3. Przemoknięte rękawy i publiczne łazienki
Hillary
Próbowałam się obudzić. Chciałam się uwolnić. Na próżno kopałam, uderzałam pięściami, bo to nic nie dawało. Czułam się zamknięta, związana i zniewolona przez strach. Trzymał mnie i kazał mi patrzeć na śmierć własnego brata. Kazał mi ociekać jego krwią i zdzierać sobie gardło, chociaż to i tak nie mogło mu pomóc. Łzy kapały mi po policzkach, a ja nie potrafiłam znieść bólu, nie potrafiłam oddychać.
Poczułam lekki dotyk i nagle otworzyłam oczy. Przerażający widok rozpłynął się jak dym, a ja zamrugałam kilkakrotnie. Serce biło mi z taką szybkością, że robiło mi się słabo. Trzymałam w dłoniach materiał prześcieradła, a ręka na moim ramieniu należała do ojca, który siedział tuż obok. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że szeptał jakieś uspokajające słowa. Przełknęłam głośno ślinę, próbując ustabilizować oddech.
– To tylko koszmar, Hillary – powiedział cicho tata, a potem puścił mnie na moment, by otworzyć okno. W myślach dziękowałam mu za to, że to zrobił.
Próbowałam uspokoić oddech, robiłam głębokie wdechy, a pięści powoli się rozluźniały. Dotknęłam swojego policzka, ale był zupełnie suchy. Przesunęłam dłoń na szyję, później obojczyki, aż wreszcie na pierś. Chciałam mieć pewność, że się obudziłam. Uszczypnęłam się, a kiedy poczułam pieczenie, westchnęłam ciężko.
– Jak się czujesz? – zapytał w końcu ojciec.
Plastikowe żaluzje wpuszczały do środka trochę bladego światła, a chłodny powiew powietrza uspokajał mnie. Podniosłam wzrok na tatę. Pomimo ciemności widziałam, że marszczył lekko brwi, wyczekując mojej odpowiedzi.
– Obudziłam cię?
– Teraz to nieważne. Co ci się śniło?
Nie wiedziałam, czy powinnam była mu powiedzieć. Nie wiedziałam, czy to nie zraniłoby go jeszcze bardziej. Śmierć Jamiego odcisnęła na nas ogromne piętno, a ja nie chciałam dokładać mu zmartwień. To nie był jedyny koszmar, każdej nocy śniłam o tym samym. Nie wysypiałam się, jedynie wczoraj u Huntera, w zupełnie innym środowisku, udało mi się przespać całą noc. Jeszcze raz zerknęłam na ojca. Alec Scott potrafił znieść naprawdę wiele, ale śmierć własnego syna bardzo go zmieniła.
Pamiętałam ojca, który każdego dnia schodził na śniadanie z uśmiechem i każdego wieczoru kładł się spać, dając mi buziaka w czoło, chociaż powtarzałam, że jestem już na to za stara. To wszystko działo się zaledwie miesiąc temu. Teraz ten mężczyzna nie przypominał pogodnego taty, był chłodny, przygnębiony. Ale pomyślałam sobie, że to przecież w nim zawsze odnajdywałam oparcie. Byłam córeczką tatusia i pomyślałam, że jeśli komukolwiek mogę powiedzieć o swoich snach, to właśnie jemu. Mama była zbyt delikatna, zbyt nerwowa.
– Śnił mi się Jamie – zaczęłam, powoli siadając. Ojciec zapobiegawczo podłożył mi dłoń pod barki. – Widziałam, jak przyłożył sobie lufę do skroni... Wszędzie była krew, a ja nie mogłam nic zrobić...
Hamulce puściły. Najpierw poczułam, że moje oczy zaczynają robić się mokre, aż wreszcie łzy spłynęły po moich policzkach, skapując także na dłonie i kołdrę.
Samobójstwo było na tyle ohydnym sposobem na śmierć, że czasem nie dało się go przewidzieć. To znaczy... Śmierci nigdy nie dało się przewidzieć, zwykle przychodziła z zaskoczenia i nikt nie był na nią przygotowany. Jednego dnia człowiek śmiał się w klubie ze znajomymi, a drugiego leżał pod kołami samochodu. Ale samobójstwo... Mogliśmy dostrzec problemy Jamiego, wyciągnąć ku niemu pomocną dłoń i przezornie odciągnąć go od mrocznych myśli. Mogliśmy mu pomóc, ale nie potrafiliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, że tak cierpiał. Znałam go prawie dziewiętnaście lat, ale mimo to nie mogłam dostrzec, że coś było nie tak. Strzelenie sobie w głowę było ostatnią rzeczą, którą mogłam się po nim spodziewać. A tak naprawdę nie miałam nawet pojęcia, jak odebrał sobie życie.
