rozdział trzydziesty szósty
- Co ty robisz Harry? - zapytał Liam, gdy wsiadłem do jego samochodu, układając plecak w nogach i sięgając do pasa bezpieczeństwa.
- Oby nie było za późno - wymamrotałem i spojrzałem na Payne'a, który zajął miejsce za kierownicą, spoglądając na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Wyjąłem z plecaka kartkę z adresem i podałem ją Liamowi - Musimy tam pojechać, szybko.
- Musisz mi najpierw powiedzieć o co chodzi!
Zacisnąłem wargi, wpatrując się w mężczyznę z którym naprawdę nie chciałem siedzieć w jednym samochodzie czy rozmawiać. Spodziewałem się spotkać pod domem Andrew lub kogoś innego z gangu Liama jak zwykle nas pilnujących. Ale jeżeli on już był, to nie mogłem narzekać. Ta sprawa była ważniejsza niż to wszystko co się teraz między nimi działo.
- Waterford przetrzymywał.. a właściwie porwał kogoś żeby mieć w garści jednego z gangsterów - powiedziałem po chwili, wiedząc, że bez tego nie ruszy. Choć była też szansa, że i tak nie będzie chciał jechać, wiedząc, że chce się wtrącić. Payne zmarszczył brwi, a ja opuściłem wzrok na resztę moich notatek w sprawie Avery Green, studentki dziennikarstwa - Jedna dziewczyna zaczęła rozpracowywać jakiegoś niebezpiecznego gościa i była na tyle blisko by go dorwać, że poczuł się zagrożony, a Waterford postanowił go uratować i porwał tą dziewczynę i od prawie roku trzyma ją pod tym adresem. Miał z kimś układ by jej pilnował i przynosił jedzenie, ale Waterford nie żyje od prawie trzech miesięcy i nie wiem czy ten ktoś nadal o nią dba..
Payne wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, a ja już byłem pewien, że stwierdzi, że oszalałem, gdy sięgnął do kluczyka w stacyjce, odpalając auta. Poczułem ulgę, że nie okazał się całkowitym kutasem. Ruszył spod mojego domu, sięgając do kieszeni swojej czarnej marynarki, wyciągając z niej telefon.
- Potrzebuje zmiany aut w punkcie - spojrzał na kartkę z adresem, którą mu dałem - T14, W9 i A1 - powiedział, a ja zmarszczyłem brwi. Wpatrywałem się w mężczyznę, który rozłączył się nie mówiąc nic więcej - Obaj jesteśmy pod obserwacją policji, jeżeli zdecydują się za nami jechać, a na pewno to zrobią, szczególnie, że jedziemy razem, to musimy ich zgubić.
Minęło prawie półtorej godziny zanim dotarliśmy na miejsce. Wysiadłem szybko z auta, przystając na widok niewielkiej budowli, którą możnaby było uznać za opuszczony. Między innymi przez powybijane szyby i zniszczone drzwi, ściany, właściwie wszystko.
- A co jeżeli nie żyje? - wyszeptałem, czując jak mój żołądek zawiązuje się w supeł na myśl, że mógłbym zobaczyć ciało tej niewinnej dziewczyny - Jak długo można przeżyć bez wody i jedzenia?
- Niedługo - mruknął Liam, przechodząc obok mnie z bronią w ręku. Zacisnąłem wargi i złapałem za swój plecak z samochodu, zakładając go i idąc za nim. Miałem w nim wodę, jedzenie, rzeczy, które znalazłem w apteczce w mieszkaniu, które nie były batonami i kondomami.
- Powinno tu gdzieś być zejście do piwnicy, to tam jest zamknięta - powiedziałem cicho, krążąc za brunetem po wnętrzu budowli. Nie byłem nawet w stanie określić co tu kiedyś mogło być, tak stare i zniszczone było wnętrze. Zatrzymałem wzrok na Payne'ie i broni, którą trzymał wyciągniętą i gotową do wystrzelenia w razie zagrożenia.
Cieszyłem się, że mi pomagał, ale nie wiedziałem czemu to robi. Nie był miłym gościem, wszyscy to wiedzieli.
- Zaczekaj tutaj - rzucił, znajdując w końcu drzwi za którymi były schody w dół, a ja potrząsnąłem głową.
- Nie ma opcji - powiedziałem, podchodząc do Liama, który zacisnął wargi.
- Nie wiem co tam jest.
- Dlatego nie powinieneś iść sam - wyszeptałem mimo iż bardzo się bałem.
- Kurwa - mruknął tylko, wiedząc, że nie ustąpię i po prostu ruszył w dół. Na dole nic nie było, tylko kolejne drzwi, zamknięte na cztery zamki. Payne wpatrywał się w metalową przeszkodę, ostatecznie unosząc znów pistolet, a drugą dłonią uderzył dwukrotnie pięścią w drzwi - Odsuń sie od drzwi! - zawołał, spoglądając na mnie tylko na sekundę - Zakryj uszy - rzucił, jednocześnie pociągając pierwszy raz za spust. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany pisk. Po czterech strzałach, kopnął w drzwi, które od razu ustąpiły.
