15. Naprawdę duże koty i elektroniczne jabłka
Hillary
Głośno zaczerpnęłam powietrza, łapiąc się za szyję. Mój urywany oddech przerodził się w chwilowy kaszel, kiedy walczyłam o każdy oddech, próbując się uspokoić. To był tylko sen, Hillary, to tylko sen, wmawiałam sobie w myślach, ale to nic nie dawało. Płuca płonęły żywym ogniem, a gardło bolało jak diabli. To był najgorszy koszmar, jaki miałam. Nie mógł równać się z tymi poprzednimi – pełnymi krwi, dziwnych świateł i ogłuszających dźwięków. One bawiły się moją psychiką, tym razem miałam wrażenie, że ktoś mnie dusił, wstrzymywałam oddech.
Próbowałam szybko uspokoić oddech, bo moje serce biło jak oszalałe. Czułam, jak stróżki potu spływały po moich plecach i piersiach, mocząc górę z piżamy. Modliłam się o to, bym nie obudziła rodziców. Nie chciałam, by któreś z nich przyszło do mnie i ujrzało mnie w takim stanie.
Wygrzebałam się z pościeli, dotykając dłońmi przepoconego prześcieradła. Natychmiast je zerwałam, a potem zrzuciłam na podłogę. Musiałam zadowolić się leżeniem na kocu. Dalej szybko oddychałam, dalej czułam ból w klatce piersiowej, ale przynajmniej nie płakałam. Adrenalina buzowała we mnie i to był jedyny powód, dla którego wyskoczyłam z łóżka. Ściągnęłam koszulkę, wycierając nią lekko plecy, a potem cisnęłam ją na prześcieradło. Szybko przeszłam do szafy, w której trzymałam piżamy, i wzięłam jeden z T-shirtów, zakładając go. Przyjemne uczucie chłodu mocno mnie otrzeźwiło, ale nadal nie mogłam oddychać, więc otworzyłam okno.
Nie wiedziałam, jak długo spacerowałam po pokoju, ale w końcu usiadłam z powrotem na łóżku, łapiąc w dłoń telefon. W głowie miałam tylko jeden cel – zadzwonić do Huntera. Ale... nie powinnam była. Chłopak pozwolił mi to robić, jednak, wraz z opadającymi emocjami, stwierdziłam, że nie mogę go tak po prostu obudzić o... drugiej w nocy.
Westchnęłam, przewracając poduszkę na drugą stronę, a następnie kładąc się na niej. Przymknęłam powieki, wsłuchując się w symfonie wygrywane przez świerszcze. Bardzo powoli zaczęło mnie to uspokajać. Odnalazłam sposób, by się zatrzymać – przystopować potok myśli, akcję serca i oddech. Z wolna uniosłam dłoń, dotykając nią szyi.
Śniło mi się, że ktoś mnie dusił. Nie widziałam twarzy tej osoby, ale zdecydowanie był to mężczyzna – miał potężne, żylaste dłonie. Ściskał mnie mocno, a ja nie potrafiłam z nim walczyć. Wydawało mi się, że wisiałam nad podłogą, okładając go pięściami. Wymierzałam kopniaki, ale to go nie ruszało. A w końcu się poddałam. Zabrakło mi tchu i przestałam się wyrywać. Wtedy uścisk zelżał, a ja obudziłam się.
Cieszyłam się, że w pierwszym odruchu nie zadzwoniłam do Huntera. Na cmentarzu zachowywał się naprawdę dziwnie, nie chciał powiedzieć mi, co się działo, ale ja mimo to nie chciałam dokładać mu zmartwień. Później naprawdę wydawało mi się, że chciał mnie pocałować. Takie odnosiłam wrażenie. Kiedyś naprawdę wydawało mi się, że na mnie leciał, może jakimś cudem to wróciło? Byłam gotowa pocałować go w policzek, ale uznałam, że to nie był dobry moment. Coś działo się z Hunterem, a ja musiałam dowiedzieć się, co go dręczyło.
Ja mówiłam mu o wszystkim, on ciągle się mną zajmował, ale najwyraźniej i on sam potrzebował czyjejś pomocy, chociaż się do tego nie przyznawał.
Trzask.
Wsunęłam się pod kołdrę tak szybko, że nie zdążyłam się nawet porządnie przestraszyć. Słyszałam coś. Na Boga, przyrzekam, że właśnie coś słyszałam! Odsunęłam kołdrę znad głowy, by lepiej słyszeć. Dźwięk dobiegał z podwórza czy z wnętrza domu? Wątpiłam, by któreś z rodziców wstało. Ich sypialnia znajdowała się na parterze i, nawet gdyby wyszli do kuchni, nie słyszałabym tego tak wyraźnie.