– To tylko zły sen...
– To nie sen i dobrze o tym wiesz – natychmiast mu przerwałam. – Dlaczego Jamie nigdy nie powiedział nam, że potrzebuje pomocy? Dlaczego to ukrywał?
– Nie wiem, Hillary. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na te pytania – stwierdził ze szczerością w głosie. – Możemy tylko gdybać, a to nigdy nie jest dobre.
Zapłakałam głośniej, ale zasłoniłam ręką usta. Nie chciałam obudzić jeszcze mamy. Praktycznie nie rozmawiałam z nią, odkąd wróciłam do domu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ona chyba też nie. Obie przesadziłyśmy i było mi z tym źle, ale nie potrafiłam cofnąć czasu. A gdybym tylko mogła i gdybym tylko wiedziała...
– Twój brat podjął decyzję, Hillary. Możemy być na niego źli, ale musimy uwierzyć, że teraz jest mu lepiej.
– A jeżeli tak nie jest? Jeśli tego żałuje? Gdzie teraz jest?
Ojciec wzruszył ramionami, a potem ukrył twarz w dłoniach. Sapnął cicho, pociągając nosem. Kiedy znów na mnie spojrzał, widziałam, że płakał.
– Nie wiem, Hillary. Naprawdę nie wiem. Ciągle o tym myślę i nie mogę zrozumieć, że przegapiliśmy jakieś znaki. Mam wrażenie, że go zignorowaliśmy.
– Zawsze poświęcaliście nam cały swój wolny czas – poprawiłam go od razu.
– Ale może jednak było go zbyt mało? Może Jamie bardziej nas potrzebował? Może powinienem był częściej z nim rozmawiać? Ja też miewam koszmary, Hillary. A teraz, kiedy to wszystko się stało...
Zwiesił głos. Wiedziałam, że dokończy to, co chciał powiedzieć, więc dałam mu czas. Zerknęłam na elektroniczny zegarek, stojący na szafce nocnej. Zielone cyfry wskazywały trzecią czterdzieści pięć.
– Teraz coraz bardziej boję się, że ja i twoja mama nie zorientujemy się, kiedy to ty będziesz potrzebowała pomocy. Boimy się, że znów coś przegapimy. Twoja mama wcale nie jest na ciebie zła, ale tak próbuje sobie z tym poradzić. Jest jej przykro, bo wie, że nie powinna była na ciebie krzyczeć.
– Ja też nie powinnam była tego wszystkiego mówić...
– Człowiek w złości mówi wiele, Hillary. Chcę tylko prosić cię, żebyś... Gdyby cokolwiek się działo, nie wahaj się i powiedz nam o wszystkim. Jesteśmy tutaj dla ciebie.
Pokiwałam głową, a potem wtuliłam się w ojca. Płakaliśmy razem, myśląc o tym wszystkim. Nie wiedziałam, czy jeszcze uda mi się zasnąć.
~*~
Schodząc na parter, czułam się obolała. Wiedziałam, że po tamtym koszmarze już nie zasnę i rzeczywiście tak było. Kręciłam się z boku na bok, na próżno próbując zapaść w sen. Zostało mi więc tylko patrzenie na podłużne plamy światła, od czasu do czasu przecinane reflektorami samochodów. Wsłuchiwałam się w koncerty cykad i nasłuchiwałam działających silników. Zwyczajnie starałam się skupić myśli na czymś przyziemnym. Niestety przed oczami wciąż widziałam upadającego, na zakrwawioną już posadzkę, Jamiego.
Poprawiłam koszulkę na ramiączkach, która zsuwała mi się z ramienia i ziewnęłam głośno. Słyszałam już rozmowę, która toczyła się w kuchni. Głosy rodziców były trochę żywsze i lżejsze, więc spodziewałam się, że znaleźli jakiś neutralny temat. Bałam się, że nasza rodzina już na zawsze miała pozostać taka... smutna.
