rozdział drugi
Stojąc przed klubem, wpatrywałem się niebieski, neonowy znak z nazwą i wizerunkiem smoka. Trzymałem dłonie w kieszeniach obcisłych jeansów, myśląc o planie, który dzisiaj mieliśmy wprowadzić w życie.
Nie było to moje pierwsze złamanie prawa, jednak tym razem było to poważniejsze niż picie alkoholu będąc nieletnim i to w miejscu publicznym. Miałem kogoś okraść.
A co jeżeli to był beznadziejny pomysł? Wciągnąłem w to Nialla i narażałem go dla głupich paru stówek, które zamierzałem dziś wyciągnąć z portfeli napalonych kolesi. Ale nie mieliśmy za co opłacić rachunków, a żaden z nas nie miał sensownej pracy. Poza tym, co może się takiego stać? Byłem zaskoczony tym, że właśnie teraz zacząłem o tym tak myśleć i denerwować się. Przed godziną to był naprawdę świetny pomysł.
- Idziemy? - spytał Niall, uśmiechając się do mnie szeroko jakby nie miał zaraz ze mną okraść jakiegoś faceta. Pachniał papierosem, którym podzielił się z nim ochroniarz, którego zagadał i przekonał, by wpuścił nas bez kolejki.
Zazdrościłem mu czasami tej bezpośredności i łatwości w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi czy chociaż takiej krótkiej rozmowy. To znaczy, ja też byłem w tym niezły, nie byłem typem zamkniętego w sobie kolesia, ale Niall miał coś takiego w sobie, że ludzie momentalnie się przed nim otwierali i zgadzali praktycznie na wszystko. Gdyby z tym swoim uśmiechem, poprosił tego ochroniarza by wskoczył w ogień, on zrobiłby to bez wahania.
- Um, tak - wymamrotałem i poczułem jak łapie mnie za rękę, splatając nasze dłonie razem. Spojrzałem na nie i uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Jeżeli już pakować się w kłopoty, to razem - powiedział, gdy spojrzałem mu znów w oczy. Mrugnął do mnie i pociągnął w kierunku wejścia, kiwając po drodze głową do barczystego mężczyzny.
Atmosfera w klubie była przyjemna, panował tu prawie całkowity mrok, przerywany wyłącznie przez kolorowe stroboskopy. Nawet lepiej, pomyślałem. Przez częściowo rozpiętą koszulę, poczułem na klatce piersiowej ciepło, a może nawet zaduch, przez ilość zgrzanych ludzi w tym sporym pomieszczeniu.
Plan był taki, że ja wybieram gościa, Niall go zagaduje na tyle, żebym ja mógł zajrzeć mu do portfela. Łatwizna.
Nasza pierwsza ofiara nawinęła się zaledwie parę chwil po tym jak stanęliśmy z Niallem przy barze. Nie umknęło mojej uwadze, gdy niski brunet, prawie od razu zmierzył stojącego obok niego Horana, zatrzymując dłużej wzrok na jego tyłku. O to chodziło, gdyby Niall nie chciał zwracać uwagi na swój tył, nie założyłby o rozmiar za małych jeansowych rurek i nie wypiął lekko, niby dlatego, że oparł łokcie na barze by zamówić drinka.
Blondyn w ten sposób zwykle zdobywał darmowe drinki, a dziś zwabiał gości, których portfele mieliśmy wyczyścić.
- Ja stawiam - usłyszeliśmy, gdy barman postawił przede mną i Niallem dwa kolorowe shoty. Spojrzeliśmy na niego, uśmiechając się - Jestem Cole - rzucił, pochylając się w naszą stronę.
- Dzięki Cole - odparł Niall, patrząc w oczy mężczyzny i dotykając jego ramienia i ściskając je lekko, a ja mogłem tylko podejrzewać jak taki mały gest zadziałał na obcego, napalonego kolesia - Nazywam się James - dodał, a ja byłem pod wrażeniem, bo nie wpadłem na to, by użyć innego imienia.
- A twój kolega? - spytał, przekrzywiając głowę, by spojrzeć na mnie ponad ramieniem blondyna. Horan zerknął na mnie, a ja nieznacznie kiwnąłem głową, dając mu znać, że to on będzie naszą pierwszą ofiarą.