Mój wzrok powędrował do okna. Uchylonego okna. Wysunęłam stopę spod kołdry, chcąc wstać, ale wtedy usłyszałam kroki. To nie był wiatr, to były prawdziwe kroki. I byłam niemalże pewna, że nie należały do żadnego zwierzęcia.
Chciałam wybiec z łóżka i zakraść się do okna, by zobaczyć, kto był w naszym ogrodzie, ale strach mnie sparaliżował. Nie potrafiłam się ruszyć, zastygłam w miejscu, nasłuchując. Niech ktoś mi powie, że to jakiś wielki kot, powiedziałam w myślach, zaciskając dłonie na kołdrze. Chwyciłam za komórkę, chociaż wcale nie zamierzałam po nikogo dzwonić. Nie wiedziałam nawet, co powinnam zrobić.
Nie mogłam powiedzieć rodzicom o tym, co się działo. Tym bardziej nie w momencie, kiedy dowiedziałam się o ich problemach finansowych. Zależało mi na znalezieniu brata tak samo, jak im, ale nie wiedziałam, czy nie lepiej byłoby odwieść ich od tego pomysłu. Co, jeśli śmierć Jamiego miała związek z tymi dziwnymi zdarzeniami? Jeśli tam w ciemności kryło się coś niebezpiecznego?
Usłyszałam szuranie, a chwilę później odgłos zupełnie inny w porównaniu do tego sprzed chwili. Głębszy i cięższy, jakby ta osoba stanęła właśnie na chodniku. A później wszystko ustało. Podbiegłam do okna i rozejrzałam się, nie widząc tak naprawdę zbyt wiele przez rolety, ale nic nie zauważyłam. Byłam taką idiotką! Mogłam dowiedzieć się, kim był ten ktoś, ale bałam się. Bałam się jak ostatnia idiotka!
Mimo wszystko odblokowałam telefon, a potem wybrałam numer Huntera, chcąc wysłać mu wiadomość. Musiałam mu powiedzieć, musiałam spotkać się z nim i szczerze z nim porozmawiać.
Ja: Spotkajmy się dziś, musimy pilnie porozmawiać.
Nie liczyłam na jego odpowiedź. Nie liczyłam też na to, że tej nocy miałam zasnąć.
~*~
– Myślałam, że macie jeszcze urlop. – Zbiegałam po schodach za mamą, która szykowała się do wyjścia. Dziś przy śniadaniu dowiedziałam się, że rodzice wracali do pracy. Akurat dziś, kiedy ja ciągle bałam się tego, co słyszałam w nocy.
Dostawałam paranoi, ciągle odwracałam się przez ramię, ciągle wyglądałam przez okno.
– Sklep nie może być dłużej zamknięty – odparła, a później dotknęła pocieszająco mojej dłoni, uśmiechając się.
– Nie mogę pojechać z wami? Trochę wam pomogę.
– Nie, Hillary, nie dzisiaj. Musimy z ojcem na spokojnie wszystko tam sobie poukładać. Wrócimy około szesnastej, niczym się nie martw.
– Dlaczego nie mówiliście wcześniej? – zapytałam, wymachując rękoma. Na usta cisnęło mi się pytanie "to przez wasze problemy finansowe?", ale nie mogłam go zadać. Nie mogłam dać mamie do zrozumienia, że już o wszystkim wiedziałam.
Nie chcieli, żebym miała o tym jakiekolwiek pojęcie, robili wszystko za moimi plecami. Byłam pewna, że nie chcieli mi mówić, bo wiedzieli, jak zareaguję. Martwiłam się. I to bardzo. Nigdy nie było u nas tak krucho z pieniędzmi i bałam się, że z tego nie wyjdziemy. Dlatego zamierzałam znaleźć jakąś pracę i zaczepić się tam na dłużej, niż na dwa miesiące, by pomóc rodzicom.
Miałam stypendium, miałam jeszcze trochę swoich oszczędności i jakąś sumę w funduszu powierniczym. Większość oczywiście poszła na czesne, ale byłam w stanie pomóc rodzicom. Problem w tym, że doskonale ich znałam, nie przyjęliby moich pieniędzy.
– Bo dopiero wczoraj wieczorem podjęliśmy decyzję – odpowiedziała kobieta, mijając ojca, który wychodził z salonu.
– Tato? – Spojrzałam na niego wymownie, rozkładając ręce w nadziei, że jakoś mnie wesprze i pozwoli mi jechać z nimi. Na pewno słyszał naszą rozmowę.
– Może wybierzesz się dokądś z Hunterem? – Mama zaczęła ubierać buty. – Przez ostatnich kilka dni praktycznie wcale go tutaj nie było.
– Miał kilka spraw do załatwienia – usprawiedliwiłam go szybko, przystając w drzwiach kuchni.
– Wszystko między wami w porządku? – Do rozmowy włączył się tata, przechodząc już kierunku drzwi wyjściowych. – Pokłóciliście się czy coś takiego? To nie moja sprawa, ale...
