35. Przynęta, pułapka i mysz

Hunter

Miałem wrażenie, że gonił mnie czas. Ciągle spoglądałem na zegar w komputerze, stukając w klawiaturę tak szybko, że bolały mnie od tego palce. Oczy łzawiły mi od czasu do czasu, więc pomagałem sobie jakimiś kroplami, ale to niewiele dawało. Tym jednak razem postanowiłem to zignorować, bo teraz nie było już czasu na zastanawianie się i odpoczynek. Zdecydowałem się pociągnąć to do końca i raz na zawsze uwolnić siebie i przyjaciół od rzeczy, które spędzały nam sen z powiek.

Ciężko było mi się skupić, kiedy po głowie wciąż chodziła mi historia Tate Crawford. Nigdy bym się tego nie spodziewał, co prawda jej imię znajdowało się na liście Jamesa, ale myślałem, że ona, tak jak wszyscy, pożyczyła mu pieniądze. Nie wnikałem nigdy w uczuciowe wybory mojego przyjaciela. Był singlem, odkąd go poznałem, parę razy podobała mu się jakaś dziewczyna, starał się ją poderwać, był na kilku randkach i raz powiedział mi, że pieprzył się z jedną z nich, ale na dobrą sprawę nigdy nie mówił, że podobała mu się Tate. Znali się, to oczywiste, ale nieczęsto ze sobą rozmawiali. A tu proszę... prawie został ojcem jej dziecka.

Rozumiałem, dlaczego Hillary była zła. Nie dlatego, że jej brat i najlepsza przyjaciółka robili sobie dobrze w jakiejś toalecie. Nie o to chodziło. W gruncie rzeczy to właśnie w tamtym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że James i tak by odszedł. Zniknąłby, zostawiając ciężarną Tate. James, którego znałem, nie zrobiłby tak. Może czasem robił jakieś drobne głupstwa, ale byłem pewien, że gdyby kiedyś wydarzyła się sytuacja, w której jego dziewczyna zaszła w ciążę, pomógłby jej bez względu na wszystko.

Miałem nadzieję, że kiedyś będę mógł go o to zapytać. Zapytać, dlaczego postanowił napisać list pożegnalny, dlaczego znikł. I gdzie się podział? Jak udało mu się wszystkich zmylić?

– A jeśli, tak tylko przypuszczalnie, ten skrypt nie zadziała? To co wtedy? – Terry usiadł po turecku na krześle, opierając łokcie na blacie biurka. Zmarszczyłem brwi, patrząc, co też najlepszego wyrabiał.

– Będziemy próbować do skutku – odparłem, wpisując kolejny kod do konsoli poleceń.

Chłopak skinął głową, wracając do pracy. Znów spojrzałem na zegarek, gdzieś umknęły mi dwie minuty. Co wtedy robiłem, o czym myślałem? Musiałem się śpieszyć, jeszcze tyle pracy było przede mną. Mój pomysł wszedł w życie, nabrał realnej wagi, a – co najważniejsze – Hillary zdecydowała się w nim uczestniczyć. Teraz prawdopodobnie wybierała się już na cmentarz.

Zakładałem to, co najgorsze. Że to wszystko spali na panewce. Jednak całe wczorajsze popołudnie, większą część nocy i dzisiejszy poranek poświęciłem na to, by stworzyć wirusa. To był jedyny sposób, by wreszcie poznać prawdę. Jak mówiłem – uderzałem od środka. Dostając kolejnego SMS-a, mogłem wreszcie odczytać adres IP telefonu, z którego przychodził. Nie mogłem zrobić tego wcześniej, ale z pomocą programów z deep webu wszystko było możliwe. Z kolei mając adres IP, mogłem sprawić, że na telefonie nadawcy wyświetli się wybrany przeze mnie komunikat. Bez względu na to, co miał kliknąć, mój program natychmiast miał zainfekować jego telefon malwarem, cicho instalującym się bez jego wiedzy. A dzięki exploitom komórka była już moja. Miałem kontrolę nad wszystkim, co znajdowało się w środku.

