na miejsce zobaczyła oczywiście swojego brata, jego asystenta Penna i na końcu spostrzegła Victora.
-O Ana wstałaś już. -skomentował Oswald zauważając wchodzącą do pomieszczenia dziewczynę. -Jest grubo po porze obiadowej, ale kto by na to zwracał uwagę.
-Ciebie też miło widzieć braciszku. -odparła podchodząc bliżej chłopaków.
-Jak się spało po wczoraj? -zapytał po chwili Zsasz z uśmiechem na ustach. Jak zwykle, zawsze się do niej uśmiecha.
-Buty to mi zdjąłeś, ale nie raczyłeś wytrzeć twarzy z krwi. Wisisz mi nową poszewkę na poduszkę. -odparła sarkastycznie opierając się o blat baru.
-Nie dość że ją zanieść prosto do łóżka, to jeszcze narzeka.
-Nie mam zamiaru słychać waszych flirtów. -Oswald przerwał im zdegustowany.- Penn powtórz Anie co się dziś wydarzyło. -dodał po chwili słysząc głośny śmiech Any.
-Pan Jim Gordon został kapitanem policji w Gotham. -oznajmił jak zwykle przerażony Penn.
-Nieźle, ciekawe czy musiał zrobić laskę burmistrzowi żeby dostać tą posadę. W Gotham nie ma nic za darmo. -oznajmiła dziewczyna sięgając po sok pomarańczowy zza barku. Wbrew pozorom w barze nie znajdował się tylko alkohol.
-Mówiłem to samo. -oznajmił Oswald szybko patrząc na siostrę popijającą sok. -Ale podejrzewam że to ta przebiegła Sofia Falcone mogła nakłonić burmistrza na zaoferowanie Gordonowi tej posady.
-W sumie to nie głupie. -odparła dziewczyna odkładając pustą szklankę znów za barek. -Tylko teraz pomyśl czemu miałaby to zrobić.
-Mam już pewno podejrzenia...-oznajmił po czym ruszył w stronę swojego biura które było tuż za nimi. -Zaraz wrócę.-dodał zamykając za sobą drzwi.
-I co pewnie jesteś usatysfakcjonowany tym że mogłeś mnie trochę ponieść? Pamiętaj to był pierwszy i ostatni raz. -oznajmiła dziewczyna uśmiechając się do podchodzącego do niej chłopaka. Ana opierała się swobodnie o bar, i Zsasz zajął miejsce zaraz obok niej. Stykali się razem ramionami.
-Wiesz spodziewałem się że będziesz chrapać. -powiedział nagle.
-Co? Skąd niby to podejrzenie? -Ana uśmiechnęła się słysząc słowa Victora.
-Pingwin chrapie, więc kiedy zasnęłaś pomyślałem że ty też będziesz. -stwierdził przyglądając się dziewczynie.
-Zawiodłeś się? -zapytała z uśmiechem patrząc na niego.
-Trochę. Ty chyba nie masz żadnych wad.
Ana zaśmiała się.
-Chciałabym. -dodała po chwili. -Ale tak na serio to dzięki za wczoraj.
-Czemu mi dziękujesz? Nie masz przecież za co. -odparł dalej się jej przyglądając.
-Za towarzystwo.-odparła również się na niego patrząc.- I za zdjęcie butów. -dodała po chwili przewracając oczami.
Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej gdyż do klubu z hukiem weszło parę osób. Byli to policjanci ubrani w czarne kostiumy z mnóstwem broni. Na ich czele stał Jim Gordon który również trzymał pistolet w dłoniach. Broń była skierowana w stronę Any. Dziewczyna widząc przed sobą spust broni miała ochotę uśmiechnąć się do Gordona, lecz wiedziała że póki to możliwe musiała dalej udawać niewinną, bezbronną dziewczynkę. Za to mina Jim'a na twarzy była opanowana, i Ana od razu zrozumiała że jest gotowy na wszystko.