Potrzebował wyłącznie dwóch drinków, by ułożyć dłoń na udzie Nialla, siedzącego obok na stołku. Zastanawiałem się wtedy czy to w porządku i czy przyjaciel, nie będzie miał mi za złe tego, że wykorzystywaliśmy w pewien sposób jego ciało, by odwrócić uwagę tego mężczyzny. Niall jednak później wyjaśnił mi, że pozwala na to mężczyznom, bo wtedy są przekonani, że mają u niego szanse, a nie że wykorzystuje ich do drinków.
Patrzyłem na niedbale wsunięty do tylnej kieszeni spodni portfel Cole'a, myśląc, że sam się o to prosi.
Około pierwszej w nocy, wraz z drinkiem w wysokiej szklance dostałem serwetkę na której było coś napisane. Zmarszczyłem brwi, sięgając po nią i czytając prośbę, bym wyszedł za chwilę na zewnątrz, podpisaną przez barmana. Parsknąłem cicho, unosząc wzrok na szczupłego, wysokiego mężczyznę, kręcącego się za barem. Posłał mi krótkie spojrzenie, zanim ruszył do przeciwnej strony blatu by obsłużyć innego klienta. Uśmiechnąłem się pod nosem i pociągnąłem łyk kolorowego drinka, wsuwając serwetkę do tylnej kieszeni spodni.
Był przystojny więc zdecydowałem się wykorzystać okazję i się zabawić, skoro plan się powiódł. Kończyłem napój, gdy barman wyszedł ze swojego stanowiska, mówiąc coś do osoby wchodzącej na jego miejsce. Odstawiłem pustą szklankę na blat.
Niall rozmawiał z jakąś dziewczyną przy barze, więc dotknąłem delikatnie jego ramienia, nie chcąc zostawiać go bez słowa.
- Oh, Hazz - rzucił nagle mój przyjaciel - To Gina - powiedział, wskazując na dziewczynę z mocnym, brokatowym makijażem. Uniosłem dłoń, wymuszając mały uśmiech.
- Zaraz przyjdę, oki? - spytałem, pochylając się w jego kierunku. Blondyn zmarszczył brwi, zerkając za moje ramię jakby spodziewał się kogoś zobaczyć.
- Czy chcesz jeszcze..?
Potrząsnąłem głową, domyślając się, że zastanawiał się czy chce jeszcze kogoś okraść.
- Nie, po prostu wyjdę na chwilę - odparłem, na co po prostu przytaknął, wracając do rozmowy z nową koleżanką.
Za plecami barmanki, na ścianie z butelkami pełnymi alkoholu wisiało lustro, więc zerknąłem w nie, poprawiając włosy, zanim ruszyłem do wyjścia. Wzdrygnąłem się na nagły chłód, tak inny od zaduchu panującego w środku i rozejrzałem się w poszukiwaniu barmana. Zobaczyłem jak opiera się o ścianę, parę metrów dalej. Uśmiechnąłem się lekko, dopiero teraz dostrzegając jego ciemne, lekko kręcone włosy i ciemną kredkę wokół oczu. Poza tym, teraz, gdy nie był ukryty za barem, mogłem zobaczyć jego nogi i tyłek opięte idealnie dopasowanymi rurkami.
Chyba miałem dziś farta.
- Hej - mruknąłem, gdy znalazłem się wystarczając blisko. Barman zmierzył mnie wzrokiem, a ja cieszyłem się, że zdecydowałem się rozpiąć kolejny guzik koszuli, prawie ukazując pępek.
- Chodź - odparł cicho, kiwając głową na róg budynku, za którym zniknął, gdy nie podążyłem za nim od razu. Oblizałem wargi koniuszkiem języka i prawie podpiegłem, by zaraz zostać gwałtownie popchnięty na ścianę.
Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się w wyłącznie odrobinę wyższego ode mnie mężczyznę, który nie wydawał się już tak uroczy jak sekundę temu. Złapał za kołnierzyk mojej koszuli, ściskając go w dłoniach bym nie mógł się ruszyć.
- Co ty- - wykrztusiłem, bo mimo iż lubiłem czasami ostrzejszą zabawę, to jednak nie z obcymi i nie za klubem w środku nocy.
