rozdział dwudziesty trzeci

Nie byłem w stanie spać. Głównie przez to, że byłem w mieszkaniu Payne'a, a w drzwiach pokoju nie było nawet zamka bym poczuł się bezpiecznie i pewien, że nie wtargnie do pomieszczenia, gdy będę spał. Poza tym jednak nie mogłem przestać myśleć o morderstwie Waterforda czy tego Michaela. Bałem się, że skończę jak któryś z nich. Zdawałem sobie sprawę, że Liam nie miał interesu w zabiciu mnie, ale tak samo jeden trup nie zrobiłby mu już pewnie różnicy.

Chciałem wiedzieć jakie miał plany wobec mnie, czego oczekiwał, poprzez na przykład zamknięcie mnie tutaj.

Za oknem już świtało, a moje oczy piekły od tego, że przez całą noc nie byłem w stanie ich zamknąć. Usłyszałem kroki za drzwiami i uniosłem się na łokciach, zastanawiając się czy Liam zajrzy do mnie by sprawdzić czy śpię.

Nie stało się to, a ja opadłem znów na materac najpierw wbijając wzrok w sufit a potem powoli przenosząc go na okno. Przypomniałem sobie o tym jak wspaniały i jednocześnie przerażający jest z niego widok. Wstałem powoli z łóżka, starając się robić jak najmniej hałasu i podszedłem do okna i wyglądając przez nie. Ciepłe światło wschodzącego miasta powoli zalewało Londyn, sprawiając, że nawet najbrzydsze budynki wyglądały niesamowicie i jak z drogiego obrazu, który zawisł by w muzeum.

W końcu udało mi się zasnąć, na kanapie, ściskając w dłoniach książkę, którą wybrałem sobie z wysokiego regału. Pomyślałem, że tak zajmę swój czas tutaj, jednak ten kryminał był aż tak słaby albo ja aż tak wykończony długim brakiem snu.

Obudziłem się wieczorem, gdy Liam wyjmował mi z rąk książek. Spojrzałem na niego zaspany i usiadłem powoli, naciągając na siebie koc, nie do końca pewien, czy wcześniej się nim przykrywałem.

- Przespałeś cały dzień? - spytał rozbawiony, odkładając książkę na stolik do kawy, jednocześnie sięgając po inną, która tam leżała. Tuż obok szklaneczki wypełnionej bursztynowym alkoholem wylanym na trzy kostki lodu. 

- Chyba tak - wymamrotałem przecierając oczy i wzdychając cicho. Nie byłem nawet pewien kiedy opuścił mieszkanie i kiedy do niego wrócił. Zassałem dolną wargę, rozglądając się po salonie aż sięgnąłem po pilota od dużej plazmy, ustawionej parę metrów ode mnie, uznając oglądanie telewizji za dużo lepszy plan niż czytanie.

Zanim jednak zdążyłem włączyć telewizor, Payne wyjął mi pilota z ręki, jednocześnie opadając na fotel niedaleko kanapy na której leżałem. Mruknąłem niezadowolony i wbiłem w niego wzrok.

Payne otworzył książkę na odpowiedniej stronie, zaczynając wodzić wzrokiem po kartce, w tym samym momencie sięgając po napój. Wpatrywałem się w niego, aż uniósł na mnie swoje ciemne oczy.

- Słucham - rzucił, unosząc brew jakby lekko zirytowany tym, że się gapię. Ale co innego miałem do roboty?

- Nie możesz iść czytać gdzieś indziej żebym mógł obejrzeć telewizję?

Liam patrzył na mnie przez chwilę aż upił spory łyk alkoholu i wrócił spojrzeniem do książki.

- Lubię czytać na tarasie, ale jest już na to za zimno, więc nie Harry. Będę czytać tu, a ty będziesz cicho - mruknął. Jęknąłem niezadowolony i ostatecznie zrzuciłem z siebie gruby koc, decydując się wrócić do swojego (tymczasowego) pokoju.