Zamierzałem włączyć jego kamerę, ale zastanawiałem się też nad video rozmową, której nie mógł przerwać. Skoro ja miałem kontrolę, osoba po drugiej stronie mogła nie być w stanie rozłączyć połączenia, co dałoby mi więcej czasu, by namierzyć jego dokładne położenie. Do tego przecież dążyłem. Chciałem znać adres domu lub kafejki, w której siedział ten skurwiel i wysyłał do nas wiadomości. Jeśli był nim Jamie – chciałem go znaleźć, a potem wreszcie mu przypierdolić. Należało mu się.

Hillary nie bez powodu jechała na cmentarz. Na dobrą sprawę wcale nie chciała tego robić, nienawidziła tego miejsca. Nie dziwiłem jej się, ale musieliśmy jakoś wywołać reakcję tego... kogoś, by móc rozprzestrzenić wirusa. A skoro zwykle pisał do nas w jakichś ważnych momentach, może mógł wysłać coś do nas, gdy Hill zrobi scenę na cmentarzu. Wstąpiła tutaj jakieś piętnaście minut temu, zostawiła mi swój telefon, a potem życzyła mi powodzenia.

Czy dziś miał być ten dzień? Po tylu tygodniach, czy to właśnie dziś miałem dostać dostęp do tego telefonu? Plułem sobie w brodę, że nie zrobiłem tego wcześniej, ale... nie mogłem już cofnąć czasu. Przecież wtedy nie wiedziałem, że w dark necie mogę znaleźć pomoc i gotowe exploity. Nie wiedziałem, że Jamie tak po prostu nie zniknął, nie wiedziałem o gangsterach, siedziałem w areszcie i podróżowałem do Baltimore. Nie mówiłem o tym nikomu, ale sam nie wiedziałem, co dokładnie robiłem. Miałem po prostu nadzieję, że to zadziała, ale nie miałem czasu, by przetestować programy.

– Trochę będę za tym tęsknić, wiesz? – powiedział nagle Terry, nie odgrywając wzroku od ekranu komputera. Podobnie jak ja, zajmował się pisaniem skryptów, które mu pokazałem. – Kiedy byłem w Leeds, nie miałem okazji, by czuć ten dreszczyk emocji. Chyba jedynym normalnym zajęciem było kłócenie się z moją siostrą.

– Nigdy mi o niej nie mówiłeś – zauważyłem, na kilka sekund przerywając pracę.

– Bo Naya to jeszcze dziecko. Ma dopiero piętnaście lat i nie mam z nią dobrego kontaktu. Chociaż teraz... chyba powinienem to zmienić. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś jej się stało. Nawet jeśli ciągle się kłócimy i wyzywamy.

– Zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby to dotyczyło moich rodziców. – Uniosłem głowę, spoglądając Terry'emu w oczy. – Mam wrażenie, że wcale nie byłbym smutny.

– Niektórych rzeczy nie da się przewidzieć – uciął, odchrząkając cicho. – Myślisz, że Hillary jest już na cmentarzu?

– Możliwe...

Godzinę wcześniej

Hillary złapała za sprzączkę mojego paska, przyciskając swoje usta do moich. Mieliśmy tylko chwilę dla siebie, którą mogliśmy wykorzystać tak, jak żywnie nam się podobało. Ale to nie była odpowiednia pora na seks i miałem pewność, że dziewczyna o tym wiedziała. Uśmiechnąłem się, na moment odrywając się od jej miękkich warg. Dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem, lekko mrużąc te swoje brązowe oczy.

– Masz gaz pieprzowy? – zapytałem nagle, by jeszcze bardziej ją zirytować.

W końcu kochałem się z nią droczyć, kochałem patrzeć, jak marszczyła nos i nawet lubiłem, gdy prychała mi prosto w twarz. Tym razem jednak wplotła mi dłonie we włosy, a ja przymknąłem powieki. Uwielbiałem, gdy to robiła.

– Jeśli to wszystko nie wypali, obiecaj, że nie będziesz się obwiniać. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, Hunny – wyszeptała prosto do mojego ucha, stojąc na palcach. – Zrobiłeś więcej, niż ktokolwiek mógł. Nigdy nie będę w stanie ci za to podziękować.

