Rozdział 11
Minęła jedna noc w tym pokoju, a ja już nie czuję kończyn. Przez cały czas, ja i Liam trzymaliśmy się tak blisko siebie, jak to możliwe. Jednak to za wiele nie dało. Około trzeciej w nocy, tak mocno wiał wiatr, że zerwał karton z okna, który służył zamiast szyby. Próbowaliśmy go przykleić na swoje miejsce, ale to nie było możliwe. Przez długie cztery godziny siedzieliśmy ściśnięci w kącie tak bardzo, aż nie mogliśmy odróżnić, gdzie zaczyna się każde z nas, a gdzie kończy. Wiatr śmigał po całym pomieszczeniu, tak bardzo, że moje ciało nie potrafi normalnie funkcjonować. Oczekiwaliśmy tylko, aż wybije siódma rano i nas stąd wypuszczą. Wczoraj kilka razy próbowaliśmy otworzyć drzwi, ale zostały zamknięte na klucz. Pewnie domyślali się, że spróbujemy wyjść. Nie mam pojęcia, która już jest godzina, ale mam nadzieję, że blisko końca tej agonii.
- Zi-imno mi. - jąkałam się.
Liam próbował oddam mi trochę ciepła swojego ciała, ale był tak samo wyziębiony jak ja.
- Jeszcze trochę. Kilka minut. - wyszeptał.
- Sk-k-kąd wiesz? - zapytałam.
- Widzę po wschodzącym słońcu. Wytrzymaj jeszcze trochę.
Położyłam głowę na jego ramieniu i czekałam. Zamykały mi się już oczy, kiedy drzwi się otworzyły z cichym skrzypnięciem. W nich ujrzałam pana Ivana. Ze wszystkich ludzi w tym ośrodku, najbardziej gardzę nim. Cholerny zboczeniec. Zdarzyło się kilka razy, że przyłapałam go na podglądaniu mnie pod prysznicem, albo wchodzeniu nocą do pokoju, gdy " spałam ". Od tamtej pory, zawsze, ale to zawsze próbuje być z kimś, kiedy aktualnie on ma zmianę. Nigdy nie jestem sama. Nienawidzę samotności.
Zostawił mnie już prawie każdy, a o tych nielicznych walczę.
- Wyłaźcie i szykować się do szkoły. - warknął i przepuścił nas w progu.
Pierwszy wstał Liam i podał mi rękę. Nie mogłam ustać na nogach, stanowiło to dla mnie wyzwanie. A widząc kpiący uśmiech tego sukinsyna, wiedziałam, że on to wie. Najwidoczniej świetnie się bawi. Gdy już jakoś utrzymywałam się w pionie, ruszyliśmy do wyjścia. Pierwszy przeszedł Li, a gdy tylko mijałam Ivana klepnął mnie w tyłek. Mocno. Poleciałam na plecy przyjaciela i mogłam poczuć jak się spiął. Chciał się już odwrócić i przywalić mężczyźnie, ale na to nie pozwoliłam. Złapałam go w pasie i przytuliłam się do niego.
- Chodźmy stąd. - szepnęłam.
Przyśpieszyliśmy kroku, aby Ivan za nami nie nadążył i szybko wpadliśmy do naszej stałej sypialni. Podbiegłam czym prędzej do komody i wyciągnęłam ciuchy, następnie udałam się do łazienki wziąć prysznic. Oczywiście woda była lodowata, co wcale nie pomogło na moje mięśnie. Prędko się opłukałam, ubrałam i wyszłam. Na korytarzu już czekała, cała czwórka. Bez żadnego słowa udaliśmy się do szkoły.
********
Minęły cztery godziny i była pora lunchu. Byłam już bardzo głodna, Liam tak samo, ale nawet nie weszliśmy na stołówkę. Zamiast tego udaliśmy się do biblioteki. Każdy szeptał, spoglądał na nas i wystawiał palce.
Najbliższej dziewczynie, która tak zrobiła miałam zamiar go złamać, ale się powstrzymałam. Zaczęłam liczyć.
1... wdech...
2... wydech...
3... wdech...
4... wydech...
5... wdech...
6... wydech...
7... wdech...
8... wydech...
9... wdech...
10... wydech...
Byłam już spokojna, kiedy otworzyłam oczy i oczywiście w zasięgu moje wzroku znalazł się dupek.
- O nie... - jęknęłam i oparłam się Liama.
- Co? - zapytał.
- Dupek na dwunastej.
Li podążył oczami w tamtą stronę i tylko westchnął.
- Nie warto. Już i tak mamy kłopoty.
- Racja. - poparłam go.
Najzwyczajniej w świcie złapaliśmy się za ręce i udaliśmy do pierwszego wolnego stolika, aby spokojnie spędzić czas. I tak by się stało, gdyby nie dłoń na moim tyłku.
- Zabiję go. - warknęłam i się obróciłam.
............... ciąg dalszy nastąpi.............
*******************************************************************
I na tym na razie skończę :D
Chcę pod tym rozdziałem zobaczyć pod groma komentarzy i votes :D
I nie chcę oszustw w stylu, że jedna osoba pisze 12 :D
Takie też mogą być, ale bd liczone jako jeden :D
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top