Weszliśmy do małego pomieszczenia w którym paliło się światło i od razu podszedłem do dziewczyny leżącej na materacu ułożonym w przeciwnym rogu pomieszczenia. Moje dłonie drżały, gdy ułożyłem dwa palce w miejscu w którym powinienem był znaleźć jej puls. Blondyna poruszyła się nagle, wydając z siebie ochrypły dźwięk, a ja przestraszony upadłem do tyłu na ziemię.
Liam stanął tuż obok mnie i ułożył dłoń na ramieniu dziewczyny, która próbowała się podnieść, jednak była za słaba.
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy - powiedział powoli, jednak jego uprzejmość wyłącznie mnie zaniepokoiła. Ją również, ponieważ jej klatka piersiowa unosiła się w szaleńczym tempie, ale nic dziwnego, skoro wciąż trzymał pistolet, a przed chwilą strzelił cztery razy w drzwi.
Sięgnąłem szybko do plecaka i wyjąłem z niego butelkę wody, podając ją Avery Green.
- Jesteśmu tu żeby ci pomóc - uśmiechnąłem się do niej słabo. Pomogłem jej usiąść i zrobiło mi się przykro, gdy zdałem sobie sprawę jak wychudzona jest - Nazywasz się Avery, prawda? Ja jestem Harry, a to Liam - powiedziałem, przesuwając wzrokiem po zniszczonych dresach, które miała na sobie i bluzie z prawie całowicie wytartym logo uczelni. Wokół jej kostki był łańcuch, który przyczepiony był do ściany niedaleko materaca na długość taką, by pewnie mogła przejść metr, ale nie dotrzeć do drzwi. Dziewczyna łapczywie opróżniła całą butelkę wody, opadając znów na materac - Musimy ją stąd zabrać - zerknąłem na Payne'a który stał z założonymi rękami - Proszę - wyszeptałem, widząc, że nie wygląda na przekonanego - Nie możemy jej tu zostawić, to nieludzkie.
- Proszę - wykrztusiła Avery - Błagam.. Pomóżcie mi.
- Kurwa - wymamrotał Payne, kręcąc głową, a ja uśmiechnąłem się słabo, bo wiedziałem, że ustąpi. Podałem dziewczynie baton proteinowy, który zabrałem Niallowi i obserwowałem jak Liam próbuje zdjąć jej łańcuch - I gdzie chcesz ją niby zabrać? - warknął brunet, szarpiąc za kostkę Avery, która jęknęła cicho z bólu - Przepraszam.
- Cóż, myślałem o twoim mieszkaniu..
- Co?!
- To jedyne bezpieczne miejsce jakie przychodzi mi na myśl. Nie możemy na razie iść na policję. Przykro mi Avery, ale musimy to wszystko sobie najpierw poukładać i nie możemy zawiadomić twojej rodziny..
- Nie mam rodziny - szepnęła, a łza spłynęła po jej policzku, zmywając kurz osiadły na jej jasnej skórze - Ani przyjaciół. Nikt mnie pewnie nie szukał - cieszyłem się, że jest w stanie mówić, ale przykro było mi to słyszeć. Widziałem, że Liama też to ruszyło, zawiesił na niej swoje brązowe oczy, pewnie rozważając opcje, które w tym momencie mieliśmy.
- Wiedziałem, że powinienem był siedzieć w domu - wymamrotał Payne, na co zacisnąłem wargi.
- Uratowałeś czyjeś życie - wtrąciłem niepewnie, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, który pokręcił głową.
- Nie, ty to zrobiłeś. Gdybym miał te notatki, nie wpadłbym na to by tu przyjechać i sprawdzić czy ona jeszcze żyje.
- To nieprawda..
- Jestem złym człowiekiem i dobrze o tym wiesz Harry, przestań udawać, że jest inaczej - warknął, a mnie znów przeszedł dreszcz - Nie ruszaj się - tym razem zwrócił się do Avery i zza paska wyciągnął broń, którą przestrzelił łańcuch - Jeżeli mamy ją stąd zabrać, musimy się pospieszyć póki nie zrobiło się jasno, wtedy łatwiej będzie wprowadzić ją do mojego budynku.
Pokiwałem głową, starając się ukryć słaby, wdzięczny uśmiech. Pomogłem dziewczynie wstać z materaca i ruszyłem przodem w kierunku schodów. Na zewnątrz nagle zaczął padać deszcz, jednak Avery to nie przeszkadzało. Zrobiła mały krok przed siebie, rezygnując z mojej pomocy i zwróciła twarz w stronę nieba. Deszcz obmywał jej twarz, moczył zniszczone ubrania, ale ona najwyraźniej była... szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top