Rozdział 4
Pierwszy dzień minął nam na zwiedzaniu. Odkrywaniu najlepszych miejsc do ukrycia się, znalezienia zaułka gdzie można zapalić i skrótu, którym można uciec. I to wszystko w zaledwie cztery godziny. Inni uczniowie nie byli za przyjaźnie nastawieniu w stosunku do nas. A najgorzej zachowywały się dziewczyny. Patrzały na nas jak na coś gorszego. Może i nie jestem bogata i piękna, ale nie odgrywam bestii w tej bajce. Wszystko czego chcę to dożyć do końca roku bez szwanku i zniknąć z tego miejsca w diabły. Nie mogę sobie pozwolić na bójki, znam konsekwencje, a wolę nie utykać przez kilka następnych dni. Z takimi myślami przekroczyliśmy mury naszego nowego więzienia i udaliśmy się do domu.
Ostatnią rzecz jaką spodziewałam się tam zastać była jakaś rodzina. Kolejni ludzie chcieli dać szansę jakimś młodym sierotą. Nawet nie pchałam się do tego zbiegowiska, od razu udałam się w kierunku swojego pokoju.
- Ava, zaczekaj! - usłyszałam krzyk pani Green.
Odwróciłam się dookoła, aby zorientować się, że moi przyjaciele zdołali już się ulotnić i zostałam jedyna na widoku.
- Tak proszę pani? - zapytałam poważnie.
Wolałam jej nie podpadać w towarzystwie obcych. Mogła mnie jeszcze powiesić za kostki, albo coś o wiele gorszego.
- Ava to są państwo Falcon.
- Dzień dobry. - powiedziałam grzecznie.
- Chcieliby rozejrzeć się po naszym domu i może wziąć pod swoje skrzydła jednego z was. Jednak bardzo proszą, aby oprowadził ich jeden z naszych podopiecznych. I od razu kiedy cię zauważyłam pomyślałam, że będziesz do tego idealna. - kontynuowała i nałożyła nacisk na ostatnie zdanie.
- Oczywiście. Bardzo chciałabym, ale lekcje, nowa szkoła i ... - nie dane mi było dokończyć.
- Nie musisz się tym przejmować, jesteś bardzo mądra. Zresztą to był wasz pierwszy dzień i później mi powiesz jak wspaniale się bawiliście. - uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
- No dobrze. Może zacznijmy od... yyy... stołówki? - odparłam niepewnie.
- Będzie wspaniale kochanie. Mam na imię Mia, a to mój mąż Harry. Miło nam cię poznać. - powiedziała kobieta.
Bogactwo, aż od nich biło. Idealne fryzury, ciuchy, zachowanie, nawet uszy. Boże, widzisz, a nie grzmisz.
- Mi też miło poznać. - posłałam im swój firmowy uśmiech i skierowałam się do stołówki.
Zanim weszliśmy do pomieszczenia zaczęłam się modlić, aby było tam w miarę cywilizowanie. I oczywiście było. Pani Green musiała się już wszystkim zająć. Wszyscy siedzieli grzecznie, cicho dyskutowali i jedli śniadanie. Żadnych bitew na jedzenie. Zero krzyków. Brak przekleństw. Działo się tak tylko wtedy, gdy ktoś miał przyjechać. Zastanawiałam się często, czy gdyby ktoś inny zajmował się naszym sierocińcem, to również panowałby tu taki rygor, czy może byłoby trochę weselej. Lecz próbowałam odpędzać od siebie te myśli, aby nie popaść w depresję.
Obróciłam się do tyłu, aby zobaczyć czy państwo Falcon przyglądają się dzieciom oraz, aby dokładniej się im przyjrzeć.
Kobieta była wysoką brunetką o zielonych oczach i nienagannej figurze. Mężczyzna zaś był dobrze umięśnionym blondynem o ciemnym spojrzeniu. Coś w jego wzroku było znajomego. Rysy ich twarzy ciągle kazały zastanawiać mi się skąd ich znam. Co prawda jestem pewna, że tej dwójki nigdy nie spotkałam. Mam dobrą pamięć, zazwyczaj mogę na niej polegać, lecz teraz ciążyła w niej pustka.
W ciągu godziny zwiedziliśmy jeszcze sypialnie dzieci, pokój zabaw, kuchnię i łazienki oraz salę ćwiczeń. Para była bardzo miła, ciekawie się z nimi rozmawiało i nie patrzeli na mnie z góry, a spodziewałam się właśnie tego. Pozory jednak mogą mylić. Zbliżaliśmy się już do ostatniej części naszej wycieczki, czyli pokoju rekreacyjnego. Tam wszyscy spędzali czas od piętnastej do osiemnastej. Ogółem to miejsce było przeznaczone do nauki.
W miarę lubiłam, gdy ktoś do nas przychodził. Wtedy pani Green włączał się tryb kochającej kobiety. Dostawaliśmy jedzenie i czyste ciuchy. Dlatego zawsze jest cisza w stołówce, każdy cieszy się posiłkiem, którego może nie ujrzeć przez dłuższy czas. Cięcie kosztów, albo raczej nowiutkie jacuzzi dla personelu.
- Ava zapomniałam zapytać. - powiedziała w pewnym momencie kobieta. Jeszcze kawałek dzielił nas od celu.
- Tak? - zapytałam.
- Gdzie chodzisz do szkoły?
- Och... Od dziś do Liceum im. Amadeusa Prime'a. - odparłam próbując się nie wzdrygnąć.
- Naprawdę? - mówiła podekscytowana. - Tam również uczęszcza nasz syn. Może go kiedyś spotkasz.
- Tak? Może kiedyś. A teraz może... - Mia mi przerwała.
- Ma na imię James i jest wysokim brunetem o brązowych oczach. Chodzi do trzeciej klasy.
Stanęłam na środku korytarza, gdy tylko usłyszałam co powiedziała. No tak, mogłam się tego spodziewać. Dlatego wyglądali tak znajomo. Są rodzicami tego dupka. Jak tylko o tym pomyślałam jego twarz pojawiła mi się przed oczyma. Już chciałam wyrzucić z siebie potok przekleństw, ale grałam słodką dziewczynę i to by nie było odpowiednie. Prawdopodobnie zszokowałabym ich i dostałabym niezłe manto.
- Nie wiem. Nie spotkałam go. - odpowiedziałam po chwili ciszy i ruszyłam dalej. - A oto ostatnie pomieszczenie.
Ręką wskazałam na drzwi. Czekałam, aż państwo Falcon wejdą do środka i szybko ulotniłam się do swojego pokoju.
O Boże, pomyślałam. Teraz muszę go unikać jeszcze bardziej.
Coś czułam, że to nie będzie takie proste, jakie się wydaje. Z takimi myślami rzuciłam się twarzą na łóżku i zaczęłam krzyczeć z frustracji w poduszkę. Chociaż trochę dało mi to się uspokoić, ale nie na długo. Jak tylko pomyślałam, że juro kolejny dzień szkoły, chciałam wyskoczyć przez okno. Jednak przeszkadzały mi w tym kraty.
- Więzienie. - westchnęłam.
******************************************************************
Hejka :D
Mam nadzieję, że spodobał się rozdział :D
Liczę na komentarze i gwiazdki :*
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top