– Nie musisz tego robić – wymruczałem, czując jej wargi, które delikatnie muskały płatek mojego ucha.

Nigdy tak bardzo jej nie pragnąłem. Odkąd powiedziałem dziewczynie, że ją kocham, chciałem mieć ją na wyłączność. I naprawdę wierzyłem, że już niedługo będziemy mogli żyć naszym życiem i cieszyć się z tego, że jesteśmy razem. Chociaż dziewczyna musiała zaraz wychodzić, złapałem ją pod pośladkami i uniosłem gwałtownie. Krzyknęła, żebym ją postawił, a zaraz potem zasłoniła sobie ręką usta – w końcu Terry znajdował się kilka pokoi dalej. Uderzyła mnie lekko we włosy, kiedy położyłem ją na materacu swojego łóżka, a potem sam zawisnąłem nad nią, składając pocałunek na jej obojczyku.

– Kiedy to się skończy, chcę widzieć twój uśmiech od rana do wieczora, obiecasz mi to? – zapytałem, nie patrząc jej w oczy.

– No nie wiem...

– Pamiętasz, jak kilka dni temu powiedziałem ci, że do ciebie wrócę? – Skinęła głową, kiedy znów uniosłem na nią wzrok. – Teraz ty wróć do mnie. Chcę wreszcie żyć swoim życiem, nieważne, co będzie z Jamiem.

– A jeśli nie damy rady? Jeśli nasze życie zawsze już będzie w jego rękach?

– Wyjedziesz ze mną do Baltimore – odparłem zdecydowanym głosem, znów składając kolejny pocałunek na jej skórze, tym razem na jej dekolcie.

Czułem jej opór, gdy moje usta schodziły coraz niżej. Świetnie, nie mogła tak po prostu odpuścić, musiała zapytać o to, co powiedziałem.

– Do Baltimore? – Wydęła usta, wyglądając jak mała rybka.

– Tutaj nie czeka na nas wielka przyszłość. A jeśli nie do Baltimore, to do Filadelfii. Dokądkolwiek, Hillary. Należy nam się odpoczynek.

– A jeśli okaże się, że Jamie naprawdę nie żyje? – spytała nagle, a jej głos nagle stracił na sile.

– Wtedy pożegnamy go tak, jak trzeba. Ale to nie zmienia faktu, że musimy iść dalej, Hillary.

Pokiwała głową, robiąc smutną minę. Objęła mnie ramionami, przesiewając moje włosy przez palce. Wsunąłem dłoń pod jej koszulkę, czując, jak dziewczyna zadrżała pod moim dotykiem. Ale na tym zaprzestałem. Całym ciężarem ciała położyłem się na niej, kładąc głowę na jej brzuchu. Przytuliłem ją najmocniej, jak mogłem, leżąc w tej pozycji.

– Jesteś bardzo ciężki, Hun – stwierdziła, udając, że się dusi.

– Przejdę na dietę, jeśli to cię usatysfakcjonuje.

– Nie trzeba, wystarczy, że ze mnie zejdziesz. I tak muszę już iść. Jest dość wcześnie, nie chcę siedzieć na cmentarzu do wieczora.

Podniosłem się i usiadłem obok niej. Poczekałem, aż odepchnie się od materaca, by dotknąć jej rozgrzanego policzka. Delikatnie gładziłem dłonią jej skórę, nie chcąc pozwalać jej odejść. Niestety miała jednak rację, nie mieliśmy wiele czasu. Pomogłem jej więc wstać i odprowadziłem ją do drzwi. Jeszcze w progu zdobyłem się na to, by pocałować ją na pożegnanie, kiedy przekazywała mi swoją komórkę. Gdy wyszła, jej zimny telefon wypalał dziurę w mojej dłoni. Dzięki niemu miałem nas uwolnić.

Hillary

Uczucie, że ktoś mnie obserwuje, pojawiło się natychmiast, kiedy przekroczyłam bramę cmentarza. Tym razem jednak nie byłam na nim sama. Poza mną, całkiem niedaleko, stały dwie kobiety i mężczyzna, który w pocie czoła plewił chwasty wokół nagrobka. Czułam się pewniej, gdy wiedziałam, że tam są.

