rozdział czwarty
Od autorki: Komentujcie 👉🏻👈🏻 Chcę znać Wasze zdanie
- Możemy uciec.
Zmarszczyłem brwi, na pierwsze słowa Nialla, po tym jak opowiedziałem mu wszystko. Siedzieliśmy wciąż w łazience, nie chciałem już płakać. Po prostu się bałem.
- Niby gdzie? - spytałem, mimowolnie rozważając tą opcję.
- Gdziekolwiek. Dał ci dwadzieścia cztery godziny tak? - w odpowiedzi kiwnąłem niepewnie głową - To dużo czasu. Zdążymy wyjechać, może nawet dojedziemy do Holmes Chapel. Wiedzą, gdzie mieszkamy więc pewnie jutro o tej porze już tu będą tu szukać tego przeklętego portfela. Będą mieli to czego chcą, więc może nie będą nas szukać.
Bałem się. Nie wiedziałem co się stanie, gdy przekażę im portfel lub gdy tego nie zrobię. Bez mrugnięcia okiem odurzali mnie i przywiązywali do krzesła, czy mieli by problem z zabiciem mnie? Ich szef mówił o tym, że ma słabość do zielonych oczu, ale odebrałem to jako kpinę a nie obietnicę pozostania żywym.
Wpatrywałem się w blondyna, czując specyficzną ulgę, jakby ucisk w klatce piersiowej zelżał, gdy zdałem sobie sprawę, że kiedy ja nie mogę nas wyciągnąc z kłopotów, to Niall spróbuje.
- Okej - wyszeptałem, biorąc głęboki oddech. Podniosłem się z chłodnych kafelków i spojrzałem w lustro, mając nadzieje, że opuchlizna z oczu szybko zniknie i że nie będę musiał znów płakać ze strachu - Weźmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy - powiedziałem, wychodząc z łazienki - Czystą bieliznę i koszulkę, pieniądze, dokumenty - mówiłem, by ułożyć w głowie listę i niczego nie zapomnieć.
Wcisnąłem rzeczy do plecaka, rozglądając się po mojej sypialni, której mogłem już nigdy więcej nie zobaczyć. Nie chciałem zostawiać tu prawie wszystkich swoich rzeczy, ale nie mogłem ryzykować życia dla przedmiotów, które ostatecznie nie miały żadnego znaczenia.
- O dwudziestej jest pociąg do Holmes Chapel - powiedział blondyn, wychodząc ze swojego pokoju z podobnie wypchanym plecakiem w jednej ręce i komórką w drugiej.
- Więc chodźmy - kiwnąłem głową i ruszyłem do drzwi. Zamknęliśmy za sobą mieszkanie, zbiegając po schodach i opuszczając szybko kamienicę. Gdy jednak dostaliśmy się do głównej ulicy, zamarłem.
Czarne auto stojące przy chodniku, normalnie nie zwróciłoby mojej uwagi. Przecież było takich wiele. Jednak to było szczególne, to z niego wypadłem godzinę temu. I to o niego opierał się wysoki blondyn, patrząc na mnie, jakby spodziewał się tego, że wyjdziemy z domu. Uśmiechnął się, wsuwając dłonie do kieszeni czarnej kurtki, którą miał na sobie. Wyjął jednak jedną z nich, teatralnie spoglądając na srebrny zegarek na nadgarstku.
- Harry - zawołał, a ja ścisnąłem mocniej pasek od plecaka. Niall spojrzał na mnie pytająco, jednak ja nie byłem w stanie oderwać wzroku od tego mężczyzny - Nie minęła jeszcze doba - powiedział, przekrzywiając głowę, odpychając się od boku auta, by stanąć prosto. Chciałem cofnąć się o krok, jednak nie chciałem pokazać mu jak bardzo się boję - Gdzieś się wybieracie? - spytał, podchodząc bliżej - Też lubię wycieczki - rzucił, ponownie wklejając na wargi szeroki uśmiech. Spojrzał na Nialla, do którego powoli docierało, że to jeden z nich - Ostatnio byłem w Holmes Chapel, urocze miejsce - powiedział, na co Horan rozchylił wargi, tymczasem moje serce przestało na sekundę bić - To niesamowite, wszyscy się tam znają i ufaj sobie na tyle, że nawet nie zamykają frontowych drzwi. To przecież taka spokojna i bezpieczna okolica..
Znów miałem ochotę zwymiotować, zakręciło mi się w głowie a gardło ścisnęło, odbierając mi tlen.
Przed oczami miałem moją mamę w małym, uroczym domku w którym się wychowałem. I rodziców Nialla, mieszkających naprzeciwko. Przeze mnie groziło im niebezpieczeństwo. Przez mój głupi pomysł.