- Dolej mi - rzucił Payne, zanim zdążyłem odejść. Zmarszczyłem brwi i założyłem dłonie na biodrach, gdy w końcu do mnie dotarło.

- Nie jestem twoim służącycm - sapnąłem, wpatrując się w jego rękę z wyciągniętą w moją stronę szklanką i częściowo roztopionymi kostkami lodu.

- To prawda, ale i tak byłoby miło, gdybyś to zrobił - mruknął brunet, nie odrywając oczy od książki w której moment później zmienił stronę.

Zacisnąłem zęby, ostatecznie łapiąc gniewnie za tą głupią szklankę, a kosteczki lodu obiły się w niej o siebie - Barek jest w rogu przy drzwiach - powiedział wskazując na mebel, gdzie na półkach ustawione były butelki alkoholu.

Ugryzłem się w język, zanim zdążyłem odpowiedzieć, że nie domyśliłbym się gdyby mi nie powiedział.

Wypełniłem szklankę drogą whiskey i odwróciłem się by podać ją Liamowi, gdy zauważyłem, że się we mnie wpatruję. Uniosłem więc szklaneczkę i pociągnąłem z niej łyk, patrząc mu w oczy by na koniec uśmiechnąć się sztucznie.

Payne prychnął cicho, rozbawiony, a nie zły i wyciągnął w moją stronę dłoń bym podał mu jego drinka. Zrobiłem parę krok w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny i podałem mu szklankę. Nasze palce się spotkały, a ja utkwiłem w nim wzrok, z jakiegoś powodu nie puszczając szklanki od razu.

Przełknąłem ślinę, gdy moje racjonalne myślenie, a właściwie jakiekolwiek myślenie się wyłączyło, a ja pochyliłem się, muskając jego wargi. To był krótki pocałunek, stałem pochylony w jego stronę z przymkniętymi oczami, nie będąc w stanie się odsunąć, gdy mój umysł krzyczał bym uciekał. Nie uciekłem.

Nagle oddał pocałunek, puszczając książkę, która zatrzasnęła się upadając na jego kolana, gdy ułożył dłoń na moim karku.

Pierwszą myślą w mojej głowie było to, że smakuje jak ten alkohol. Gorzko a jednocześnie słodko, potem, że właśnie całuję się z mężczyzną, który wielokrotnie groził mi śmiercią. I to z własnej woli.

Oderwał się od moich warg tylko po to by odłożyć książkę i szklankę z alkoholem na stolik stojący tuż obok i by złapać mnie i pociągnąć na swoje kolana, na które upadłem wypuszczając zaskoczony jęk.

Siedziałem bokiem na jego udach z dłońmi na policzkach bruneta i jego językiem w ustach, sprawiającym, że przez tak małą pieszczotę chciałem mruczeć zadowolony.

Ścisnął moje biodro, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie mimo iż nie było to chyba możliwe.

Odsunąłem się wyłącznie na sekundę, by spojrzeć mu w oczy i pomyśleć, że też chciałem przez moment nie myśleć o konsekwencjach, nie zamartwiać się a tak jak Niall, korzystać z życia. By całować się a może nawet pieprzyć z kolesiem, nie przejmując się tym, że jest przestępcą.

Liam też wpatrywał się we mnie, starając się rozszyfrować mnie tak jak ja jego. Pewnie nie zastanawiał się czy powinniśmy to robić tak jak ja. Przecież to nic wielkiego, jednak ja dobrze wiedziałem, że będę żałował tego ruchu, przycisnięcia warg do tych jego i wtuleniu się w niego z szybko bijącym sercem.

Chciałem byśmy byli inni, żeby on był kolesiem, którego po prostu poznałem w barze, a nie szefem jakiegoś pieprzonego gangu. Może to wszystko miałoby jakiś sens i przyszłość, ale niestety nie.

Tymczasem tkwiłem na kolanach niebezpiecznego mężczyzny, pozwalając mu odpiąć moje spodnie, jednocześnie usilnie odpychając od siebie myśl, że mógłby zrobić ze mną co tylko by chciał, bo zależało od niego moje życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top