Kiedy weszłam do kuchni, stanęłam jak wryta. Na miejscu Jamiego siedział Hunter. Jego niebieskie oczy natychmiast powędrowały w moim kierunku, a na ustach wykwitł mu rozbawiony uśmiech. Skrzyżowałam ramiona na piersiach, łącząc ze sobą nogi. Hunter widział mnie nawet w stroju kąpielowym, ale nagle wydawało mi się, że nie powinien oglądać mnie w piżamie. Szczególnie takiej, która miała nadruk z psem Pluto.
– Hej? – przywitałam się. Mama posłała mi lekki uśmiech, a tata mrugnął do mnie. – Co robisz u nas z samego rana? – zapytałam, powoli podchodząc do szafek.
– Przywiozłem... przywiozłem rzeczy Jamiego z akademika – wyjaśnił.
Hunter trzymał się dobrze, nie widać było po nim zmęczenia, ale mimo to w jego oczach łatwo było dostrzec smutek. Chciałam trzymać się tak dobrze, jak on. Miał rację, Jamie chyba nie chciałby, byśmy wypłakiwali sobie oczy, a ja robiłam to od dnia, w którym zgłosiliśmy zaginięcie.
– Twoja mama zaprosiła mnie na śniadanie – dodał jeszcze, a potem odsunął wolne krzesło obok siebie. – Jak się spało, młoda?
Uśmiechnęłam się, siadając wraz z kubkiem w ręce. Hunter od lat był u nas częstym gościem i wielokrotnie jadł z nami śniadania. Był jak mój drugi brat, a jego obecność tutaj dodawała mi otuchy. Pomyślałam sobie w nocy, że może powinnam była odciąć się od tego, co kojarzyło mi się z Jamiem, ale potem uznałam to za głupstwo. Nie chciałam tracić Huntera.
– Całkiem znośnie. – Kontrolnie zerknęłam na ojca, ale on nie zareagował. – Nad ranem obudziły mnie krzyki sąsiada, zapomniał wystawić śmieci, a śmieciarka już miała odjeżdżać, więc wołał, by zaczekali.
– Zgaduję, że chodzi o Andersena – wtrącił ze śmiechem tata. – Ten facet zapomni kiedyś głowy, a wywóz śmieci przyprawi go o zawał.
– Jego żona też ma tak słabą pamięć? – zapytał Hunter, częstując się kanapkami, które zapewne zrobiła mama.
– Wiecznie jej nie ma, podobno siedzi na Florydzie u swoich dzieci, a Andersen haruje na miejscu.
– Z drugiej strony, kto nie chciałby wygrzać się na słonecznym wybrzeżu? – zaśmiał się chłopak, a rodzice mu zawtórowali.
W pewnym momencie chciałam rzucić mu się na szyję i podziękować. Od zawsze potrafił poprawić innym humor i, chociaż wiedziałam, że to niczego tak naprawdę nie zmieniało, cieszyłam się, że na moment byliśmy uśmiechnięci. Zastanawiałam się tylko, czy to w ogóle na miejscu. Czy dwa dni od oficjalnego pożegnania Jamiego mogliśmy się śmiać? W pewnym sensie to wydawało mi się absurdalne.
– Chciałabym kiedyś znów pojechać na plażę – westchnęłam, nalewając sobie trochę kawy. Piłam tylko słodzoną i tylko z mlekiem, więc zabrałam się za dodawanie ich do parującego płynu.
– Niedługo w Lancaster będzie tak gorąco, że zatęsknisz za zimą – uznał Hunter, kopiąc mnie lekko pod stołem. Uśmiechnął się do mnie, wgryzając się w kanapkę z żółtym serem.
– Co będziecie robić? – Mama po raz pierwszy się odezwała.
My? Cóż, nie miałam żadnych planów, ale skoro Hunter i tak tutaj przyjechał, może mógł spędzić ze mną trochę czasu.
– Posiedzimy przed telewizorem z telefonami w dłoniach – odparłam, a Hunter prychnął cicho.
– Ja i tata musimy załatwić parę spraw na mieście – dodała mama, patrząc na ojca ze smutkiem w oczach. – Wrócimy w porze obiadowej. Gdybyście gdzieś wychodzili, upewnij się, że drzwi z garażu są domknięte, dobrze? Tata mówił, że ostatnio ciężko się zamykają.
– Musiały opaść – dorzucił tylko, wzruszając ramionami.
– Mogę na to zerknąć – zaproponował Hunter, ale ojciec go zbył, mówiąc, że sam się tym zajmie.
