ᴛʜɪʀᴅ ᴘʀᴏᴍᴘᴛ

❝where are you going?❞
❝hell, most likely.❞

━━━━━━━━━━━━

- Chodź tu - mruknął James, otwierając szeroko drzwi, by Natasha mogła wejść do środka naprawdę niewielkiego mieszkania.

Więc to było tak. Fury wysłał ich dwójkę na misję sądząc, że jako jedni z najlepszych agentów załatwią to szybko i w przeciągu kilku dni wrócą do Nowego Jorku udając, że wcale nie załatwili dzień przed bandy przemytników broni. Bardzo się jednak zdziwił, gdy po dwóch tygodniach dostał telefon od Jamesa z informacją, że potrzebują wsparcia, bo nie ma mowy, by rudowłosa była w stanie walczyć z raną na udzie. Cholernie brzydką raną, która odbierała jej całkowicie możliwość chodzenia.

Wcale nie pomagał jej przejść z miejsca do miejsca, niekiedy niosąc ją, gdy była ku temu potrzeba. Marudziła, mamrotała, że sama jest w stanie się przejść i James spokój odnajdywał dopiero wtedy, gdy mdlała prawdopodobnie z bólu podczas marszu. Trwał on może około czterdzieści minut, ale lepsze to, niż prawdopodobieństwo znalezienia na szlaku przez ochroniarzy tamtej szajki. Z dwojga złego, James wolał przedzierać się przez las z Natashą na plecach, niż ryzykować i podjąć się próby przejścia na skróty.

Przełożył jaj ramię przez szyję i asekurując, zaprowadził do rozłożonej kanapy w niewielkim saloniku.

- Dasz radę sama się położyć? - zapytał, gdy udało mu się posadzić młodszą.

Mruknęła coś, co miał być potwierdzeniem i mimo iż nie sądził, że faktycznie da sobie radę, wrócił do wejścia, by zamknąć drzwi na klucz. Dopiero wtedy zaczął zrzucać z siebie wszystko, czego nie potrzebował w tym momencie mieć na sobie, zostając w zwykłej koszulce, wciśniętej za pasek spodni od kombinezonu, i z kaburą na udzie, której nie próbował odpinać. Zostawiwszy resztę na stoliku, podszedł z powrotem do Natashy.

Nie wyglądało to dobrze. Po pierwszym obejrzeniu, jakie James poczynił po oddaleniu się na bezpieczną odległość, mógł stwierdzić, iż rana zdecydowanie przekreśli jej możliwość ubierania krótkich spodenek, o bikini nie mówiąc. Znaczy, ubrałaby je i tak, bo była uparta, a jego wniosek właściwie nie miał już wtedy sensu. Próbował zażartować, a Romanoff zgasiła go niemal od razu.

- Wyglądasz, jakby się coś stało - stwierdziła zmęczonym głosem, wciskając pod głowę swoją bluzę.

- Ucisz się już - mruknął, przysuwając dwa krzesła do kanapy. Na jednym z nich postawił apteczkę pierwszej pomocy, a na drugim usiadł sam, składając na pół ręcznik. - Uniesiesz biodra?

- Wydaje mi się, że to nie jest czas na jakiekolwiek aktywności seksualne.

- Za chwilę sama będziesz się zszywać do cholery. - Przewrócił zirytowany oczami. Szlag go trafiał, kiedy po raz kolejny tego samego dnia słyszał coś z podtekstem seksualnym od Natashy. Najgorsze było to, że ona nie zamierzała przestać.

- No już, nie dąsaj się tak - sapnęła, kładąc ręce po bokach i zapierając się lewą nogą tak, by faktycznie się unieść.

James szybko rozłożył ręcznik pod prawą nogą rudowłosej, przerzucając jego drugą część na lewe udo i dał młodszej znać, że może z powrotem się położyć Widział, że wiele ją to kosztowało - szczęka zacisnęła się w taki sposób, że najprawdopodobniej nic nie było w stanie jej otworzyć.

- Mam nadzieję, że to nie są twoje ulubione spodnie - oznajmił, wyciągając z apteczki nożyczki.

- Albo mogę je po prostu ściągnąć i nie kaleczyć jeszcze bardziej - zauważyła i nie czekając na reakcję Jamesa, zaczęła wyciągając pasek ze szlufek.

- Przed każdym usilnie starasz się rozebrać? - zapytał, wstając z krzesła, by pomóc jej zdjąć buty.

- Pragnę zaznaczyć, że właśnie w tym momencie pomagasz mi to zrobić.

- Nie kazałem ci się rozbierać - przypomniał, odkładając obuwie obok kanapy. W tym czasie Natasha zsunęła już spodnie z bioder i powoli zaczęła przeciągać je nad zabandażowaną raną, by nie urazić jej jeszcze bardziej.

- Przestań małpować Rogersa i pomóż mi je ściągnąć - sapnęła tylko, odsuwając z twarzy włosy, które przykleiły się do jej czoła i policzków.

Cała procedura oczyszczania i zszywania rany wyszła Jamesowi dość zgrabnie, czego Natasha nie omieszkała skomentować. Nie szczędziła też komentarzy, które maskowały ból, bo nie mieli takich luksusów jak znieczulenie. Udało się jednak zrobić to dość szybko, co pozwoliło odetchnąć ich dwójce ze spokojem.

- Nie wstawaj - rzucił mrukliwie, zbierając z podłogi zakrwawione waciki i pakując apteczkę.

Nie odpowiedziała na jego zalecenie, co błędnie uznał za zastosowanie się. Bo zanim zdążył wszystko posprzątać, wyrzucić w kuchni do kosza i umyć ręce, już w progu zauważył Natashę, która bardzo powoli szła w tylko sobie znanym kierunku. Bez cholernych spodni, w koszulce, która jakimś cudem zakrywała pośladki. Na ten widok James przewrócił oczami.

- Dokąd idziesz? - zapytał zmęczonym tonem, opierając się o framugę.

Natasha zacisnęła dłoń w pięść na ścianie, odwracając głowę w jego stronę.

- Do piekła, najprawdopodobniej - odpowiedziała, wzruszając jakby nigdy nic ramionami.

- Natasha...

- Wyluzuj, idę do łazienki - przerwała mu i zbyła machnięciem dłoni.

James westchnął, ciężko, jakby ktoś właśnie zdradził mu najgorszy możliwy sekret. Na pewno nie uszło to uwadze Natashy, ale... szczerze mówiąc, nawet nie próbował się z tym kryć.

- Pomóc ci? - zapytał, podchodząc do rudowłosej.

- Poproszę - mruknęła, przeczesując włosy palcami. - I dziękuję - dodała, gdy już przełożył jej rękę na szyję i położył dłoń na biodrze.

- Nie ma za co.

To była cholernie bezsensowna odpowiedź, ale Natasha nie poczuła się godna skomentowania tego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top