Rozdział 13


Minęły dwadzieścia cztery godziny i pozostały tylko dwie do prywatnych zajęć z panem Jestem Idealny Do Pieprzenia. Nie wiem czemu się na to godzę, ale rozumiem, że za wielkiego wyboru nie mam. Wczoraj jak poinformowałam panią Green, że następnego dnia po szkole będę musiała pójść na korepetycje z algebry, dość mocno mnie opieprzyła. Słuchałam jej tyrady przez dobre trzy godziny, zanim zapytała z jakiego materiału i zrozumiała, że po prostu poprzednia uczelnia nie zdążyła z nami tego przerobić. Jestem tak cholernie zdenerwowana dzisiejszymi zajęciami, że ledwo mogę usiedzieć w miejscu. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że aktualnie siedzę właśnie na tej znienawidzonej lekcji, koło Jamesa, który dzisiaj jest w promiennym nastroju. Uśmiech ma jak z reklamy pasty do zębów. Ciągle się szczerzy. Dwie godziny siedzenia z tym dupkiem są zbytnią karą, jak dla mnie. Jednak nauczycielka tego nie rozumie i zrobiła kolejną karkówkę, którą postanowiła od razu sprawdzić. W dzienniku mam już cztery szmaty z tego przedmiotu, a już nie wspomnę o reszcie.

Najbardziej lubię historię, mimo, że z nauczycielem nie mam najlepszych stosunków. Od naszego małego " incydentu ", uwziął się na mnie. Trzy razy w tygodniu chodzę do odpowiedzi, oczywiście jestem idealnie przygotowana i nic nie może mnie zagiąć. Próbował już wszystkiego od czasów prehistorycznych, po czasy współczesne. Pytał mnie z każdej wojny, po najmniej znaną datę. Odpowiadałam na każde zadane przez niego pytanie poprawnie, nawet się nie zastanawiając. Mam pamięć eidetyczną. Nigdy niczego nie zapominam. Poza momentami, kiedy jestem na haju, albo nachlana. Wtedy film się urywa i koniec z wypominającą Avą. Moja zdolność polega na tym, że każde wspomnienie, tekst jaki przeczytałam, cokolwiek, zostaje zapisane w moim mózgu. Dzięki temu łatwo się uczę, ale muszę najpierw poznać podstawy, co czeka mnie aktualnie na korepetycjach.

Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły te dwie godziny i zadzwonił dzwonek. Z moich rozmyśleń otrząsnął mnie James, który dotknął mojego ramienia.

- Gotowa kochanie na zabawę? - delikatny uśmiech podniósł mu kąciki ust.

- Po pierwsze, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie kochaniem, to złamię ci rękę. A po drugie to nie jest zabawa, tylko korki z algebry. Jeśli coś w tym jest zabawnego, to jesteś dziwny, bardziej niż sądziłam. - warknęłam.

- Chodź księżniczko. - wskazał mi drzwi.

- Coś, chyba powiedziałam o nazywaniu mnie tak. - wkurzałam się coraz bardziej.

- Mówiłaś, że mam cię nie nazywać kochaniem. - obronił się.

- Księżniczko też nie. I w ogóle, żadnych innym przesłodzonym przezwiskiem.

- Skarbie?

- Nie.

- Króliczku...

- Nie, chyba, że chcesz stracić niezbędny narząd do tworzenia dzieci. - moja cierpliwość się kończyła.

- Kociaku....

- Skończ, do cholery jasnej. - wybuchłam.

- Dobra, nie denerwuj się tak. - powiedział i położył rękę na tyle moich pleców, prawie na moim tyłku.

- Jeśli twoja ręka poruszy się choć o milimetr w dół, to pożegnasz się ze swoim małym przyjacielem.

- On nie jest mały, kochanie, ale możesz się sama przekonać. - odparł zarozumiale.

Odwróciłam się w jego stronę, aby dogłębnie powiedzieć mu co o nim myślę, ale błysk w jego oku i poza, przekonały mnie, abym zamilkła. Przecież to nie może być nic trudnego. Tylko godzinka, albo dwie i po sprawie. Wszystko zrozumiem i już nigdy nie będę miała z nim korepetycji. W sumie mogłam poprosić kogoś innego do pomocy, ale jak tylko rozejrzałam się po klasie, nikt mnie nie zachęcił do próby nawiązania kontaktu.

Czy w tej szkole są same tapeciary? Zapewne tak.

*************************

Minęły już cztery godziny, a ja nic, kompletnie nic nie rozumiałam z tego co James do mnie mówił.