Kiedy zjadłam śniadanie, zostawiłam wszystkich w kuchni, a potem pobiegłam się przebrać. Szybko zmieniłam piżamę na jakieś wygodne dresy, a kiedy szorowałam zęby, zostawiając otwarte drzwi, prowadzące na korytarz, zobaczyłam, jak Hunter wspina się po schodach. Podszedł do drzwi łazienki i oparł się nonszalancko o framugę.
– Co chcesz robić? – zapytał, a potem zaśmiał się trochę, widząc, jak brudzę się pastą do zębów.
– Ne nunis ne nanchych – wybełkotałam z ustami pełnymi piany, co sprawiło, że on uśmiechnął się jeszcze szerzej. Posłałam mu spojrzenie spode łba, pukając usta pod bieżącą wodą. – Nie musisz mnie niańczyć.
– Domyśliłem się, że chcesz to powiedzieć. Ale wiesz, ja wcale cię nie niańczę. Po prostu się wpraszam.
Zawsze trudno było mu odmówić. Jeśli Hunter czegoś chciał, dostawał to. Nie zamierzałam go wyrzucić. Dzieliły nas trzy lata, ale znaliśmy się już tak długo, że mogliśmy ze sobą nawet milczeć. Gdyby nie Jamie, który pewnego dnia przyprowadził Huna do naszego domu, możliwe, że nigdy nie poznałabym go tak dobrze. Chodziliśmy do tego samego liceum, ale nigdy nie spędzaliśmy ze sobą przerw. Mieliśmy swoje paczki i tylko czasem dokuczaliśmy sobie na stołówce. Wiedziałam, kim był Hunter Davis i inni jego przyjaciele, ale w życiu z nim nie rozmawiałam. Aż do momentu, kiedy przyszedł do nas z Jamiem, by pograć na naszym starym PlayStation.
– Trochę dziwnie się czuję. – Otarłam usta miękkim ręcznikiem i wreszcie zgasiłam światło, wychodząc z łazienki. Minęłam chłopaka, a ten ruszył za mną do mojego pokoju. – Myślałam już o tym... To normalne, że dwa dni po pogrzebie próbujemy zachować się tak zwyczajnie?
– Mówiłem ci, że każdy przechodzi żałobę inaczej. A poza tym odkąd dowiedzieliśmy się o liście, minęło dużo czasu i chyba jakaś część ciebie zaczęła to akceptować.
– Niewykluczone – stwierdziłam smętnie. Usiadłam na łóżku, a Hunter zajął miejsce tuż obok, kładąc się na wznak. Westchnął ciężko, co zwróciło moją uwagę.
– Ciężko było mi wrócić do akademika i zabrać stamtąd jego rzeczy, Hill. Ale co innego mogłem zrobić? Może jestem fatalnym przyjacielem, że tak szybko próbuję przejść z tym na porządek dzienny, ale wmawiam sobie, że Jamie nie chciałby widzieć mnie załamanego.
Nie był fatalnym przyjacielem i wiedziałam, że w gruncie rzeczy zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie zaprzeczyłam. Równie dobrze mogłam powiedzieć, że byłam fatalną siostrą, ale miałam powody, by tak myśleć. Ja też zignorowałam znaki, które mógł dawać Jamie. Może wtedy, gdy wpadał do mojego akademika po klucze do samochodu, tak naprawdę chciał, bym poświęciła mu trochę czasu i porozmawiała z nim? Może liczył, że wyściubię nos z podręczników i mu pomogę? Albo, kiedy proponował mi wyjście do kręgielni?
Pociągnęłam nosem, oddychając głęboko. Nie chciałam płakać kolejny raz. Nie przy Hunterze. Nie chciałam, by widział mnie w takim stanie. W ostatnim czasie widział naprawdę wiele, ale w pewnym sensie bałam się, że to go przerośnie i odejdzie. Był także moim przyjacielem, ale kiedy Jamiego zabrakło... Czy coś jeszcze go tutaj trzymało? Prawdziwa przyjaźń czy przyzwyczajenie?
– Nie płacz, Hill – szepnął, a potem podniósł się i objął mnie. – Co ty na to, że faktycznie stąd wyjdziemy, hm? Byłaś już w akademiku po swoje rzeczy? – Pokręciłam głową. – No więc tam pojedziemy i zrobimy z nimi porządek. Co ty na to?
