rozdział ósmy

Od autorki: Dzień dobry! Mam nadzieje, że macie wspaniały dzień ✨

Minęło parę dni, a czarne, lśniące w słońcu auto, nie opuściło swojego miejsca pod budynkiem w którym mieszkałem. Nie miałem okna wychodzącego na tą część ulicy, ale nie musiałem, by dobrze wiedzieć, że samochód tam jest. Może to i lepiej, że nie mogłem go widzieć, całe dnie spędzałbym przy oknie, czekając na moment w którym zniknie, choć nawet nie planowałem ucieczki ani żadnego planu obalenia rządów ciemnookiego bruneta z wytatuowanymi dłońmi aka szefa gangu.

Wiedziłem też, że w aucie nie zawsze siedział Andrew. Wychodząc do sklepu widziałem za kierownicą jakiegoś napakowanego gościa z tatuażem na twarzy, który odprowadzał mnie nieprzyjemnym wzrokiem.

Nie byłem do końca pewien, czy czatują pod domem moim i Nialla po to, by znać każdy nasz ruch i mieć pewność, że nie pójdziemy na policję czy może właśnie zobaczyć coś, czym mogli by nas.. szantażować?

Andrew powiedział, że szukają sposobu bym trzymał buzię na kłódkę w sprawie porwania czy karty pamięci. Żałowałem, że moje słowo im nie wystarczy.

W związku z tym, że byliśmy pod stałą obserwacją, rzadko opuszczaliśmy mieszkanie. Zwykle wyłącznie po to by iść po zakupy, jednak wtedy towarzyszył nam Andrew lub ten drugi koleś, podążając za nami trzy kroki wstecz.

I to było okej, do czasu. Żaden z nas nie lubił siedzieć tyle w jednym miejscu, więc po około trzech dniach blondyn zamknął się w swojej sypialni, ukrywając przede mną to jak zabija czas, który mógłby spędzić w klubie.

Ja z kolei potrafiłem leżeć godzinami i myśleć. O tym co mnie spotkało, o tym co było na tej karcie SD. Co mogły znaczyć te znaczki? Czy wiedzieli jak je odczytać?

Takie myślenie w kółko o jednej sprawie z kolei też nie działało na mnie zbyt dobrze. Dlatego próbowałem też żyć jak normalny dwudziesto dwu latek bez pracy - wylegiwałem się na kanapie w salonie, oglądając głupie seriale lub przeglądając social media i stalkując moich znajomych. Raz pomyślałem, że masturbacja odciągnie moje myśli i pozwoli zniwelować stres, jednak mój umysł szybko uciekł w kierunku tamtego bruneta, więc z niezadowolonym jękiem naciągnąłem bieliznę i kołdrę, wpatrując się w sufit swojej sypialni.

Codziennie też rozmawiałem z mamą. Wcześniej dzwoniłem do niej może raz na parę tygodni, by oznajmić jej, że żyję, jednak w obecnej sytuacji po prostu martwiłem się o nią. Mieszkała sama i mimo iż po drugiej stronie ulicy miała Maurę i Boba, rodziców Nialla, to bałem się. Nie wiedziałem, czy nie zdecydują, że skrzywdzenie naszych rodzin nie będzie dobrym sposobem by zmusić nas do milczenia.

Od przejmującej rozmowy o bitwie sąsiadów o ogrodzenia, oderwało mnie pukanie do drzwi. Zmarszczyłem brwi, a przez moją głowę przeszły dziesiątki myśli na temat tego, kto mógł za nimi stać.

- Oddzwonię - rzuciłem do telefonu, przerywając mamie i nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłem się. Wpatrywałem się w drzwi, które widziałem idealnie siedząc na kanapie w salonie. Oblizałem nerwowo wargi, czując jak moje serce bije nierówno. Pukanie rozległo się ponownie, a Niall wyszedł ze swojej sypialni, posyłając mi pytające spojrzenie.

Wstałem powoli z kanapy i podszedłem do drzwi, bezgłośnie nakazując Niallowi pozostanie w miejscu, czyli parę metrów za mną. W drzwiach nie było wizjera, więc po zmówieniu krótkiej modlitwy, złapałem za klamkę, otwierając drzwi.