- Że jak? - zapytałam chyba po raz tysięczny.

- O, Boże. Mam już dość, jak na dziś. Nic nie zrozumiałaś ?

- W ogóle. Podobno jesteś taki świetny. - warknęłam.

- Próbuję ! Robiłem już wszystko. Nawet zacząłem ci to rysować w formie komiksu. To nic trudnego. - przekonywał mnie zrezygnowany.

- Chyba dla ciebie. Ja nic nie rozumiem. To jest czarna magia.

- Wiesz, że to jest najprostszy temat w tym semestrze, tak? - zapytał.

Jak tylko to zdanie wyleciało z jego ust, całe moje ciało się spięło. Jeśli to było najprostsze, to ja za cholerę nie zdam tego roku.

- Poddaję się. - westchnęłam i rzuciłam się na jego łóżko.

Po chwili mogłam poczuć, jak druga strona materaca się ugina i chłopak kładzie się koło mnie. Jednak ja uporczywie nie chciałam spojrzeć w jego stronę i przyglądałam się sufitowi. Miał ciekawy, biały kolor. Bardzo gustownie. U mnie w domu jest koloru szarego, a w niektórych miejscach podchodził pod żółć, albo zieleń, a nawet czerń, jeśli była tam pleśń, to dość przygnębiające.

- Nie przejmuj się tak. - usłyszałam.

W odpowiedzi jedynie prychnęłam.

- Mówię serio. - powiedział, podparł się na ramieniu i zawisł nade mną.

Teraz jego oczy spoglądały prosto na mnie, a ja nie mogłam odwrócić wzroku. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam jak zagryza dolną wargę. Nie mogłam nic poradzić na to, że powtórzyłam jego gest. Minęło może dziesięć sekund, albo minut. Nie wiem. Nie mogłam znieść jego widoku i zamknęłam oczy. Poczułam jak nachyla się nade mną. Chciałam już coś powiedzieć, kiedy jego usta otarły się o moje. Ze świstem wciągnęłam powietrze i skamieniałam. Nie wykonałam najmniejszego ruchu, jego wargi powoli poruszały się na moich. Czekał na reakcje, którą oddałam, gdy tylko zaczęłam nad sobą panować. Chciałam go odepchnąć, ale jak tylko wziął w zęby moja dolną wargę, pękłam. Oddałam pocałunek. Nie zajęło nam długo, aby dołączyć języki. To wszystko było tak cudowne, namiętne. Nie mogłam się powstrzymać od jęku, który opuścił moje usta. Czułam, kiedy James mruknął z uznaniem, jak tylko natrafił na kolczyk w języku. Zaczął się nim bawić. Kochałam to uczucie, było takie dobre, że nawet nie wpadło mi do głowy, aby przestać. Jednak, każda bajka kiedyś się kończy.

Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wróciłam do rzeczywistości i zaczęłam odpychać chłopaka.

- Zostaw. - mruknął James.

- Nie. Odsuń się. - powiedziałam pomiędzy pocałunkami.

Najwidoczniej dość trudno odepchnąć tego faceta. Sięgnęłam na szafkę po telefon, aby ujrzeć na wyświetlaczu zdjęcie Liama.

- Halo? - zapytałam odbierając i lekceważąc chłopaka wiszącego nade mną. Jego chmurna mina nie wróżyła nic dobrego.

- Gdzie jesteś? -zapytał mój przyjaciel.

- Jeszcze na korkach, a co?

- Zbieraj się. Stacy znika. - odparł.

- Co?! - podniosłam się prędko, tym samym spychając Jamesa.

- Ktoś z Wirginii ją dziś zaadoptował.

- Już jadę. - powiedziałam i się rozłączyłam.

Czym prędzej zaczęłam zbierać swoje rzeczy i bez słowa pożegnania wybiegłam z domu chłopaka, aby jak najprędzej znaleźć się u siebie.

To nie możliwe, że Stacy mnie zostawi, myślałam gorączkowo.

Proszę, tylko nie z tą bandą idiotów.


*********************************************************

Heeej :)

Jutro najprawdopodobniej dodam ostatni rozdział ( ale nie opowiadania :D ), wyjeżdżam w niedzielę na okrągły tydzień :<

Dlatego w piątek, albo sobotę pojawi się rozdział :/

Niestety tam gdzie jadę nie bd neta :'(

Piszcie komentarze, chcę wiedzieć, że się podoba i :D

Pozdrawiam,

Klaudia :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top