Hunter
Obserwowałem Hillary, która z rozmachem otworzyła drzwi do swojej garderoby, a potem wyciągnęła z niej kilka ubrań. Poprosiła mnie, bym wyjął jej dwie torby sportowe, znajdujące się gdzieś na górnej półce, i w końcu znów zniknęła w łazience. Miałem lekko ponad sześć stóp wzrostu, więc z łatwością ściągnąłem dla niej materiałowe torby.
Zamierzałem wyciągnąć ją z domu, bo nie chciałem widzieć, jak płacze. Nie miałem nic przeciwko temu, by wypłakiwała się w mój rękaw, ale pomyślałem sobie, że na moment mogę odciągnąć ją od tego wszystkiego. Mnie też było ciężko, ale wiedziałem, że ze stratą bliskiej osoby da się żyć. To zawsze bolało – mniej lub bardziej – i akceptacja nigdy nie przychodziła łatwo. Śmierć była czymś, co kompletnie zmieniało jakiś nasz sposób postrzegania świata. Utrata kogoś bliskiego zostawiała za sobą ziejącą pustkę. To tak, jakby z rodzinnej fotografii nagle wyciąć osobę, która stała pośrodku, zostawiając nierówną dziurę. Chciałem jednak pokazać Hillary, że można było zrobić kolejne zdjęcie.
Nie było siły, byśmy zastąpili brakującą osobę kimś innym. Nie było siły, która sprawiłaby, że zapomnielibyśmy o kimś, kogo tak kochaliśmy. Tylko mimo wszystko życie toczyło się dalej. Wiedziałem, że po takiej tragedii trudno było w to uwierzyć, też przez to przeszedłem. Świat szedł naprzód, a my nie mogliśmy stać w miejscu, bo tak wypadało. Musieliśmy ruszyć i... nauczyć się żyć od nowa.
– Jestem gotowa – powiedziała cicho blondynka, kiedy wreszcie wróciła do pokoju. Rozejrzała się niepewnie, a potem potarła swoje nagie ramiona, jakby wstydząc się czegoś. – Możemy wziąć samochód Jamiego.
Przyjechałem do Scottów uberem, bo inaczej nie mogłem przywieźć im wszystkich rzeczy. I tak nie zabrałem wszystkiego, bo musiałem jeszcze opróżnić swoje mieszkanie z jego ciuchów, a nie miałem wystarczająco dużo pudeł.
– Tak będzie najlepiej – uznałem, biorąc w dłonie jej torby. – Chcesz prowadzić?
Skinęła głową, a potem razem wyszliśmy z pokoju. Pamiętałem, jak kilka lat temu Hillary uczyła się jeździć. O poranku, kiedy Lancaster jeszcze spało, ja i Jamie pakowaliśmy się do jego Jeepa i dawaliśmy jej wskazówki. Pozwalaliśmy jej na siedzenie za kółkiem, bo wspólnie uznaliśmy, że wtedy zaskoczy szybciej. Jamie siedział na miejscu pasażera, a ja z tyłu, kontrolując gałkę zmiany biegów. Jeep miał automatyczną skrzynię, ale Hillary na początku zbyt ostro wrzucała drive i zapominała zatrzymać samochód, nim przesunie lewarek na reverse.
Kiedy dziewczyna znalazła klucze, poszliśmy do garażu. Jej rodziców już nie było, mówili mi wcześniej, że muszą załatwić kilka spraw z pogrzebem. Jeep Jamiego stał pod kapą w garażu. Znałem ten samochód i nieraz nim jeździłem, kiedy mój przyjaciel trochę za bardzo schlał się na imprezie. Chwyciłem dłonią za twardy materiał i szarpnąłem go. Błękit karoserii wydawał się być jakiś wyblakły, auto definitywnie potrzebowało wizyty na myjni.
– Rodzice zastanawiali się, czy go nie sprzedać – zaczęła Hillary. – Mówiłam im, że chcę go zatrzymać, ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
– Dlaczego nie?
– Sama nie wiem. – Wskoczyła za kierownicę, kiedy ja obchodziłem wóz od przodu. – To ukochane auto Jamiego. Poza tym ma swoje lata, niedługo będzie musiało przejść diagnostykę, bo nie wiem, czy nie zatrzyma się w połowie drogi.
– Jamie wspominał kiedyś o wymianie klocków hamulcowych, ale chciał oddać go na warsztat dopiero w przyszłym roku – przypomniałem, wsiadając do środka. Dotknąłem materiałowej tapicerki, a potem przesunąłem dłonią po kokpicie. – Jeep nie jest najnowszy, ale wiąże się z nim dużo wspomnień.
