ᴇʟᴇᴠᴇɴᴛʜ ᴘʀᴏᴍᴘᴛ
❝you are not as evil as people think you are.❞
❝no. i'm much worse.❞
━━━━━━━━━━━━
— Przyłóż się — warknął, choć jednocześnie w tonie jego głosu nie było... zupełnie nic. Żadnej emocji. — Co ty do cholery robisz?
— Nie mam siły — wyszeptała, pozwalając kroplom potu spłynąć z czoła po policzkach.
Nie podniosła głowy, gdy zbliżył się do niej. Wysłuchiwała jedynie jego kroków, kiedy zmniejszał dystans, aż w końcu zacisnęła usta, widząc buty bruneta tuż przed sobą.
— Wstań.
Nie chciała dźwigać się z podłogi, toteż odważyła się pokręcić przecząco głową. Rude kosmyki włosów przyklejały się do jej twarzy.
Usłyszała nad sobą westchnięcie, którego ciężko było nie usłyszeć wśród wszechogarniającej ich ciszy. Po nim kucnął przed nią, by naprzeć palcem wskazującym pod jej podbródek, tym samym zmuszając ją do uniesienia głowy i spojrzenia na niego.
— Dlaczego nie słuchasz? — zapytał, patrząc prosto w zielone, smutne oczy. Byłyby podobne do jego, gdyby potrafił wykrzesać z siebie jakąkolwiek emocję.
— Nie mam siły. Nie dam rady — powtórzyła, starając się opanować rozedrgany oddech.
Ostrożnie odgarnął włosy z policzków zielonookiej, pozwalając jej przełknąć fale niepewności i poddać się dotykowi, jakim ją raczył. Tak krótki gest, tak delikatny jak na kogoś, kto zaledwie wczoraj zabił niewinnego człowieka nie zdając sobie sprawy co właśnie zrobił.
Natalia była chora. Była chora, bo łaknęła tego dotyku jak narkoman kolejnej dawki.
— Nie możesz tak mówić — powiedział cicho. — Wiesz, że nie możesz.
— Przy tobie mogę. Sam mi tak powiedziałeś — przypomniała, obserwując jak przechodzi z kucków na klęczki.
— Natalia...
— Nie jesteś tak zły, jak ludzie myślą.
To było coś, na co czekał, choć nie miał pojęcia, że to robił. Kto niby mógł to potwierdzić? Kto mógł tak powiedzieć? Osoby, które zabił? Których krzyk odbijał się echem w jego głowie?
Miał dość. Nienawidził tego życia tak, jak życie nienawidziło jego.
— Nie — szepnął, omijając spojrzenie Natalii. — Jestem znacznie gorszy.
Natalia zacisnęła usta w wąską linię, zmuszając drżące mięśnie do wysiłku i powoli kładąc dłonie na policzkach bruneta, których tak dawno nie dotykała. To wszystko, co działo się między nimi było tak cholernie odległe.
— Nie możemy tego ciągnąć dalej — powiedział cicho, zaciskając dłonie na dłoniach rudowłosej. — Wiesz, że to się nie uda.
— Uciekniemy — powiedziała. Brzmiała cholernie pewnie jak na kogoś, kto nie widział słońca od kilkunastu tygodni. — Słyszysz? Uda nam się.
— Nie uda — zaprzeczył zaraz, kręcąc głową. — Nie uda się nam. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
— Dlaczego nie chcesz spróbować? — Głos Romanovej był okropnie zrozpaczony, a on nie potrafił się w to wszystko wczuć. Chciał, cholernie chciał, po prostu... po prostu nie potrafił.
— Znam konsekwencje.
Nie znał. Ona też nie znała, ale... nigdy też się z nimi nie spotkała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top