– Między nami wszystko gra – odparłam szybko, spuszczając na moment wzrok. – Hunter jest po prostu trochę zajęty. Naprawdę nie musicie się o nas martwić.
Mama uniosła z wolna głowę, wyłapując, złowróżbne w tym momencie, słowo "nas". Nie było żadnych nas. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Zdecydowanie mieliśmy przed sobą tajemnice, a ja, po całej nocy myślenia na ten temat, martwiłam się, że Hunter dalej szukał tego kogoś i natrafił na coś, o czym nie chciał mi powiedzieć.
Do tego nadal nie odpowiedział na mój SMS, co zaczynało mnie dobijać. Nie wiedziałam, czy to z powodu wczesnej godziny czy tego, co działo się na cmentarzu. Nie wiedziałam, czy powinnam była do niego pojechać, teraz zamierzałam zrobić coś zupełnie innego.
Gdy tylko rodzice wyszli, natychmiast wróciłam do swojego pokoju, by zadzwonić do Tate. Potrzebowałam pieniędzy na już, więc musiałam znaleźć pracę. Wybrałam numer przyjaciółki, a potem przytknęłam komórkę do ucha, czekając, jak odbierze.
– Jak się masz, Hillary? – zapytała, gdy tylko podniosła słuchawkę.
– Nie obudziłam cię, prawda?
– Coś ty – zaśmiała się serdecznie. – Coś się stało, że dzwonisz tak wcześnie?
– Nie, ale... – Usiadłam na łóżku, opierając łokieć na kolanie. – Tak sobie pomyślałam, że może chciałabyś przejść się ze mną do kawiarni, w której ostatnio pracowałyśmy? Chciałabym sprawdzić, czy nie szukają znów jakiejś pomocy na okres wakacyjny.
– Właściwie... tak, chętnie. Nie chciałam pracować w te wakacje, ale możemy spróbować coś dla siebie znaleźć.
Telefon wydał z siebie kilka piknięć. Odsunęłam go na moment od ucha, a wtedy zobaczyłam, że dzwonił Hunter.
– Tate, mam drugi telefon. Przyjadę po ciebie do godziny, okej? – powiedziałam pośpiesznie.
– Będę czekać, tylko się nie spóźnij!
Rozłączyłam się, a wtedy odebrałam połączenie od Huntera. Musiałam z nim porozmawiać, nawet przez telefon. Nie wiedziałam, czy powiem mu o tym, że znów kogoś słyszałam, ale chciałam usłyszeć jego głos, sprawdzić, czy wszystko w porządku.
– Hej – przywitałam się, trudząc się z tym, by mój głos nie drżał z przejęcia.
– Cześć, Hill. Niedawno odczytałem twojego SMS-a, coś się stało, że pisałaś do mnie tak późno? O czym musimy pogadać?
Brzmiał dość neutralnie, ale to nie było do niego podobne. Hunter był emocjonalnym facetem i zwykle na dwa sposoby dałoby odgadnąć, co tak naprawdę czuł – rozmawiając z nim lub patrząc mu w oczy.
– To chyba nie jest rozmowa na telefon, Hun. Proszę, możemy się spotkać? Jadę teraz do Tate, ale później będę siedzieć w domu, rodzice wrócili już do pracy.
– Zobaczę, czy dam radę, w porządku? – Dopiero wtedy gdzieś w jego głosie usłyszałam troskę. – Gdyby coś się działo, od razu dzwoń. Postaram się do ciebie wpaść.
– Dzięki, Hunter.
Chłopak rozłączył się pierwszy, widocznie uznając rozmowę za zakończoną. Przycisnęłam telefon do piersi, a potem westchnęłam. Chyba nic więcej nie mogłam zrobić. Nie mogłam przyspieszyć naszego spotkania. Bałam się tylko jednego – może to było głupie – że Hunter, pomimo zapewnień, jednak odejdzie.
A teraz, kiedy na powrót coś do niego czułam i znów bałam się tego, co przyniosła za sobą śmierć Jamesa, nie wyobrażałam sobie swojego życia bez niego.
Hunter
Nakreśliłem na mapie kolejnego iksa, co wywołało kolejne moje westchnięcie. Miałem wrażenie, że walczyłem z wiatrakami, zaznaczając miasta i miejsca, w których mógłbym się czegoś dowiedzieć. W trzech największych miastach znalazłem kilka punktów, o które musiałem zahaczyć. W samym Lancaster znalazło się ich mniej – zaledwie jeden, wskazany przez Jamesa – ale i tak miałem mnóstwo miejsc do odwiedzenia i próbowałem to jakoś podzielić pomiędzy naszą dwójkę. Ja sam stwierdziłem, że zabranie Hillary do Filadelfii będzie najlepszym pomysłem.