– Gdybym miała kupować nowy samochód, na pewno wybrałabym taki z klimatyzacją, podgrzewanymi siedzeniami i automatycznymi szybami. Zawsze denerwowało mnie, że muszę kręcić tą przeklętą korbką.
– To się nazywa klimatyzacja manualna, Hill.
Widziałem na jej ustach uśmiech, ale nie sięgał oczu. Dla dziewczyny, którą traktowałem jak rodzinę, byłem w stanie zrobić cokolwiek, by, choć na moment, poprawić jej humor. Martwiłem się, że tamta wesoła Hillary, która często z nami żartowała, odeszła razem z Jamiem. A ja nie chciałem, żeby mi uciekła. Chciałem zatrzymać ją przy sobie, bo ktoś musiał mieć na nią oko. Potrzebowała wsparcia, w tym momencie nawet nie rodziców.
– Jamie nie sprzedałby go – powiedziała pod nosem, klepiąc lekko kierownicę, kiedy wyjeżdżaliśmy z garażu.
– Masz rację. Jamie jeździłby nim tak długo, aż rozkraczyłby się na środku drogi. I pewnie nawet później włożyłby w niego wszystkie oszczędności, by jakoś go rozruszać.
– Pod tym względem był dość uparty – stwierdziła tylko. – Ale wiesz, Jamie czasem wspominał mi, że lubi cię denerwować. Podobno nie raz kłóciliście się, gdy nim jechaliście.
– Nie rozumiem.
– Pokazał mi kiedyś taką składankę, nawet nie pamiętam, jak się nazywała. Podobno zgrał na nią wszystkie piosenki, które zawsze przełączasz, bo ich nie cierpisz. Nie wiem, gdzie się podziała, nie znalazłam jej...
Coś zacisnęło mnie w gardle. Chodziło o kasetę, którą znalazłem w jego akademiku? Najpewniej tak. Nie miałem pojęcia, czy kiedykolwiek słyszałem tamte utwory, chyba nie zdążył mi jej pokazać, a ja nie miałem w domu odtwarzacza do kaset. Mogłem posłuchać tych piosnek tylko w jego Jeepie.
– Mam ją w domu – szepnąłem w końcu, posyłając dziewczynie uśmiech.
Samochód kaszlnął lekko, a Hillary wdepnęła mocnej hamulec. Zarzuciło nas w przód, a gdyby nie zapięte pasy, uderzyłbym głową o sufit nad kokpitem.
– Matko, spokojnie, Hill – rzuciłem, sapiąc cicho.
Serce na moment podleciało mi do gardła, myślałem, że coś się stało, ale dziewczyna zwyczajnie trafiła na próg zwalniający i dodała zbyt dużo gazu. Tak mi się przynajmniej wydawało.
– Przepraszam – wymamrotała nieśmiało. – Odwykłam od prowadzenia samochodu.
– Nie wrzucaj biegów, kiedy nie trzeba, a wszystko będzie dobrze – zaśmiałem się, otwierając okno.
Lubiłem jeździć ulicami Lancaster. Miasteczko miało swój unikatowy klimat i uwielbiałem go. Wysokie kamieniczki na głównej ulicy wyglądały tak, jakby wyjęte z filmów. Były zadbane, balkony dekorowano kolorowymi kwiatami, schody pożarowe lśniły nowością, a ganki aż prosiły się, by zrobić sobie na nich jakieś zdjęcie na Instagrama. Nie używałem tej aplikacji, ale kiedyś Jamie porobił mi kilka zdjęć, które tam wstawiłem. Hillary bardziej się tam udzielała, a ja tylko dawałem jej serduszka.
– Przekonam rodziców, żeby go dla mnie zostawili – uznała w końcu. – Jamie pewnie nie darowałby mi, gdybym coś z nim zrobiła.
– Myślisz, że dałby ci jakiś znak? Kurczę, nie powinienem był...
Zmieszałem się, ale Hillary zaśmiała się pod nosem. Każdy inaczej przechodził żałobę, a ja usilnie próbowałem pogodzić się z tym, że Jamie odszedł.
– Nic się nie stało. Jamie na pewno odnalazłby jakiś sposób, żeby dać mi do zrozumienia, że skopałby mi tyłek – powiedziała, skręcając w kierunku swojego uniwerku.