Byłam tutaj już trzeci raz, ale po raz pierwszy wiedziałam, że nie mam ochoty na płacz. Jeszcze dwa miesiące temu zastanawiałam się, jak przeżyję bez mojego brata. Wtedy nie potrafiłam wyobrazić sobie, co będzie kiedyś. Myślałam, że moja rodzina już nigdy nie będzie się śmiać, że ja nie będę w stanie zacząć dalej żyć. Ale teraz byłam tutaj. Wpatrzona w pusty grób brata, który najprawdopodobniej oszukał nas wszystkich. Żyłam, funkcjonowałam dalej, a rodzice, chociaż dalej bywali zasmuceni, częściej się do mnie uśmiechali. Spotkanie ze znajomymi i powrót do pracy dobrze im zrobiło.

Usiadłam na trawie przed nagrobkiem, kładąc torebkę pomiędzy nogami. Wcale nie przyszłam dla ciebie, Jamie, powiedziałam w myślach. Hunter czekał w swoim domu, zajmując się rzeczami, których nawet nie rozumiałam. Nie zrozumiałam połowy jego planu, ale miałam nadzieję, że zadziała. Musiałam postarać się, by nadawca wiadomości znów wysłał coś do mnie lub Terry'ego.

Ale na dobrą sprawę nie wiedziałam, co powiedzieć. Powinnam mówić prosto z serca? Zdecydowałam się, by wreszcie wypowiedzieć na głos rzeczy, które niszczyły mnie od środka. Nabrałam powietrza, próbując uspokoić szybko bijące serce.

– Zdarzyło się wiele, Jamie – wyszeptałam, kontrolnie zerkając w stronę obecnych na cmentarzu ludzi, ale z tej perspektywy ich nie dostrzegłam. – Poznałam prawdę o Tate. Nigdy nie sądziłam, że ty i ona moglibyście... nie spodziewałam się tego. Nie po tobie. Nie mam ci tego za złe, bo gdybyś tylko był szczęśliwy z moją przyjaciółką, a ona z tobą, kibicowałabym wam z całych sił. Nie mogę tylko zrozumieć, że ukryliście to przede mną, że zdecydowałeś się na odejście, chociaż Tate mogła być w ciąży.

Coś zabolało mnie w środku, nie byłam pewna, gdzie dokładnie.

– Co, gdybym to ja była w ciąży z Hunterem? Co, gdyby on tak po prostu mnie zostawił? Zabiłbyś go. Przynajmniej kiedyś byś to zrobił. Nigdy nie pozwoliłbyś, bym została sama, więc dlaczego zrobiłeś to Tate? Dlaczego zostawiłeś nas wszystkich? Pomoglibyśmy ci ze wszystkim. Od tego ma się przyjaciół i rodzinę, ale ty o tym zapomniałeś. Nie ma takich rzeczy, których byśmy nie przezwyciężyli. Pamiętasz swój list? Na pewno go pamiętasz, bo ja pamiętam każde słowo i każdy przecinek, który wtedy postawiłeś. Mam go przy sobie, wiesz?

Sięgnęłam do torebki, by wyciągnąć list pożegnalny. Nawet jeśli Jamie sfingował swoją śmierć, ten świstek papieru wciąż sprawiał, że – chociaż wiedziałam, że nie będę płakać – kilka łez zapiekło mnie w oczy. Wtedy był prawdziwy, wtedy był jedyną rzeczą, jaka mi po nim została. Wyjęłam postrzępioną kartkę i rozłożyłam ją. Tusz w niektórych miejscach rozmazany był od łez mojej rodziny, ale wciąż mogłam odczytać wszystkie słowa.

Od dawna starałem się z tym walczyć – zaczęłam czytać jego własne słowa – ale nie mogłem. Zbyt wiele rzeczy sprawiało, że nie potrafiłem już znaleźć światła. Dusiłem się. Nie macie pojęcia, jak bardzo cierpiałem. Nie możecie wyobrazić sobie bólu, który czułem. Miałem wrażenie, że coś rozdziera mnie na milion małych kawałków. A ja chciałem tylko chwili spokoju. Chciałem tylko jednej nocy, w której moje myśli nie sprowadzały mnie do tego, co w końcu zrobiłem. Starałem się, uwierzcie mi, proszę, że walczyłem. Nie prosiłem o pomoc, bo nigdy nie chciałem was martwić, ale starałem się wyjść z tego dla was. Wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Wiedziałem, że mogę na was liczyć, ale nie mogłem obarczać was moimi problemami.