Poza tym ciągle czekało mnie rozszyfrowanie inicjałów, które pozostawił dla mnie James. Kilka teoretycznie mieliśmy, jednak... może się myliliśmy? Nadal nie rozumiałem, co łączyło te wszystkie osoby i gdzie w tym wszystkim kryła się wyczekiwana przeze mnie odpowiedź. Miałem nadzieję, że Jamie się mną nie bawił i naprawdę wiedział, co robił.
Kiedy wróciłem wczoraj z cmentarza, Terry wiedział już, gdzie znajduje się lokacja, którą podał nam Jamie. Okazało się, że chciał, bym udał się do miejskiego teatru lalek. Nie mogłem powiedzieć, że się nie zdziwiłem. Jamie i teatr lalek? Jakikolwiek teatr? Nie był fanem tych atrakcji, wolał kino. Kiedy w liceum wybraliśmy się z rocznikiem do opery, Jamie zasnął, a my budziliśmy go, rzucając w niego programami. Dlatego właśnie nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego prowadził mnie akurat tam?
– Mam podać ci namiary na mniejsze miasta? – Terry ciągle stukał w klawiaturę, nawet nie podnosząc wzroku.
– Nie, Jamie nigdy tam nie bywał. Jeśli mamy iść jego śladami, to skanuj Harrisburg – odparłem beznamiętnie, czując znudzenie tym wszystkim.
Okresowo w moich żyłach płynęła adrenalina. Myślałem, że już na coś wpadłem, miałem wrażenie, że byłem blisko rozwiązania tej dziwnej zagadki, że program udało się rozszerzyć o kolejną funkcję, ale potem... nadchodziło znudzenie. I traciłem nadzieję, że cokolwiek znajdę. Wtedy myślałem o słowach Hillary. Może dziewczyna miała rację; jeśli szanowałem jej brata, powinienem był pozwolić mu odejść, nie roztrząsać to wszystko. Tylko że drugi SMS od nieznanego numeru był moją motywacją. Nie robiłem tego wyłącznie po to, by odkryć drugie dno – ktoś śledził mnie i Hill, a ja nie mogłem tego tak zostawić.
Nie wiedziałem, czego chciał ten facet. Bo przypuszczalnie to był właśnie facet, tak zakładałem. Ja nie czułem przed nim typowego strachu, raczej nie obawiałem się o swoje życie, ale Hillary? Pamiętałem jaka była, kiedy wpadła do mnie przerażona, mówiąc, że ktoś ją śledził. Nie chciałem, by to zdarzyło się jeszcze raz. Ale przez to byłem w błędnym kole. Szukałem, by znaleźć nadawcę SMS-a i skopać mu dupsko, a w zamian dostałem kolejny SMS, który tylko powiększył moje obawy. Było coraz gorzej.
– Słuchaj, mam pewien pomysł – zaczął Terry. Odłożyłem na moment pisak, a potem zerknąłem na chłopaka, który nerwowo przeczesał miedziane włosy. – Jest jakaś możliwość, byś dostał się do laptopa Jamesa?
– Boję się, że wiem, co masz na myśli.
– Możesz go pożyczyć? – Kilka razy postukał palcami o blat biurka, ciągle wlepiając we mnie spojrzenie swoich piwnych oczu.
– Nie wiem, Terry – odparłem całkowicie szczerze, pocierając brodę palcami. – Jego Mac byłby kopalnią wiedzy, ale... Nie wiem, czy Hillary pożyczyłaby mi go.
– Boże, Hunter – Terry westchnął, przy okazji przewracając oczami. – Czy ty mówisz Hillary o wszystkim? Nie. Więc pogadaj z jej rodzicami, nie z nią.
– Ale... – Wcale nie chciałem protestować, właściwie miał rację.
Nie chciałem mówić Hill o niczym, co miało związek z drugim SMS-em. A przynajmniej do czasu, aż nie dowiem się czegoś więcej. Sprawę z listem też wolałem przemilczeć.
– Zapytam cię o coś wprost, w porządku? Znowu lecisz na Hillary czy mam jakieś omamy?
Lubiłem Terry'ego. Był inny, niż wiecznie zabawny James. Może byłem stereotypowy, ale Terry bywał czasem gburem, jak na prawowitego Brytyjczyka przystało. Był poważniejszy, nie owijał w bawełnę i wkurzało go takie trwanie w zawieszeniu. Z drugiej strony nawet za czasów pierwszego roku studiów Terry w jakiś sposób potrafił nas do czegoś zmotywować. I wyciągał z nas to, czego my nie powiedzielibyśmy na głos.
– Chyba... może? – Uśmiechnąłem się nieśmiało, spuszczając wzrok. – Martwię się o nią, może to wszystko.
– Wiem, że masz mętlik w głowie, ale błagam cię, nie myśl o niebieskich migdałach, tylko się skup. I nie przekładaj Hillary ponad wszystko, skoro według ciebie nic nie znaczy.