~*~
W Franklin&Marshall College byłem tylko kilka razy i nigdy w środku. Kiedy akurat przyjeżdżaliśmy po Hillary, zwykle stawaliśmy pod jej akademikiem, ale nie wysiadaliśmy z samochodu. Siostra mojego przyjaciela dopiero co skończyła pierwszy rok historii sztuki i łaciny. Czasem zapominałem, że miała już prawie dziewiętnaście lat i nie była gimnazjalistką, której dokuczałem wraz z Jamiem. Wydawała się młodsza, niż w rzeczywistości była, a w ciągu ostatnich tygodni nawet ubyło jej lat, w przeciwieństwie do jej rodziców. Miałem wrażenie, że za kierownicą siedziała maleńka dziewczynka.
– Mam nadzieję, że uwiniemy się szybko. Nie chcę spędzić tu całego dnia.
– Masz lepsze rzeczy do roboty?
– Netflix i... To, co zwykle – powiedziała bez krzty radości w głosie.
Nie odpowiedziałem, nie zamierzałem ciągnąć tematu. Zastanawiałem się, czy moje próby wyciągnięcia Hillary z dołka w ogóle się opłacały. Nie chciałem, by uznała, że to wszystko w ogóle mnie nie obeszło. Nie przyznałem się jednak do jednej rzeczy – kiedy Jamie zaginął, a policja znalazła list i wszystkie jednostki zajęły się szukaniem ciała – tak naprawdę cała rodzina Scottów miała jeszcze nadzieję, myśleli, że zdążą go jeszcze ocalić. A kiedy tamtego dnia wróciłem do mieszkania, wiedziałem już, że Jamiego już nie ma.
Do dziś nie odnaleziono jego ciała i tak naprawdę nikt nie wiedział, gdzie się znajdowało. Rodzina zdecydowała o symbolicznym pochówku, ale trumna była przecież pusta. Przypuszczano, że... że było w miejscu, do którego ciężko było dotrzeć. Ale kiepski stan Hillary nie wiązał się tylko z jedną śmiercią.
Nadal pamiętałem moment, kiedy policja zawiadomiła Scottów o znalezieniu ciała chłopaka, który był podobny do Jamiego. Wyłowiono go z rzeki, miał dziurę po kulce w skroni. To były ciężkie chwile, a jeszcze cięższe stały się, gdy okazało się, że tym chłopakiem nie był Jamie, ale nasz wspólny znajomy z uniwersytetu. Nie znałem go dobrze, czasem witaliśmy się na korytarzach, ale to wszystko chyba na dobre nas rozbiło. Myśleliśmy, że znaleziono Jamiego. Nie mogliśmy nic więcej zrobić, ale nie chcieliśmy, by leżał gdzieś tam. Samotny.
W ciągu tych kilku tygodni zdołałem oswoić się ze śmiercią przyjaciela, chociaż dalej jej nie akceptowałem i nie rozumiałem. Stała się dla mnie jednak realna i zrozumiałem, że muszę ruszyć dalej. Chciałem tego samego dla Hillary, nie chciałem pozwolić, by zamknęła się na świat przez Jamiego. Nie chciałem mówić, że był egoistą, nigdy bym tak o nim nie powiedział. Miał jakieś problemy i skończył z tym wszystkim, jednak... Czasem zastanawiałem się, czy domyślał się, jak to wpłynie na jego rodzinę, młodszą siostrę.
– Hunter, słuchasz mnie w ogóle? – Kiedy jej dłoń dotknęła mojego łokcia, wzdrygnąłem się, a potem puściłem drzwiczki samochodu, które prawie przycięły mi rękę.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, a potem zamknęła wóz, z którego zdążyliśmy już wysiąść.
– Co się dzieje?
– Zamyśliłem się – urwałem temat. – Prowadź do siebie.
Brązowe oczy śledziły mnie przez chwilę, ale dziewczyna w końcu dała za wygraną. Akademik nie różnił się niczym od tego, w którym mieszkałem. Z zewnątrz i wewnątrz był dość podobny, chociaż właściwie widać było po nim, że budynek należał do starszych. Wiedziałem, jak wyglądała główna siedziba college'u – przy wejściu stały wielkie kolumny, znalazłyby się też jakieś wieże. Akademik, w którym mieszkała Hill, był po prostu solidnym gmachem z grubej, ciemnej cegły, z dużymi oknami i tak dalej. Po obu stronach szerokiego korytarza znajdowało się mnóstwo drzwi, a budynek miał co najmniej cztery kondygnacje. Wspięliśmy się na pierwsze piętro, targając ze sobą torby. Właściwie też nie chciałem, by pakowanie Hillary zajęło dużo czasu, mieliśmy lepsze rzeczy do roboty, razem albo osobno.