- Co ja? Co /ty/ wyprawiasz ze swoim kolegą? - warknął, wpatrując się we mnie wściekłymi, niebieskimi oczami. Rozchyliłem wargi, ściskając jego nadgarstki, które mimowolnie złapałem, gdy wcześniej popchnął mnie na ścianę - Widziałem jak okradasz innych klientów.
- O-okej, wyluzuj - sapnąłem, przełykając ślinę, panikując. Dlaczego, gdy myślałem, że wszystko poszło dobrze, dzieje się coś takiego?
- Jeżeli zgłoszą, że ktoś ich okradł w tym barze, oberwie mi się. A nie chcę mieć kłopotów, przez to, że masz lepkie rączki - wysyczał, na co zmarszczyłem brwi, zastanawiając się jak mogę wyjść z tego cało.
- Możesz mieć z tego swoją działkę - wypaliłem, bez zastanowienia. Chłopak zmarszczył brwi, a w jego oczach zobaczyłem wahanie. Zastanawiał się, jednak zaraz pokręcił głową.
- Co mi po tej działce, skoro mnie wywalą? - prychnął, ale zauważyłem, że stał się spokojniejszy. Zacisnąłem znów dłonie na jego nadgarstkach, chcąc by zabrał dłonie. Powoli puścił moją koszulę, wciąż wpatrując się we mnie ciężkim wzrokiem.
- Nie muszą cię wyrzucać - powiedziałem powoli, wiedząc, że w tej sytuacji mógłbym zacząć uciekać. Ale po pierwsze, nie mogłem zostawić Nialla, po drugie, to miejsce wydawało się idealne do tych akcji. Nie chciałem kraść już do końca życia, ale póki nie staniemy z Ni na nogi, to wydawało się dobre rozwiązanie - Nie sposób przy takim tłumie ludzi kontrolować tego, czy ktoś nie trzyma czyjegoś portfela - kontynuowałem, a w mojej głowie momentalnie pojawiały się kolejne myśli i pomysły - Kojarzysz takie tabliczki, "Uważaj na kieszonkowców"? Mógłbyś taką powiesić nad barem, wtedy nikt nie mógłby się przyczepić, że coś mu zginęło w trakcie twojej zmiany, bo ponosi całkowitą odpowiedzialność za swoje rzeczy - uśmiechnąłem się, nawet trochę dumny ze swojej pomysłowości.
- Czyli chcesz to robić dalej? - zmarszczył brwi, na co wzruszyłem ramionami.
- Nie jest to zawód marzeń, ale potrzebuję gotówki, a ci pijani idioci może nawet nie zauważą, że coś im zginęło - potrząsnąłem głową.
- To przestępstwo.
Powstrzymałem się od przewrócenia oczami, bo miał rację, ale ludzie robią zdecydowanie gorsze rzeczy niż kradzież portfela.
- Chcesz tą działkę czy nie? - spytałem, zaciskając zęby, bo powoli kończyły mi się argumenty, a naprawdę nie chciałem dziś trafić do aresztu. Odwrócił wzrok, zatrzymując go na porysowanej sprejem ścianie.
- Pięćdziesiąt procent - mruknął, na co potrząsnąłem głową.
- Dwadzieścia.
- Czterdzieści - powiedział, marszcząc brwi.
- Trzydzieści - odparłem, obliczając w głowie, że wtedy wyjdzie po równo na trzy osoby. Bolało mnie, że będę musiał oddać część pieniędzy obcemu kolesiowi, ale wolałem to niż randka z policjantem w pokoju przesłuchań.
- Zgoda - rzucił po chwili, na co uśmiechnąłem się.
Wszystko szło dobrze, naprawdę. Nie przychodziliśmy do baru codziennie, może dwa, najwyżej trzy razy w tygodniu. Bradley, bo tak na imię miał barman, nawet pomagał mi i Niallowi, podpijając klientów, sugerując im kolejne drinki, byśmy mieli łatwiejszą robotę.
Minął niecały miesiąc i wszystko się totalnie spieprzyło, gdy Niall zauważył przystojnego bruneta siedzącego przy barze, wpatrzonego w swój telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top