Odetchnęłam głośno, słysząc, że mój głos robił się coraz bardziej zniekształcony od łez.

A potem było już za późno. Nie mogłem wytrzymać czegoś, co stało się mną. Nie mogłem walczyć z samym sobą. Ja byłem potworem, którego się bałem, przed którym uciekałem. To nie wasza wina, nie wiedzieliście... – Odłożyłam list na kolana, dalej trzymając go jednak między palcami. – Więc dlaczego nam nie powiedziałeś? Dlaczego nie dałeś nam szansy, byśmy zrozumieli? Na pewno było jakieś wyjście, zawsze jest. Zawsze byłeś dla mnie bohaterem, ale teraz... nie wiem już, kim jesteś. Kochałam cię, rodzice też cię kochali. Dalej cię kochają. Ale ja nie umiem już kochać cię za to, co mi zrobiłeś. Myślałam, że jakoś sobie z tym poradzę, myślałam, że studenckie imprezy i seks mi pomogą. Rozumiesz? Taką podjęłam decyzję, tak właśnie myślałam. Bo szukałam wyjścia, ucieczki od twoich demonów. Ale nie daję sobie z tym rady, choćbym nie wiem, co robiła.

Przymknęłam powieki, ocierają łzy. Nie chciałam ich, tak bardzo ich nie chciałam, ale okazało się, że byłam miększa, niż myślałam.

– I wiesz, co? Nie wiem, co mam teraz robić. Nie wiem, co mam robić, by pewnego dnia obudzić się i powiedzieć, że teraz tak wygląda moje życie. Nie wiem, co zrobić, by odwiedzać miejsca, w których razem byliśmy, jeść twoje ulubione rzeczy i grać w twoje gry, nie płacząc. Wiem, że nie chciałeś nas ranić – powiedziałam w końcu, chowając list z powrotem do torebki. Z wolna zaczęłam wstawać, otrzepując trawę ze swoich dżinsów. – Prawda jest jednak taka, że to zrobiłeś. Nic nie jest już takie, jak dawniej. I odbierając sobie życie, odebrałeś je też mnie. A ja też nie potrafię sobie pomóc, Jamie. I nie wiem, czy ktokolwiek da radę.

Ze łzami opuściłam teren cmentarza, praktycznie z niego wybiegając. To, co powiedziałam, nie było prawdą. Bo w przeciwieństwie do Jamesa – ja wiedziałam, że ze wszystkim mogłam zwrócić się do moich przyjaciół. Oni byli w stanie mi pomóc, bo byli tutaj dla mnie. Byli w stanie narazić swoje życie, by ocalić moje. Warto było dla nich żyć i walczyć. I korzystając z ich pomocy, wcale nie obarczałam ich swoimi problemami. Jeśli im na mnie zależało, robili to z własnej woli, z dobroci serca i dlatego, że kochali mnie tak mocno, jak ja kochałam ich.

Jadąc przez miasto z powrotem do domu Huntera, właśnie o nim myślałam. Wbiegając na piętro jego budynku, wiedziałam, że Hunter Davis skoczyłby za mną w ogień. Bo chociaż i on, i ja, robiliśmy głupstwa, skakaliśmy sobie do gardeł, to zawsze byliśmy tam dla siebie. I nawet Terry, patrzący na mnie pocieszającym wzrokiem, kiedy wbiegałam do ich pokoju, był tam dla nas. To w ramionach Huntera znalazłam sens ku temu, by walczyć, bo wiedziałam, że warto. Nie wiedziałam tylko, czy kolejny SMS był równie szczery, jak jego intencje. Nie wiedziałam, czy będę w stanie zrobić to, o co mnie prosił. Bo kto tak naprawdę tego oczekiwał?

Nieznany: Przebacz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top