Rozdział 24
Rozmowa z Vincentem nie poszła tak, jak planowałam. Liczyłam, że albo leży kilka metrów pod ziemią, albo siedzi w pudle. Niestety nie dosyć, że ochoczo podjął się wydzielonego mu zadaniu, to na dodatek powiedział, że chętnie najpierw do nas wpadnie i omówi warunki umowy.
Siedzę teraz na szpilkach z dala od ostrych przedmiotów, żeby nie korciło mnie po sięgnięcie po któryś, jak tylko ten sukinsyn się pokaże.
Zaczęłam go nienawidzić nie tylko dlatego, że nie przyszedł na pogrzeb Liam'a, ale również z powodu Stacy. Był on bowiem jej pierwszym facetem, a gdy tylko nadążyła się okazja do ucieczki z tego więzienia skorzystał bez obejrzenia się ani razu za siebie. Zero pożegnania. Zero podziękowań. Po prostu nic.
Zniknął bez śladu. Kilka miesięcy potem pojawił się po pożyczę. Oczywiście nie udzieliliśmy jej. Nawet nie mieliśmy z czego, on o tym wiedział, a mimo wszystko przyszedł. A na koniec odszedł z pretensjami.
Teraz chce przyjść, jakby nigdy nic. Jeśli myśli, że zostanie mu wybaczone, to niech lepiej się pieprzy. Już bardziej prawdopodobne jest, że pani Green zmieni się w modelkę playboya, niż ja mu przebaczę wszystko co spieprzył.
Nagle w pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi.
- Sam mu otwórz. - syknęłam do Daniela.
- Dlaczego?
- Bo ja prędzej przyjebie mu tymi drzwiami, niż grzecznie wpuszczę do domu. - warknęłam.
- Dobra. - mruknął pod nosem. Dobrze wiedział, że nie żartuję. Po prostu nie trawię tej namiastki mężczyzny.
Danny wstał z miejsca i podszedł do drzwi. Gdy tylko odsunął wszystkie zasuwy i otworzył je na oścież, aż zagotowałam się ze złości. W przejściu stał, jakby nigdy nic Vince. Na ustach miał uśmiech i był wyluzowany. Powinien czuć jakąś skruchę, ale to przecież Vincent Willis, on zawsze jest bezkarny.
- Ava ! Piękna jak zawsze ! - krzyknął na wstępnie Vince. Zaczął się do mnie zbliżać, a ja po prostu ciskałam w niego piorunami.
- Zrób jeszcze jeden krok, a zmażę ci ten uśmiech z ust. - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
Chłopak podniósł ręce do góry w geście poddania.
- Zrozumiałem. - odparł i zasalutował. - Więc co tam u was? - zapytał po chwili pogodnie.
- Danny trzymaj mnie, bo ja go zaraz zatłukę ! - krzyknęłam. Miałam bardzo krótki zapalnik, jeśli chodziło o Klawisza.
- Ava spokój. On ma nam pomóc. Pamiętasz? - odpowiedział mi przyjaciel.
- Tak. - powiedziałam.
Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, aby się choć trochę uspokoić.
- Okey... Przejdźmy do rzeczy. - odparłam spokojnie.
Kolejne trzy godziny Danny tłumaczył Vincentowi co i jak. Chłopak najwidoczniej był nie kumaty, bo co chwilę zwracał na coś uwagę. Po trzecim razie, kiedy przerwał mojemu przyjacielowi, chciałam skoczyć na niego z pięściami.
Na szczęście wszystko w końcu się zakończyło i intruz wyszedł z mojego domu.
- Nareszcie... - wysapałam.
Czułam się wymęczona za wszystkie ostatnie tygodnie.
- Taaa... Teraz trzeba czekać.
Chciałam już coś powiedzieć, kiedy rozległ się dzwonek w moim telefonie. Wyciągnęłam rękę po komórkę, a gdy tylko zobaczyłam imię na ekranie, chciałam wyrzucić go przez okno.
Na samym środku widniało imię James'a.
**************************************
KOMENTUJCIE !
GWIAZDKUJCIE !
Pozdrawiam,
Klaudia :***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top