Moje serce przystanęło, a wszystkie narządy zmieniły się w kamień, gdy nie zobaczyłem przed sobą żadnego bandziora, mierzącego do mnie z broni, a starszą panią, która była właścicielką budynku.

Plusem rzadkiego wychodzenia z domu było na przykład unikanie tej kobiety, która średnio parę razy w tygodniu upominała się o zaległy czynsz czy groziła wyrzuceniem z mieszkania. Zwykle nie chciało jej się wchodzić na nasze piętro, więc zamykając się w domu, mieliśmy z Niallem złudną nadzieje nigdy więcej jej nie zobaczyć.

- Pani Leiberman, ja-

Zacząłem, jednak od razu urwałem, widząc jak kręci głową. Cholera, każe nam się wyprowadzić, pomyślałem, patrząc jak w końcu wlepia we mnie swoje poblakłe, niebieskie oczy. Siwe włosy uciekły z małego koka na czubku głowy przez to jak długo nią kręciła.

- Teraz spodziewam się czynszu dziesiątego każdego miesiąca, przez to ile razy go nie zapłaciliście.

- C-co? - wykrztusiłem, nie rozumiejąc.

- To, że mimo iż spłaciliście zadłużenie, to nie znaczy, że znowu pozwolę Wam na takie akcje. Czynsz ma być dziesiątego i ani dnia później, inaczej zmienię zamki, gdy tylko wyjdziecie z mieszkania - zagroziła nam, unosząc palec wskazujący, a ja przez sekundę potrafiłem myśleć wyłącznie o tym jak wykrzywiony jest przez jej wiek. Szybko jednak otrząsnąłem się, marszcząc brwi.

- Ja.. My nie.. - urwałem znów, zasysając dolną wargę, kompletnie nie rozumiejąc co tu się dzieje - Nie dawaliśmy Pani żadnych pieniędzy.

- Nie obchodzi mnie czy to wy czy nie. Ważne, że odzyskałam pieniądze - warknęła - Daje Wam ostatnią szansę. Pamiętajcie, dziesiąty - powtórzyła, zanim obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku schodów, by złapać się mocno poręczny i zacząć przemierzać drogę dół, z prędkością jednej setnej kilometra na godzinę.

Zatrzasnąłem drzwi mieszkania, spoglądając zdezorientowany na Nialla, który również stał, nie rozumiejąc absolutnie nic.

- Kto mógł spłacić nasz dług? - zapytał, wpatrując się we mnie.

Na pewno nie nasi rodzice, bo po pierwsze nie mieliby tyle pieniędzy, a z pewnością nie moja mama, a po drugie oni nawet nie wiedzieli o naszym sytuacji z mieszkaniem. Rozchyliłem nagle wargi, gdy dotarło do mnie, kto mógł to zrobić.

Złapałem za klamkę, opuszczając mieszkanie i praktycznie zbiegając po schodach, by zatrzymać się dopiero przy aucie w którym siedział Andrew. Zacząłem pukać w jego szybę, czekając aż ją opuści.

- Dzień dobry..? - jakby spytał, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie. Zignorowałem małą konsolę, którą trzymał i spojrzałem mu w oczy, zaciskając dłonie w pięści.

- Spłaciliście nasz dług za mieszkanie? - odpowiedziałem pytaniem, a on nie musiał się nawet odzywać, bym wiedział, że tak. Jego mina mówiła wszystko - Dlaczego?

- Nie możesz się po prostu cieszyć z tego, że problem zniknął?

- Nie, ponieważ w jego miejscu pojawiło się dziesięć kolejnych i to tylko przez to, kto spłacił mój dług - wysyczałem przez zęby.

- Słuchaj Harry - westchnął, poprawiając się, siadając prosto i odkładając konsolę pod szybę. Spojrzał mi w oczy z zaciśniętymi w cienką linię ustami - Szef i tak zrobi co chce, bez znaczenia czy ci się to podoba czy nie.

- Ale to znaczy, że nigdy się od niego nie uwolnię - wyszeptałem, czując gulę w gardle, powoli duszącą mnie.

- Myślałem, że to dla ciebie jasne, że twoje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top