– Nie przekładam! – zaprotestowałem, machając ręką.
– Jasne, dalej to sobie wmawiaj. Nie chcesz mówić jej o tym wszystkim, ale srasz po gaciach na myśl, że się dowie i jakoś się od ciebie odetnie. Hunter, słyszysz ty, co mówisz czy tylko buczy ci w uszach? Nie jestem doktorem miłość, ale zakochałeś się w niej i to widać.
– Naprawdę chcesz rozmawiać na ten temat właśnie teraz? – Zacząłem się denerwować. – Przymknij się i zajmij się robotą.
– Może właśnie powinniśmy porozmawiać na ten temat? – kontynuował. – Lepiej byłoby, gdybyś...
– Dość! – krzyknąłem, gwałtownie wstając od biurka. – Zawsze doceniam twoje rady, ale w tej kwestii wsadź sobie je w dupę. To, co czuję do Hillary, to tylko moja sprawa. Jadę po ten pieprzony laptop.
Terry nie powiedział nic więcej, kiedy wychodziłem z gabinetu, a później opuszczałem mieszkanie. Trzy razy sprawdziłem zegarek, mając nadzieję, że rodzice Hill wrócili już z pracy. Z nią samą miałem się dzisiaj skontaktować, ale w końcu zabrakło mi czasu. Przez telefon brzmiała dziwnie, więc, kiedy w końcu wypatrzyłem okazję, wsiadłem na motocykl i pojechałem pod ich dom.
Kiedy na znanym mi podjeździe zobaczyłem podstarzałego Mercedesa Scottów, odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem, czy Hill jest w domu, ale jakoś musiałem zdobyć komputer Jamiego. Terry podsunął mi dobry pomysł. Z łatwością mogłem go przejrzeć i zobaczyć, czy w środku było coś wartego uwagi, tylko najpierw musiałem przekonać Scottów do pożyczenia mi go. Wystarczył jeden dzień.
Kiedy zaparkowałem motocykl przed ich domem, natychmiast udałem się pod drzwi, ściągając kask. Zapukałem, wciskając go pod pachę. Nie minęła chwila, a w końcu w progu stanął Alec, uśmiechając się do mnie serdecznie.
– Witaj, Hunter! – zawołał, uśmiechając się do mnie. – Wchodź do środka.
– Ja... zastałem Hillary?
W towarzystwie Aleca zawsze czułem się trochę niepewnie. Kiedy przychodziłem do Jamiego, zawsze rozmawiałem z jego ojcem – mieliśmy wiele wspólnych tematów, od sportu do motoryzacji – ale odkąd mój przyjaciel zaginął, a ja przychodziłem do Hillary, miałem wrażenie, że jestem jakimś licealistą, który przychodzi po dziewczynę, by zabrać ją na pierwszą randkę. Czasem miałem wrażenie, że Alec weźmie mnie na stronę i zrobi mi przesłuchanie.
– Hillary jest u Tate – oznajmił – ale niedługo wróci. – Zaraz siadamy do obiadu, może zjesz z nami?
– Właściwie – rozejrzałem się po przedpokoju, zerkając także na przedwojenny zegar – chętnie. Ale mam też małą prośbę. Jamie... Jamie miał na swoim komputerze nasze stare zdjęcia. Zastanawiałem się, czy nie mógłbym pożyczyć jego laptopa na kilka dni. Jeśli to nie problem...
– Oczywiście. – Poklepał mnie po plecach. – Powiem Marlene, żeby ci go przygotowała. Możemy zadzwonić do Hillary, żeby się pośpieszyła. Wzięła Jeepa, więc niedługo powinna być na miejscu.
Skinąłem głową, idąc za mężczyzną do kuchni. Szybko przywitałem się z jego żoną, która krzątała się przy kuchence, najwyraźniej przecedzając makaron.
– Słyszałem, że wróciliście do pracy – zagaiłem, by jakoś zacząć rozmowę. Czasem dziwnie czułem się z mówieniem do rodziców Hill po imieniu.
– Pierwsze dni są najtrudniejsze – wtrącił Alec, wyjmując z szafki talerze. – Ale może dzięki temu jakoś uda nam się wrócić do starego trybu życia.
Scottowie zaszczycali mnie pustymi spojrzeniami i sztucznymi uśmiechami, które narzucali na twarz tylko z musu. I wbrew pozorom rozumiałem ich. Dla niektórych łatwiej było przywdziać maskę i udawać, że zaakceptowało się kolej rzeczy. To wymagało jednak ogromnego poświęcenia. Wiedziałem też, że wkrótce każdy stawał przed rozstajem dróg, nie wiedząc, co dalej robić: ciągnąć teatrzyk czy sięgnąć po pomoc. Rodzice Hillary w pewnym sensie od zaginięcia Jamesa udawali, że trzymają się w ryzach, lecz przyjaciółka mówiła mi o tym, co działo się, kiedy byli sami. Wiedziałem, jak ciężko im było. Przy mnie jednak zachowywali się tak, jakby musieli trzymać gardę.