-Joyce Boggs, jesteś aresztowana za zabójstwo 80 osób w tym dwóch policjantów, okaleczenie policjantki i spowodowanie wybuchu w szkole militarnej. Proszę pójść z nami dobrowolnie albo użyjemy siły. -oznajmił dalej wpatrując się w dziewczynę dokładnie.
-Hej, Panowie spokojnie... żeby tak od razu grozić?- odparł Victor bez stresu, wyręczając Anę. Widocznie tyle broni ile było zwróconych w jego stronę nie robiło na nim wrażenia. Zresztą tak jak na Anie, ale ona starała się na razie udawać że się obawia.
Wtedy Oswald wszedł po pomieszczenia z powrotem. Widząc Gordona uśmiechnął się i zaczął swoim donośnym głosem.
-O wilku mowa, James Gordon. Och przepraszam najmocniej... Kapitan James Gordon.
-Daruj sobie Oswald. Nic nie zdziałasz w tej sytuacji. Już wszystko wiemy. -powiedział dalej bardzo poważnym tonem głosu.
-Czy na pewno? To chyba jakaś pomyłka. -Ana odezwała się jak najbardziej słodziutkim głosem jakim mogła w tej sytuacji.
-Okaleczona policjantka, Winona, wybudziła się ze śpiączki dziś rano. Wyznała nam co się się stało tamtego dnia w policyjnym archiwum. -Ana słysząc te słowa wypowiedziane przez Kapitana policji wiedziała że na tym kończy się jej udawanie milutkiej, bezbronnej dziewczynki.
-Powiem tak... Może dziewczynie się coś poplątało po wypadku.
-Joyce Boggs... jesteś aresztowana...
-Dobra czaję, daruj sobie powtórki. -Ana machnęła ręką podchodząc bliżej Gordona. Kiedy spust jego broni dotknął jej klatki piersiowej dziewczyna się uśmiechnęła szerzej.- Cała ta Wionona to jednak twarda jest. Chciałam żeby się pomęczyła, ale widzę że dała radę. Następnym razem będę pamiętać... żeby... celować... w głowę. -powiedziała dokładnie i powoli wymawiając każde pojedyncze słowo i robiąc między nimi długie przerwy.
-Joyce prosimy pójść z nami. Jeżeli nie pójdziesz z nami dobrowolnie, użyjemy siły. -powiedział dalej trzymając broń na jej klatce piersiowej.
-Siły? To po co ci ta spluwa, skoro jej i tak nie użyjesz? -odparła z uśmiechem łapiąc broń w swoje dłonie. Wyrwała ją z rąk policjanta po czym skierowała wylot dokładnie w to samo miejsce w które on celował.
-Załatwmy to w jakiś inny sposób. -odezwał się jakiś inny policjant stojący bardziej z tyłu. Zanim Ana zdążyła zareagować ten wyciągnął z pochwy przy spodniach innego rodzaju broń. Paralizator strzelający na odległość w mgnieniu oka poraził ogromną siłą dziewczynę która upadła na podłogę trzęsąc się z mocą kopanego ją prądu.
Potem już mało co widziała. Słyszała za to strzały i krzyki wołające jej imię lecz nie potrafiła się podnieść czy nawet odezwać gdyż moc paralizatora była tak mocna jak na nią.
Potem poczuła że ktoś ją podnosi, a potem zakłada kajdanki na ręce. Ana odzyskiwała już czucie w momencie kiedy wynosili ją z klubu. Zaczęła się wierzgać i krzyczeć, lecz piątka dorosłych facetów zdołało ją okiełznać i wsadzić siłą do radiowozu.
-Nie spodziewałaś się tego co? -zapytał Jim Gordon siedząc za kierownicą radiowozu.
Ana siedząc z tyłu przypięta paroma pasami zobaczyła w lusterku jego zadowolony uśmieszek.
1:0 dla Gordona.
Wygrał bitwę, ale to ona wygra wojnę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top