- Chodź Niall - wymamrotałem, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc z powrotem w kierunku kamienicy. Nie mogliśmy uciec, a na pewno nie do naszego rodzinnego miasta.
- Do zobaczenia - zawołał radośnie mężczyzna, sprawiając, że chciałem mu przyłożyć. Oczywiście, nie odważyłem się na to.
Weszliśmy znów do mieszkania, zamykając drzwi, upewniając się trzy razy, że nikt nieproszony tu nie wejdzie. Rzuciłem plecak na podłogę i schowałem twarz w dłoniach. Niall z kolei, usiadł na podłodze w korytarzu, myśląc o czymś intensywnie. Wiedziałem, że zaczął się bać. Póki to dotyczyło tylko nas, nie był to aż taki problem, gdy coś groziło naszym rodzinom.
Mogliby posunąć się aż tak dalego dla głupiego portfela?
Pieprzony portfel, pieprzonego gangstera.
- Gdzie on jest? - spytałem, ruszając wściekle w kierunku salonu.
- Kto?
Spojrzałem przez ramię na siedzącego wciąż na podłodze Nialla. Zacisnąłem wargi, nie chcąc wyładowywać na nim swojej złości czy tego jak bardzo się bałem. Jednak nie mogłem powstrzymać uszczypliwego tonu, na który mój przyjaciel nie zasłużył.
- Raczej co - warknąłem, poprawiając go i zaciskając dłonie w pięści. Obróciłem znów głowę w kierunku salonu - Ten cholerny portfel, gdzie on jest? - spytałem ponownie, podchodząc do pierwszej komody i wysuwając szuflady.
- Za książkami na trzeciej półce, tam gdzie reszta - wymamrotał, podnosząc się powoli z podłogi, mijając mnie i drżącymi dłońmi zdejmując z półki dwie książki. Nie przejął się warstwą kurzu, która pobrudziła jego palce i opadła na podłogę, przez to, że dwie powieści były wyłącznie ozdobami. Nigdy nie przeczytaliśmy żadnej z tych książek, którymi wypełnione były trzy półki.
Zacisnąłem zęby widząc w jego dłoni czarny, skórzany portfel.
- Co on takiego w sobie ma? - spytałem, biorąc go od Nialla i obracając w dłoniach. Nie chodziło o sam portfel, to jasne. Tamten mężczyzna mówił o czymś ważnym, należącym do niego, co musi być w środku.
Opadłem na kanapę, otwierając portfel i przesuwając opuszkami palców po kartach. Wyjąłem z przegródki dowód, wpatrując się w dane bruneta.
- Powinno mnie było zastanowić to, że przedstawił się innym imieniem niż ten w jego dokumentach - wymamrotał blondyn, przysiadając obok mnie i wyjmując mi z ręki dowód tamtego mężczyzny - Tu i na prawie jazdy ma Emmett, ale gdy spytałem o jego imię w klubie, powiedział, że nazywa się Zayn - mruknął, rzucając kawałek plastiku na stolik do kawy i osunął się na kanapie, wpatrując się w sufit.
Wyrzuciłem wszystkie rzeczy ze środka. Dokumenty, kupony, paragony. Nic co mogłoby mieć jakąkolwiek wartość. Zacisnąłem wargi, wypuszczając powietrze nosem starając się opanować złość. Jeżeli miało mi się coś stać, to chociaż chciałem wiedzieć co było tyle warte.
- Nic tu nie ma - rzuciłem w końcu, ściskając portfel w dłoni - Nie może chodzić o sam portfel.
- Jak wiele może być wart? - spytał Niall, prostując się.
- Sprawdzałem w internecie tą markę, maksymalnie trzy stówy - mruknąłem, podając mu go i samemu chowając twarz w dłoniach.
Horan otworzył go znów, dokładnie oglądając, a ja chciałem powiedzieć, by nie marnował czasu, bo przecież nic już tam nie ma. Jednak co nam więcej pozostało?
- Coś tu jest - wymamrotał, obrysowując paznokciem coś pod skórą - Jakby było pod podszewką.
Zmarszczyłem brwi, wyrywając mu portfel i dopiero teraz zauważając małą wypukłość. Dopiero, gdy dotknęło się tego miejsca, można było wyczuć mały, twardy prostokąt. Spojrzeliśmy na siebie z Niallem.
Zacząłem szukać otworu przez który zostało to tam włożone. W końcu zauważyłem zwinięty do środka materiał, pod którym była maleńka kieszonka. Przełknąłem ślinę, zanim wysunąłem stamtąd kartę SD. Zmarszczyłem brwi, wpatrując się w czarny prostokąt nie większy niż opuszek mojego palca.
- To karta pamięci.
- Co może na niej być? - spytał Niall, zaciskając wargi.
- Na pewno coś cenniejszego niż nasze życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top