– Nie wiem, czy wracanie do przeszłości jest dobrym rozwiązaniem – podzieliłem się swoimi myślami, spuszczając wzrok na swoje buty.
– Prawdopodobnie nie, Hunter – zgodził się mężczyzna, opierając się plecami o blat. – Ale ruszenie naprzód jest czasem zbyt bolesne.
Mama Hillary westchnęła z irytacją, jednak chwilę później zdałem sobie sprawę, że źle to odczytałem. Nie była rozdrażniona, walczyła ze łzami, które cisnęły jej się do oczu. Widziałem to, kiedy w końcu kobieta odwróciła się, zanosząc talerze na stół.
– Nie chciałem... – wydusiłem, kładąc dłoń na ramieniu Marlene.
– Nic się nie stało. – Machnęła dłonią, narzucając na usta kolejny wymuszony uśmiech. – Chciałeś pożyczyć laptop Jamiego, prawda? Jest w jego pokoju, Alec pokaże ci, gdzie. Zawołam was, kiedy wszystko będzie gotowe.
Wyraźnie chciała się nas pozbyć, ale ja nie protestowałem. Razem z panem Scottem ruszyliśmy na piętro. Nie byłem w pokoju Jamiego od czasu, kiedy Hillary wpadła tam po tym, jak okazało się, że Terry dostał ten dziwny telefon. Nie przyglądałem mu się, ale wiedziałem, że pewnie wcale się nie zmienił.
Alec położył mi dłoń na plecach, gestem ręki wskazując, bym wszedł do pomieszczenia jako pierwszy. Było mi głupio, że napomknąłem o tej przeszłości, chociaż wydawało mi się, że przy rodzicach Hill mogłem mówić o wszystkim. Kiedy byłem młodszy, o wiele bardziej potrzebowałem obecności rodziców. Kłopot w tym, że nie moich. Państwo Scott przyjęli mnie z otwartymi ramionami i na dobrą sprawę traktowali mnie jak syna. Myślałem, że mogłem po prostu powiedzieć, co myślę.
– Musisz wybaczyć Marlene – oznajmił Alec, podchodząc do biurka Jamiego. – Nie lubi o tym rozmawiać.
– Naprawdę przepraszam, nie chciałem psuć wam humoru.
– Nic się nie stało, Hunter – westchnął. Wyciągnął z szafki komputer chłopaka, a potem ułożył go na blacie. Schylił się jeszcze, by czegoś poszukać, a ja stałem w milczeniu przy łóżku Jamesa, nie wiedząc, co robić.
Alec wkrótce później znalazł zasilacz, a kiedy położył go na klapie, zamknął szafkę i odwrócił się w moim kierunku, krzyżując ramiona.
– Każdy dzień jest dla nas trudny – zaczął, nawet na mnie nie patrząc; wzrok miał utkwiony w swoich kapciach. – Próbujemy wiązać koniec z końcem i nie pokazać Hillary, jak bardzo jest nam ciężko. Każdego dnia patrzę w lustro i widzę swojego syna, a potem dociera do mnie, że to wszystko nasza wina.
– To niczyja wina... – mruknąłem bez cienia emocji w głosie.
Kiedy Alec milczał, przyjrzałem mu się lepiej. Naprawdę był podobny do Jamiego. Jego syn odziedziczył po nim czarne włosy, niebieskie oczy i wiele innych cech, które dostrzegałem. Byli bardzo podobni, może nawet z charakteru.
– Najtrudniejsze są momenty, w których zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nam go brakuje – kontynuował. – Marlene codziennie wyciąga przy obiedzie dodatkowy talerz, a potem chowa go z trzaskiem w szafce, bo dociera do niej, że już nie jest jej potrzebny. Hillary wychodzi z domu i bez słowa zabiera kluczyki do Jeepa, a ja siedzę przed telewizorem i widzę, że kanały zawsze ustawione są tak, jak lubię.
– Hillary o tym wspominała...
– Nie dziwię się – rzucił z gorzkim śmiechem, pocierając dłońmi twarz. – Hunter, jeśli mogę cię o coś prosić... miej oko na naszą córkę. Boimy się, że nie dostrzeżemy, że coś jest nie tak. Nie chcemy stracić też jej.
– Nie musisz się obawiać – obiecałem – jest ze mną bezpieczna i powiem wam, jeśli coś by się działo.
Kłamałem. Kłamałem mu w żywe oczy, nie mówiąc nic o dziwnych rzeczach, które miały miejsce. Nie mówiłem nic rodzicom Hill, policji, choć przecież powinienem był. Nie chciałem jednak wplątywać w to bagno innych. Sam chciałem się tym zająć.