Kiedy podeszliśmy do drzwi obklejonych naklejkami Nirvany i One Direction, Hillary wyjęła z kieszeni pęk kluczy.
– Naklejki One Direction należą do Tate – ostrzegła, wiedząc, że im się przyglądałem.
Kiedy weszliśmy do środka, uśmiechnąłem się lekko. Pokoik był trochę większy od tych, które znajdowały się na moim kampusie, a poza tym wydawał się nieźle oświetlony, bo znajdowało się tam naprawdę wielkie okno. Poza dwoma łóżkami, szafką na książki oraz bibeloty, a także biurkiem, nie znajdowało się tam nic więcej. Część pomieszczenia, która należała do Tate, długoletniej przyjaciółki Hillary, była już pusta.
– Dziękuję, że wyleciałeś z tym pomysłem, wiesz? Może siedzenie w domu nie jest tak fajne... – zaczęła, natychmiast zabierając się za robotę.
– Jasne, że nie jest. I gwarantuję ci, że ze mną chciałabyś nawet sprzątać publiczne toalety – odparłem, uśmiechając się do niej szeroko.
– Publiczne toalety? Nie wiem, Hun, one strasznie śmierdzą.
– Fakt – uniosłem palec wskazujący – ale gdybyśmy je wysprzątali, wcale by tak nie było.
– Czy ty właśnie sugerujesz, że powinnam znaleźć sobie jakąś pracę na wakacje? I naprawdę celujesz w szorowanie kibli?
– Wiesz – zaśmiałem się, za co dostałem od niej stanikiem, który trzymała w dłoni. – Hej, naprawdę, innej broni nie miałaś? – Wzruszyła ramionami. – Po prostu próbuję cię rozśmieszyć. Może masz rację, szalety miejskie nie są dla nas.
– Masz wielkie serce, Hun. Właśnie oszczędziłeś mi iście gównianej roboty.
Zaśmialiśmy się na jej grę słów, ale wtedy między nami zapadła cisza. Pakowaliśmy wszystko do toreb, mając nadzieję, że starczy w nich miejsca. Czułem jednak, że Hillary chciała coś dodać. A może nie tyle, co czułem, a widziałem. Dziewczyna w końcu usiadła na łóżku z kolorową koszulką w dłoni i zaczęła miętosić ją w palcach. Westchnąwszy, uniosła głowę, patrząc na mnie.
– Nie chcę, żebyś czuł się uwiązany.
W pierwszej chwili kompletnie jej nie zrozumiałem, więc wysłałem jej pytające spojrzenie.
– Jamie nie żyje, Hunter. Byłeś jego najlepszym przyjacielem, ale teraz nic cię przy mnie nie trzyma. Nie chcę, żebyś marnował dla mnie czas, bo myślisz, że tak trzeba. Wiem, że jesteś w stanie użerać się ze mną, bo jestem siostrą Jamesa, ale ja... Poradzę sobie, okej? Jakoś stanę na nogi. Masz swoje życie...
Miałem ochotę się zaśmiać. Szczerze i do rozpuku. Zamiast tego jednak, by nie zrobić jej przykrości, bo w końcu zebrała się na to wyznanie, uklęknąłem przed nią, uśmiechając się.
– Hilly, nie gadaj głupstw – skarciłem ją, a ona prychnęła, krzyżując ramiona na piersiach. – Byłem i jestem przyjacielem Jamiego, ale także i twoim. Nieprzerwanie od lat jesteś dla mnie jak siostra. To, że Jamesa już nie ma, nie znaczy, że spakuję manatki i wyniosę się z twojego życia. Będę męczyć cię jeszcze długo, rozumiesz? Pomogę ci, kiedy będzie trzeba, a potem będę cię wnerwiać, jak przez ostatnie lata.
– Między nami nic się nie zmieniło? Nadal jesteś tym bratem od innej matki?
– Nadal nim jestem – zapewniłem ją, a potem poczochrałem jej włosy, co oczywiście spotkało się z jej sprzeciwem. – A teraz skończ już ze swoimi pomysłami i zabieraj kolekcję majtek sprzed moich oczu.
Rozdziały pojawiają się w środy. Notki będą tylko wtedy, kiedy faktycznie się przydają.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top