Rozdział 23
J jak jasność.
A jak abstrakcyjność.
M jak miłość.
E jak emocje.
S jak słońce.
Te pięć słów opisuje chłopaka widzianego moimi oczami. Jest dla mnie jak każda z tych rzeczy, a jednocześnie nic. Nie mogę z nim być. Sprawia, że moje serce chce wydrzeć się z klatki piersiowe, a krew wrze w żyłach. Lecz sprawia tyle bólu, jak nikt inny.
Jest przysłowie, że rodziny się nie wybiera, ale co jeśli on jest taki sam, jak wuj ? Mógł założyć zwykłą maskę na twarz, aby mnie zmylić. Tylko co ja złego zrobiłam?
Urodziłam się ?
- Ava? Żyjesz? - dotarł do mnie głos Daniela. Na szczęście chłopak umiał odegnać ode mnie złe przemyślenia. On i Calum. Tylko ta dwójka pozostała mi na świecie.
- Oddycham. - odparłam i odwróciłam się do niego twarzą.
Miał na sobie stare, wytarte dżinsy i szarą bluzę. A na nogach gościły czarne adidasy. W rękach trzymał dwie jednorazówki z zakupami. Najwyraźniej chciał, abym mu pomogła. Zapewne wołał mnie kilka razy, ale byłam rozproszona myślami.
Już od dłuższego czasu nie obwiniałam się za Liam'a i jestem z siebie dumna. Chłopak zapewne uśmiechałby się teraz.
- Danny?
- Co?
- Znasz kogoś dobrego w hakingu? - zapytałam.
- Może by ktoś się znalazł, a co?
- Potrzebuję takiego kogoś. Muszę zdobyć duuuużo informacji. Coś mi tu nie pasuje. - odparłam jednocześnie zastanawiając się nad czymś.
Kilka miesięcy temu odwiedzili sierociniec rodzice James'a. Po co by mieli tam iść?
Nie wyglądali na ludzi, którzy cieszą się z cierpienia innych. Wręcz na odwrót. A może nie są oni wprowadzeni w interes dyrektora. Może jest jakaś szansa, że James nie jest zły.
Drugą sprawą jest to, że czemu niby ktoś taki, jak Tristan Holmes miałby prowadzić szkołę? Jako bandzior i to w dodatku szef, zarabia od groma pieniędzy.
Znalazłam kilka odpowiedzi, ale za to pytań jeszcze więcej przybyło.
- Mam ! - wykrzyknął Daniel. Przestałam zwracać na niego uwagę, gdy zagłębiłam się w swoich myślach. Teraz jednak spojrzałam na chłopaka z zainteresowaniem.
- Co ? - zapytałam.
- Znam kogoś. Ale to ci się może nie spodobać... - odparł po chwili.
- Kogo? - zadałam ostrożnie pytanie z lekkim wahaniem.
Danny spojrzał mi w oczy, a mi w głowie zapaliła się tak czerwona lampeczka.
- Vincent. - powiedział jedynie.
- O nie ! - wykrzyknęłam od razu.
Vincent "Klawisz" Willis.
Dwudziestoczteroletni mężczyzna o niebieskich oczach i farbowanym irokezie. Facet spod ciemnej gwiazdy. Były mieszkaniec domu dziecka i główny rozrabiaka. A na dodatek jedyny kuzyn Liam'a. Rozstali się w gniewie, a Vince nawet nie przyszedł na pogrzeb mojego przyjaciela. Nienawidziłam tego pieprzonego Klawisza, lecz wiedziałam, że tylko on może nam pomóc. Raz grozie śmierć.
- Dzwoń do niego. - westchnęłam głośno.
Czeka mnie cholernie długi czas z tym sukinsynem.
************************************
KOMENTUJCIE !
GWIAZDKUJCIE !
Pozdrawiam,
Klaudia :***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top