– Jeszcze jedno – dodał – policja nie przeszukiwała laptopa Jamesa. Nie chcieliśmy, by ktoś grzebał w jego rzeczach, ale gdybyś... gdybyś znalazł tam coś niepokojącego, powiadom nas.
– Dobrze. A jest tu gdzieś torba na ten komputer? Przyjechałem motocyklem, kiepsko będzie go zabrać.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – Pożyczymy ci swoją, Hillary ostatnio tutaj sprzątała i wszystko poprzekładała.
Faktycznie w pokoju lśniło czystością. Ale Hill nie mówiła mi, że robiła w nim porządki. Chociaż właściwie nie miała zbyt wielu okazji, by to zrobić. Ostatnio odsunęliśmy się od siebie.
Zeszliśmy z powrotem do kuchni, gdzie obiad był już prawie gotowy. Z jednej strony chciałem się już zmyć i nie pogarszać sytuacji, ale z drugiej wolałem poczekać na Hill. Usiadłem więc do stołu z jej rodzicami, mając szczerą nadzieję, że nie popsuję im humoru jeszcze bardziej.
~*~
Marlene zaśmiała się z mojej opowieści o Jamiem, który kiedyś próbował udawać kaskadera i stawał za mną, gdy jechałem motocyklem. Podczas jednej z takiej akcji upadł na chodnik i mocno się poobijał, a co najlepsze – naściemniał później matce, że się potknął.
Jamie nie mówił rodzicom o wielu naszych szalonych przygodach i teraz to dostrzegałem. Alec i Marlene słuchali mnie jak zaczarowani. Wspominałem o jego przysypianiu na niektórych lekcjach angielskiego, podkradaniu słomek z McDonalda i biciu mnie kontrolerem swojego Play'a, kiedy z nim wygrywałem. Chciałem opowiedzieć im o czymś jeszcze, ale wtedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
Hillary stanęła w progu salonu, przyglądając mi się badawczo. Uśmiechnąłem się do niej, jednocześnie skanując wzrokiem jej długie nogi w ogrodniczkach.
– Dobrze cię wreszcie widzieć – powiedziała radośnie, podchodząc do mnie.
Przytuliła mnie mocno na oczach własnych rodziców, a ja nie potrafiłem jej nie objąć. Na moment schowałem nos w jej włosach, które pachniały słodkim szamponem. Kiedy dziewczyna się ode mnie oderwała, posłała rodzicom szeroki uśmiech.
– I jak było u Tate? – zapytała Marlene, podnosząc do ust porcelanową filiżankę.
– Świetnie. Byłyśmy w kawiarence, w której ostatnio pracowałyśmy. Możliwe, że znów znajdzie się dla nas etat.
– Znów chcesz pracować? – Alec trochę się zdziwił.
– A dlaczego nie? – Blondynka wzruszyła ramionami. – Mogę porwać wam Huntera?
Rodzice zaśmiali się, ale powiedzieli tylko "śmiało", więc zaraz zostałem pociągnięty za dłoń. Poszliśmy prosto do jej pokoju. Całą drogę zastanawiałem się, o czym Hillary chciała ze mną porozmawiać, a kiedy zamknęła za mną drzwi, opierając się o nie, zmartwiłem się jeszcze bardziej.
Dopiero jej ramiona, owijające się wokół mojej tali sprawiły, że wszystkie hamulce puściły. Pozwoliłem jej się we mnie wtulić, a sam delikatnie gładziłem jej długie włosy.
– Co się dzieje, Hilly? – wyszeptałem wprost do jej ucha.
– Ja... – próbowała znaleźć odpowiednie słowa – musisz o czymś wiedzieć. Pewnie tylko mi się przesłyszało, ale miałam wrażenie, że znów słyszałam te same kroki pod oknem.
– Co? – Odsunąłem ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy. – Dlaczego o niczym nie mówiłaś? Kiedy to było?
– Obudziłam się w nocy przez kolejny koszmar i znów je słyszałam. Ale może to faktycznie było tylko jakieś zwierzę? Kto miałby...
– Może – przerwałem jej.
Dziewczyna wyplątała się z mojego uścisku i podeszła do łóżka, opadając na nie. Zamknęła na moment powieki, leżąc tak przez dłuższą chwilę. Nie mogłem zostać z nią zbyt długo. Musiałem zgarnąć laptop i wracać, by go przejrzeć. Odkąd Alec powiedział mi o tym, że policja nie miała wglądu w komputer, byłem coraz bardziej zdeterminowany.
Coś mnie strzeliło, że wkrótce podszedłem bliżej łóżka. Położyłem kolano między nogami dziewczyny, a potem nachyliłem się nad nią, łaskocząc ja kilka razy. Natychmiast otworzyła oczy i złapała moje dłonie, uśmiechając się.
– Mówię ci o czymś tak poważnym, a ty sobie żartujesz? – wypaliła, choć wcale nie była zła.
– Bo zaraz muszę wracać do siebie, jest parę rzeczy, którymi muszę się zająć. I Terry chce wyskoczyć ze mną na piwo. Myślałem, że wrócisz wcześniej.
– Mogłeś powiedzieć mi, że przyjeżdżasz. – Patrzyła na mnie z uporem, wygrywając bitwę na spojrzenia. – Co mamy zrobić z tym... czymś?
– Nie wiem, muszę pomyśleć. Mogłabyś sprawdzić, czy słyszysz te kroki co noc? Może twoi rodzice pozwoliliby mi u ciebie nocować, hm?
– Nie zrozum mnie źle, ale to łóżko jest dla nas zbyt ciasne – zaśmiała się, a potem uciekła dokądś wzrokiem. Wygrałem. – Zarwę nockę i zobaczę, czy uda mi się coś usłyszeć. A ty naprawdę musisz iść?
Miałem ochotę powiedzieć jej, że nie. Ale wtedy ktoś zapukał do drzwi, więc odsunąłem się od Hill, by zobaczyć, że w progu stała jej mama.
– Hunter, znalazłam... – zaczęła, unosząc wyżej torbę po laptopie.
– Dobrze, dziękuję, zaraz zejdę na dół – przerwałem jej, posyłając jej wymowne spojrzenie.
Marlene uśmiechnęła się pod nosem, a potem wyszła. Kiedy odwróciłem się do Hillary, dziewczyna patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
– O co chodzi? Co znalazła mama?
– Nic ważnego – odparłem, uśmiechając się do niej. – Spotkamy się jutro, dobrze?
Pociągnąłem ją za rękę, by pomóc jej wstać. Zakołysała się, ale ja dalej trzymałem ją za dłoń.
– Nie robisz nic głupiego, prawda? – Skrzyżowała ramiona.
– Nic, a nic, Hill.
Pocałowałem ją w policzek, nawet się tego nie spodziewając. A potem tak po prostu się pożegnałem i wyszedłem z jej pokoju. Wiedziałem, że pójdzie za mną, więc zbiegłem po schodach do salonu. Jej mama stała przy drzwiach, kładąc na małej komodzie torbę z zapakowanym laptopem.
Szybko poinformowałem ją, że muszę już iść, więc podziękowałem za gościnę, kazałem pożegnać się z ojcem Hill, a potem wyszedłem, przerzucając sobie pasek od torby przez głowę. Ledwo zdążyłem założyć kask i wsiąść na motocykl, a usłyszałem otwieranie się drzwi.
Byłem takim idiotą. Nie powinienem był uciekać od Hill, jakby się paliło, a jednak wrzuciłem bieg i ruszyłem z miejsca, jadąc prosto do siebie. Pod domem szybko zaparkowałem Hondę, ale wtedy poczułem wibracje w kieszeni. Ktoś do mnie dzwonił, a ja byłem już pewien, że była to Hillary. Bardzo się jednak zdziwiłem, widząc na wyświetlaczu nazwę kontaktu, której nigdy się nie spodziewałem.
– Halo, mamo? – wykrztusiłem, drapiąc się po głowie.
– Dzień dobry, Hunter – przywitała się trochę oschle. – Miałeś odezwać się do nas po zakończeniu roku, pamiętasz?
O cholera, całkowicie wypadło mi to z głowy. Nie kontaktowałem się z rodzicami zbyt często, ale akurat to jedno połączenie im obiecałem.
– Przepraszam, miałem tu małe zamieszanie – odparłem, wchodząc do budynku.
– No cóż, nic się nie stało. Chcieliśmy omówić to z tobą, ale nie dzwoniłeś, a my znaleźliśmy bilety do Baltimore. Za dwa dni masz samolot.
– Chwila – zatrzymałem się w pół kroku – o czym ty mówisz?
– Miałeś przylecieć do domu na wakacje, Hunter – przypomniała mi ostrzegawczym tonem. – Zabukowałam ci bilety, bo na twój powrót musiałabym czekać jeszcze cały rok.
– Ale ja nie... – Nie zdołałem skończyć zdania, bo kobieta przerwała mi w połowie.
– Bez dyskusji, Hunter. Za dwa dni tata odbierze cię z lotniska, spędzisz z nami trochę czasu.
– Mamo, mam dwadzieścia jeden lat, nie możesz mi...
– Hunter! – krzyknęła. – Jeżeli nadal chcesz, żebyśmy opłacali wszystkie twoje zachcianki, to wsiądź w samolot i przyleć tu, jasne?
Nie miałem w tej kwestii nic do gadania. Powiedziałem matce, że przylecę, a potem rozłączyłem się, nawet się z nią nie żegnając.
– Kurwa... – warknąłem pod nosem, wracając do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top